Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Teraz i w godzinę śmierci naszej Amen

edytowano maj 2016 w Ogólna
http://lodz.wyborcza.pl/lodz/1,35136,8170501,Utonely_22_harcerki__Reportaz_o_tragedii_sprzed_lat.html

Po wodzie niósł się śpiew „Serdeczna Matko”

W ten sposób łódki przepłynęły około kilometra. Zofia Jackowska: - Łódź nie płynęła prosto. Przechylała się to na jedną, to na drugą burtę.

Barbara Wacek-Kozińska, harcerka, siedziała z innymi dziewczynkami w kabince, w środku: - Zauważyłyśmy, że pod nogami zbiera się woda.

Z raportu starosty: "Dziewczęta już w trakcie jazdy stwierdziły, że motorówka przecieka i że poziom wody w łodzi stale wzrasta".

Jackowska: - Nagle zgasł silnik, chyba się popsuł. Przewoźnik próbował coś zrobić, ale nie udało się. Na nieszczęście była dość duża fala. Łódka kolebała się.

Z raportu starosty: "Na skutek rozmowy pomiędzy przewoźnikiem a mechanikiem zdenerwowanie dziewcząt wzrosło. Obsługa rozpoczęła wylewanie wody czerpakiem, gdy jednak akcja nie dała wyniku, R. postanowił część dzieci z motorówki przerzucić do holowanej łodzi".

Wacek-Kozińska: - Wszystko zaczęło się dziać nagle. Mnie przewoźnik złapał, wyciągnął z kabiny i przerzucił do drugiej łodzi. Podobnie zrobił z kilkoma innymi dziewczynkami.

Tak przeciążona łódka nie wytrzymała dodatkowego ciężaru.

Jackowska: - Czuję, że motorówka przechyla się na moją stronę i że lecę do wody. Jeszcze pomyślałam: jak to dobrze, że nie plecami, tylko przodem. Jak to dziecko, pomyślałam sobie, że tak jest mi po prostu wygodniej. Starałam się wskoczyć do drugiej łódki, ale ta już wtedy stała wryta jednym końcem w dno, a dziobem do góry. Nie zatonęła. Wpadłam do wody.

Z raportu starosty: "Na skutek zbyt silnego przeciążenia woda przelała się przez burty i holowana łódź zatonęła. Wywołało to panikę na motorówce, co z kolei spowodowało jej przewrócenie do góry dnem. Wszyscy uczestnicy wycieczki starali się uchwycić dna motorówki, które wystawało z wody".

Zosia Jackowska wynurzyła się i dopłynęła do łódki. Jeszcze pamięta, że starała się, aby nikt jej nie pociągnął za sobą pod wodę. - Widziałam, jak inne dzieci męczą się w wodzie, walczą jak koty, idą pod wodę i ostatkiem sił wynurzają się i znowu pod wodę. Straszne to były sceny. Po prostu makabra.

Wczołgała się na wywróconą do góry dnem motorówkę. Stał tam też jeden z dwóch mężczyzn. - Czy ta łódź wytrzyma? - zapytałam go. - Nie. Niedługo pójdzie pod wodę.

Wtedy postanowiła płynąć do brzegu. W Łodzi należała do sekcji pływackiej. Przepłynięcie nawet dwóch, trzech kilometrów nie było więc dla niej trudne. Oprócz niej może jeszcze jedna z koleżanek umiała pływać. Reszta nie.

Wacek-Kozińska: - W wodzie trwała walka o życie. Kto mógł, próbował chwycić się za burtę wywróconej łodzi. Mnie się udało. Trzymałam się kurczowo i patrzyłam na to, co się dzieje wokół. Krzyki, wołanie o pomoc. Zaczęłyśmy się wspólnie modlić.

Jackowska: - Gdy zdołałam odpłynąć już kawałek, nastąpiły chyba najgorsze dla mnie chwile. Dziewczynki zaczęły odmawiać "Pod Twoją obronę", potem zaczęły śpiewać "Serdeczna Matko". I jeszcze krzyk "Mamo, ratuj!". Straszne, makabryczne, tak przejmujące.

Chwilę potem zauważyła łódź wypływającą z trzcin. Najprawdopodobniej to właśnie Witold Waszkiewicz z innymi rybakami płynął na pomoc. Rybacy podali jej wiosło i wciągnęli do środka.


http://www.porady-duchowe.siedlce.opoka.org.pl/JOANNA-ART.htm
_________________
Skoro jesteśmy przy reportażu Szylińskiego, warto zwrócić uwagę na jego tytuł, jakże charakterystyczny dla dziennikarzy laickich: dla nich śmierć to tylko i wyłącznie największe „nieszczęście", jakie mogło spotkać człowieka, i do tego w tak młodym wieku… Inaczej patrzymy na podobne zdarzenia my, uczniowie Chrystusa, dla których nie istnieją „przypadki". Mamy prawo wierzyć, że zarówno Joasia, jak i inne dziewczynki, wypełniły już swoje ziemskie powołanie i odeszły po nagrodę do Pana. Na szczęście koleżanki poszły za sugestią Joasi i przed wyjazdem na obóz harcerski skorzystały z mocy sakramentów świętych, więc były dobrze przygotowane na ostatnią godzinę. To przygotowanie potwierdzać może fakt, że stać je było na odmawianie „Pod Twoją obronę", a potem na śpiew „Serdeczna Matko", w tej właśnie chwili, w której śmierć zaglądała im w oczy. Człowiek walczący o życie, a tym bardziej ulegający panice, przerażony, nie byłby w stanie zdobyć się na podobną modlitwę. Ile pokoju wewnętrznego musiała mieć Joasia, od której wyszły te modlitwy, zanim nie została wciągnięta do wody przez tonące koleżanki, którym do ostatniej chwili podawała ręce? Czyż wymownym świadkiem tego pokoju, z którym patrzyła w oblicze śmierci, nie jest jej mundurek harcerski (w posiadaniu autora niniejszego artykułu), zachowany do dzisiaj w takim stanie, w jakim wydobyto go z jeziora, nawet nie prany? Podobno jako jedyny z mundurków nie nosi on na sobie śladów rozpaczliwej szarpaniny, walki o życie, w czasie której tonące nawzajem pogrążały się w wodzie. „Promieniuje" z niego coś, co trudno wyrazić słowami…

Joanna Skwarczyńska zginęła mając 13 lat wraz z innymi uczestniczkami obozu harcerskiego w katastrofie na jeziorze Gardno 18 lipca 1948 r. Utonęła starając się ratować swoje koleżanki z harcerstwa.

Komentarz

  • Dzięki @Prayboy
    To też pokazuje siłę ówczesnego harcerstwa. Do dzisiaj metodyka harcerska ma wielką siłę oddziaływania, chociaż jednoznaczne wzorce wychowania religijnego zostały znacznie rozwodnione w masowości z okresu komunistycznego. Przed wojną też zresztą różnie z nim bywało w drużynach.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.