W ciszy lepiej słychać Boga. taka różnica, fundamentalna.
Poz a tym polecę Ratzingerem (dziś BXVI) : "To, co się stało po soborze, było czymś innym: w miejsce liturgii będącej owocem stałego rozwoju, wprowadzono liturgię sfabrykowaną. Zrezygnowano z życiowego procesu wzrostu i stawania się, aby przystąpić do fabrykowania. Nie chciano już kontynuować dokonującego się przez wieki stawania się i dojrzewania żywego organizmu, a zastępowano to, w sposób właściwy produkcji technicznej, fabrykowaniem, czyli banalnym produktem chwili."
Myślę, że pobożność może wzrastać jedynie w wyniku modlitwy, a nie tej, czy innej formy liturgicznej. Nie ma zatem co oczekiwać, że jak się przejdziesz na Mszę w starym rycie, to z automatu pojawi Ci się aureolka nad głową
Msza śpiewana, choć zapewne dostojniejsza i bardziej wyciszona niż NOM, nie daje jeszcze możliwości bezpośredniego obcowania z treścią mszalika. Za dużo cały czas się dzieje. Aby to osiągnąć, trzeba wybrać się do pustelni, czyli na Mszę cichą. Tam rzeczywiście można kontemplować, smakować po kawałku modlitwy mszalne i docenić ich wielkość.
O 21.30 w radiowej 'dwójce' (104,9) w godzinnej audycji Michała Nowaka Adam Strug mówił będzie o wpływie zmian posoborowych na muzykę kościelną w Polsce. Zachęcam do słuchania audycji! [DG]
Ciężko chyba byłoby mnie nazwać tradsem z wielu powodów ale uważam że 100% racji jest w argumentach o tym że kryzys Kościoła ma duży związek z kryzysem liturgii.
Moje zainteresowanie Tridentiną (Greg nie spal mnie na stosie pliz zaczęło się od refleksji jak piękna, bogata i w każdym geście pełna autentycznego szacunku i uwielbienia dla Bożej Obecności jest liturgia prawosławna - w porównaniu z typowym parafialnym NOM-em.
Kilka z brzegu przykładów: inscenizacje (z oklaskami) zamiast homilii, loterie fantowe dla dzieci albo zachowanie wielu księży podczas Najświętszej Ofiary.
Czy to znaczy że konieczna jest liturgia bogata, śpiewana i z pełną pompą żeby doświadczyć spotkania z Bogiem? Oczywiście, że nie ale niedbalstwo liturgiczne przenika dalej, nasiąkamy nim mimowolnie i nic potem dziwnego że wielu regularnie chodzących do Kościoła wiernych traktuje Ciało Chrystusa jak zwykły opłatek a Jego rzeczywistą Obecność w Najświętszej Ofierze jak figurę retoryczną.
Niedbalstwo liturgiczne to delikatnie rzecz biorąc brak szacunku do Najświętszej Ofiary. Mniej delikatnie ujmując : to bluźnierstwo wobec Obecności samego Chrystusa
KotekMamrotek: nie ma czegoś takiego jak liturgia prawosławna. Jest za to Niebiańska Liturgia Jana Chryzostoma, uświadczysz ją u greko-katolków (po ukraińsku, w Warszawie) gdzie spokojnie możesz uczestniczyć w pełni.
Nie czepiam się, tylko chciałem uściślić. Termin "prawosławni" jest terminem wprowadzającym w błąd, bo to heretycy i schizmatycy w jednym. Krzywosławni byłoby bardziej odpowiednie ;-P
juka: wiesz ja na tao patrzę inaczej: mam do wyboru Mszę święta w NFRR 100% katolicką i NOM, który jest beznadziejnym produktem fabrycznym kurialistów w dodatku z wątpliwą wartością katolicyzmu. Jeśli chodzi o zbawienie (a przecież to najważniejsze) to co mam z tych dwóch wybrać? Pytam o Twoje zdanie.
Juka, to moze wlasnie dlatego, ze rzadko widujesz niedbala Msze. U mnie jest smutna norma: - nietrzymanie sie mszalu, jakiegokolwiek! - samowolne wywalanie z Mszy niedzielnych np. drugiego czytania (a Ewangelie moze przeczytac np. jakas pani z rady parafialnej, kazanie wyglosi pan na etacie w kurii albo bibliotekarka z biblioteki parafialnej...), Credo(!!!) itd. Nie klekamy, bo jestesmy Pana Boga partnerami, a nie slugami i mamy z nim rozmawiac po partnersku - wyjasnienie oficjalne. Zaoszczedzony czas przeznaczamy np. na znak pokoju kazdy z kazdym oraz jakies elementy choreografii wlasnej ksiedza, w stylu "a teraz na oltarzu kazdy zapali mala lampke i pomysli, jakie ma zyczenie na nadchodzace swieta" albo kazdy dostanie do zjedzenia bulke, bo Komunia to przeciez chleb... - kazania, ktore sa wyrazem jawnego nieposluszenstwa Papiezowi, jak trafilam na apoteoze Hansa Künga, to naprawde mna rabalo wewnetrznie. - brak przygotowania katechetycznego dla dzieci, katecheze prowadza matki bez zadnego przygotowania, zaangazowania itd. , obowiazkowy w parafii jest Halloween, a jakies tam bzdety w stylu spowiedz przed Pierwsza Komunia sie olewa. - Komunia chipsoow-nareczna, rozdawana przez panie, ksiadz siedzi w tym czasie i sie chichra z ministrantkami, do Komunii ida wszyscy, bez spowiedzi, konkubenci itd.
I pare takich.
Na misji polskiej jest lepiej (ksieza normalni, z diecezji tarnowskiej, tyle ze regularnie im sie zapomina, ze JP II jest ciagle blogoslawionym, a nie swietym i jak masz AZ dwoje dzieci, to ponoc antykoncepcja juz nie jest grzechem, bo jestes na granicy poswiecenia... jak w konfesjonale ksiadz uslyszal, ze o malo co mielibysmy trzecie, a czwarte tez pewnie bedzie, jak sad rodzinny wreszcie przemieli nasz wniosek o rodzine zastepcza, to mi nie chcial dac pokuty, bo aureolke zobaczyl - to nie jest traktowanie, ktore doprowadzi do czegokolwiek innego niz rozrost pychy!). Natomiast moj maz jest jezykowo wylaczony tam, moze sobie postac i popatrzec.
W parafii lasandrystycznej: - jest regularna spowiedz, konfesjonaly, kleczniki - odprawia sie pelne Msze, odprawia sie Msze w swieta takie jak np. 15.08. (w normalnych kosciolach nie!!!) - sa czuwania, rozaniec itd. - jest dobra, zwarta katechizacja dzieci, przygotowanie do sakramentow - nikt nikomu nie wylicza, sa rodziny i z siodemka - w czasie Mszy mnie zadne babsko nie ciaga za rekaw, zebym spiewala glosniej i misia jej graba dala... jak mam ochote adorowac, to to robie - Komunia jest rozdawana godnie - wyjazdy dla dzieci odbywaja sie z ksiedzem i na tematy religijne, a nie np. pod haslem "muzyka od Elvisa do Tokio Hotel" (to tegoroczny z naszego dekanatu "normalnego") - jest prowadzona praca duszpasterska, skutkiem czego moj maz wie, ze ma isc do spowiedzi czesciej niz z okazji wlasnej Pierwszej Komunii, a potem slubu....
W Mszy Trydenckiej jest sacrum, z ktorego odarto zupelnie te wariacje na temat NOMu.
Nie ma tych przeslodzonych bab, ktore lataja wokol oltarza i sie malo nie pobija, ktora powie kazanie. Za to sa normalni ludzie... a nie jak w "oficjalnym" kosciele, pustka. Nasz proboszcz de iure (ten, ktoermu chcemy podac papierek, ze przestajemy placic podatek) jak widzi moje dzieci w kosciele (czasami wchodzimy na modlitwe, jak np. wracamy w przedszkola), to za nimi lata ze slodyczami, zeby kiedys jeszcze chcialy przyjsc. Bo zadne inne dziecko w miescie prawie 30 tys. mieszancow nie przychodzi z rodzicami tak po prostu.
Jeszcze jedno, a propos dzieci. Moje po tych wszystkich dzieciowych NOMach (polskich tez, moja mama kocha do jezuitow prowadzac) sa w kosciele nieznosne, bo im sie nudzi, bo nie ma gitary, nie ma osiolka, nie ma cukierkow. Na Tridentinie sa ciche, spokojne, mowia nie o cukierkach, tylko o Panu Jezusie. Jak sie zmecza, to najwyzej usypiaja w lawce i nikt z tego problemu nie robi.
Jezeli okazyjnie trafisz na patalacha, to pewnie sie nic nie stanie. Ale jezeli bedziesz w takich warunkach, jak opisalam wyzej, wychowywac dzieci, to masz marne szanse na przekazanie im wiary. A to juz jest jakis punkt w temacie "od czego zalezy moje zbawienie".
Komentarz
Poz a tym polecę Ratzingerem (dziś BXVI) : "To, co się stało po soborze, było czymś
innym: w miejsce liturgii będącej owocem stałego rozwoju, wprowadzono
liturgię sfabrykowaną. Zrezygnowano z życiowego procesu wzrostu i
stawania się, aby przystąpić do fabrykowania. Nie chciano już
kontynuować dokonującego się przez wieki stawania się i dojrzewania
żywego organizmu, a zastępowano to, w sposób właściwy produkcji
technicznej, fabrykowaniem, czyli banalnym produktem chwili."
Msza śpiewana, choć zapewne dostojniejsza i bardziej wyciszona niż NOM, nie daje jeszcze możliwości bezpośredniego obcowania z treścią mszalika. Za dużo cały czas się dzieje. Aby to osiągnąć, trzeba wybrać się do pustelni, czyli na Mszę cichą. Tam rzeczywiście można kontemplować, smakować po kawałku modlitwy mszalne i docenić ich wielkość.
Mówi właśnie ks. Stehlin
Zerknij na msza.net do katechizmu dla konwertytów.
- nietrzymanie sie mszalu, jakiegokolwiek!
- samowolne wywalanie z Mszy niedzielnych np. drugiego czytania (a Ewangelie moze przeczytac np. jakas pani z rady parafialnej, kazanie wyglosi pan na etacie w kurii albo bibliotekarka z biblioteki parafialnej...), Credo(!!!) itd. Nie klekamy, bo jestesmy Pana Boga partnerami, a nie slugami i mamy z nim rozmawiac po partnersku - wyjasnienie oficjalne. Zaoszczedzony czas przeznaczamy np. na znak pokoju kazdy z kazdym oraz jakies elementy choreografii wlasnej ksiedza, w stylu "a teraz na oltarzu kazdy zapali mala lampke i pomysli, jakie ma zyczenie na nadchodzace swieta" albo kazdy dostanie do zjedzenia bulke, bo Komunia to przeciez chleb...
- kazania, ktore sa wyrazem jawnego nieposluszenstwa Papiezowi, jak trafilam na apoteoze Hansa Künga, to naprawde mna rabalo wewnetrznie.
- brak przygotowania katechetycznego dla dzieci, katecheze prowadza matki bez zadnego przygotowania, zaangazowania itd. , obowiazkowy w parafii jest Halloween, a jakies tam bzdety w stylu spowiedz przed Pierwsza Komunia sie olewa.
- Komunia chipsoow-nareczna, rozdawana przez panie, ksiadz siedzi w tym czasie i sie chichra z ministrantkami, do Komunii ida wszyscy, bez spowiedzi, konkubenci itd.
I pare takich.
Na misji polskiej jest lepiej (ksieza normalni, z diecezji tarnowskiej, tyle ze regularnie im sie zapomina, ze JP II jest ciagle blogoslawionym, a nie swietym i jak masz AZ dwoje dzieci, to ponoc antykoncepcja juz nie jest grzechem, bo jestes na granicy poswiecenia... jak w konfesjonale ksiadz uslyszal, ze o malo co mielibysmy trzecie, a czwarte tez pewnie bedzie, jak sad rodzinny wreszcie przemieli nasz wniosek o rodzine zastepcza, to mi nie chcial dac pokuty, bo aureolke zobaczyl - to nie jest traktowanie, ktore doprowadzi do czegokolwiek innego niz rozrost pychy!). Natomiast moj maz jest jezykowo wylaczony tam, moze sobie postac i popatrzec.
W parafii lasandrystycznej:
- jest regularna spowiedz, konfesjonaly, kleczniki
- odprawia sie pelne Msze, odprawia sie Msze w swieta takie jak np. 15.08. (w normalnych kosciolach nie!!!)
- sa czuwania, rozaniec itd.
- jest dobra, zwarta katechizacja dzieci, przygotowanie do sakramentow
- nikt nikomu nie wylicza, sa rodziny i z siodemka
- w czasie Mszy mnie zadne babsko nie ciaga za rekaw, zebym spiewala glosniej i misia jej graba dala... jak mam ochote adorowac, to to robie
- Komunia jest rozdawana godnie
- wyjazdy dla dzieci odbywaja sie z ksiedzem i na tematy religijne, a nie np. pod haslem "muzyka od Elvisa do Tokio Hotel" (to tegoroczny z naszego dekanatu "normalnego")
- jest prowadzona praca duszpasterska, skutkiem czego moj maz wie, ze ma isc do spowiedzi czesciej niz z okazji wlasnej Pierwszej Komunii, a potem slubu....
W Mszy Trydenckiej jest sacrum, z ktorego odarto zupelnie te wariacje na temat NOMu.
Nie ma tych przeslodzonych bab, ktore lataja wokol oltarza i sie malo nie pobija, ktora powie kazanie. Za to sa normalni ludzie... a nie jak w "oficjalnym" kosciele, pustka. Nasz proboszcz de iure (ten, ktoermu chcemy podac papierek, ze przestajemy placic podatek) jak widzi moje dzieci w kosciele (czasami wchodzimy na modlitwe, jak np. wracamy w przedszkola), to za nimi lata ze slodyczami, zeby kiedys jeszcze chcialy przyjsc. Bo zadne inne dziecko w miescie prawie 30 tys. mieszancow nie przychodzi z rodzicami tak po prostu.
Jeszcze jedno, a propos dzieci. Moje po tych wszystkich dzieciowych NOMach (polskich tez, moja mama kocha do jezuitow prowadzac) sa w kosciele nieznosne, bo im sie nudzi, bo nie ma gitary, nie ma osiolka, nie ma cukierkow. Na Tridentinie sa ciche, spokojne, mowia nie o cukierkach, tylko o Panu Jezusie. Jak sie zmecza, to najwyzej usypiaja w lawce i nikt z tego problemu nie robi.