Pozwoliłam sobie założyć wątek ( z czystej ciekawości) na wypadek gdyby kiedyś znowu przytrafiła mi się sytuacja jak dzisiaj nad ranem. Otóż moja sąsiadka zaczęła rodzić. Ani ona ani jej rodzina nie mają samochodu. My nieprzytomni po nieprzespanej nocy, synek dał nam popalić
zostaliśmy jednak wyrwani z jakże chwilowych objęć Morfeusza, przez sąsiada, który dobijał się do bramy i wydzwaniał mężowi na komórkę a my nic nie słyszeliśmy. Na szczęście po jakimś czasie obudziły się moje śpiące królewny i zaczęły szczekać. Wyszłam do bramy i pytam sie co jest do cholery. Jego kobita zaczęła rodzić. Wzywali pogotowie, ale dyspozytor odmówił wysłania karetki. Poleciałam do nich do domu - faktycznie, kobita już się zwijał od bólu w plecach, a mój mąż był totalnie nieprzytomny, zbyt nieprzytomny, żeby jechać tak szybko jak tego wymagała sytuacja. Wściekła sama zadzwoniłam i tłumaczę, że dziewczyna rodzi, już nie pierwszy raz, zna swoje objawy i wie, że to już. Do najbliższego szpitala 20 km, mgła, ślisko i korki na piątce. A ci swoje, że pogotowie nie jeżdzi do porodów i trzeba mieć własny transport. W końcu udało mi się dobudzić męża ale sama też musiałam pojechać z nimi bo jakby sąsiadce zaczęło się coś dziać to żeby mój mąż nie zrobił jakiego wypadku...Zostawiłam małego z rodzeństwem ( może to karalne nie wiem ale co robić ) i udało nam się ich dowieźć na tą cholerną najbliższą porodówkę co dalej na razie nie wiem bo musieliśmy wracać.
W związku z powyższym mam pytanie do wszystkich parających się medycyną - czy w takim razie faktycznie nie już wzywa się pogotowia do rodzących, służba zdrowia nie ma takiego obowiązku ?
Komentarz
Ciekawa jestem czy w takim wypadku można np. łamać przepisy drogowe albo jechać z niedozwoloną prędkością ? I po co jest obowiązek rodzenia w szpitalu skoro dzieją się takie jaja ?
A jesli chodzi o krwotok czy silny bol brzucha, no to moze juz byc zagrozenie zycia, bo moze byc odklejanie lozyska. W zagrozonej ciazy tez mnie lekarz uwrazliwial na takie objawy I kazal wzywac pogotowie.
Edit: na moim osiedlu mieszkałam od miesiąca i sąsiadów znałam tak se, prosiłam rodzinę żeby przyjechali mi pomóc przed porodem ale nie przyjechali. ze schodów już musieli mnie znieść bo bym nie doszła sama. Ciekawe jak w takiej sytuacji taksówką dojechać...
A z ulewań dot. transportu to sobie uleję.
No więc nasz szpital musiał ogłosi święty przetarg na transport międzyszpitalny, mimo, że ma własną stację pogotowia, który wygrała firma z sąsiedniego miasta. Wg prawa ma 2 h na przyjazd po chorego.
Dochodzi do takich absurdów, jak poniżej.
Pacjent po wypadku z miasta A musi być przeslany do specjalistycznego szpitala w mieście B. Oczywiście diagnostyka zajmuje kilka godzin od wypadku, po czym 2 h oczekiwania na karetkę. Niestety pacjent się po drodze pogarsza, stają więc w innym małym szpitalu. Tam orzekają, że po podaniu leków trzeba pacjenta i tak do miasta B wysłać, ale już karetką z lekarzem. I tu kolejne 2 h oczekiwania na transport na odcinku 17 km. Do kupy od wypadku do szpitala właściwego 11 h i wszystko zgodnie z prawem.
Pogotowie do duszącego się dziecka z ością w gardle (niecałe dwa lata) nie przyjechało. Pani powiedziała, że jak mamy samochód, to sobie mamy sami zawieźć. Mąż jechał z dusza na ramieniu, bo synek co chwila kaszlał i miał odruchy wymiotne.
Nie wzywam pogotowia, żeby zaoszczędzić na paliwie. Więc, jak stwierdzą, że niepotrzebnie wzywałam - mogę karę zapłacić.
"Niestety życie mojego dziecka nie było dostatecznie ważne...nie tak ważne jak kogoś kto miał ból w klatce czy tam coś innego" - to coś innego to może być zawał, udar, zatorowość płucna, ostry brzuch, sepsa, wypadek itd. Postaw się na miejscu dyspozytora i decyduj... Prędko każdy przestanie być taki pewny w swoich stwierdzeniach co powinien a co nie powinien...
Często też jest problem w drugą stronę - pacjenci wzywają pogotowie do rzeczy, które mogłyby spokojnie być załatwione w POZ rano i niektórzy mniej doświadczeni dyspozytorzy po iluś takich wezwaniach mogą też przebalansować w drugą stronę.
Sąsiadkę zbadali i owszem coś tam się dzieje ale nie mogli jej zostawić bo nie ma miejsc, kazali wrócić po odejściu wody. Także pewnie stanie się to dzisiaj. Wątpię , żeby mój mąż miał siłę znowu nie spać i czuwać a ja nie mam prawa jazdy. Jak nie przyjedzie karetka to poproszę policję o pomoc albo ochotniczą straż pożarną.
Nie rozumiem dlaczego nie ma akuszerek na wsiach i małych miasteczkach....