Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Ciemna strona przedszkola

13567

Komentarz

  • ja luz w domu to mam czy wysle czy nie ale nie jestem w stanie zapewnic tego wszystkiego co przedszkole.. zabaw , pracy codziennie z jakimis kartami , nawet spacerow codziennych.. teraz jak sie zle czulaam to mi zal bylo tosi ktora w drugim pokoju bawila sie caly dzien sama jak zdychalam.. i ciesze sie ze zanim urodze trafi do przedszkola tak jak odetchnelam z ulga jak fa po czasie sie dostala kiedy tosia pare godzin dziennie wisiala na cycku..
    obawialam sie ze znowu skonczy sie na takiej niezbyt milej polaryzacji stanowisk- z jednej strony proprzedszkoleniowcy- stale argumety ze socjalizacja rozwoj i oswajanie z trudnosciami i chowanie dzieci nieprzedszkolnych pod spodnica; z drugiej- jak matka ktora nie musi moze wysylac do przedszkola, jak moze chciec chwile wolnego i ze nie po to dzieci sie ma..
    moze duzo zalezy od przedszkola- my z naszego jestesmy bardzo zadowoleni.. a od jesieni najblizszej nie wyobrazam sobie bez niego funkcjonowania..
  • Ja tam się nie znam. Po prostu mam takie dzieci że ich w ogóle nie muszę animować. Same się sobą zajmują. Rysują, biegają po podwórku, siedmio i szesciolatka umieją czytać i czytają tym młodszym jak są w domu. Wygcinają i kleją same. Budują z klocków albo domki z koców. Wymyślają teatrzyki, śpiewają. W sumie to razem śpiewamy. Obiady pomagają gotować. Jedyne co, to kłócą się dość często, niszczą rzeczy i bałaganią bardzo. No i głośno jest u nas w domu prawie nieustannie. Nie chodziły do przedszkola. Mnie nie przeszkadzają ani ich kłótnie ani inne hałasy. Bałagan mi przeszkadza, ale da się z tym żyć. Te co sie uczą w szkole są najlepsze w klasie, więc chyba są przynajmniej na tyle rozwinięte co rówieśnicy, którzy chodzili do przrdszkola. Podwórkową łacinę znają bo oboje z mężem czasem używamy jak się zdenerwujemy,.ale nie nadużywają. Ja sobie nie wyobrażam życia domowego jak wszystkie pójdą do szkoły. Już opracowuje plany co będę robić bo się na śmierć zanudzę. .;)
  • mysle ze jakbym miala gesciej te dzieci i podworko na ktore moglby wychodzic to bym tez pewno nie puscila.. a co najmnoej rozwazala..
  • Ojejuju ja jak się zapowiada bardZO ciepły dzień a rano chłód to zabieram kurtkę dziecka ze sobą do domu; )
    M.uwielbia przedszkole ale szkodzi jej na zachowanie jak jest dłużej niż do obiadu.
  • @katarzynamarta
    @wiesia

    Nie mogłam wcześniej napisać, już nadrabiam.

    Jestem zwolenniczką, fanką i miłośniczką przedszkoli, w ogóle tego całego przedszkolno-szkolnego życia. Sama pracując w zerówce i mając styczność (wolontariat) z przedszkolem, zauważałam pozytywny wpływ życia w grupie na większość dzieci. Uwielbiam pracę z dziećmi i zawsze chciałam, żeby podopiecznym było w mojej grupie tak dobrze, jak mnie z nimi. Z tego powodu miałam wielkie zaufanie do tego typu placówek, w dodatku mniej więcej orientowałam się w lokalnym środowisku nauczycielskim i znałam nauczycieli z prawdziwego powołania, z pasją, co było dodatkowym plusem.
    Nasze najstarsze dziewczę od świtu życia jest bardzo ostrożna w kontaktach, zdystansowana, długo przekonuje się do nowych ludzi, ale jak już się oswoi i nabierze zaufania, to na zabój i forever (jestem taka sama). Widać to było wszędzie - na placach zabaw, w sklepie, u znajomych itp. Posyłając ją do przedszkola, chcieliśmy jej pomóc się otworzyć. Gdy chodziła czasem ze mną na chwilę do pracy (np. w dzień wolny coś podpisać, uzupełnić dokumenty, posprzątać w sali), nie było problemu. Także, gdy zaglądała do mnie, gdy jeszcze w sali były dzieci - lubiły ją, a ona się z nimi bawiła. Uznaliśmy, że to znak, że jest gotowa. Było mi bardzo ciężko, z trudem zostawiłam ją pierwszy raz w maluszkach, przeżywałam to strasznie. Zupełnie zaskoczyłam samą siebie - byłam pewna, że jako nauczyciel będę potrafiła wyluzować się i nie stresować. Na szczęście dla mojej psychiki znajoma wychowawczyni zaglądała do sali i nabieżąco przesyłała mi smsy-sprawozdania :)

    Kilka spraw zraziło nas od początku, ale były to drobiazgi, ciąg kolejnych drobiazgów, po których dawaliśmy szansę i sobie (bo może się czepiamy? Jesteśmy przewrażliwieni?), i Zosi (żeby miała czas oswoić się, przyzwyczaić, dostosować), i paniom (zwłaszcza jednej, wrr). W maluszkach jeszcze było jako tako, bo wychowawczyni trafiła się chyba najbardziej kompetentna z całego grona, uważna, empatyczna, troskliwa, pomysłowa i zorganizowana. Zosia dużo chorowała, chociaż przed przygodą przedszkolną zdarzało jej się miewać tylko jakiś lekki katar po hasaniu na dworze, nic poważnego. Ale to jeszcze normalka. Wiele dni opuściła, z trudem zawiązała przyjaźnie, a gdy się już odnalazła, przestała płakać za mamą i obawiać się różności, skończył się rok szkolny i bam! grupę rozdzielono, a do starszaków część poszła z tą samą fajną panią, a część z inną, dołączając do innych, obcych dzieci. Zaczęliśmy się wkurzać, ale nadal dawaliśmy szansę, nie działając pochopnie i obserwując.
    Nie wiem, czy wymienię wszystko, co mnie wkurzyło na przestrzeni jednego półrocza, spróbuję.
    Trafiła się pani, której najbardziej się obawiałam i najmniej jej sobie życzyłam dla mojego dziecka. Typ krzykaczki, bardzo nieprofesjonalny (miałam przyjemność obserwować ją kilka razy w akcji, gdy ozdabiałam ściany w szatni, a ona wychodziła z dziećmi na spacer; Zosia była jeszcze wtedy w maluszkach). Ale były dwie na zmiany, a Zosia wypytywana przez nas, nie narzekała na nią, nic nas nie niepokoiło. Już jednak jakaś niepewność była.
    Zosia nagle przestała lubić wszelkie zajęcia "przy stoliku". Długa historia, ale wina przedszkolnego trybu. Dla mnie szczególnie przykra sprawa, bo uważam, że to okropne, zrazić się już na tym etapie. Na szczęście popracowaliśmy nad tym w domu, znaleźliśmy przyczynę, jest ok.
    Konflikt z koleżanką (wyśmiewanie przy innych dzieciach) nie zauważony przez kilka tygodni. Podstępami i naprawdę wielkim staraniem odkryliśmy, dlaczego i przez kogo Zosia płacze i czyjej kurtki z lękiem wypatruje co rano. Na moją prośbę o osobną rozmowę z nauczycielem dostałam... kilka minut w drzwiach, przy odbiorze dziecka, z Zosią u boku. Po prostu szkoda komentować.
    C.d.n.

  • Czytam sobie ten i rak sobie mysle ze cytowane badania z poczatku maja jedna wadę. Sa bardzo ograniczone czasowa co nie daje nam odpowiedzi czy znizka kompetencji społecznych wpływa na ich dalszy niedorozwój w przyszlosci. Na pewno ich poziom sie na jakiś czas obniza. U mojej córki obserwują np. Warczenie :D generalnie przyniosła sporo zlych zachować i to wiekszosc od jednej dziewczynki z ktora caly czas sie bawi. Począwszy o seplenienia a skończywszy na nie wykonywaniu moich poleceń. Do tego widze ze jest w nią ślepo zapatrzona. Ale po części cieszę soe za tak jest bo po pierwsze wiem na przyszłość ze ma tendencje do ulegania wplywom a dwa mam czas żeby teraz juz z nią nad tym pracować. Mi jest sie ciezka jednoznacznie wypowiedzieć na temat przedszkola. Wiem jednak ze nie umiałabym zapewnic takiej ilości zajec będąc z nią w domu. Dodatkowym minusem jest ze mloda noe ma rodzeństwa.
  • ...Dalej...
    Fatalna komunikacja między nauczycielkami a rodzicami. Nie za każdym razem wywieszona informacja o tym i owym, czasami tylko wspomniane coś dzieciom na zajęciach, a wiadomo, że jedne powtórzą, inne zapomną, jeszcze inne przekręcą.
    Choroby, ciągnące się i ciągnące. I dzieci naprawdę chore, przyprowadzane do przedszkola. Jest to moja zmora, niestety nie do przeskoczenia. Tyle czasu niepotrzebnie spędziłam z chorą Zosią w domu i z pudełkiem syropów i mikstur.
    C.d.n. wieczorkiem
  • dlatego uwazam ze nie ma co generalizowac. wszystko zalezy od przedszkola- nasze jest super i wychowawczyni- fa ma na prawde swietna.. miala byc wychowawczynia tosi od przyszlego roku ale w zwiazku z cofnieciem reformy zostaje u fa w grupie i tez mam pewien niepokoj co do tego kto tosie bedzie mial..
  • od przedszkola i od dziecka!
    nasze przedskole było ok, co z tego, fgdy Tosia się nie nadawała pewnie do żadnego ;)
  • O właśnie u mnie ten sam problem w przedszkolu.
    Ubierają dzieciaka wszystko co mają w szafce. Nie raz prosiłam że ja pozwalam rozbierać się i przez że dziecko spocone wiatr przewieje i chore. I też za bardzo nie dopilnuje czy plecy schowane.
  • Moja przyjaciółka ma Male prywatne przedszkole i ciężko jest dogodzic rodzica. Jak cieniej ubierasz dzieci to potrafi przyjść rodzic i zrobić awanturę zarzucając ci ze nie chciało ci się.dziecka ubierać mimo ze robisz to w najlepszej intencji. Po kilku takich akacjach tracisz chęci. Zreszta sa rodzice i rodzice.... U mojej przyjaciółki sa takie akcje z rodzicami ze mi często oczy na wiesz wychodzą. A do dzisaj (chodzi mi o pogodę) sa dzieci ibierane w zimowe spodnie i kurtki czapki i szaliki. U nas nauczyłam Anie ze ma się ubierać jak chce a Panią powiedziałam ze to ona decyduje. Na to przystaly wkladac jej wszystko jak leci. W prawdzie wiem ze ostatnio prz 15,stopniach latala w krótkim rękawku. Ale zyje :P nie mniej Pani probowala ja namówi na bluzę.
  • @MamaKredka, dziękuję... najbardziej niepokoi ten stosunek do rodzica. Obawiam się, że można uprawnione wnioski wysnuć, że postawa taka przejawia się też w relacji do dzieci. Chyba że może byłaś szczególnie nielubiana przez Panią, ale to też nie tłumaczy przyjmowania w drzwiach i omawiania spraw przy Córce.
  • @Ojejuju i zaraz pryjdzie p. Y. na skargę, bo Ania jest chorowita i jak można było nie wziąć kurtki i czapeczki :-@
  • Agnieszka, ja mieszkam pod gorami. Wiosna rano jest +2stopnie, w poludnie moze byc +4 albo +15. Nie przewidzisz. I odprowadzajac dziecko przy +2 mam je ubrac tak jak by bylo +15?

    I dwa-tak, pani jest odd pilnowania wszystkich dzieci. To jest jej praca, za ktora jej placa. A poniewaz panie u nas slabo wywiazywaly sie z obowiazkow, to moje dzieci juz nie chodza do placowek.
  • To ubieranie to jedyna rzecz, która mi w przedszkolu u F. przeszkadza. :-(
  • O ubieraniu i o tym, jak prosto ja ogarniałam to, planując wyjść z grupą, mogłabym napisać referat, ale sobie daruję, nie to miejsce. Ale tu też było kiepsko. W ogóle z wyjściami było kiepsko. Ileż razy na pytanie, czy był spacer danego dnia, można spokojnie słuchać odpowiedzi dziecka, że znowu nie było... A my wychodzimy często i na długo. Nawet z pracy pamiętam, jak bardzo inaczej - lepiej - funkcjonują dzieciaki porządnie przewietrzone i wybiegane. Czy to takie trudne? Zwłaszcza, że nauczycielki mają panie do pomocy, przy ubieraniu lżej i przy pilnowaniu na spacerze, na placu... No litości.
    Teraz znowu piszę w pośpiechu, ale mogłabym długo. Przeważył nadmiar chorób w krótkim czasie, dla nas już za dużo i żadnej poprawy, tego obiecanego "wychorowania i nabrania odporności", a jeszcze noworodek w domu i druga mała siostra... no i prawie żadnych korzyści, jak już Zosia chodziła na te kilka dni (do następnej infekcji). I nie cierpiała przedszkola, a tak nie powinno być i już. Bóle brzucha, nerwy, płacz. dzika radość na wieść o wolnych dniach... Mieliśmy pecha z przedszkolem, a miało być tak fajnie. Mogliśmy przenieść ją do innego przedszkola, rozważaliśmy to, ale to byłaby kolejna duża zmiana, a do końca roku szkolnego niewiele było czasu, no i potem zerówka, znowu zmiana. Bez sensu. Zatem od stycznia Zosia jest w domu i każdy dzień utwierdza nas w przekonaniu, że tak jest ok. W spokoju wcielamy sobie w codzienność naszą małą ED :) Mamy "Tropicieli" :), elementarz Falskiego, sama też robię karty pracy, tworzymy plastyczne cuda-niewidy, śpiewamy piosenki, Zosia czyta proste teksty, bardzo rozwinęła się motorycznie (w tym opanowała super rysowanie po śladzie), zniknęła odraza do pracy "przy stoliku". Mamy czas na naprawdę ważne sprawy i wszyscy odetchnęliśmy. Posyłamy ją do zerówki od września, już przy podstawówce. Może tam będzie normalnie...

    Za to, gdy patrzę na Anitkę (2 lata z haczykiem), jakoś nie mam wątpliwości, że odnajdzie się w każdej placówce ;) Raczej już ze współczuciem myślę o jej przyszłych wychowawcach... ;)
  • @wiesia
    Ja nie miałam nawet szansy być lubiana lub nie. Bardzo rzadko Zosia chodziła (po kilka dni przecinanych chorobami), więc i rzadko się pojawiałam. Nie marudziłam, tłumiłam w sobie dużo, byłam wyrozumiała i uprzejma. taki styl pracy widocznie. W grupie maluszków pani miała zupełnie inne podejście.
  • Agnieszka, ale w przypadku tego przedszkola
    1.nie dalo sie przewidziec pogody-pod gorami jest bardzo zmiennie
    2.nie. dalo sie przewidziec czy panie akurat zechca laskawie wyjsc, czy nie
    3.panie sa od tego zeby pamietac i pomyslec, bo to jest ich praca. Albo zeby chociaz posluchac dziecka ze jest mu za goraco. Bo moje corki mialy dwa komplety w szafce, zeby ubrac zgodnie z pogoda, a idiotki ubieraly OBA. Jak mozna przy +15wcisnc dziecko w polar i zimowa kurtke, nie pojmuje...
  • Tak sobie przejrzałam jeszcze raz moje wpisy i może wynika z nich, że ja to tak super wszystko robię. Nie to miałam na myśli, bo też popełniałam błędy, uczyłam się, dostosowywałam. Ale kurcze, są jakieś podstawy do przestrzegania, jakieś elementarne zasady, niby drobnostki (a ważne), które każda normalna kobieta z instynktem zauważy, to co dopiero nauczycielka z doświadczeniem... ech.
  • A jak zabierze się dziecku czapkę, to musi założyć kaptur...
  • Idę jutro do pkola naszego i biję pokłony przed paniami - spacery prawie codziennie, ubieranie adekwatne /prawie adekwatne do pogody, no cutmjut (a ja myślałam że to normalne)
  • dzieci często umieją zgubić czapkę i zostawić wodę w autokarze, tak jak swoim trzeba cęsto przypominać, tak i powierzonym, dieci bywają odpowiedzialne i zorganizowane ale i tak wymagają kontroli bystrego oka
  • No, po co roboty sobie dokładać;)?
  • @Ojejuju , to różnie bywa. Widuje się matki , które w maju , same w letnich sukienkach, prowadzą maluchy w futerkowych kurtkach i czapkach.
  • @Agnieszka

    To był bardzo trudny czas. Dużo zwalaliśmy na choroby, a jak pisałam, jeszcze w maluszkach było w miarę ok, Zosia się jakby odnalazła, czyli w naszych oczach były owoce chodzenia do przedszkola. Dopiero drugi rok był dużo gorszy, ale i tak głównie przechorowany. To nie jest łatwo wytłumaczyć. Nasza wina w tym, że nie posłuchaliśmy intuicji, tylko jeszcze mieliśmy nadzieję, że Zosia zaaklimatyzuje się po magicznym odchorowaniu. Formalnie nie zabraliśmy jej po pierwszych takich niepokojących sygnałach, ale widząc, że było naprawdę kiepsko, nie prowadziliśmy jej w te najbardziej kryzysowe dni. A to czajenie się i czekanie było spowodowane również świadomością, że w większości dzieci marudzące rano, brykają wesoło i zajmują się milionem spraw, zapominając o tęsknocie za rodzicami już kilka chwil po wejściu na salę. Parę rzeczy się złożyło na to wszystko, ale naprawdę ciężko było jednoznacznie ocenić sytuację i tak od razu podjąć radykalną decyzję. Nie chcieliśmy również czegoś Zosię pozbawić, pochopnie ją odizolować od dzieci, miotaliśmy się. Ale zawsze, zawsze ona była najważniejsza, nie moja wygoda mimo siedzenia w domu z niemowlakiem. Dla mnie wygodniej było, żeby nie chodziła, ale chciałam ją troszkę wypuścić z gniazdka dla jej rozwoju, no i tak to się skończyło niestety. Jestem taką trochę pedagogiczną idealistką i takie sytuacje mnie leczą.

    Piszę wszystko w pośpiechu, może dlatego trudno zrozumieć.
  • Agnieszka, coz- ja wiem, o czym pisze. I nie mam sobie nic do zarzucenia w tej sytuacji. Twoje szydercze uwagi nie zachecaja do kontynuowania dyskusji. Szkoda. A z umowy podpisywanej z przedszkolem WPROST wynika, ze nauczycielka przejmuje odpowiedzialnosc za dziecko. Pelna odpowiedzialnosc, zatem rowniez w kwestii ubioru.
  • W naszym przedszkolu panie ubierają dzieci na spacer/ plac zabaw stosownie do pogody, zwykle to oznacza że je rozbierają jak jest cieplej. Dają sobie radę czyli DA SIĘ!!!
  • A, i zlosliwoosci na temat czy "twarzowy polarek czy sweterek"sobie daruj. Pisalam wyraznie o przypadku ZIMOWEJ KUTRTKI I POLARA przy temp.+15stopni.
  • edytowano maj 2016
    U nas przedszkole jest obowiązkowe - dwa lata i potem dziecko idzie do pierwszej klasy. Moja I. zaczyna w tym roku jako czterolatka - będzie jednym z najmłodszych dzieci bo roczniki biorą od lipca 2011 do czerwca 2012. I też mam duże obawy jak to będzie bo nie jestem fanką przedszkoli. Tutaj dużo stawia się na samodzielność dzieci i już dostaliśmy listę co dziecko musi samo umie robić- m.in. ubierać się i rozbierać łącznie z butami, wycierać się po toalecie, zapinać pasy itp. Nie ma mowy, żeby rodzic wszedł do szkoły pomóc w tych czynnościach. On ma tylko odprowadzić dziecko pod szkołę i potem przyjść w południe po nie ( w pierwszym roku system jest 3 dni po 4 godziny i jeden dzień od 8 do 12 i potem od 13.45 do 15.45 czyli 18 h tyg, na drugim roku 26 godzin). Śniadania dzieci mogą jeść tylko za zewnątrz. Panie nie przywiązują wagi do strojów dzieci. Dużo spacerów jest czy pada czy wieje to też.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.