Po prostu nie mogę się już ogarnąć. Piątka dzieci.W tym jedno raczkujące. Nie daję rady. Ciągłe sprzątanie, pranie, gotowanie, ogród itd. itp. ...
Nigdy nie mogę się tak zorganizować, aby mieć wszystko zrobione jak TRZA. Zawsze zostaje "coś" na jutro bo dziś już nie mam na to sił i czasu.
Jak Wy sobie radzicie? Może ktoś pomoże?
Komentarz
przy piątym nauczyłam się odpuszczać( np nie biegłam ze ścierką, by po raz szósty tego samego dnia umyć szybę balkonową od małych łapek), przymróżać oko, nie zauważać, wychodzić z domu bez wyrzutów sumienia i przeświadczenia, że jestem niezastąpiona
przewartościowałam, zmieniłam moją wizję żony i matki
wyleczyłam się z perfekcjonizmu ( no dobra...z prasowania się nie wyleczyłam)
poza tym dobrze mi robiło myślenie, że trudne chwile są przejściowe
jak urodziło się siódme dziecko - nie przesadzę jak powiem, że odpoczywałam
U nas działa też trochę luzu na porządki etc. Jak dzieci mają co jeść i gdzie spać, to reszta może zostać na chwilę na boku.
Nie da się mieć z takim składem porządku. Zachowuje jako tako najpoważniejsze normy sanitarno epidemiologiczne;) i z pomocą męża, nie sama.
Jeśli brakuje Ci sił to Twój organizm mówi po prostu odpocznij!!
Matce też należy się odpoczynek.
Odpoczynek ze względów zdrowotnych.
Masz 5 dzieci, więc młodą 20 nie jesteś.
Brakuje formy jak za młodu, normalne. I dużo pracy jest przy dzieciach.
Koniecznie odpocznij!
Ogrodek mam malutki i go olałam, jak podrosną dzieci to go dopracuje.
dopisek: dziękuje za wątek!!
No i jakieś wychodne warto sobie koniecznie zorganizować. Choćby samemu do sklepu (na początek) dla uporządkowania myśli. Potem kombinacja nad zorganizowaniem fajniejszego "wychodnego" . U nas kilka lat były z tym mega trudności, teraz naprawdę lepiej (pamiętam jak myślałam, że "lepiej" nigdy nie nastąpi...)...ale niedługo znów dzidzionek więc znów będzie posucha. To jest moim zdaniem niezbędne. Przede wszystkim z pomocą forum udało mi się zrozumieć, że to nie fanaberia ale autentyczna potrzeba, i że to widocznie poprawia jakość funkcjonowania na codzień.
Normy sanitarne obniżam w trudnych momentach. Jak jestem zmęczona, nie zapraszam gości, daję sobie pozwolenie na mniej wydajny dzień "dla zdrowia" czyli ogarnianie jedynie podstaw, Jeśli konsekwentnie odpuszcze wszystko co zbędne w sprzątnaniu i ograniczę net i uda się wyspać się to następnego dnia już jest poprawa.
Następny krok już dla trochę wyspanych to odgrzebanie jakiejś swojej pasji choć na pół godzinki:)))To bardzo doładowuje.
Objawy mówią same ze siebie - czas zawalczyć o odpoczynek.
Wiem jakie to trudne.
Nigdy nam nikt nie pomagał, babci nie angażowaliśmy...Mąż pracował po 12 godzin. Jak wracał z pracy i widział moja minę i zmęczenie, po prostu wręczał mi kurtkę i kazał wyjść...Czasem nawet na to nie miałam sił i ochoty...ale dużo mi to dawało.
Przez jakiś czas nie było opcji na wyjście we dwoje...
Jak dzieci były małe z wielu rzeczy się wycofałam i dopiero od niedawna mam czas np na robienie zapraw latem i jesienią, na randkowanie z mężem, na weekendowy wyjazd( bez dzieci)...jeszcze 5 lat temu mogłam tylko o tym pomarzyć Wtedy to była walka o przetrwanie i nie zwariowanie
Minimum prac porządkowych, angażowanie do malutkich prac dzieci ( nawet tych kilkuletnich...to też może być fajnie spędzony razem czas!)
jak urodziłam czwarte dziecko, najstarsza miała 5 lat i 3 miesiące, druga 3,5, trzecia 20 miesięcy i przeżywałam drugi poważny kryzys macierzyństwa ( pierwszy miałam jak pojawiła się pierwsza córka, która przez 10 miesięcy miała kilkugodzinne akcje darcia się przy kolkach)
Przy czwórce zdrowych było trudno, a jak zachorowali na rotawirus czy ospę to był kanał...
Teraz wspominam z uśmiechem ...ale nadal pamiętam trudne chwile
Wymieklam przy sprzątaniu pokojów dziewczynek. Zza łóżka i ze skrzyni na przebieranki i pluszaki wyjęłam wczoraj dwa kosze prania a sprzatalam im tam dwa tygodnie temu. I trzy plastikowe torby śmieci: głównie papiery ale też pestki po śliwkach, ogryzki itp. Stoją w pokoju i czekają aż ktoś je wyniesie.
Przestałam się przejmować.
Jak nie wyniosą to im wrzucę do łóżka.
Ściągam z suszarki pranie od razu je segregując na męża, moje córek i syna i potem już szybko wkłądam te partię do szaf albo kładę na łóżka dziewczynom.
K
Jak mam czas to składam od razu z suszaka ale najczesciej musze szybko zrzucić zeby powiesic kolejne i pędzić np. do szkoły i p-kola. Zrzucam ze 3 prania na fotel a potem jak pojawia sie dobry moment to dzwonie do kolezanki i sobie gadam skladając przez godzinę
To moja chwila na pogawędke i nikt sie nie przyczepi ze nic nie robię
Nie prasuje. Dla mnie to niewykonalne. Prasuje jak potrzebuje w danej chwili cos zalozyc.
Ja tez mam 5tkę dzieci. Najstarszy ma 7lat.
Najmlodszy 5mcy.
Mi od roku powtarza większosc kolezanek ze bardzo przydalaby mi sie pani do pomocy przy sprzataniu ( przeprowadzilismy sie do duzego domu dwa lata temu). Jak bede miala mozliwosc to bede korzystala z takiej pomocy. Tez lubie zyc w czystym otoczeniu ale mam tylko dwie ręce, jak Ty a brudzących jest 7os.
Przez chwile teraz nie moge skorzystac z takiej pomocy ale mam nadzieje ze juz niedlugo. Mentalnie juz sie z myslą oswoiłam.
Trzeba odpuscic. Bo zwariujesz pod ciezarem wyrzutow sumienia. Nie da sie miec sterylnego otoczenia przy 5 malych dzieci.
Choc niektorym sie wydaje ze przesadzasz...
Ja uslyszalam ostatnio ze to TYLKO KWESTIA ORGANIZACJI.
Dziala ten tekst na mnie jak płachta na byka. Bo mówi to osoba ktora nie jest na moim miejscu i nigdy nie musiala wykonywac tego co ja. Nie mozna sie przejmować.
Odwodnienie odbiera siły