Ja sie z Toba, @Taja, podziele swoim doswiadczeniem. Kilka lat temu wzielam slub jednostronny z ateista. Co do formalnosci, to dziewczyny juz Ci wyjasnily. U mnie wszystko zalatwil ksiadz. Moj maz zrobil to tylko i wylacznie dla mnie. Niedlugo urodzi sie nasze piate dziecko, wszystkie sa ochrzczone, chodze z dziecmi do kosciola, jednakze wychowanie w wierze dzieci jest szalenie trudne. Ojciec nie bierze w tym udzialu, najstarszy syn zaczyna juz okazywac niechec do chodzenia na msze.
W zadnym wypadku nie odradzam Twojej siostrze tego malzenstwa, ale pewnie latwo nie bedzie. Bedzie musiala zawalczyc o wartosci katolickie. Wszystko zalezy oczywiscie od stopnia "zaangazowania" jej meza w islam. Jak on sie dzisiaj zapatruje na katolickie wychowanie dzieci? Zgadza sie podpisac takowe oswiadczenie, ze nie bedzie stawial przeszkod?
Sakramentu małżeństwa młodzi udzielają sobie nawzajem: on jej i ona jemu.
Jak więc muzułmanin czy ateista czy jakiś afroszaman może udzielić Sakramentu?
O___o
Rzeczywiscie bardzo ciekawe - dotad sie nad tym nie zastanawialam. moze chodzi po prostu o to, jaki zwiazek Kosciol uznaje za sakramentalnie zawarty? Wspomniane tutaj dyspense, to chyba wyrazenie zgody przez Kosciol urzedowy na to, aby dane malzenstwo uznac za sakrament. Z tego co wiem - sakrament jest widzialnym znakiem Niewidzialnego.
No dobra, dobra. Nie chcę czytać tych informacji o tym jak kończą się takie związki. Bo to sprawia mi ogromny ból.
Sprawa wygląda tak: ona nie chce żyć w grzechu. Boi się że przez grzech cudzołóstwa nie będzie miała szans na zbawienie. Swoją szanse widzi w sakramencie ślubu, który pozwoli jej wrócić do stanu Łaski Uświęcającej.
Skoro Kościół nie zostawia takich osób jak ona samych to warto nawet kosztem ryzyka skorzystać?
czy źle myślę?
tak dla pocieszenia, znam takie małżeństwo, gdzie wypaliło. Ona katoliczka, on muzułmanin, chociaż tylko formalnie, praktycznie ateista. Zgodził się na jednostronny ślub kościelny, dzieci ochrzczone, wychowywane po katolicku. Żyją sobie szczęśliwie już ponad 20 lat. Da się, jak ktoś się uprze, chociaż wierzący muzułmanin w zyciu by na taki układ nie poszedł. Wszystko zależy od tego, jak się zachowuje mąż Twojej siostry i jego rodzina, jeśli mu wszystko jedno - to jest nadzieja (jak pisze św. Paweł uświęca się mąż niewierzący dzięki swej żonie) ale jeśli biega do meczetu - ja tam bym zwiała gdzie pieprz rośnie;)
takie zniechęcające podejście podyktowane jest mądrością popartą wielowiekowym doświadczeniem --- takie małżeństwa nie może skończyć się dobrze
Znam podobne. Ona katoliczka, on żyd z urodzenia, niewierzący. Funkcjonuje dobrze od dwudziestu lat. Małżeństwo.
Też znam takich. Tyle, że to ona żydówka z pochodzenia, on katolik. I kiedyś się wygadała, że jak ją mąż zirytuje to stawia jedzenie na podłodze i gwiżdże, bo to tylko goj... :-(
Czuje sie poniekad wywolana do tablicy, bo Jimmy jest protestantem. Uzyskanie dyspensy nie jest sprawa zanadto skomplikowana - u nas przejal to na siebie ksiadz.:) Zas jak bedzie potem , to juz sprawa ustalen miedzy malzonkami. U nas Marek jest wychowywany po katolicku - chrzest odbyl sie w mojej parafii ( wiecie, jaka sensacje potrafia wywolac ojciec i dzidzius w kiltach?) i jak dotad nie ma problemu na tle roznic wyznaniowych. Ale mysle, ze malzenstwa miedzyreligijne to juz duuuuzo bardziej skomplikowana sprawa i ryzyko wasni rodzinnych jest duze - i wieksze tez rozdarcie rodziny, bo jak tu pogodzic np Wielkanoc i Divani, czy inne cuda? A juz z muzulmaninem bym sie nie pakowala - przy ich antykatolickim nastawieniu takie malzenstwo nie moze sie udac - konflikt, i to ostry, gwarantowany.
Już w pierwszych wiekach Kościół na synodach i soborach zabraniał wiernym zawierania małżeństw z heretykami; np. Sobór Chalcedoński z 451 r. zobowiązywał do zawierania związków małżeńskich wewnątrz samej społeczności kościelnej. Jeśli mimo to strona katolicka zawarła małżeństwo mieszane była zobowiązana do wychowania potomstwa po katolicku i do pozyskania współmałżonka dla Kościoła katolickiego. Ustawodawstwo kościelne nie kwestionowało ważności małżeństw mieszanych. Jednak w 692 r. Synod Trullański do zakazu zawierania tego rodzaju małżeństw dodał karę ekskomuniki i samo małżeństwo uznał za nieważne. Zarządzenia te nie przyjęły się, z małymi wyjątkami, na Zachodzie, a na Wschodzie - w sposób niejednolity. W prawie kanonicznym nie odróżniano wyraźnie przeszkody różnego wyznania (mixta religio) od różnej religii (disparitas cultus).
W okresie reformacji (w XVI w.) problem małżeństw mieszanych stał się bardzo aktualny; zajmowały się nim liczne synody; piętnowały zawieranie małżeństw z innowiercami. Stolica Apostolska rzadko na nie zezwalała, domagając się przy tym od strony katolickiej uprzedniego wyznania wiary. Papież Benedykt XIV w encyklice Magnae Nobis z 1748 r. zaznaczył, że dyspensa od przeszkody 200 innego wyznania jest udzielana jedynie dla ważnych przyczyn i pod warunkiem złożenia rękojmi przez stronę katolicką. Papież Pius VI (w 1782 r.) domagał się m.in. składania rękojmi również przez stronę heretycką.
Wiele dokumentów kościelnych do czasu wydania pierwszego Kodeksu Prawa Kanonicznego podkreślało konieczność wyznania prawdziwej wiary przez stronę katolicką, obowiązek katolickiego wychowania potomstwa, jak również troskę o pozyskanie dla wiary katolickiej drugiego współmałżonka.
W świetle przepisów zawartych w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1917 r. odmienne wyznanie jednej ze stron (mixta religio) stanowiło przeszkodę wzbraniającą (kan. 1060-1064; zob. kan. 1065-1066).
Na zmiany w tej dziedzinie wpłynął Sobór Watykański n (dyskusje nad ekumenizmem i wolnością religijną). Instrukcja Kongregacji Nauki Wiary Matrimonii sacramentum z 18 marca 1966 r.2 wymagała złożenia rękojmi tylko przez stronę katolicką. Papież Paweł VI w motu proprio Matrimonia mixta z 31 marca 1970 r. zezwolił m.in. ordynariuszom miejsca na udzielanie dyspensy od formy kanonicznej, jeżeli jedna ze stron jest akatolicka, nawet nieochrzczona.
W nowym Kodeksie z 1983 r. nie ma już przeszkody wzbraniającej; pozostało tylko zabronienie (prohibitum est) zawierania małżeństw mieszanych (kan. 1124).
taki fragmencik z rozważań: "A co powiedzieć przy małżeństwach mieszanych o dobrym, katolickim wychowaniu dzieci? Dziecko właściwie nie wie, czego się trzymać. Czy ojciec ma rację, czy też matka? Ojciec żegna się, matka nie. Ojciec idzie do kościoła katolickiego, matka do zboru protestanckiego. Wtedy już dziecko wprowadzone w błąd przez swoich wychowawców, musi stracić orientację. A więc obojętnieje całkowicie względem każdej religii. I kto tu nie pomyśli o przekleństwie rzuconym przez Zbawiciela na gorszycieli małych dziatek?
Ja też żyję w związku małżeńskim z protestantem, do tego z CAŁKIEM odmiennej kultury.Ślub kościelny mieliśmy za zgodą biskupa, mąż powtarzał słowa przysięgi.
Przez pierwsze lata były pewne starcia.Mąż chodzi ze mną do kościoła od zawsze , ostatnie kilka lat na Mszę Wszechczasów.To co dzieje się w jego sercu jest jednak dla mnie tajemnicą.
Takie życie to walka lub przynajmniej mocowanie się bez chwili wytchnienia, od rana do nocy.
A moja siostra wyszła za prawosławnego. Tu łatwiej, bo on pobożny, papieży katolickich czytuje i w niedzielę chodzi do katolickiego kościoła, i tak naprawdę pewnie by konwertował, tylko że to jest ostatni bastion jego tożsamości. Z ojczyzny wyjechał, w domu mówi w obcym języku, w pracy w innym, ale też obcym. Tylko to prawosławie mu zostało.
taki fragmencik z rozważań: "A co powiedzieć przy małżeństwach mieszanych o dobrym, katolickim wychowaniu dzieci? Dziecko właściwie nie wie, czego się trzymać. Czy ojciec ma rację, czy też matka? Ojciec żegna się, matka nie. Ojciec idzie do kościoła katolickiego, matka do zboru protestanckiego. Wtedy już dziecko wprowadzone w błąd przez swoich wychowawców, musi stracić orientację. A więc obojętnieje całkowicie względem każdej religii.
O to można by Jagodę zapytać - ale ona już chyba od dłuższego czasu tutaj nie zagląda. Z tego co wiem - całkiem dobrze, po katolicku dziecka im się chowały. Ona jest protestantką, mąż katolikiem - ale Jagoda ma szczęście przynależeć do bardzo tolerancyjnego Zboru.
"2. Potraw mięsnych pozwalamy wszystkim używać w niedziele, poniedziałki, wtorki i czwartki Wielkiego Postu – z wyjątkiem Wielkiego Czwartku. W niedziele Wielkiego Postu wolno jeść z mięsem nie tylko przy obiedzie, ale i przy każdym posiłku; w tamte zaś dni tylko raz na dzień i to przy obiedzie, przy którym jednak równocześnie z mięsem ryb pożywać nie wolno. Przy wieczornym posiłku wykluczone są potrawy mięsne. Na śniadanie wolno lekkiego i płynnego używać posiłku, jak np. kawy, herbaty lub mleka.
Dyspensujemy również od zwykłego postu tj. od wstrzymania się od mięsa w dni krzyżowe, przypadające w tym roku 21, 22 i 23 maja, pozwalając w te dni używać pokarmów mięsnych kilka razy na dzień (a to na mocy władzy, udzielonej nam przez św. Stolicę Apostolską 9 marca 1895 r.).
Taką samą dyspensę dajemy na zwykłe soboty w ciągu tegoż roku przypadające, ostrzegając jednak, że od tej dyspensy wyjęte są wszystkie soboty Wielkiego Postu, tudzież soboty Suchedniowe (10 marca, 9 czerwca, 22 września, 22 grudnia), tudzież soboty, na które przypadają w tym roku wigilie, mianowicie: 2 czerwca (wigilia Zielonych Świąt).
Ponieważ dyspensa niniejsza tyczy się tylko jakości pokarmu, nie zaś ilości – przeto we wszystkie dni, w które post ścisły jest przepisany, raz tylko na dzień z południa wolno jeść do sytości. Od tego obowiązku wyjęte są osoby wiekowe, więcej niż 60 lat i młode mniej niż 21 lat liczące, kobiety brzemienne i karmiące własnymi piersiami swe niemowlęta, ludzie ciężką pracą zajęci, jak kowale, kotlarze, cieśle, również ci, co pieszo dalszą podróż odbywają lub dźwiganiem ciężarów zarabiają na życie. Tym wszystkim wolno jeść więcej razy na dzień do sytości – ale mięsnego pokarmu używać mogą raz tylko na dzień i to w dni tą dyspensą objęte.
Wszyscy, którzy z tej dyspensy korzystać będą, złożą odpowiednią ich stanowi jałmużnę, przeznaczoną na małe Seminarium. Jałmużnę tę należy albo wprost odesłać do Naszego Konsystorza, albo użyć do tego pośrednictwa Księży Proboszczów, Dziekanów lub Przełożonych Zakonnych.
Ci zaś, co nie są w stanie złożyć jałmużny, odmówią w te dni, w które z dyspensy korzystać będą, Litanię do Matki Boskiej z antyfoną "Pod Twoją obronę" – a Kapłani odmówią psalm pokutny 50 "Miserere mei Deus". Nieumiejący czytać zmówią 3 Ojcze nasz i 3 Zdrowaś Maryja do Najsłodszego Serca Jezusowego, prosząc o nawrócenie grzeszników i dodając 3 razy krótkie westchnienie: "któryś cierpiał za nas rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami!".
Żenada. Na gramy też wyliczano ile skwarków słoniny można zjeść.
taki fragmencik z rozważań: "A co powiedzieć przy małżeństwach mieszanych o dobrym, katolickim wychowaniu dzieci? Dziecko właściwie nie wie, czego się trzymać. Czy ojciec ma rację, czy też matka? Ojciec żegna się, matka nie. Ojciec idzie do kościoła katolickiego, matka do zboru protestanckiego. Wtedy już dziecko wprowadzone w błąd przez swoich wychowawców, musi stracić orientację. A więc obojętnieje całkowicie względem każdej religii. I kto tu nie pomyśli o przekleństwie rzuconym przez Zbawiciela na gorszycieli małych dziatek?
Oj Greg, teraz to powrzechne. Katolicy praktykujacy i niepraktykujacy. Wiem, co chcesz przez ten wpis powiedziec. I mam te same zastrzezenia. Ale czy nie lepiej dla takiego dziecka zeby bylo choc ochrzczone? Zawsze to nie limbus po smierci ale jakas alternatywa...
taki fragmencik z rozważań: "A co powiedzieć przy małżeństwach mieszanych o dobrym, katolickim wychowaniu dzieci? Dziecko właściwie nie wie, czego się trzymać. Czy ojciec ma rację, czy też matka? Ojciec żegna się, matka nie. Ojciec idzie do kościoła katolickiego, matka do zboru protestanckiego. Wtedy już dziecko wprowadzone w błąd przez swoich wychowawców, musi stracić orientację. A więc obojętnieje całkowicie względem każdej religii. I kto tu nie pomyśli o przekleństwie rzuconym przez Zbawiciela na gorszycieli małych dziatek?
Nie obojętnieje z definicji. Nie z automatu. W znanych mi małżeństwach dzieciom po prostu tłumaczy się różne rzeczy. Np. taką, że dorośli robią czasem rzeczy, których nie pochwalamy, nie są godne naśladowania itp. I że wiara jest łaską, nie wszyscy ją otrzymali etc.
Zobojętnieć można także w rodzinie, którą tworzą małżonkowie katoliccy.
Doczytuję I tak sobie myślę, że w tym konkretnym wypadku sprawy duchowe, religijne, teologiczne (czy jak tam je określić) to najmniejszy problem. Z góry przepraszam, nie zamierzam nikogo urazić, obrazić czy przekonywać, ze "każda religia jest równa"
Przede wszystkim dla muzułmanina każdy innowierca, to niewierny. Nie musi respektować tego,jeśli jakimś cudem żonie uda się wymóc na nim zgodę na wychowanie w wierze katolickiej/chrześcijańskiej.
Życie rodzinne. duchowe, społeczne jest szczegółowo regulowane, np. to, ze dziecko po ukończeniu 7 lat przechodzi pod "rządy" ojca. (to oczywiscie należałoby sprawdzic).
Kolejna, bardzo ważna kwestia to poziom zaawansowania religijnego męża muzułmanina. Tak jak u nas Polak nie zawsze równa się katolik (w rozumieniu orgowym), tak muzułmanin też moze być tylko muzułmaninem z "nadania".
Znacznie ważniejsze jest w tym wypadku to, jak funkcjonuje rodzina męża siostry @Taja.
Wnioskuję, ze skoro siostra Taja zdecydowała sie na związek z innowiercą, nie są dla niej ważne [lub: aż tak ważne, jak dla reszty rodziny] nauki KK i raczej takie argumenty nie dotrą.
Nie wiem, tak po prawdzie-jakie mogą dotrzeć do zakochanej kobiety, każdy przykład będzie negować, uważając, ze jej się to nie przytrafi. Będzie uważać i przekonywać, ze jej się "to", co spotkało inne kobiety nie trafi, bo przecież X jest inny, kocha ją i dziecko, itp. itd.
Nic mądrego nie doradzę, chciałabym tylko zwrócić uwagę, ze dla osoby "letniej" argumenty silnie religijne, cytowanie, co na to KK i inni nie zrobi wrażenia. Raczej "bardziej ludzkie", i może do tego się odwołać
łaskę otrzymują wszyscy, Pan Bóg nikomu nie poskąpitylko nie wszystkim się chce z nia współpracować w celu zbawienia własnego i bliźnich
Nie będę dyskutować, bo nie do końca pojmuję to zagadnienie.
To w rzeczywistości bardzo proste. Wiara jest łaską, którą Pan Bóg daje nam nieustannie i w wielkiej obfitości. Człowiek musi na ten dar odpowiedzieć, co nie zawsze ma miejsce. Współcześnie wielu tłumaczy innowierców i niewierzących, wyjaśniając fakt, że "wiara jest łaską" opacznie i argumentując, że "nie wszyscy otrzymali tę łaskę". Niemożliwe jest jednak, żeby Bóg żądał od człowieka wiary, nie dając mu jej, bowiem Bóg jest nieskończenie dobry, a takie postępowanie świadczyłoby o czymś przeciwnym. Wiara nie byłaby też żadną zasługą człowieka, a zatem nie miałaby żadnego wpływu na zbawienie. A przecież jest inaczej.
Żenada. Na gramy też wyliczano ile skwarków słoniny można zjeść.
I właśnie to należało zmienić - uwolnić wierzących z twardego gorsetu rygoryzmu. Nie znaczy to wcale, że należy odejść od postu, ale jeżeli takowy jest zalecany, to jego podłożem ma być miłość i pragnienie zbliżenia się do Boga - nie faryzejska postawa.
Mała Tereska powiedziała - nasz kochający Ojciec ma jedną wadę, jest kiepskim rachmistrzem, nie potrafi zliczyć naszych zasług, najlepiej jest stanąć przed Nim z pustymi rękoma. (cytat z pamięci)
Komentarz
Wspomniane tutaj dyspense, to chyba wyrazenie zgody przez Kosciol urzedowy na to, aby dane malzenstwo uznac za sakrament.
Z tego co wiem - sakrament jest widzialnym znakiem Niewidzialnego.
http://www.ultramontes.pl/malzenstwo.htm
W okresie reformacji (w XVI w.) problem małżeństw mieszanych stał się bardzo aktualny; zajmowały się nim liczne synody; piętnowały zawieranie małżeństw z innowiercami. Stolica Apostolska rzadko na nie zezwalała, domagając się przy tym od strony katolickiej uprzedniego wyznania wiary. Papież Benedykt XIV w encyklice Magnae Nobis z 1748 r. zaznaczył, że dyspensa od przeszkody 200 innego wyznania jest udzielana jedynie dla ważnych przyczyn i pod warunkiem złożenia rękojmi przez stronę katolicką. Papież Pius VI (w 1782 r.) domagał się m.in. składania rękojmi również przez stronę heretycką.
Wiele dokumentów kościelnych do czasu wydania pierwszego Kodeksu Prawa Kanonicznego podkreślało konieczność wyznania prawdziwej wiary przez stronę katolicką, obowiązek katolickiego wychowania potomstwa, jak również troskę o pozyskanie dla wiary katolickiej drugiego współmałżonka.
W świetle przepisów zawartych w Kodeksie Prawa Kanonicznego z 1917 r. odmienne wyznanie jednej ze stron (mixta religio) stanowiło przeszkodę wzbraniającą (kan. 1060-1064; zob. kan. 1065-1066).
Na zmiany w tej dziedzinie wpłynął Sobór Watykański n (dyskusje nad ekumenizmem i wolnością religijną). Instrukcja Kongregacji Nauki Wiary Matrimonii sacramentum z 18 marca 1966 r.2 wymagała złożenia rękojmi tylko przez stronę katolicką. Papież Paweł VI w motu proprio Matrimonia mixta z 31 marca 1970 r. zezwolił m.in. ordynariuszom miejsca na udzielanie dyspensy od formy kanonicznej, jeżeli jedna ze stron jest akatolicka, nawet nieochrzczona.
W nowym Kodeksie z 1983 r. nie ma już przeszkody wzbraniającej; pozostało tylko zabronienie (prohibitum est) zawierania małżeństw mieszanych (kan. 1124).
taki fragmencik z rozważań: "A co powiedzieć przy małżeństwach mieszanych o dobrym, katolickim wychowaniu dzieci? Dziecko właściwie nie wie, czego się trzymać. Czy ojciec ma rację, czy
też matka? Ojciec żegna się, matka nie. Ojciec idzie do kościoła katolickiego, matka do zboru protestanckiego. Wtedy już dziecko wprowadzone w błąd przez swoich wychowawców, musi stracić orientację. A więc obojętnieje całkowicie względem każdej religii. I kto tu nie pomyśli o przekleństwie rzuconym przez Zbawiciela na gorszycieli małych dziatek?
Ja też żyję w związku małżeńskim z protestantem, do tego z CAŁKIEM odmiennej kultury.Ślub kościelny mieliśmy za zgodą biskupa, mąż powtarzał słowa przysięgi.
Przez pierwsze lata były pewne starcia.Mąż chodzi ze mną do kościoła od zawsze , ostatnie kilka lat na Mszę Wszechczasów.To co dzieje się w jego sercu jest jednak dla mnie tajemnicą.
Takie życie to walka lub przynajmniej mocowanie się bez chwili wytchnienia, od rana do nocy.
Z tego co wiem - całkiem dobrze, po katolicku dziecka im się chowały.
Ona jest protestantką, mąż katolikiem - ale Jagoda ma szczęście przynależeć do bardzo tolerancyjnego Zboru.
Dyspensujemy również od zwykłego postu tj. od wstrzymania się od mięsa w dni krzyżowe, przypadające w tym roku 21, 22 i 23 maja, pozwalając w te dni używać pokarmów mięsnych kilka razy na dzień (a to na mocy władzy, udzielonej nam przez św. Stolicę Apostolską 9 marca 1895 r.).
Taką samą dyspensę dajemy na zwykłe soboty w ciągu tegoż roku przypadające, ostrzegając jednak, że od tej dyspensy wyjęte są wszystkie soboty Wielkiego Postu, tudzież soboty Suchedniowe (10 marca, 9 czerwca, 22 września, 22 grudnia), tudzież soboty, na które przypadają w tym roku wigilie, mianowicie: 2 czerwca (wigilia Zielonych Świąt).
Ponieważ dyspensa niniejsza tyczy się tylko jakości pokarmu, nie zaś ilości – przeto we wszystkie dni, w które post ścisły jest przepisany, raz tylko na dzień z południa wolno jeść do sytości. Od tego obowiązku wyjęte są osoby wiekowe, więcej niż 60 lat i młode mniej niż 21 lat liczące, kobiety brzemienne i karmiące własnymi piersiami swe niemowlęta, ludzie ciężką pracą zajęci, jak kowale, kotlarze, cieśle, również ci, co pieszo dalszą podróż odbywają lub dźwiganiem ciężarów zarabiają na życie. Tym wszystkim wolno jeść więcej razy na dzień do sytości – ale mięsnego pokarmu używać mogą raz tylko na dzień i to w dni tą dyspensą objęte.
Wszyscy, którzy z tej dyspensy korzystać będą, złożą odpowiednią ich stanowi jałmużnę, przeznaczoną na małe Seminarium. Jałmużnę tę należy albo wprost odesłać do Naszego Konsystorza, albo użyć do tego pośrednictwa Księży Proboszczów, Dziekanów lub Przełożonych Zakonnych.
Ci zaś, co nie są w stanie złożyć jałmużny, odmówią w te dni, w które z dyspensy korzystać będą, Litanię do Matki Boskiej z antyfoną "Pod Twoją obronę" – a Kapłani odmówią psalm pokutny 50 "Miserere mei Deus". Nieumiejący czytać zmówią 3 Ojcze nasz i 3 Zdrowaś Maryja do Najsłodszego Serca Jezusowego, prosząc o nawrócenie grzeszników i dodając 3 razy krótkie westchnienie: "któryś cierpiał za nas rany, Jezu Chryste zmiłuj się nad nami!".
Żenada. Na gramy też wyliczano ile skwarków słoniny można zjeść.Nic mądrego nie dodam..
ale dobrze, że Twoja siostra robi już teraz rozpaczliwy zwrot w stronę Pana Boga.
jeśli podpisała kontrakt małżeński to nie równa się konwersji na islam, musiałaby szahade powiedzieć 3x po arabsku i w obecności dwóch świadków
szkoda ze nie wiedziała co podpisuje, bo tam ciekawe rzeczy można zawrzeć:/
nie no, sorry
łaskę otrzymują wszyscy, Pan Bóg nikomu nie poskąpi
tylko nie wszystkim się chce z nia współpracować w celu zbawienia własnego i bliźnich
I tak sobie myślę, że w tym konkretnym wypadku sprawy duchowe, religijne, teologiczne (czy jak tam je określić) to najmniejszy problem.
Z góry przepraszam, nie zamierzam nikogo urazić, obrazić czy przekonywać, ze "każda religia jest równa"
Przede wszystkim dla muzułmanina każdy innowierca, to niewierny. Nie musi respektować tego,jeśli jakimś cudem żonie uda się wymóc na nim zgodę na wychowanie w wierze katolickiej/chrześcijańskiej.
Życie rodzinne. duchowe, społeczne jest szczegółowo regulowane, np. to, ze dziecko po ukończeniu 7 lat przechodzi pod "rządy" ojca. (to oczywiscie należałoby sprawdzic).
Kolejna, bardzo ważna kwestia to poziom zaawansowania religijnego męża muzułmanina.
Tak jak u nas Polak nie zawsze równa się katolik (w rozumieniu orgowym), tak muzułmanin też moze być tylko muzułmaninem z "nadania".
Znacznie ważniejsze jest w tym wypadku to, jak funkcjonuje rodzina męża siostry @Taja.
Wnioskuję, ze skoro siostra Taja zdecydowała sie na związek z innowiercą, nie są dla niej ważne [lub: aż tak ważne, jak dla reszty rodziny] nauki KK i raczej takie argumenty nie dotrą.
Nie wiem, tak po prawdzie-jakie mogą dotrzeć do zakochanej kobiety, każdy przykład będzie negować, uważając, ze jej się to nie przytrafi. Będzie uważać i przekonywać, ze jej się "to", co spotkało inne kobiety nie trafi, bo przecież X jest inny, kocha ją i dziecko, itp. itd.
Nic mądrego nie doradzę, chciałabym tylko zwrócić uwagę, ze dla osoby "letniej" argumenty silnie religijne, cytowanie, co na to KK i inni nie zrobi wrażenia.
Raczej "bardziej ludzkie", i może do tego się odwołać
Nie znaczy to wcale, że należy odejść od postu, ale jeżeli takowy jest zalecany, to jego podłożem ma być miłość i pragnienie zbliżenia się do Boga - nie faryzejska postawa.
Mała Tereska powiedziała - nasz kochający Ojciec ma jedną wadę, jest kiepskim rachmistrzem, nie potrafi zliczyć naszych zasług, najlepiej jest stanąć przed Nim z pustymi rękoma. (cytat z pamięci)