Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

O wychowaniu

Może to kwestia kryzysu w związku z wrześniowym urwaniem głowy, ale mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach po prostu nie da się mieć więcej dzieci nie ryzykując poważnych problemów psychicznych. 

Przez wieki ludzie mieli dużo dzieci mimo biedy, trudnych warunków bytowych itp., ale:

1. Rodzicom należał się szacunek, to była sprawa oczywista, pyskowanie i nieposłuszeństwo wobec ojca i matki było surowo karane

2. Dzieci miały obowiązki a nie tylko prawa

3. Niepokornych małoletnich można było wyrzucić na podwórko, żeby nie słyszeć wiecznych kłótni, a w razie większych przestępstw zastosować dotkliwą karę.

Mieszkam w dużym mieście, w bloku, mam stosunkowo małe dzieci. Na podwórko ich samych nie wypuszczę, jak chcę żeby były na dworzu, muszę sama spędzać całe dnie w parkach i na placach zabaw a praca w domu czeka. Nie mówiąc o szkodach psychicznych wiecznego nadzorowania dzieciarni. Z kolei w ciasnym mieszkaniu z sąsiadami za ścianą muszę jednak dbać o względną ciszę, co stoi w sprzeczności z koniecznością zastosowania czasem zdecydowanych kroków dyscyplinujących. A ogólnie panujące wokół przekonanie, że dziecku trzeba zapewnić gry, zabawy, lektury, rozmowę, bezwarunkowe zrozumienie, codzienny czas sam na sam z rodzicem, zajęcia dodatkowe i nie wiadomo co jeszcze, a jak nie zapewniasz, to dziecko zaniedbane i nie dziw się, że niegrzeczne, stawia rodziców na pozycji z góry przegranej w starciu z dziecięcym egocentryzmem. 

I co Wy na to? Potraficie mnie jakoś podnieść na duchu?
Podziękowali 1zoja
«13

Komentarz

  • U mnie jest jak było przez wieki. Nowoczesnym trendom mówimy stanowcze "NIE!". To daje szanse wytrwać we względnym zdrowiu psychicznym.
    Nie wiem, czy podniosłam na duchu.
    Podziękowali 2beatak mamababcia
  • Ja Cie podniosę. Tez mam dość kultu dziecka. Chyba się nawet powoli wyzwalam. W sobotę prawie caly dzień graliśmy ze znajomymi w karty. Dziecko troche posiedzialo, troche sie pobawilo, troche obejrzalo bajki, pogadali z psem. W końcu zasnela na podlodze. W przerwie partii przenieśliśmy do lozka. Rano powiedziała ze fajny dzień byl. Roznica z latam 80 byla taka ze jedna dorosla osoba w takiej sytuacji nawet noe patrzy na alkohol.
  • A ja marzę o tym żeby się na wieś przenieść. Miasta już mam powyżej wszystkiego, ciężko mi wychować dzieci tak jak bym chciała bo jak @Bagata tu się pewnych rzeczy nie przeskoczy.  Chów klatkowy normalnie.  Sama się na wsi wychowałam, rodzice nas zabierali do swoich gospodarskich obowiązków, trochę się wieczorami z nami pobawili jak siły znaleźli, a większość dnia sami sobie zajęcia organizowaliśmy i w moim poczuciu wyroslysmy z siostrą na twórcze, w miarę zorganizowane osoby z poczuciem obowiązku.  I za nic rodzicom nie jestem tak wdzięczna jak za to że była praca do zrobienia a na nudę "to się czymś zajmij ".
    Przepraszam jeśli trochę frustracją jadę, ale aktualnie bardzo, bardzo mam dość dzisiejszego miejskiego wychowywania dzieci. 
  • Ja nir wiem jak mozna tak nic z dziecmi nie robić. Nie animowac.nie lepic jezyka dziennie
    Podziękowali 1aga---p
  • Te animacje się własnie biorą z "chowu klatkowego".
    Podziękowali 3Skatarzyna Pioszo54 aga---p
  • edytowano wrzesień 2016
    My właśnie ze względu na moją pracę aktualnie jesteśmy na wsi u rodziców i co...moje chłopaki zrobiły sobie same warsztaty sensoryczne z piachu i sporej konewki Do tego obsługa węża ogrodowego i malowanie nóg kredą
  • Ciekawe ile mogłabym wziąć za takie warsztaty
  • Edit. Telefon uciął mi posta.
  • Ja mam takie poczucie że im więcej będąc w mieście ich animuję to tym bardziej już sobie beze mnie nie umieją poradzić, czegoś sami wymyśleć i normalnie jestem chora jak sobie z tego zdaje sprawę. 
    Podziękowali 2Bagata mamababcia
  • No dobra, ale jaka jest alternatywa dla "chowu klatkowego" bez wyprowadzki na wieś? Tak konkretnie? Bo żeby nie było, dzieci na spacery zabieram, także w deszcz, jeżdżą na rowerze bez zbroi i na warsztaty kulinarne ich nie wożę. Ale same z domu na razie nie mogą wychodzić, nie ma opcji.


  • @Bagata może ktoś kto mieszka w mieście i to czuję bardziej Ci pomoże.  Ja jestem 100 % wiejska, chociaż swego czasu rozpatrywaliśmy opcję domku z ogrodem w mieście, choćby pod wynajem. Tu już by się dało stadko rozpuścić, a i zalety miasta zostają. 
  • W dodatku widzę wokół siebie tylko bardzo bardzo cierpliwych i wyrozumiałych rodziców, którzy robią wszystko, żeby dziecko zadowolić a podniesienie na nie głosu uważają za swoją porażkę. I ciągle tłumaczą, rozmawiają, dogadzają. Rodzice z mojego pokolenia postawili sobie bardzo wysoko poprzeczkę, za wysoko jak dla rodzica kilkorga maluchów.

    Podziękowali 2ramatha zoja
  • Postawili poprzeczkę wysoko - tylko, czy uzyskają dobre efekty w przyszłości? Jakoś trudno mi sobie wyobrazić, że dziecko, które nie zna smaku porażki, nie zaznało odmowy, nie musiało się podporządkować hierarchii w rodzinie, będzie dobrze sobie radziło w przyszłości...
  • edytowano wrzesień 2016
    Myślę, że te dwie sprawy, tj. samodzielność dzieci i autorytet rodzica mają sporo wspólnego. Dzieci, które bezustannie rodzic WYPROWADZA na spacery, są niejako przyzwyczajone do relacji, w której rodzic im usługuje. Dzieci, które nie biegają do sklepu, nie wyrzucają śmieci, nie układają samodzielnie relacji z kolegami z podwórka.
  • Ale wypuścisz dwu-, trzy-latka samego na nieogrodzone podwórko na wsi? 20 m dalej droga,którą jeżdżą maszyny rolnicze,dalej pola i łąki? 
  • "Ogólne przekonanie wszystkich" o animacji etc. wsadź sobie (albo komuś) w buty i się nie przejmuj. 

    @Bagata - może warto poszukać koleżanek, co myślą tak, jak ty? Żeby się nie spinać.

    A z tymi cierpliwymi i idealnymi - Ty ich widzisz przez chwilę, a nie 24/24. Ile ci cierpliwi mają dzieci? W jakich odstępach czasowych? 
    Nie ma się co porównywać, tylko robić swoje.

    Powodzenia!
    k.

  • @Felicyta  ja trzylatkę puszczam, tylko nadzoruję.
  • Albo zostaje w domu z wielkim płaczem,bo starsi bracia mogą wyjść sami,albo zostawiasz robotę w domu i wychodzisz na dwór,tak jak w mieście. No chyba,że pisząc "wieś" mamy na myśli dom z ogrodem.
  • Nie wiem,czy wszyscy chłopcy,ale moi są biegunowo inni od swojej siostry,która być może potrzebowałaby tylko nadzoru.
  • Czytam z zainteresowaniem bo tak chciałabym wychowywać swoje dzieci. Wszystko przede mną bo franio jeszcze nie ma dwu lat i na razie wyprowadzam go na spacery ale mam ogrodzone w miarę bezpieczne podwórko i zamierzam go używać wypedzajac dzieci żeby same sie bawiły. Bardzo męczące jest bawienie sie z dziećmi. A nie bardzo ma sie z kim bawić. Malo ich na wsi. Pół dnia są w placówkach.
    Tymczasem dzis było sortowanie kartofli na całe i uszkodzone a ten mały rozbojnik wyrzucał je do nieodpowiednich pojemników a potem do zboża i trzeba go było zabrać na spacer żeby nie psuł roboty.
  • @Bagata przewidywalam podobne problemy i wkrótce dokladnie z tego powodu zamieszkamy w mieszkaniu z "ogródkiem", tj. prywatną trawką, na ktora się wychodzi wprost z mieszkania. Taki kompromis, a moze raczej namiastka. W piachu można cos ulepić, krzak porzeczek posadzic, a pozniej je zrywać, woda sie pochlapać i przy okazji podlać trawę, pobiegać (no dobra, połazić;)) na bosaka... A ja w tym czasie będę mogla zrobic milion innych rzeczy. ale czy i jak zadziałało powiem dopiero za pare lat, bo dziecko drugie w drodze, a my sie dopiero będziemy przeprowadzac. Byl tez pomyśl ogrodka działkowego albo jakiegoś starego, malego domu do remontu. Każde rozwiązanie miało plusy i minusy.
  • @Katarzyna, i jak mieszkaliscie w mieście, bez własnego ogródka i na piętrze, z placem zabaw z dala od domu to tez maluchy chowalas tak samo jak teraz? Nie wierzę. Mam najbliższy plac zabaw 3km z buta od domu. 3pietra schodów do znoszenia wózka i ruchliwa ulice na dole. Do 10rz będę 'nowocześnie' z dziećmi wychodzić je animowac na dworze, dla ich bezpieczeństwa ..;)
    Podziękowali 2beatak Agnieszka88
  • My mieszkamy na wsi,ale tak bezpiecznie nie jest żeby malutkie dziecko puszczać samo na podwórko.
    Jak najstarsze były małe,wychodziłam na spacery,dużo się z nimi bawiłam,jak poszłam do pracy to byli dziadkowie.Moja mama-emerytowana przedszkolanka, bardzo mi pomagała.
    Gdy podrosły,zaczęły się same bawić,my dorośli nie byliśmy już im potrzebni do organizowania zabaw. Tym bardziej,że pojawiały się kolejne niemowlęta i ja musiałam im poświęcić uwagę. Jakoś to wszystko naturalnie przebiega. Jest równowaga,może z przewagą taką, że więcej bawią się same z sobą. 
    Czasem robimy razem różne rzeczy,jakieś wypieki,pierniki,prace do szkoły na konkursy plastyczne itp. Coś tam podpowiem pomogę. Młodszym trzeba pomóc w lekcjach,czasem pogram z nimi w jakąś planszówkę,ukladankę,poczytamy książki-ja im albo one mi—w ramach ćwiczenia czytania.
    Na podwórku starsze mają na oku młodsze to już mi odpada pilnowanie cały czas,ale lubię z nimi iść na plac zabaw,albo jakaś wycieczkę w okolicy,na rowery,u nas jest pięknie.Dla mnie to sama radość takie wyprawy.Tym bardziej dla nich. Latem czasem do siana (tego akurat dziewczyny nie lubią i unikają jak mogą :smiley: ) 
    Nie czuję się  jakoś bardzo tym obciążona,bardziej ciążą mi obowiązki domowe-sprzatanie,pranie,wieszanie,składanie,układanie,ale do niektórych prac angażuje najstarsze.
    Robić coś,rozmawiać, wychodzić gdzieś z dziećmi bardzo lubię. Problem w tej całej reszcie obowiązków, to to mnie psychicznie wykańcza,bo do końca nie ogarniam a mam w głowie jakąś presję, że powinno wszystko być zrobione.Z tego rodzą się niepotrzebne nerwy,stres,myślę. To jest moje główne pole do pracy nad sobą -robię to co zdążę, resztę staram się olewać z różnym skutkiem...
    Jeśli chodzi o dzieci,na pewno jest trudniej niż kiedyś, bo jest presją srodowiska,że dziecko ma być zadbane, zaopiekować,a też zagrożenia różnymi uzaleznieniami-telewizja,internet,telefon. Lepiej dziecku pomóc zorganizować czas niż żeby się wpakowało w jakieś tego typu bagno.
    Zgadzam się, że teraz jest o wiele trudniej niż dawniej.
  • Ogólnie to mam takie spostrzeżenie, że współcześni nowocześni rodzice to pokolenie bardzo nie pewne siebie, mało odważne, dziecko to taka zagadka.

    Za potężną kasiorę organizują dziecku multum zajęć, chcą mieć poczucie dobrze spełnionego obowiązku.
    I ok. Dziecko ma jakieś zainteresowania, warto je rozwijać, ale często jest przebodżcowanie dziecka, które powinno odczuwać niedosyt a niejednokrotnie wszystko wjeżdża na tacy. Co dziecko chce to ma, myślę, że to duży błąd.

    Kiedyś też mieszkaliśmy w bloku. Normą były wypady do lasu, wózek z zabawkami i hajda rajda do lasu, my mogliśmy porozmawiać a w tym czasie chłopaki budowały szałas, grały, nudziły się...

    Współcześnie dziecko nie może się nudzić- większej bzdury nie słyszałam !

  • edytowano wrzesień 2016
    Moje animowanie polegało na dostarczaniu dzieciom materiału do pracy: gry, szary papier, kredki, farby itd i wydawaniu poleceń.
    Potem sprawdzenie i pochwała.

    Od najmłodszego dziecko może coś robić, mój półtoraroczniak obcinał końcówki fasolki szparagowej :smile:
    Dziecku trzeba wtłaczać poczucie sprawczości, że może, że umie i wykona.

  • Ja dodam jeszcze coś od siebie a propo ED. Jak w rozmowie ze znajomymi czy rodziną wychodziło że chcielibyśmy kiedyś spróbować to w 90% dostawaliśmy którąś z odpowiedzi 
    a) trzeba posyłać dziecko do szkoły żeby się szybko zetknęło z tym jakie jest życie i się uodporniło 
    b) trzeba posyłać dziecko do szkoły bo potem jak w wieku 18 lat zetknie się z życiem to nam samobójstwo popełni bo nie wytrzyma
    Obawiam się że stąd że dużo "normalnych" ludzi tak myśli 
  • edytowano wrzesień 2016
    @Bagata nie wiem w jakim wieku masz dzieci, ale musisz to sobie jakoś dobrze zorganizować, po swojemu
    mi najlepiej wykonywało się codzienne obowiązki z dziećmi np. przygotowania do obiadu, prasowałam i szyłam kiedy one się bawiły ( w tym samym pokoju), pranie też razem, wieszanie też.
    Czasem prałam wieczorem a wieszałam rano, do obiadu też wszystko poprzynosiłam z piwnicy wieczorem a rano obiad.
    Szybko oduczyłam się robienia zakupów z dziećmi, zawsze łapały jakieś choroby. Wyjątkiem był targ na świeżym powietrzu. Zakupy robiłam wieczorami albo po południu.

    Generalnie nasz czas wolny zbiegał się z odpoczynkiem dzieci.

    Podziękowali 1wiesia
  • edytowano wrzesień 2016
    @Dorotak - może nie uwierzysz, ale w bloku też nie animowałam. Wyprowadzałam do parków, na boisko, czy na plac zabaw, bo nie było bezpiecznie puścić samych, ale nie animowałam. I w domu do ronoty goniłam, tylko inny zakres tych robót był dostępny - bardziej kuchenno-porządkowy.
    Przyznaję, że na wsi w domu z ogródkiem jest dużo łatwiej.
    Podziękowali 2Dorotak mama83
  • Dzięki:) będę zatem marzyć o domku z ogródkiem. Do roboty gonie... Ale na ile można 5 łatkę i 2,5latka gonić. Sprzątnąć po sobie, wytrzeć kurze, pralkę załadować, pranie rozwiesic, no ok, coś się znajdzie. A dla mnie wyprawa na dwór z nimi to jak wejście na mont everest. Najbliższy plac zabaw, jak pisałam 3km z buta, zanim dojdziemy to już im się bawić nie chce. Spacerowanie wokół kamienic nie podoba się nikomu. Generaknie mam z tym problem. No ale kto wykopuje w ostatnim tygodniu czerwca plac zabaw i planuje otwarcie nowego w październiku? Władze Gdyni!:D tak więc mam nieskonczone ilości plasteliny, farb, kartek, wyklejanek i całe dnie animuje ich w ten sposób. Oczywiście między ogarnianiem najmłodszego co się zrobił wynajagacy...
  • @Bagata a Ty masz takie przedszkolaki? Czy starsze?
    Nie popadalabym w czarna rozpacz jeśli dopiero maluszki. Zanim się ustabilizuja emocjonalnie trochę czasu mija na aktywnym wychowaniu - i dobrze bo więź potrzebuje czasu i wkladu zeby zaprocentowala, a pepowine odcina się stopniowo, a nie ciach po urodzeniu. Slysze tu na forum ze potem stasze nasiakniete rygorem domowym tak prowadza mlodsze. I powoli slysze to u siebie, gdy corki bawia sie same!
    No ale najpierw w te pierworodne wypada coś włożyć. Z pustego i Salomon nie naleje. Ale te procesy twaja lata. I wymagaja nie tyle animacji co uwagi i przykladu rodzica.

    Jest niemożliwością na razie zeby moja starsza sama pociagnela swoje prace plastyczne itp. Bo jej coś nie wychodzi - nie ma tej sprawności itd. Ale czlowiek tlumaczac zeby szukala innych, mozliwych dla niej rozwiazan, uczac nowych umiejetnosci, widzi ze z czasem te bariery znikają. Samodzielność coraz wieksza. No ale wesprzeć jakoś musze. Nie ma sily zebym się zajela na 200% swoja robotą i odciela od dzieci dopóki nie skończę.
    To maluchy są. Upadna, placza, nie wychodzi im coś. Powolutku ze wsparciem uczą się sobie radzić.

    Znam kilkoro doroslejacych nastolatek z chowu klatkowego ktorym nie zaszkodzily place zabaw. Matki mialy taki system zeby wyszalec dzieci. W domu, w kosciele i w harcerstwie odbywalo sie wychowanie w wartosciach. A na placu zabaw są też inni rodzice, z fajnymi mozna się powspierac. Pogadac jak z dorosłym. Tego na wsi gdzie wiekszosc dzieci (i rodziców!) jest po placowkach 3/4 dnia brakuje troche.

    Co do socjalizacji, odbywa sie wg definicji do śmierci. Najbardziej zyskują Ci ktorzy moga budowac glebokie relacje, spokojnie wyjasniac konflikty (w rodzinie) - a nie z braku czasu (jak w szkole) zamiatac pod dywan nieporozumienia. No i wcale niekoniecznie wśród rówieśników... bo czego nauczy 3-latek, 3-latka? ;)
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.