Wcześnie rano (ja zaspana) dzwoni do mnie pani z urzędu i mówi, że we wniosku napisałam ,że dołączam jeszcze akt urodzenia dziecka, ale oni nie mogą go nigdzie znaleźć. Ja oburzona, że znowu coś zgubili (przecież byłam już u nich 3 razy) mówię że na 100% był! Następnego dnia pani znów dzwoni i tłumaczy się, że razem z koleżanką cały dzień wczoraj szukały i aktu chrztu nie ma! Ja.....YYYYYYY....aktu chrztu? Okazało się, że we wniosku napisałam "akt chrztu".......myślałam, że padnę!!! Pani chyba też!!
Mój tata parę lat do tył....chciało mu się pić więc wszedł do sklepu i mówi: -poproszę "siedem A Pe" -co? -no tamten napój -aaa seven UP więcej tam nie kupował
W temacie języka... Nasz trzylatek wciąż jeszcze zamienia głoskę "s" na "h". Często mu się zdarza mówić: "Ja ham! Ja ham! A czasami też o innych. Niewtajemniczeni czasami dziwnie patrzą.
Nie miałam podziękuj, ale tak śmiesznego wątka jeszcze nie było. Weszłam tu w nocy i po dwóch stronach spłakałam się za wszystkie czasy ^:)^ na kołysankę się nie nadaje
W LO w prima aprilis wymyśliłyśmy z koleżankami, że wejdę między ścianę a szafę w klasie, w taki róg gdzie stałą miotła itp i będę tam stać owinięta karimatą. A jak będzie czytanie listy i pani od historii (bardzo sroga) przeczyta moje nazwisko, wyskoczę zza karimaty i krzyknę "jeeeesteeeem!".
Jednak lekcja zaczęła się strasznym opierniczem od pani Psorki w związku z wydarzeniami szkolnymi - niektóre z dziewcząt z mojej klasy źle się zachowały na wycieczce klasowej. Po czymś takim nie mogłam wyskoczyć zza szafy. Dostałam nieobecność. Stałam więc tam przez całą bitą lekcję. Nigdy jeszcze nie słuchałam tak dokładnie
Jednak - zaraz po końcu lekcji Psorka nie opuszczała klasy, w między czasie nadeszła moja siostra wychowawczyni i lekcja płynnie przeszła w matematykę. Głupio było mi wówczas wyskoczyć, im dłużej tam stałam, tym głupszy wydawał mi się pierwotny pomysł. Na lekcji siostra wychowawczyni podeszła do regału tuż koło mnie i zaczęła w nim grzebać w poszukiwaniu tablic matematycznych. Nagle rzekła "A co to tu stoi? Karimata?" I pociągnęła za materiał. Z krzykiem odskoczyła do tyłu kiedy mnie ujrzała, rękę położyła na sercu i pyta: "A co ty tu robisz???" A ja: "Eeee...musiałam zasnąć" i udawałam dopiero co wybudzoną.
U nas w szkole nie można było mieć krótkich włosów - obowiązywały fryzury dziewczęce. Zdarzyło się tak, że miałam krótkie włosy, kiedy przyszłam do szkoły i siostra dyrektor na apelu zawołała mnie na scenę przed całą szkołę i powiedziała, że właśnie takich fryzur sobie nie życzy i mam zapuszczać włosy i "uczynić je bardziej dziewczęcymi".
Jakiś czas później pojechałam do rodziny do niewielkiego miasteczka w odwiedziny i ciotka wysłała mnie do fryzjera aby odrastającym włosom nadał jakiś kształt. Powiedziała, że fryzjer będzie "po schodkach". No to poszłam szukać tego fryzjera. Znalazłam na następnej ulicy - fryzjera po schodkach w dół. Był to starszy pan, w okularach. To mnie jeszcze nie zaniepokoiło, ale stało się tak, kiedy wziął maszynkę do włosów i zapytał " To jak się nazywasz chłopcze?". W okresie nastoletnim byłam niezwykle nieśmiała. Zniżyłam głos i rzekłam: "hmm... Darek."
Moje ciotki dostały niemal zawału, a w szkole dostałam łatkę "największego buntownika", który po wywołaniu przez Dyrektorkę na scenę ośmiela się przyjść we fryzurze "na poborowego"
Edit: Fryzjer "po schodkach" był w tym samym bloku, tylko napis "solarium" mnie odstraszył. Tamten był oczywiście męski - a w szkole miałam ksywę Marian
Moja koleżanka nie cierpi bizuterii. W związku z tym nie nosi też obrączki. Kiedyś poszła z mężem do sklepu a'la Saturn. Rozdzielili się, każde z nich poszło na swój dział. W pewnym momencie zaczęła wypatrywać go między półkami. Podchodzi do niej sprzedawca i pyta, czy moze coś doradzić, a ona na to: nie, wie pan, ja tylko męża szukam. Po chwili dotarło do niej co powiedziala i jak to wyglądało...
A propos wpadek ciążowych, wcześniej miałam takie jak koleżanka Katarzyny, kobieta bez dzidy w brzuchu, a ja się pytałam kiedy rodzi, więc zwiększyłam czujność.
Byłam na większych urodzinach 40tych znajomego (ja byłam najmłodsza - przed 30) - wszyscy w tym wieku 40 i starsi. Przez calą imprezę zastanawiałam się, czy ta 'starsza pani' po czterdziestce jest w ciąży... i doszłam, że pewnie nie, bo w tym wieku I póżnym wieczorem Pani się żegna, mówiąc, że Ona już idzie, bo jej stan i w ogóle... Ja się pytam jaki stan (a była w 9msc) - Ona, że niedługo rodzi przecież.. Ja na to na cały głos - NAPRAWDĘ? NIEMOŻLIWE!
moich sytuacji pewnie worek by sie uzbierał-części jednak wstydam sie opowiadać;) Kilka wymaga zademonstrowania, wiec kiedys na jakiejśc imprezie może?;;)
ale dzięki Tobie@Haku przypomniałam sobie zdarzenie, które miało miejsce dawno temu:
Dla usprawiedliwienia musze zrobić wstęp,że było to przed nawróceniem, kiedy wiodłam nieco inne życie;)
Rzecz ma miejsce w Warszawie.
Wracając w nocy z różnych melanży i imprez, znalazłam sobie taki myk, że zachodziłam do piekarni i prosiłam o jakieś bułki, albo chleb. Tym sposobem w swoim mieście znałam już wszystkich piekarzy i nie rzadko jeszcze do chaty rodzicom ten chleb przynosiłam. W ogole lubiłam ten klimat pracy w piekarni i czasem tam sobie posiedziałam z piekarzami.
No i właśnie w tej Warszawie (akurat tam pomieszkiwałam) wracałam w nocy gdzieś przez jakieś osiedle z kumplem i kumpelą. Byliśmy już troche głodni, i widząc jakąs piekarnię, namówiłam kumpelę, aby ze mną poszła zagaić i poprosic o bułki. Nasz kolega został przed bramą, palił sobid fajkę i miał tam na nas poczekać. Kiedy już miałysmy zadzwonić do piekarni, akurat otworzyły sie drzwi i zaczęły wyjeżdżac stojaki z goracymi bułeczkami.Wystawiono je moze po to żeby ostygły? Chciałyśmy sobie wziać po kilka buł i zmykać. Włożyłyśmy sobie po dwie były do kieszeni i usłyszałyśmy,że piekarze jadą z nastepną turą, Głupio nam było już pytać o te bułki, bo już je wzięłysmy. Stanełysmy więc przy ścianie, a oni otwierajac drugą pare drzwi, zakryli nas nimi i zostałyśmy za nimi. Stałyśmy tam bojac sie ruszyć, a oni w tym czasie gadali i chyba gdzieś przekładali to pieczywo.
W pewnym momencie usłyszałysmy wkurzony głos naszego kolegi, który krzyknął do tych piekarzy (było ich dwóch) - GDZIE SĄ DZIEWCZYNY, k...????
Piekarze ze zdziwieniem -JAKIE DZIEWCZYNY, k....? -JAK TO JAKIE DZIEWCZYNY? POL GODZINY TEMU WESZLY DO PIEKARNI dwie DZIEWCZYNY i z niej nie wyszły .! JAK NIE POWIECIE GDZIE ONE SA, TO IDE DZWONIC NA POLICJE, ZBOCZENCY JEDNI!
(był coraz bardziej wkurzony i nakręcony)
Faceci na szczęscie chyba pomysleli, ze to jakis pomyleniec, bo jak gdyby nigdy nic weszli do piekarni.
Wyleciałyśmy w koncu zza tych drzwi i jeszcze ochrzaniłysmy tego kumpla, że taką zadymę zrobił. On ochranił nas, pokłóciliśmy się i nie dostał bułki
Gafa w wydaniu mojego męża, którą do końca życia będę mu wypominać:
na naszym weselu trzykrotnie (za trzecim razem usłyszałam) prosił mojego wysoko postawionego wujka, aby doniósł na stół wina (tonem nie znoszącym sprzeciwu).
Wujek miał taką samą kamizelkę jak podający kelnerzy;)
* Całkiem niedawno na jednym ze szkoleń, które prowadziłam czekałam na pana 'technicznego" aby pomógł mi podłączyc sprzęt
Kiedy przyszedł ł pan, bardzo sie spieszyłam, bo wchodzili już ludzie niemalze włożyłam mu kable i przedłuzacze do rąk, a sama zanurkowałam pod biurko
ale okazało się,ze to był pan dyrektor i przyszedł mnie przedstawić
Na nauce jazdy uczono mnie, żeby auto zostawiać na ręcznym i na luzie. Moje auto - mój luz. Raz odbierałam auto od blacharza, przekręciłam kluczyk i auto "kicnęło" do przodu, bo było na "1". Rypnęłam w auto przede mną, ale rezonu nie straciłam, wyszłam i opierniczyłam pracowników, że jakiś gamoń zostawił MOJE AUTO na biegu!!! U mnie się nic nie stało, a to drugie auo stało tam "do klepania", ale z innej strony. Faceci byli jednak w takim szoku, że zaczęli mnie przepraszać i mówić, że oni sobie poradzą i przy okazji tamtemu wyklepią też tył. Tylko, żebym się już nie denerowałam.
Drugi raz zrobiłam ten sam numer u wulkanizatora. Rymnęłam w ścianę, aż wisząca półka z jakimś warsztatowym asortymentem zwaliła mi się na maskę i przed. Wysiadłam i zapytałam, czy pomóc to zbierać, ale panowie jakoś bardzo skwapliwie zapewniali mnie, że nie ma takiej potrzeby i żebym już sobie jechała. Nosiłam wówczas ognisto-czerwone włosy, hehe...
Inna historia, w której już nie ja byłam bohaterem... Udział biorą: młode małżeństwo, ich mniej niż 3-letni syn i krewna żony. Synek był przebierany, ciotka miała syna w identycznym wieku, przygląda się i głupio zagaduje do matki. - Mój X ma takiego małego siusiaka, a twój Y takiego dużego. Na co syn: Ciociu, ja to jeszcze nic, ale mój tatuś to dopiero ma!. Żonie może i poczuła dumę, krewna miała może kolejny powód do zazdrości, za to mąż nie wiedział, gdzie się schować. Na tym zakończyły się kąpiele z ojcem i pewnie maluch nie pamiętałby o zdarzeniu, gdyby nie jego mama, która opowiada tę anegdotę dość często, robiąc obciach mężowi...
Kolega opowiadał, że w technikum wybrali się z kolegami do sporego sklepu wielobranżowego z puszką po towocie za pazuchą, do której zapakowali czegoś w rodzaju nutelli. Kamer wówczas nie było. Kupili bułki, zapakowali puszkę do koszyka, podeszli do kasy i płacą. No i na miejscu otworzyli dekielek, wzięli buły, unurzali je w "towocie" i zacęłi się zajadać ze smakiem. Kasjerka prawie zeszła, no i była jakaś awantura...
I jeszcze jedno mi sie przypomniało z ostatniego czasu
wracałam razem z kolegą ze wschodu PL, ze szkolenia. Nie było mnie domu kilka dni i zawsze dzieciakom kupuje po jakiejś pierdułce. Przypomniałam sobie o tym już na stacji paliw, kiedy tankowalismy.
Weszliśmy zapłacić a tam wyjąkowo długa kolejka facetów. No nic. Stanęliśmy , a ja z daleka zauważyłam jakieś takie male , kolorowe ludziki ładnie opakowane. Stały na ladzie. Pomyślałam o dzieciach i pytam pani
"Przepraszam, A CO JEST TAKIE KOLOROWE?" a ona: "PROSZE PANi, TO SĄ PREZERWATYWY!"
Mieszkajac jeszcze z rodzicami na osiedlu domków jednorodzinnych, gdzieś własnie szłam odstrojona w szpilkach, mini, z małą torebeczką Kiedy wychodziłam, mama dała mi reklamówkę z jakimiś papierami do wywalenia. zeby nie zapychac śmietnika, poszłam na przeciwko wrzucic do ogólnego, blokowego kontenera No i trzymajac w jednej ręce reklamówkę, a w drugiej torebkę
wrzuciłam nie to , co trzeba
No nic. Wlazłam tam na górę i zaczynam się nachylać i nachylać... akurat pech chciał że mało tych śmieci tam było
Nurkujac tam, poczułam,ze dodatkowo mi kiecke podwiało do góry i nagle słyszę głos "dzien dobry!"
wychyliłam sie
a tam sąsiad lekarz
"OCH<, pani Dagmarko, pani to taką ozdobą naszego osiedla jest" >:D<
Zamiast do Nowego Dworu Maz. pojechałam do Mińska Maz. - pociągiem. Z Piastowa też pociągami miałam pojechać do Legionowa zawieźć ważny papier. Pojechałam. Bez papieru. Wtedy na szczęście miałam czas. )
W podstawówce byłam harcerzem i mieliśmy wystąpić w jakimś przeglądzie konkursowym ze skeczem, który polegał na połączeniu różnych tematycznie audycji radiowych i przeskakiwaniu z jednej na drugą. Początek był taki: - Świnie są jedynym producentem tłuszczu w naszym kraju, dlatego należy uważać... - ... i nie kłaść ich przy otwartym oknie, gdyż mogą się łatwo rozstroić, a wtedy... - ...nie będzie można prowadzić ataku na całej linii bojowej. Itd, na przemian. Sama ten tekst znalazłam, zaproponowałam, przekonałam resztę i byłam lektorem audycji o "Hodowli trzody chlewnej". Wydawało nam się, że mamy wygraną w kieszeni. Zajmujemy miejsca przed jury i liczną publicznością (jakieś 300 osób). No i zaczynam: - Świnie... i zaczynam się rechotać jak głupia, po jakimś czasie się opanowuję i mówię: - Świnie - i znowu ryczę. Zwyzywałam jeszcze audytorium od świń kilkakrotnie, jury miało miny nietęgie, w końcu współlektorzy ściągnęli mnie z podium i na szczęście nie zamordowali, choć mieli ochotę. Jednak długo potem mówili do mnie - Cześć, świnio!, ale wcae się nie śmiali.
Od dziecka mieszkałam w Warszawie. Gdy miałam 18 lat zrobiłam prawko i wszędzie rozbijałam się maluszkiem, słynąc z wyjątkowej orientacji w terenie.
Mając lat 21 poznałam mojego obecnego męża. Jedna z randek zapadła mi głęboko w pamięci. Na pożegnanie tak mnie pocałował, że jak wsiadłam do samochodu to zapomniałam drogi do domu. I tak przez godzinę tułałam się w kółko i nijak nie potrafiłam wrócić. Na siedzeniu obok miałam plan Warszawy, patrzyłam i niby wszystko było jasne, a jednak trafić nie mogłam. Zwiedziłam, bielany, chomiczówkę, nawet po kilka razy jedno miejsce. Tylko z przerażeniem patrzyłam na wskazówkę paliwa jak opada.
Kiedy miałam ok. 10 lat byłam słuchaczem studium organistowskiego. Na zakończenie roku przyjechał biskup. Miałam zagrać po Mszy Św. modulacje w górę koła kwintowego dla gam majorowych na starych pisczałkowych organach i w dodatku na 3 ręce, bo kolega - rówieśnik miał jedną rękę jakąś improwizację melodyczną grać (improwizacja została wcześniej spisana). No i w połowie "koła" sie tak zasłuchałam w to, co wygrywa kolega, że się pomyliłam i już nie zdołałam się odnaleźć z nerwów. Tak mi było łyso, że nie zlałam z chóru do biskupa odebrać dyplom z jego rąk.
Szwagier opowiadał jak to jego kumpel umówił się z kobietką na randkę...Poznali się przez ogłoszenie matrymonialne w gazecie...A więc umówili się w kawiarni na starówce w Warszawie...on miał mieć gazetę a ona różę...takie znaki rozpoznawcze...Gościu przyszedł wcześniej zamówił herbatkę i czeka...Po jakimś czasie podchodzi do niego śliczna babka z różą i się przedstawia: Piękna gość na to : Przesada
Pani się strasznie zaczerwieniła, odwróciła na pięcie i wyszła...On za nią pobiegł i po wyjaśnieniach okazało się, że ona nazywa się Piękna a on Przesada...Są już ponad 30 lat małżeństwem i często opowiadają tą historię...
pól roku po ślubie..przychodzę z pracy do domu a mój mąż z dumą podaje mi obiad na talerzu i mówi zrobiłem dla ciebie rybkę smażoną.
Jestem w szoku , bo raczej nigdy nie gotował więc zabieram się za rybę i wypluwam pierwszy chapnięty kęs.
Okazało się, że doprawil rybę...... cukrem pudrem ( nigdy nie jadłam takiego świństwa) ;-)
Wczoraj pojechalam do miasta i zostawiłam dzieci z mężem. Dochodzila juz pora obiadu a ja jeszcze nie wróciłam więc dzwonię do niego: "Daj dzieciom rosół z ryżem - jest w lodówce"
Przychodzę do domu i widze, że jeszczze dwoje dzieci je zupe. Szybko zabieram sie za drugie danie i pytam od niechcenia czy ktos juz jest glodny( bo czesto po zupie dzieciaki maja przerwe na jedzenie drugiego dania) . A tu wszyscy krzyczą , ze chcą jesc.
Ja, zdziwiona,idę do stołu i zaglądam do talerzy dzieci, które jeszcze kończyły zupe a tu....sam rosól bez ryżu.
Pytam mojego M ...a on jakby nigdy nic..: " a ,nie znalazlem tego ryżu i dałem im samą wodę do picia"
Komentarz
-poproszę "siedem A Pe"
-co?
-no tamten napój
-aaa seven UP
więcej tam nie kupował
Nasz trzylatek wciąż jeszcze zamienia głoskę "s" na "h".
Często mu się zdarza mówić: "Ja ham! Ja ham! A czasami też o innych. Niewtajemniczeni czasami dziwnie patrzą.
Weszłam tu w nocy i po dwóch stronach spłakałam się za wszystkie czasy ^:)^
na kołysankę się nie nadaje
Jednak lekcja zaczęła się strasznym opierniczem od pani Psorki w związku z wydarzeniami szkolnymi - niektóre z dziewcząt z mojej klasy źle się zachowały na wycieczce klasowej. Po czymś takim nie mogłam wyskoczyć zza szafy. Dostałam nieobecność. Stałam więc tam przez całą bitą lekcję. Nigdy jeszcze nie słuchałam tak dokładnie
Jednak - zaraz po końcu lekcji Psorka nie opuszczała klasy, w między czasie nadeszła moja siostra wychowawczyni i lekcja płynnie przeszła w matematykę. Głupio było mi wówczas wyskoczyć, im dłużej tam stałam, tym głupszy wydawał mi się pierwotny pomysł. Na lekcji siostra wychowawczyni podeszła do regału tuż koło mnie i zaczęła w nim grzebać w poszukiwaniu tablic matematycznych. Nagle rzekła "A co to tu stoi? Karimata?" I pociągnęła za materiał. Z krzykiem odskoczyła do tyłu kiedy mnie ujrzała, rękę położyła na sercu i pyta: "A co ty tu robisz???" A ja: "Eeee...musiałam zasnąć" i udawałam dopiero co wybudzoną.
U nas w szkole nie można było mieć krótkich włosów - obowiązywały fryzury dziewczęce. Zdarzyło się tak, że miałam krótkie włosy, kiedy przyszłam do szkoły i siostra dyrektor na apelu zawołała mnie na scenę przed całą szkołę i powiedziała, że właśnie takich fryzur sobie nie życzy i mam zapuszczać włosy i "uczynić je bardziej dziewczęcymi".
Jakiś czas później pojechałam do rodziny do niewielkiego miasteczka w odwiedziny i ciotka wysłała mnie do fryzjera aby odrastającym włosom nadał jakiś kształt. Powiedziała, że fryzjer będzie "po schodkach". No to poszłam szukać tego fryzjera. Znalazłam na następnej ulicy - fryzjera po schodkach w dół. Był to starszy pan, w okularach. To mnie jeszcze nie zaniepokoiło, ale stało się tak, kiedy wziął maszynkę do włosów i zapytał " To jak się nazywasz chłopcze?".
W okresie nastoletnim byłam niezwykle nieśmiała.
Zniżyłam głos i rzekłam: "hmm... Darek."
Moje ciotki dostały niemal zawału, a w szkole dostałam łatkę "największego buntownika", który po wywołaniu przez Dyrektorkę na scenę ośmiela się przyjść we fryzurze "na poborowego"
Edit: Fryzjer "po schodkach" był w tym samym bloku, tylko napis "solarium" mnie odstraszył. Tamten był oczywiście męski - a w szkole miałam ksywę Marian
leeeeje
)
Byłam na większych urodzinach 40tych znajomego (ja byłam najmłodsza - przed 30) - wszyscy w tym wieku 40 i starsi.
Przez calą imprezę zastanawiałam się, czy ta 'starsza pani' po czterdziestce jest w ciąży... i doszłam, że pewnie nie, bo w tym wieku I póżnym wieczorem Pani się żegna, mówiąc, że Ona już idzie, bo jej stan i w ogóle... Ja się pytam jaki stan (a była w 9msc) - Ona, że niedługo rodzi przecież.. Ja na to na cały głos - NAPRAWDĘ? NIEMOŻLIWE!
nadgorliwość gorsza od faszyzmu
)
Kilka wymaga zademonstrowania, wiec kiedys na jakiejśc imprezie może?;;)
ale dzięki Tobie@Haku przypomniałam sobie zdarzenie, które miało miejsce dawno temu:
Dla usprawiedliwienia musze zrobić wstęp,że było to przed nawróceniem, kiedy wiodłam nieco inne życie;)
Rzecz ma miejsce w Warszawie.
Wracając w nocy z różnych melanży i imprez, znalazłam sobie taki myk, że zachodziłam do piekarni i prosiłam o jakieś bułki, albo chleb. Tym sposobem w swoim mieście znałam już wszystkich piekarzy i nie rzadko jeszcze do chaty rodzicom ten chleb przynosiłam. W ogole lubiłam ten klimat pracy w piekarni i czasem tam sobie posiedziałam z piekarzami.
No i właśnie w tej Warszawie (akurat tam pomieszkiwałam) wracałam w nocy gdzieś przez jakieś osiedle z kumplem i kumpelą.
Byliśmy już troche głodni, i widząc jakąs piekarnię, namówiłam kumpelę, aby ze mną poszła zagaić i poprosic o bułki.
Nasz kolega został przed bramą, palił sobid fajkę i miał tam na nas poczekać.
Kiedy już miałysmy zadzwonić do piekarni, akurat otworzyły sie drzwi i zaczęły wyjeżdżac stojaki z goracymi bułeczkami.Wystawiono je moze po to żeby ostygły? Chciałyśmy sobie wziać po kilka buł i zmykać. Włożyłyśmy sobie po dwie były do kieszeni i usłyszałyśmy,że piekarze jadą z nastepną turą, Głupio nam było już pytać o te bułki, bo już je wzięłysmy.
Stanełysmy więc przy ścianie, a oni otwierajac drugą pare drzwi, zakryli nas nimi i zostałyśmy za nimi.
Stałyśmy tam bojac sie ruszyć, a oni w tym czasie gadali i chyba gdzieś przekładali to pieczywo.
W pewnym momencie usłyszałysmy wkurzony głos naszego kolegi, który krzyknął do tych piekarzy (było ich dwóch)
- GDZIE SĄ DZIEWCZYNY, k...????
Piekarze ze zdziwieniem
-JAKIE DZIEWCZYNY, k....?
-JAK TO JAKIE DZIEWCZYNY? POL GODZINY TEMU WESZLY DO PIEKARNI dwie DZIEWCZYNY i z niej nie wyszły .!
JAK NIE POWIECIE GDZIE ONE SA, TO IDE DZWONIC NA POLICJE, ZBOCZENCY JEDNI!
(był coraz bardziej wkurzony i nakręcony)
Faceci na szczęscie chyba pomysleli, ze to jakis pomyleniec, bo jak gdyby nigdy nic weszli do piekarni.
Wyleciałyśmy w koncu zza tych drzwi i jeszcze ochrzaniłysmy tego kumpla, że taką zadymę zrobił.
On ochranił nas, pokłóciliśmy się i nie dostał bułki
:P
na naszym weselu trzykrotnie (za trzecim razem usłyszałam) prosił mojego wysoko postawionego wujka, aby doniósł na stół wina (tonem nie znoszącym sprzeciwu).
Wujek miał taką samą kamizelkę jak podający kelnerzy;)
*
Całkiem niedawno na jednym ze szkoleń, które prowadziłam czekałam na pana 'technicznego"
aby pomógł mi podłączyc sprzęt
Kiedy przyszedł ł pan, bardzo sie spieszyłam, bo wchodzili już ludzie
niemalze włożyłam mu kable i przedłuzacze do rąk, a sama zanurkowałam pod biurko
ale okazało się,ze to był pan dyrektor i przyszedł mnie przedstawić
Drugi raz zrobiłam ten sam numer u wulkanizatora. Rymnęłam w ścianę, aż wisząca półka z jakimś warsztatowym asortymentem zwaliła mi się na maskę i przed. Wysiadłam i zapytałam, czy pomóc to zbierać, ale panowie jakoś bardzo skwapliwie zapewniali mnie, że nie ma takiej potrzeby i żebym już sobie jechała. Nosiłam wówczas ognisto-czerwone włosy, hehe...
Inna historia, w której już nie ja byłam bohaterem... Udział biorą: młode małżeństwo, ich mniej niż 3-letni syn i krewna żony. Synek był przebierany, ciotka miała syna w identycznym wieku, przygląda się i głupio zagaduje do matki.
- Mój X ma takiego małego siusiaka, a twój Y takiego dużego.
Na co syn: Ciociu, ja to jeszcze nic, ale mój tatuś to dopiero ma!.
Żonie może i poczuła dumę, krewna miała może kolejny powód do zazdrości, za to mąż nie wiedział, gdzie się schować. Na tym zakończyły się kąpiele z ojcem i pewnie maluch nie pamiętałby o zdarzeniu, gdyby nie jego mama, która opowiada tę anegdotę dość często, robiąc obciach mężowi...
Kolega opowiadał, że w technikum wybrali się z kolegami do sporego sklepu wielobranżowego z puszką po towocie za pazuchą, do której zapakowali czegoś w rodzaju nutelli. Kamer wówczas nie było. Kupili bułki, zapakowali puszkę do koszyka, podeszli do kasy i płacą. No i na miejscu otworzyli dekielek, wzięli buły, unurzali je w "towocie" i zacęłi się zajadać ze smakiem. Kasjerka prawie zeszła, no i była jakaś awantura...
wracałam razem z kolegą ze wschodu PL, ze szkolenia.
Nie było mnie domu kilka dni i zawsze dzieciakom kupuje po jakiejś pierdułce.
Przypomniałam sobie o tym już na stacji paliw, kiedy tankowalismy.
Weszliśmy zapłacić a tam wyjąkowo długa kolejka facetów.
No nic. Stanęliśmy , a ja z daleka zauważyłam jakieś takie male , kolorowe ludziki ładnie opakowane. Stały na ladzie.
Pomyślałam o dzieciach i pytam pani
"Przepraszam, A CO JEST TAKIE KOLOROWE?"
a ona: "PROSZE PANi, TO SĄ PREZERWATYWY!"
Usłyszałam tylko brecht facetów w kolejce.
Ale jak żyje, nie widziałam czegos takiego;)
@-)
Mieszkajac jeszcze z rodzicami na osiedlu domków jednorodzinnych, gdzieś własnie szłam odstrojona w szpilkach, mini, z małą torebeczką
Kiedy wychodziłam, mama dała mi reklamówkę z jakimiś papierami do wywalenia.
zeby nie zapychac śmietnika, poszłam na przeciwko wrzucic do ogólnego, blokowego kontenera
No i trzymajac w jednej ręce reklamówkę, a w drugiej torebkę
wrzuciłam nie to , co trzeba
No nic. Wlazłam tam na górę i zaczynam się nachylać i nachylać...
akurat pech chciał że mało tych śmieci tam było
Nurkujac tam, poczułam,ze dodatkowo mi kiecke podwiało do góry
i nagle słyszę głos
"dzien dobry!"
wychyliłam sie
a tam sąsiad lekarz
"OCH<, pani Dagmarko, pani to taką ozdobą naszego osiedla jest"
>:D<
Teść mój lula młodą do drzemki. Głos ma mocny, więc z ganku dochodzi do kuchni piękny gwarowy zaśpiew. Słucham, słucham i.....
....puosadzili bace na kamieni kupe,
heeeejjj uobchodzili w koło,
całowali w....
....czoło
I jeszcze parę zwrotek tam było w tym stylu ale nie zapamiętałam.
A @Haku - pomagasz mi zrozumieć moją córkę
Z Piastowa też pociągami miałam pojechać do Legionowa zawieźć ważny papier. Pojechałam. Bez papieru.
Wtedy na szczęście miałam czas. )
@Daga nie żyję
)
- Świnie są jedynym producentem tłuszczu w naszym kraju, dlatego należy uważać...
- ... i nie kłaść ich przy otwartym oknie, gdyż mogą się łatwo rozstroić, a wtedy...
- ...nie będzie można prowadzić ataku na całej linii bojowej.
Itd, na przemian.
Sama ten tekst znalazłam, zaproponowałam, przekonałam resztę i byłam lektorem audycji o "Hodowli trzody chlewnej". Wydawało nam się, że mamy wygraną w kieszeni.
Zajmujemy miejsca przed jury i liczną publicznością (jakieś 300 osób). No i zaczynam:
- Świnie... i zaczynam się rechotać jak głupia, po jakimś czasie się opanowuję i mówię:
- Świnie - i znowu ryczę.
Zwyzywałam jeszcze audytorium od świń kilkakrotnie, jury miało miny nietęgie, w końcu współlektorzy ściągnęli mnie z podium i na szczęście nie zamordowali, choć mieli ochotę. Jednak długo potem mówili do mnie - Cześć, świnio!, ale wcae się nie śmiali.
Mając lat 21 poznałam mojego obecnego męża. Jedna z randek zapadła mi głęboko w pamięci. Na pożegnanie tak mnie pocałował, że jak wsiadłam do samochodu to zapomniałam drogi do domu. I tak przez godzinę tułałam się w kółko i nijak nie potrafiłam wrócić. Na siedzeniu obok miałam plan Warszawy, patrzyłam i niby wszystko było jasne, a jednak trafić nie mogłam. Zwiedziłam, bielany, chomiczówkę, nawet po kilka razy jedno miejsce. Tylko z przerażeniem patrzyłam na wskazówkę paliwa jak opada.
Szwagier opowiadał jak to jego kumpel umówił się z kobietką na randkę...Poznali się przez ogłoszenie matrymonialne w gazecie...A więc umówili się w kawiarni na starówce w Warszawie...on miał mieć gazetę a ona różę...takie znaki rozpoznawcze...Gościu przyszedł wcześniej zamówił herbatkę i czeka...Po jakimś czasie podchodzi do niego śliczna babka z różą i się przedstawia: Piękna
gość na to : Przesada
Pani się strasznie zaczerwieniła, odwróciła na pięcie i wyszła...On za nią pobiegł i po wyjaśnieniach okazało się, że ona nazywa się Piękna a on Przesada...Są już ponad 30 lat małżeństwem i często opowiadają tą historię...