o i właśnie mój odwyk cukrowy po jednym dniu się skończył :-(
byłam z dziećmi na spacerze ponad dwie godziny i jak wróciliśmy, dwójka najmłodszych mi taki cyrk urządziła, tak mi nerwy zszarpali, że najpierw tylko się wydarłam a potem w kilka chwil wciągnęłam pół czekolady.
dziękuję za uwagę.
co mam zrobić, żeby nie jeść tych cholernych słodyczy???
Na początek warto wywalić wszystko z domu. Jakbyś nie miała tej czekolady, to byś się powściekała i już. Poza tym, jak u każdego nałogowca - każdy pretekst jest dobry, żeby sobie pofolgować w nałogu... Trzeba się nauczyć inaczej rozładowywać napięcie niż poprzez wcinanie słodyczy. I nie ma co się usprawiedliwiać wkurzeniem przez dzieci - jak byś nie chciała to byś tej czekolady nie zjadła. Wiem, że brutalna jestem ale Ci pojechałam jak nałogowiec nałogowcowi ;-)
Mamo_Asiu nie wiem, co na to specjaliści - Katarzyno
ale może nie stawiaj sobie takiego albo albo
albo wszystko albo nic
u mnie solę mniej i wydaje mi się, że mam trochę mniej spuchnięte dłonie i stopy
nie będę sama z siebie kupowała słodkości, jak się uda to odmówię też w gościach, ale jak dostaliśmy domowe ciasto od mamy małża to właśnie zjadłam go nieco przy herbatce...
nie chcę żyć w napięciu, że ojej co to będzie, jeśli złamię zakaz i zjem...
druga sprawa, że może mi będzie łatwiej, bo mnie mdli od tego proszku do pieczenia chyba...
schudnąć bardzo bym chciała, ale absolutnie nie zamierzam tego stawiać jako punktu numer jeden
@AgaMaria - równie dobrze możesz alkoholikowi radzić, żeby się spróbował ograniczyć do dwóch piw dziennie. Piszę to z własnego doświadczenia. Może @mama_asia ode mnie mocniejszym jest zawodnikiem i będzie potrafiła jeść słodycze raz w tygodniu małą porcję - ja nie umiem - albo tonami albo wcale.
Może warto pomyśleć - po co to jeść? Chwila przyjemności...a jednak jakieś tam błeee substancje się odkładają i cukrzyca grozi...a poza tym słodkości kosztują kupę kasy...
wie, wiem, ale takie dialogi można z sobą wieść na chłodno
mnie chęć na słodkie bierze przy dłuższym wysiłku intelektualnym
Katarzyno, też tak trochę mam...jak zacznę, to skończę ciasto po piątym pardon szóstym kawałku...ale też nie bardzo sobie wyobrażam życie z takim jęzorem do pasa i myśl - nie wolno mi...nie wolno, nie wolno i myśli obsesyjnie wokół jakiejś zachcianki
Moze lepiej być pedagogiem dla siebie i pomyśleć: nie zjesz, zaoszczędzisz kasę, pół centymentra w biodrach i będziesz miała satysfakcję z silnej woli?
@AgaMaria - jaki tam w to wsadzisz proces poznawczy (czy "nie wolno mi", czy "zaoszczędzę", "nie utyję", będę zdrowsza" itp.) to już mniejsza o to. Mi chodzi o sam fakt, że nałogowcowi łatwiej jest nie zacząć wcale niż zatrzymać się w rozsądnym momencie.
Katarzyno - jak niesłone i niesłodkie, to, co możesz jeść? Rzuć kilka inspiracji...
Wtrącę się , od słodkiego jeszcze się nie opędziłam, ciężko tak żyć bez słodyczy, ale życie bez soli jak dla mnie bez problemu. Na początku było cieżko, ze dwa miesiące się męczyłam, ale teraz nawet zapominam podać sól, gdy ktoś u nas je .
Bez soli jemy wszystko poza zupą szczawiową (blleee niedobre wychodzi), a tak to warzywa, makarony, ryże, jaja.
Najgorsze były dla mnie jaja bez soli i fasolka szparagowa oraz bób. Ale przywykłam po tych 2 meisiacach .
Mamo_Asiu, mi też chyba nie...rozumiem. Zwykle tak mam, że jak sobie powiem, że "nie jem wcale", to praktycznie jem czasem. A jak sobie powiem "jem czasem", to w efekcie jem słodkie często.
Więc, co powiedzieć, by nie jeść wcale...
Nie obwiniaj się...wyobraźnię rusz...mówię Ci...ile tam ładują tłuszczy niezdrowych, zapychaczy
można sobie wyobrazić kłopoty zdrowotne tym wywołane
i powiedzieć sobie: "no nie będzie mną rządziła jakaś głupia czekoladka".
Ale pewnie Katarzyna ma rację. Odciąć się od wszelkich źródeł słodyczy.
Acha, jadłam ostatnio, chyba w środę taką niby super lux czekoladę, a niedobra była, właśnie zbyt mdła.
Piję Twoje zdrowie Mamo_Asiu wodą mineralną, na przemian z herbatką
Niech Ci się uda zapanować nad czekoladowym szaleństwem!
Katarzyno - jak niesłone i niesłodkie, to, co możesz jeść? Rzuć kilka inspiracji...
Jak to co? Wszystkie kasze (poza pszennymi, bom uczulona), makarony pełnoziarniste, warzywa wszystkie, owoce nasze krajowe sezonowe też (ale nie na surowo, bo mi nie służą) nawet jajko czasem mogę zjeść ;-) byle z dobrego źródła było, bo te sklepowe mi nie służą... Tylko nie mogę do tego wszystkiego cukru ani soli dodawać. A najlepszą inspiracją w takiej diecie jest AniaD - ja mogę jej najwyżej trzewiki zasznurować.
Dzięki Katarzyno, czyli głównie gotowane warzywka i kasze przez cały Boży dzień? Sympatyczne. Ale wymaga przygotowania tzn. nie jest to jakaś głupota kupiona na biegu w mieście...
Przez 3 lata nie jedliśmy prawie zupełnie cukru, powiem Wam, że bardzo nam się wyostrzyły zmysły - smak, węch. Mąż idąc do firmy z daleka czuł że ktoś robi sobie zupkę chińską. Skóra dużo lepszy stan, mniej infekcji gardłowych i jelitowych. Ogólnie naprawdę suuuper, tylko ta słaba ludzka wola :-/
Moniko, nie mówię, że trzeba od razu sypać sól kilogramami, ale jest to substancja dość przydatna w organizmie. Nie w każdym klimacie w tym samym stopniu, ale generalnie choć trochę dobrej soli można dodawać z pożytkiem dla zdrowia
A w ciąży to już w ogóle bym przestrzegała przed rezygnacją z niej, jest odpowiedzialna za wiele ważnych procesów związanych z pracą łożyska i innymi.
Ja tez zupelnie bez soli gotuje od 12 lat, bo maz antysolny jest. Nawet orzechy prazone plucze przed zjedzeniem! Jakos sie przyzwyczailam, ale czasem lubie sobie cos na talerzu dosolic. A slodycze.... hm. Doszlam jak na razie do tego, ze nie jem kupnych slodyczy ( typu batoniki, ciastka itp), bo sa zwyczajnie za slodkie i zbyt chemiczne dla mnie. Zjadam za to ciemna czekolade i ciasta pieczone w domu. Problem w tym, ze bardzo lubie piec, wiec i ciasta sa czesto
Ja jak mam jakąś większą wenę, to piekę i piekę... i zamrażam od razu po upieczeniu większość Wiem, podła jestem, tak rodzinę pozbawiam Mrożę poporcjowane i się przydaje w okresach, kiedy na pieczenie nie mam czasu ani ochoty, a coś by się dobrego zjadło - wtedy rozmrażam dosłownie po kawałeczku dla każdego i nie ma mowy o obżarstwie!;)
A z tą solą to nie dajmy się zwariować - jak się nie je żarcia przemysłowo produkowanego, to się ma dość dużą kontrolę nad ilością spożywanej soli i można jej - rozsądnie - używać.
Cały ten alarm (prawie jak z globalnym ociepleniem hłe hłe) z solą dotyczyć powinien osób, które jedzą wszystko kupne - wtedy owszem, mają dużo soli czy chcą czy nie chcą. Ale rozwiązaniem nie powinno być mówienie im, żeby nie jadły soli, tylko żeby nie jadły całej tej syfnej reszty, która oprócz tego, że syfna, to jest do tego przesolona
A tak na serio - są miejsca na ziemi, że sól to życie. Jej brak to śmierć. Z odwodnienia. W klimacie umiarkowanym nie trzeba jej dużo, ale nie lekceważyłabym tej substancji całkowicie.
Komentarz
o i właśnie mój odwyk cukrowy po jednym dniu się skończył :-(
byłam z dziećmi na spacerze ponad dwie godziny i jak wróciliśmy, dwójka najmłodszych mi taki cyrk urządziła, tak mi nerwy zszarpali, że najpierw tylko się wydarłam a potem w kilka chwil wciągnęłam pół czekolady.
dziękuję za uwagę.
co mam zrobić, żeby nie jeść tych cholernych słodyczy???
Wiem, że brutalna jestem ale Ci pojechałam jak nałogowiec nałogowcowi ;-)
Mamo_Asiu nie wiem, co na to specjaliści - Katarzyno
ale może nie stawiaj sobie takiego albo albo
albo wszystko albo nic
u mnie solę mniej i wydaje mi się, że mam trochę mniej spuchnięte dłonie i stopy
nie będę sama z siebie kupowała słodkości, jak się uda to odmówię też w gościach, ale jak dostaliśmy domowe ciasto od mamy małża to właśnie zjadłam go nieco przy herbatce...
nie chcę żyć w napięciu, że ojej co to będzie, jeśli złamię zakaz i zjem...
druga sprawa, że może mi będzie łatwiej, bo mnie mdli od tego proszku do pieczenia chyba...
schudnąć bardzo bym chciała, ale absolutnie nie zamierzam tego stawiać jako punktu numer jeden
Może warto pomyśleć - po co to jeść? Chwila przyjemności...a jednak jakieś tam błeee substancje się odkładają i cukrzyca grozi...a poza tym słodkości kosztują kupę kasy...
wie, wiem, ale takie dialogi można z sobą wieść na chłodno
mnie chęć na słodkie bierze przy dłuższym wysiłku intelektualnym
czyli takie spalenie nerwowo-umysłowe
Katarzyno, też tak trochę mam...jak zacznę, to skończę ciasto po piątym pardon szóstym kawałku...ale też nie bardzo sobie wyobrażam życie z takim jęzorem do pasa i myśl - nie wolno mi...nie wolno, nie wolno i myśli obsesyjnie wokół jakiejś zachcianki
Moze lepiej być pedagogiem dla siebie i pomyśleć: nie zjesz, zaoszczędzisz kasę, pół centymentra w biodrach i będziesz miała satysfakcję z silnej woli?
A może w takich momentach pić wodę, herbatę? Zapijać problem? Albo jeść ale dozwolone np jabłka, chrupać marchewki
myśleć, ile świństw sztucznych ładują do czekolady i że kakao podkręca reakcje histaminowe i grozi alergią
Katarzyno, masz rację. Pewnie łatwiej, bo jak się zje trochę, to dlaczego nie zjeść całej, a potem skoczyć po następną...
nigdy nie rozumiałam jedzenia jednej kostki
dla jednej kostki nie warto sobie zawracać głowy
mnie nigdy detal nie interesował tylko hurt
Podaję rady i motywację, które mnie osobiście pomagają
Chyba najtrudniejsze, jak w każdym nałogu, są te pierwsze dni i tygodnie odstawienia
I bardzo trudne, jak pisałaś, znaleźć alternatywne sposoby rozładowywanie napięcia nerwowego
Już widzę, że mniej jem. Bo tak uwielbiam sól, że jak nie dosolę, to mi się nie opłaca czegość zjeść...i tego nie jem
U mnie system np. trochę raz w tygodniu, albo ciasto od mamy bardzo źle by się skończył, dlatego muszę radykalnie.
Tylko niestety to mi też nie wychodzi :-(
Wtrącę się , od słodkiego jeszcze się nie opędziłam, ciężko tak żyć bez słodyczy, ale życie bez soli jak dla mnie bez problemu. Na początku było cieżko, ze dwa miesiące się męczyłam, ale teraz nawet zapominam podać sól, gdy ktoś u nas je .
Bez soli jemy wszystko poza zupą szczawiową (blleee niedobre wychodzi), a tak to warzywa, makarony, ryże, jaja.
Najgorsze były dla mnie jaja bez soli i fasolka szparagowa oraz bób. Ale przywykłam po tych 2 meisiacach .
Mamo_Asiu, mi też chyba nie...rozumiem. Zwykle tak mam, że jak sobie powiem, że "nie jem wcale", to praktycznie jem czasem. A jak sobie powiem "jem czasem", to w efekcie jem słodkie często.
Więc, co powiedzieć, by nie jeść wcale...
Nie obwiniaj się...wyobraźnię rusz...mówię Ci...ile tam ładują tłuszczy niezdrowych, zapychaczy
można sobie wyobrazić kłopoty zdrowotne tym wywołane
i powiedzieć sobie: "no nie będzie mną rządziła jakaś głupia czekoladka".
Ale pewnie Katarzyna ma rację. Odciąć się od wszelkich źródeł słodyczy.
Acha, jadłam ostatnio, chyba w środę taką niby super lux czekoladę, a niedobra była, właśnie zbyt mdła.
Piję Twoje zdrowie Mamo_Asiu wodą mineralną, na przemian z herbatką
Niech Ci się uda zapanować nad czekoladowym szaleństwem!
Dzięki Katarzyno, czyli głównie gotowane warzywka i kasze przez cały Boży dzień? Sympatyczne. Ale wymaga przygotowania tzn. nie jest to jakaś głupota kupiona na biegu w mieście...
Super jedzonko
No właśnie bez soli...bo jak jem więcej warzyw np to zwykle strasznie je soliłam, żeby podkrecić smak
:-/
Potrzebna?
Raczej działa niekorzystnie na krązenie, podwyższa ciśnienie, a sodu jest wystarczająco w innych produktach.
A w ciąży to już w ogóle bym przestrzegała przed rezygnacją z niej, jest odpowiedzialna za wiele ważnych procesów związanych z pracą łożyska i innymi.
A slodycze.... hm. Doszlam jak na razie do tego, ze nie jem kupnych slodyczy ( typu batoniki, ciastka itp), bo sa zwyczajnie za slodkie i zbyt chemiczne dla mnie. Zjadam za to ciemna czekolade i ciasta pieczone w domu. Problem w tym, ze bardzo lubie piec, wiec i ciasta sa czesto
Ja jak mam jakąś większą wenę, to piekę i piekę... i zamrażam od razu po upieczeniu większość Wiem, podła jestem, tak rodzinę pozbawiam Mrożę poporcjowane i się przydaje w okresach, kiedy na pieczenie nie mam czasu ani ochoty, a coś by się dobrego zjadło - wtedy rozmrażam dosłownie po kawałeczku dla każdego i nie ma mowy o obżarstwie!;)
Cały ten alarm (prawie jak z globalnym ociepleniem hłe hłe) z solą dotyczyć powinien osób, które jedzą wszystko kupne - wtedy owszem, mają dużo soli czy chcą czy nie chcą. Ale rozwiązaniem nie powinno być mówienie im, żeby nie jadły soli, tylko żeby nie jadły całej tej syfnej reszty, która oprócz tego, że syfna, to jest do tego przesolona
A tak na serio - są miejsca na ziemi, że sól to życie. Jej brak to śmierć. Z odwodnienia. W klimacie umiarkowanym nie trzeba jej dużo, ale nie lekceważyłabym tej substancji całkowicie.
Howgh! I niech teraz każdy robi co chce