Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Korwin-Mikke: Praca zawodowa kobiet to czysta strata

245678

Komentarz

  • Do retoryki Korwina trzeba się przyzwyczaić :bigsmile:
    Ale zdumiewająco często okazuje się, że jego przewidywania były słuszne.
    Jego blog to jest naprawdę wciągająca lektura - i jakoś nie czuję się obrażona jego tekstami o kobiecej logice albo kobiecym postrzeganiu świata - bo ja mam bardzo kobiecy mózgi jego diagnozy są trafne w moim przypadku.
    Pewnie dla kobiety-matematyka może to być irytujące.
  • Ja się nie zachowuję dwuznacznie, a Wy?
    nie musisz
    Podziękowali 1Dot
  • Pamiętam jak mój narzeczony, obecny mąż, oburzał się, że pojechałam z kolegą na wycieczkę. Ten kolega rzeczywiście się na mnie "zasadzał", ale ja myśłałam, że liczą się tylko moje intencje. Czasem wystarczy się uśmiechnąć a chłopy resztę "dointerpretują".:rolling:
  • Rzeczywiście, kobiecie zapiętej pod szyję trudniej jest rozpalić męskie zmysły, dlatego panie pomysłowo odkrywają to i owo :cool:
  • [cite] Anita:[/cite]A argument, że tam gdzie kobieta, tam flirt i się nie daje pracować? Mnie to zniesmaczyło bo w sumie brzmi jakby to było tak, że prawie wszystkie kobiety prowokują takie sytuacje, dwuznacznie się zachowując. Ja się nie zachowuję dwuznacznie, a Wy?
    Anita, jesteś porządną dziewczyną, więc Ciebie to nie dotyczy. Ale teraz wszędzie panuje przyzwolenie na rozwiązłość i Korwin mówi o przypadkach, które nie należą obecnie do rzadkości.
  • Dla mnie Korwin to pewnien folklor i jako taki jest nawet całkiem interesujący. Dyskusja dot pracy kobiet była już prowadzona tysiąc razy, ja pozostaję przy swoim. Dla mnie idealna sytuacja to taka, w której ludzie mają wybór. Oznacza to także, że istnieją takie warunki, w których jedna osoba jest w stanie utrzymać rodzinę (niezależnie kobieta, czy mężczyzna), a nie większość zżerana jest przez podatki. Poza tym działalność poza domem nie musi polegać tylko na pracy zawodowej.
    A co do nauki umiejętności przydatnych w domu, to chyba najlepsza jest nauka przez przykład, więc nie bardzo widzę na czym miała by polegać ta nauka w szkole. Choć może zajęcia z gotowania, krawiectwa mogłyby być interesujące - nie rozumiem tylko dlaczego miała by dotyczyć tylko dziewcząt?
  • [cite] mona:[/cite]Pamiętam jak mój narzeczony, obecny mąż, oburzał się, że pojechałam z kolegą na wycieczkę. Ten kolega rzeczywiście się na mnie "zasadzał", ale ja myśłałam, że liczą się tylko moje intencje. Czasem wystarczy się uśmiechnąć a chłopy resztę "dointerpretują".:rolling:

    Wybacz mona, ale takie podejście to naiwość i niestety głupota. Ja kiedyś też uważałam, że mam na czole napisane :Uwaga mam narzeczonego, potem męża i jestem matką - co powinno dla wszystkich oznaczać, że niezaleznie od tego jak się usmiechnę i co powiem to zostanie potraktowane co najwyżej w kategorii żartu. Teraz żartuję tylko z przyjaciółmi, co do reszty mężczyzn jestem raczej dość zasadnicza.
  • @ Anka: Ależ Korwin to właśnie mówi: kobiety powinny mieć wybór. Jest liberałem, więc z założenia nie promuje odgórnych zakazów i nakazów. Wskazuje tylko na wady aktualnego trendu "każda kobieta powinna pracować zawodowo".
  • Anka.
    Może jestem głupia i naiwna, ale uśmiecham się do wszystkich...:sad:
    Chyba, że coś mnie zaniepokoi.
  • [cite] Anka:[/cite]
    A co do nauki umiejętności przydatnych w domu, to chyba najlepsza jest nauka przez przykład, więc nie bardzo widzę na czym miała by polegać ta nauka w szkole.
    Jaki przykład może mieć dziewczynka od mamy, która właśnie realizuje się zawodowo i dziecko musi jeść obiady w szkole. Mama nie ma nawet czasu przyszyć guzika.
  • [cite] Agnieszka63:[/cite]
    [cite] Anka:[/cite]
    A co do nauki umiejętności przydatnych w domu, to chyba najlepsza jest nauka przez przykład, więc nie bardzo widzę na czym miała by polegać ta nauka w szkole.
    Jaki przykład może mieć dziewczynka od mamy, która właśnie realizuje się zawodowo i dziecko musi jeść obiady w szkole. Mama nie ma nawet czasu przyszyć guzika.
    Moja Marysia, kidy ją zapytać kim będzie, mówi, że mamą, a co będzie robić, to odpowiada, że gotować obiadki.:heart:
  • Wybacz Agnieszko63, ale to, ze matka pracuje nie znaczy, ze dzieci nie naucza sie prac domowych. Po pierwsze sa jeszcze soboty, niedziele, wakacje swieta itp., do tego, zeby razem cos robic, nie tylko przyjemnosci , ale i obowiazki domowe. Po drugie problem lezy tez w tym, ze czesto rodzice nie chca pozwolic dziecku np. na gotowanie, bo zabrudzi pól kuchni i wszystkie garniki, potnie sie nozem a na koniec spali dom. A to nie jest prawda. A po kolejne, np. moje najlepiej wyedukowane w pracach domowych kolezanki wcale nie mialy w domu mamy, tylko np. przychodzily ze szkoly i mialy jakis zakres robót domowych do wykonania, (co teraz wcale mi sie nie podoba). I jeszcze taki drobiazg na temat gotowania obiadu - jesli dziecko ma juz tak z 5-6 lat, kiedy to nauka moze byc bardziej efektywna, to jednak raczej juz zaczyna chodzic do zerówki lub szkoly, a mama gotuje ten obiadek, kiedy dziecko jest poza domem, zeby jak wróci mialo cieply posilek. Powiem szczerze, ze wkurza mnie takie uogolnianie - tak jakby dzieci matek pracujacych byly totalnie zaniedbane wychowawczo itp. To moze osoba tak jak ja wcale nie powinna miec dzieci, bo pelnoetatowe prowadzenie domu na dluzsza mete jest dla mnie frustrujace i zamiast domowego ogniska mamy domowe piekielko?
  • Agnieszko63 myślę, że dużó też zależy od tego jaka to praca, w jakim środowisku jesteśmy, do jakiej szkoły dziecko chodzi. MOje kończą szkołę między 15 a 16.00, tak samo przedszkole. opiekunkę w tej chwili mam jedynie ze względów logistycznych, bo każde chodzi niestety gdzie indziej. Moja praca w żaden sposób nie powoduje, że mniej czasu spędzam z dziećmi. A one nawet chwili nie siedzą w tzw świetlicy. Po prostu w wielu szkołąch tak długo trwają zajęcia. Dzieci padły by z głodu, gdyby nie zjadły obiadu, zresztą w naszych szkołach nie ma opcji, aby dziecko nie jadło obiadu.

    My gdy już wrócimy do domu wspólnie coś jemy, dzieciaki opowiadają o swoim dniu, a ja coś tam przygotowuję, one mi w tym pomagają - chłopcy również. Nie ma takiej opcji, żbym tylko ja z córką gotowałą. Zresztą nasze dzieci uwilebiają robić nam kolacje. Czas poza szkołą i przedszkolem dzieci spędzają ze mną. I tak było prawie zawsze. No i co najważniejsze, u nas w domu mistrzem kuchni jest mój mąż - uwielbia to robić i wychodzą mu genialne rzeczy.

    Co do innych prac domowych, to każdy powinien po sobie sprzątać, słać łóżka i takie tam. Ze względu jednak na moją pracę zawodową i mężą, po pworocie do domu chcemy mieć czas dla rodziny, a nie poświęcać go na prasowanie, gruntowne sprzątanie i takie tam - dlatego też tym zajmuje się pewna miła Pani.:bigsmile:
  • Mona, a moja córka chce być mamą i trenerką narciarską:bigsmile: A mamą chce być nie byle jaką, jak na razie jej marzenie to min 6 dzieci...:smile:
  • Wychowujesz dziecko do patologii, ot co.
  • Piszę przez pryzmat mojego doświadczenia. Wychowywana byłam w środowisku wielkomiejskim. Mama pracowała w swoim zawodzie. Poza tym wyręczała mnie we wszystkim bo "ja jej i tak zrobię bałagan", a poza tym powinnam sie uczyć przedmiotów szkolnych.Efekt był taki, że jak wyszłam za mąż, to przeżyłam (mój mąż przede wszystkim) wiele goryczy z powodu braku umiejętności organizacji życia domowego.

    Później jak się dało realizowałam się zawodowo, ale wciąż (szczególnie wtedy, gdy urodziły sie dwie pierwsze córki) miałam poczucie, że coś jest nie tak. Chciałam uchodzić za nowoczesną, ale nie dawałam rady poświęcać dzieciom tyle czasu ile bym chciała, bo moja ambicją było też mieć porządnie wychowane i wyedukowane dzieci. Po urodzeniu trzeciej córki wszystko uległo przewartościowaniu. Zdałam sobie sprawę, że nie dam rady pogodzić pracy zawodowej z pracą w domu. No chyba, że dzieci zaczną myśleć tak, jak tego chce zlaicyzowane środowisko. Na to w żadnym wypadku nie mogłam się zgodzić.
    Zatem spokojnie urodziłam jeszcze czwórkę dzieci i jestem zadowolona. Jestem tym kim miałam być, czyli osiągnęłam szczęście. (Elementarz etyczny, K. Wojtyła)
  • NO i brawo Agnieszko. Tyle, że nie wszystki daje szczęście to samo to co tobie.

    Widzisz moja mama też pracowała w swoim zawodzie - pracuje zresztą do tej pory. Nie gotowała obiadów, nie szyła i nie robiłą przetworów, a jednak jest najlepszą z mam, ukochaną ciocią wszystkich okolicznych dzieci, a teraz wspaniałą babcią - nie tylko dla moich dzieci. Ja po szkole czas spędzałam z babcią, która świetnie gotowała, a ja razem z nią. Babcia była w ogóle taką trochę perfekcyjną panią domu, ja jednak tego po niej tego nie odziedziczyłam:bigsmile:
  • Ja bym rozdzieliła dwie rzeczy. Jak dzieci są małe (tak przynajmniej do 3 roku życia), to lepiej, jak matka jest w domu. Bieganie do pracy, gdy dziecko jest malutkie, to jakaś pomyłka. Nie bardzo wierzę w to, że pędząc po pracy podoła temu, by od razu po pracy mogła być z dzieckiem (bo i tak ma dla niego tylko góra kilka godzin do pory spania), przygotować pełnowartościowy posiłek i jakoś ogarnąć dom (nie wszystkich stać na pomoc domową). Zmienia się to nieco w czasie, gdy dziecko idzie do szkoły. Moja mama pracowała zawsze, mieliśmy starsze panie, które się nami zajmowały, potem było przedszkole. Owszem, nauczyłam się w domu wszystkiego, ale brakowało mi uwagi matki i czasu tylko dla mnie, chwil na rozmowę. Tego nie było, bo mama nie była w stanie tego mi dać. Uważam, że nie da pogodzić wychowywania malucha i pracy zawodowej.
  • [cite] Ania D.:[/cite]J Uważam, że nie da pogodzić wychowywania malucha i pracy zawodowej.
    W rodzinie wielodzietnej maluchów jest wielu, więc czas sie wydłuża.
  • [cite] Ania D.:[/cite]Nie bardzo wierzę w to, że pędząc po pracy podoła temu, by od razu po pracy mogła być z dzieckiem (bo i tak ma dla niego tylko góra kilka godzin do pory spania), przygotować pełnowartościowy posiłek i jakoś ogarnąć dom (nie wszystkich stać na pomoc domową). Zmienia się to nieco w czasie, gdy dziecko idzie do szkoły. .

    Właśnie gdy dziecko idzie do szkoły paradoksalnie trzeba mu poświecić więcej czasu. Wymienię na razie tutaj tylko edukacyjne powody. Trzeba zaglądać do szkolnych podręczników dzieci, a później tłumaczyć im wszystkie fałsze ( to wymaga też czasu).
    Fałszów w szkolnych podręcznikach jest strasznie dużo. Np w podręczniku do biologii dzieci dowiadują się, że naturalne planowanie rodziny to naturalna antykoncepcja, która jest nieskuteczna, bo cykle kobiety sa nieregularne. W podręczniku do historii jest co niemiara fałszów dotyczących rew. francuskiej i jej "dziedzictwa", dotyczących historii Kościoła i chrześcijaństwa. W jęz. polskim zafałszowane terminy jak tolerancja, nacjonalizm i wiele innych. W wos-ie o nowoczesnej i tradycyjnej rodzinie, o najwspanialszej demokracji i równości, o lepszym wspaniałym świecie.
    Niestety, nauczyciele tym kłamstwom nie przeczą
  • O Jezu, nie żartuj!!! :shocked::surprised:
    Nie wie ktoś gdzie we Wrocławiu są jakies normalne szkoły? :cry:
    Moje dzieci jeszcze troche czasu mają, ale przeraża mnie taka wizja. Jak za komuny, w domu co innego, w szkole co innego...
  • Jak już pisałam - w moim przypadku nie ma to żadnego znaczenia, czy pracuję, czy nie, bo wracam razem z dziećmi ze szkoły. Zdecydowana większość rodziców (no dobra matek;)) zarówno z jednej jak i drugiej naszej szkoły, tak układają sobie pracę, ze są w stanie odbierać o tej 16.00 dzieci, ze szkoły.

    Myślę, że we Wrocławiu masz ogromny wybór szkół i nie musisz posyłać dziecka do takiej, która ci nie odpowiada światopoglądowo.
  • Mona - dogadaj się z Torquemadami i załóżcie szkołę Sternika :thumbup:
  • Właśnie gdy dziecko idzie do szkoły paradoksalnie trzeba mu poświecić więcej czasu.
    Moje zdanie też jest takie - szkolniakom trzeba poświęcić czasami więcej czasu - na początku szkoły szczególnie. Moje dzieci z klas I-III po południu (bo mama z tych pracujących) zasiadają i: wspólne odrabianie lekcji, wspólne czytanie lektur. I niestety nie wyrabiamy się czasami do kolacji.
  • [cite] mona:[/cite]
    Moje dzieci jeszcze troche czasu mają, ale przeraża mnie taka wizja. Jak za komuny, w domu co innego, w szkole co innego...

    Nie chciałąm nikogo przerażać, tylko powiedzieć, ze zamiast tracić czas (czysta strata wg Korwina) w pracy lepiej zająć się dziećmi, a nie płakać później, że np. głosują na tuska.:cry:
  • [cite] Maciek:[/cite]Agnieszka - <a href="http://www.rp.pl/artykul/211527.html">przeczytaj</a>.
    Czyli będzie jeszcze gorzej? Tym bardziej trzeba pilnować dzieci, nie tracić czasu.:confused:
  • [cite] Maciek:[/cite]Mona - dogadaj się z Torquemadami i załóżcie szkołę Sternika :thumbup:
    Maciek,
    Masz jakieś info o tym? Jak się to robi i z czym się to je... :wink:
  • Masz na forum ludzi, którzy zakładali przedszkola w Poznaniu (Socrat) i w Krakowie (Weronka) - popytaj.
  • @ Agnieszka
    masz tendencje do szufladkowania....mówienie, że nauczyciele tym kłamstwom nie przeczą jest generalizowaniem - ja znam takich - którzy przeczą - więc ostrożnie

    Ale zgadzam, się w 100% , że szkolne dzieci wymagają jeszcze więcej czasu i zaangażowania ze strony rodziców - bo to już nie sama tylko pielęgnacja i wychowanie - trzeba dopilnować....ja mam już troje szkolnych, uczą się świetnie, ale nie wyobrażam sobie nie sprawdzać im zeszytów i nie konfrontować z tym, czego ich w szkole uczą - a nauczyciele - jak w każdym zawodzie - są różni
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.