U pana Leszka się dzieje... dzieje się, dzieje. Więcej niż u mnie.
Sprzątanie (czyli głównie wyrzucanie rzeczy nazbieranych po śmietnikach przez 10 lat - stopniowo, z rosnącym entuzjazmem p. L., który na początku bronił każdego łacha, ale potem już sam mówił, to może to wyrzucić, bo to stare/brudne/zepsute/miejsce zajmuje) trwało jakieś pół roku. I może dobrze, że właśnie tyle.
Pomagało nam na początku kilka osób, w kwietniu przyszła nowa opiekunka, która wzięła się do roboty i przepierała wszystkie dobre ubrania. Poprzednią przez 2 miesiące widziałam 1 raz (sama chora).
Kupiło się za grosze szafę 3-drzwiową na ubrania i nową b. ładną kozetkę.
Najważniejsze, że Leszek zaczął brać regularnie wszystkie leki (ma pudełko na cały tydzień). Prowadziliśmy go do wszystkich specjalistów, a ponieważ zebrało się z dziesięciu, to trwało, ogólny stan zdrowia jest OK, od tamtej pory nie było mowy o szpitalu. W tym tygodniu idzie na konsultację na zaćmę. Tylko czeka jeszcze neurolog. Może to było najważniejsze, ale jako dochodzący "sąsiedzi" nie byliśmy w stanie wszystkiego na raz ogarnąć.
Teraz jest u Leszka remont robiony przez osobę, która się pojawiła we wrześniu.
Jak rozmawiałam z proboszczem (kamienica stoi obok łódzkich jezuitów), powiedział mi, że pan Leszek "powstał", cokolwiek to znaczy. Na pewno się trochę otworzył, rozczmuchał, przez te wszystkie działania u niego w domu rozruszał, chodzi normalnie ubrany, umyty. Jak pierwszy raz się spontanicznie uśmiechnął to był taki szok, że napisałam maila do Moniki:) Na pewno potrzebuje pomocy, przez cały czas. Trudno powiedzieć, co dalej, jaki następny krok.
Wtedy w styczniu był chyba ostatni dzwonek, żeby go stamtąd wyciągnąć i Bogu dzięki, że wpuścił D. do domu, bo wcześniej nie chciał wpuszczać nawet księży.
Bardzo bym jeszcze chciała, żeby został otoczony troskliwą opieką duszpasterską przez jednego mądrego księdza.
Teraz np. była niejasna sytuacja w związku z wejściem nowej osoby. Jakiś niedobry duch się kręci i dlatego serdecznie proszę wszystkich, którzy CZYTAJĄ TEN POST o modlitewne westchnięcie, żeby wszystko się dobrze rozwiązało dla pana Leszka.
jak mawia jedna nasza znajoma niebieska siostra łaska bazuje na naturze....jak człowiek czysty, najedzony i zaopiekowany to Pana Boga łatwiej do serca wpuści....
Komentarz
@Monica, co aktualnie słychać u Pana Leszka?
U pana Leszka się dzieje... dzieje się, dzieje. Więcej niż u mnie.
Sprzątanie (czyli głównie wyrzucanie rzeczy nazbieranych po śmietnikach przez 10 lat - stopniowo, z rosnącym entuzjazmem p. L., który na początku bronił każdego łacha, ale potem już sam mówił, to może to wyrzucić, bo to stare/brudne/zepsute/miejsce zajmuje) trwało jakieś pół roku. I może dobrze, że właśnie tyle.
Pomagało nam na początku kilka osób, w kwietniu przyszła nowa opiekunka, która wzięła się do roboty i przepierała wszystkie dobre ubrania. Poprzednią przez 2 miesiące widziałam 1 raz (sama chora).
Kupiło się za grosze szafę 3-drzwiową na ubrania i nową b. ładną kozetkę.
Najważniejsze, że Leszek zaczął brać regularnie wszystkie leki (ma pudełko na cały tydzień). Prowadziliśmy go do wszystkich specjalistów, a ponieważ zebrało się z dziesięciu, to trwało, ogólny stan zdrowia jest OK, od tamtej pory nie było mowy o szpitalu. W tym tygodniu idzie na konsultację na zaćmę. Tylko czeka jeszcze neurolog. Może to było najważniejsze, ale jako dochodzący "sąsiedzi" nie byliśmy w stanie wszystkiego na raz ogarnąć.
Teraz jest u Leszka remont robiony przez osobę, która się pojawiła we wrześniu.
Jak rozmawiałam z proboszczem (kamienica stoi obok łódzkich jezuitów), powiedział mi, że pan Leszek "powstał", cokolwiek to znaczy. Na pewno się trochę otworzył, rozczmuchał, przez te wszystkie działania u niego w domu rozruszał, chodzi normalnie ubrany, umyty. Jak pierwszy raz się spontanicznie uśmiechnął to był taki szok, że napisałam maila do Moniki:) Na pewno potrzebuje pomocy, przez cały czas. Trudno powiedzieć, co dalej, jaki następny krok.
Wtedy w styczniu był chyba ostatni dzwonek, żeby go stamtąd wyciągnąć i Bogu dzięki, że wpuścił D. do domu, bo wcześniej nie chciał wpuszczać nawet księży.
Bardzo bym jeszcze chciała, żeby został otoczony troskliwą opieką duszpasterską przez jednego mądrego księdza.
Teraz np. była niejasna sytuacja w związku z wejściem nowej osoby. Jakiś niedobry duch się kręci i dlatego serdecznie proszę wszystkich, którzy CZYTAJĄ TEN POST o modlitewne westchnięcie, żeby wszystko się dobrze rozwiązało dla pana Leszka.
Dzięki ;;)
e: akapity
dzięki wszystkim:)