Mader, opisałaś swoje własne odczucia na temat Zielińskiego. Trudno obarczać kogoś winą za to, że inny się na nim koncentruje. Ja zwracam tylko uwagę, że jego działania przynoszą dobre owoce.
W "Pasji" - objawieniach Anny Katarzyny Emmerich wielokrotnie wspominane jest o uzdrowionych przez Jezusa, którzy potem krzyczeli ukrzyżuj ukrzyżuj. Byli też tacy którzy , uzdrowieni nie zmienili swojego życia i choroba wracała, oni też oczekiwali śmierci Jezusa.
Przyjęcie cudu to ogromna łaska ale też odpowiedzialność.
W przypadku marskości wątroby z powodu alkoholizmu to akurat konsekwencją grzechu. Różne są teorie teologiczne na temat pochodzenia i sensu cierpienia choć i tak pozostaje to tajemnicą. Możemy o tym podyskutować jak masz ochotę.
Wiecie co... Sprawy uzdrowicieli mnie nie interesują. Nawet czytając dyskusję tutaj nie chciało mi się zgłębiać tematu MZ.
Nie mam jednak powodu, by wątpić w cuda Pana Boga i skuteczność modlitwy wstawienniczej, a wręcz przeciwnie: mam powody by w nie wierzyć.
Chłopiec, o którym napisał Maciek - ten Jaś z uzdrowioną nogą - to chłopiec z naszej szkoły, na pewno wiele osób - jego kolegów i ich rodzin - modliło się za niego. Fakt jest taki, że wcześniej nie chodził, jeździł na wózku, a w czasie tej Mszy ból ustąpił i teraz chodzi i skacze. Nie ma powodu by w to nie wierzyć. Jego wiara go uzdrowiła. Czy Marcin Zieliński był do tego cudu potrzebny? z jakiegoś powodu Bóg chciał, by właśnie tam i wtedy się to stało...
Widziałam filmik, na którym jego mama mówi świadectwo i Jaś chodzi. Marcin Zieliński zapytał go wprost: czy wiesz, kto Cię uzdrowił? i odpowiedź dziecka była od razu: Pan Jezus. Proste. MZ nie przypisywał zasługi sobie, oddawał chwałę Jezusowi. Na mnie zrobił wrażenie bardzo skromnego człowieka, który najchętniej ukląkłby przed tym cudem. Piszę na podstawie tej jednej relacji.
ps. ad tego, że jego mama napisała, że "Mszę prowadził MZ" - to skrót myślowy, pisany w emocjach, chyba można zrozumieć. Miłosierdzia trochę miejmy.
"Duchowny mówi o tym, że niekiedy podczas rekolekcji polscy księża stosują wobec małych dzieci praktykę spoczynku w duchu (hipnozy magnetycznej, mesmeryzmu, transu, autosugestii). Chodzi o wprowadzanie osób nieletnich w odmienne stany świadomości"
Samżeś w tym uczestniczył tylko nikt wtedy Ci tego takimi określeniami nie okrasił. Ale spór faktycznie jest widoczny, a reakcje psychiczne na tyle spektakularne, że wyznawcy takich poglądów są święcie przekonani o słuszności. Mój znajomy psycholog jest strasznie cięty na te spektakle masowej histerii; to często krótkoterminowo pomaga ludziom, ale prowadzi po prostu do rozchwiania emocjonalnego.
Chce ksiądz powiedzieć, że ci duchowni, którzy palili książki np. Harry'ego Pottera naprawdę wierzą w to, że wierni mogą zostać opętani, gdy będą czytać o przygodach fikcyjnej postaci?
Nie chodzi o opętanie. Sprawa dotyczy możliwości przenikania, poprzez określone przedmioty, mocy złych duchów do życia człowieka. Bardzo ostry spór doktrynalny o tę kwestię toczy się w Polsce od kilkunastu lat.
W rozmowie ze mną mówił ksiądz profesor niedawno, że w Polsce wielu księży wierzy w tzw. spowiedź furtkową. Przypomnijmy czytelnikom, co to takiego.
Tzw. furtki złego ducha i spowiedź furtkowa łączą się bardzo ściśle z paleniem książek i innych przedmiotów. Mamy pewien pakiet nowych synkretycznych zjawisk o charakterze religijnym. Niszczenie przedmiotów, spowiedź furtkowa, rachunki sumienia furtkowe, furtki złego ducha – to są elementy pewnej większej całości. Chodzi w tym wszystkim o szamańską, afrykańską wizję obecności złych duchów w życiu człowieka. I właśnie w Kościele katolickim to magiczne przekonanie przyjęło postać chorej, niebezpiecznej formy praktykowania spowiedzi.
(...)
Takich sytuacji z paleniem książek będzie w Polsce więcej?
Myślę, że niektóre szamańskie praktyki będą teraz bardziej ukrywane przed opinią publiczną. Warto podkreślić, że to ognisko w Gdańsku miało formę nabożeństwa religijnego. Prowadzący ten obrzęd ks. Rafał Jarosiewicz był ubrany w szaty liturgiczne. W pewnym sensie celebrował religijny ryt spalenia furtek złego ducha. Wiem o wielu innych podobnych przypadkach, w których księża katoliccy zachęcali w kościołach, podczas wizyty kolędowej albo podczas rekolekcji wakacyjnych do pozbywania się furtek złego ducha – płyt muzyki rockowej, książek, ubrań, pamiątek przywiezionych z Indii lub Egiptu itp.
Wiecie co... Sprawy uzdrowicieli mnie nie interesują. Nawet czytając dyskusję tutaj nie chciało mi się zgłębiać tematu MZ. Iii Nie mam jednak powodu, by wątpić w cuda Pana Boga i skuteczność modlitwy wstawienniczej, a wręcz przeciwnie: mam powody by w nie wierzyć.
Chłopiec, o którym napisał Maciek - ten Jaś z uzdrowioną nogą - to chłopiec z naszej szkoły, na pewno wiele osób - jego kolegów i ich rodzin - modliło się za niego. Fakt jest taki, że wcześniej nie chodził, jeździł na wózku, a w czasie tej Mszy ból ustąpił i teraz chodzi i skacze. Nie ma powodu by w to nie wierzyć. Jego wiara go uzdrowiła. Czy Marcin Zieliński był do tego cudu potrzebny? z jakiegoś powodu Bóg chciał, by właśnie tam i wtedy się to stało...
Widziałam filmik, na którym jego mama mówi świadectwo i Jaś chodzi. Marcin Zieliński zapytał go wprost: czy wiesz, kto Cię uzdrowił? i odpowiedź dziecka była od razu: Pan Jezus. Proste. MZ nie przypisywał zasługi sobie, oddawał chwałę Jezusowi. Na mnie zrobił wrażenie bardzo skromnego człowieka, który najchętniej ukląkłby przed tym cudem. Piszę na podstawie tej jednej relacji.
ps. ad tego, że jego mama napisała, że "Mszę prowadził MZ" - to skrót myślowy, pisany w emocjach, chyba można zrozumieć. Miłosierdzia trochę miejmy.
W Pytaniu na śniadanie mama Jasia wraz z Jasiem- teraz!!!
Komentarz
Nie, Ducha Świętego.
Byli też tacy którzy , uzdrowieni nie zmienili swojego życia i choroba wracała, oni też oczekiwali śmierci Jezusa.
Przyjęcie cudu to ogromna łaska ale też odpowiedzialność.
Nic takiego nie napisałam że optuje choć jest to jedna z teorii wyjaśniających pochodzenie cierpienia.
Różne są teorie teologiczne na temat pochodzenia i sensu cierpienia choć i tak pozostaje to tajemnicą.
Możemy o tym podyskutować jak masz ochotę.
Skoro tak się zgadzamy że sobą
Sprawy uzdrowicieli mnie nie interesują. Nawet czytając dyskusję tutaj nie chciało mi się zgłębiać tematu MZ.
Nie mam jednak powodu, by wątpić w cuda Pana Boga i skuteczność modlitwy wstawienniczej, a wręcz przeciwnie: mam powody by w nie wierzyć.
Chłopiec, o którym napisał Maciek - ten Jaś z uzdrowioną nogą - to chłopiec z naszej szkoły, na pewno wiele osób - jego kolegów i ich rodzin - modliło się za niego. Fakt jest taki, że wcześniej nie chodził, jeździł na wózku, a w czasie tej Mszy ból ustąpił i teraz chodzi i skacze. Nie ma powodu by w to nie wierzyć. Jego wiara go uzdrowiła. Czy Marcin Zieliński był do tego cudu potrzebny? z jakiegoś powodu Bóg chciał, by właśnie tam i wtedy się to stało...
Widziałam filmik, na którym jego mama mówi świadectwo i Jaś chodzi.
Marcin Zieliński zapytał go wprost: czy wiesz, kto Cię uzdrowił? i odpowiedź dziecka była od razu: Pan Jezus. Proste. MZ nie przypisywał zasługi sobie, oddawał chwałę Jezusowi. Na mnie zrobił wrażenie bardzo skromnego człowieka, który najchętniej ukląkłby przed tym cudem. Piszę na podstawie tej jednej relacji.
ps. ad tego, że jego mama napisała, że "Mszę prowadził MZ" - to skrót myślowy, pisany w emocjach, chyba można zrozumieć. Miłosierdzia trochę miejmy.
problem "zielińskiego" i "palonych książek" w trochę szerszym kontekście, oczami księdza z drugiej strony barykady.
Ostro.
Ale spór faktycznie jest widoczny, a reakcje psychiczne na tyle spektakularne, że wyznawcy takich poglądów są święcie przekonani o słuszności.
Mój znajomy psycholog jest strasznie cięty na te spektakle masowej histerii; to często krótkoterminowo pomaga ludziom, ale prowadzi po prostu do rozchwiania emocjonalnego.
Chce ksiądz powiedzieć, że ci duchowni, którzy palili książki np. Harry'ego Pottera naprawdę wierzą w to, że wierni mogą zostać opętani, gdy będą czytać o przygodach fikcyjnej postaci?
Nie chodzi o opętanie. Sprawa dotyczy możliwości przenikania, poprzez określone przedmioty, mocy złych duchów do życia człowieka. Bardzo ostry spór doktrynalny o tę kwestię toczy się w Polsce od kilkunastu lat.
W rozmowie ze mną mówił ksiądz profesor niedawno, że w Polsce wielu księży wierzy w tzw. spowiedź furtkową. Przypomnijmy czytelnikom, co to takiego.
Tzw. furtki złego ducha i spowiedź furtkowa łączą się bardzo ściśle z paleniem książek i innych przedmiotów. Mamy pewien pakiet nowych synkretycznych zjawisk o charakterze religijnym. Niszczenie przedmiotów, spowiedź furtkowa, rachunki sumienia furtkowe, furtki złego ducha – to są elementy pewnej większej całości. Chodzi w tym wszystkim o szamańską, afrykańską wizję obecności złych duchów w życiu człowieka. I właśnie w Kościele katolickim to magiczne przekonanie przyjęło postać chorej, niebezpiecznej formy praktykowania spowiedzi.
(...)
Takich sytuacji z paleniem książek będzie w Polsce więcej?
Myślę, że niektóre szamańskie praktyki będą teraz bardziej ukrywane przed opinią publiczną. Warto podkreślić, że to ognisko w Gdańsku miało formę nabożeństwa religijnego. Prowadzący ten obrzęd ks. Rafał Jarosiewicz był ubrany w szaty liturgiczne. W pewnym sensie celebrował religijny ryt spalenia furtek złego ducha. Wiem o wielu innych podobnych przypadkach, w których księża katoliccy zachęcali w kościołach, podczas wizyty kolędowej albo podczas rekolekcji wakacyjnych do pozbywania się furtek złego ducha – płyt muzyki rockowej, książek, ubrań, pamiątek przywiezionych z Indii lub Egiptu itp.