A jeszcze jedna myśl, bo mnie uderzyło. Sama piszesz "tak samo ważne jest , żeby tata wprowadził córkę w specyfikę świata męskiego, zaznajomił ją z męskim rozumowaniem, itd.
To akurat wiem na pewno - wychowałam się bez ojca i zawsze w świecie męskim byłam jak dziecko we mgle. To mąż mnie wszystkiego nauczył, właśnie przez rozmowy, on mi przybliżył to ich rozumowanie i ich postrzeganie świata, ich zainteresowania.
Dla mnie to był kosmos.
Do dziś świat mężczyzn jest dla mnie fascynujący i arcyciekawy, właśnie dlatego, że nie miałam z nim do czynienia w dzieciństwie.
Dlaczego zatem, skoro widzisz jakie to dla Ciebie i męża było ważne i jednoczące - zabierasz to synowi i jego przyszłej żonie?
A tak wogole to niestety ja mam smutna refleksje, ze przyszlosc jest w medycynie estetycznej .. Kobiety ktore nadmiernie o siebie dbaja, uderzaja w najprostrze instykty i najwiecej sobie ugrają w relacji z facetem ..natury sie nie oszuka
Alternatywą jest szczera rozmowa o tym, że mężowi spada sprawność, a starzejące się ciało żony go mniej pociąga. Kobiety mogą unikać tematu botoksem, mężczyźni - niebieskimi tabletkami.
czy ja wiem ..calkiem mlodzi, sprawni mezczyzni sa oszaleli na punkcie bardzo dobrze wygladajacych mlodych kobiet ..ktore wlasciwie nie widaomo ile maja lat
Ostatnio czytałem wywiad z seksuologiem, który specjalizuje się w uzależnieniach. Niestety, ale kultura pornograficzna powoduje problemy u całkiem młodych mężczyzn; dotyczy to pewnie też wyglądu kobiet - jeśli nie wyglądają jak laski z rzeczonych filmów.
Czyli jeszcze obowiązek korzystania z chirurgii plastycznej i wyglądania jak laska z mało ambitnych filmików Bo jak facet się ogląda za takimi , to znaczy , że żona musi coś z sobą zrobić. Bo facet tak ma .
@Monika73 Obawiam się, że tak. Ale w bonusie można dostać oglądających się młodych mężczyzn, zainteresowanych atrakcyjną mamuśką. Tak, że co tam komu buduje poczucie wartości.
Ale co komu przeszkadza że mezczyzna się ogląda za ładną kobietą? To znaczy że żona mu się nie podoba, albo że mniej się podoba? Nie mam takiego wrażenia. Mój z tych oglądających się i nawet do mnie komentujących i nie mam parcia na odmładzanie się, bo to mądry mężczyzna i kochający a ja wiem że mu się podobam. Mnie też się wizualnie różni mężczyźni podobają i nie wpływa to na zmniejszenie miłości do mojego męża.
To u mnie jakiś kosmos w tych tematach. Sama często mówię do męża, np. oglądając telewizję, coś w stylu "zobacz jak jest szczuplutka" albo "kolor super dobrany do urody, zresztą w ogóle piękna kobieta". A on milczy. Nie pogniewałabym się naprawdę, gdyby mi przytaknął.
Ooo ja się właśnie dwa razy obejrzałam za bardzo przystojnym , o zgrozo młodszym mężczyźnie. W dodatku bardzo foremnie zbudowanym . I ssoo teraz ?? To rzadki widok przecież
Ps w dodatku o podwójna zgrozo , miał zgrabne pęciny
Cytując bardzo fajną siostrę zakonną: "A co? Jak się wybrało to już nie można spojrzeć w menu?"
Ja też byłam córeczką tatusia, ale tu jest znaczna różnica. Miłość ojca do córki to dla niej baterie na przyszłe relacje, z synkiem mamusi już jest zdecydowanie inaczej.
Chociaż ostatnio czytałem udrękę i ekstazę i trochę do myślenia dała perspektywa Michała Anioła.
Nie rzeźbił prawie kobiet, bo ich fizjonomia była dla niego nudna. Wychowany wśród kamieniarzy w kamieniołomie, zachwycał się męska muskulaturą, uważając, że w kobiecie nie ma co rzeźbić czy malować, bo raptem kilka zaokrągleń. No i trochę racji miał, jak się popatrzy na zdrowo wyrzeźbionego mężczyznę typu Apollo, to jest co podziwiać.
Chyba z tych powodów chcą mu przykleić łatkę kochającego inaczej z resztą.
Mnie jednakowoż, wbrew większości, strażacy się nie podobają
A czirliderki?
Ja ostatnio oglądam lekkoatletykę i patrzę, a tam jakieś dziewczynki biegają... Okazało się, że laski około dwudziestki zaczynają mi się wydawać dziecinne. Pierwszy raz w życiu poczułem, że niby młody a jakby coraz mniej.
Tak, że czekam cierpliwie na kryzys wieku średniego.
No właśnie. Poza tym po co tyle gadać facetowi. Oni z natury są mniej gadatliwi a bardziej zadaniowi , działający. Nie niemowy ale bez słowotoku co mają na myśli przez pół dnia. Wyjaśniając
Podam Ci przykład z wczoraj .
Córka urodziła syna . Zięć pisze do mnie SMS
Urodziła. Wszystko ok.
Wiesz jaki byłby SMS od kobiety ??? Pojemność SMS jest ograniczona na szczęście.
Ale po co Ty synowi opowiadasz o patologii zamiast o pięknej miłości wierności i cudzie życia?? Uważasz , że to jest to co należy przekazać ?? Oraz uważasz , że chłopak jest w stanie udźwignąć sprawy o jakich opowiadasz, dorosłych ?? Czy On o taki alkoholizm np pyta ?? Czy wyskakujesz przed szereg w ramach profilaktyki uzależnień??
Moim zdaniem prowadzisz w nim ostrą orkę emocjonalną .
Sorry ale tak to widzę ja.
Jeśli już to opowiadać o pięknie , jak być powinno , prowadzić w stronę pięknego życia a nie syfu. Ale to ja.
Nie umiem sobie zwizualizować , że opowiadam nastolatkom taki hard core jako matka. Nie wiem w jakim wieku syn Twój.
Rozumiem , że chciałabyś ostrzec tymi opowieściami przed złem , ale czytając co odpisujesz ciary mam ją , stara baba.
Doprawdy sądzisz , że opowieści o kobiecie dadzą facetowi pewnik wiedzy o niej ?? Że śmiem , że wątpię bo ona sama nie ma tej wiedzy i pewnika o sobie. Emocje i hormony i cykl oraz wymagania świata wobec kobiet mają znaczenie. Poza tym , że akurat uważam , że to się pokazuje życiem a nie opowieścią i narracją słowną .
Oczywiście nie uważam aby unikać trudnych spraw i że tego nie ma w życiu. Chodzi mi o to , że to nie jest wzór. Wzór wygląda całkiem inaczej i on ma być widoczny okiem dziecka bo to obserwatorzy i weryfikatorzy postaw
Jak to się popularnie mówi i śpiewa ma być widać, słychać i czuć , ale życiem głównie.
@Małgorzata , dziękuję za Twój punkt widzenia i
zgadzam się z nim.
Tylko, że właściwie to Ty nie
napisałaś o mnie, tylko jakby... o kimś innym.
Znów myślenie zero-jedynkowe: ona
opowiada dziecku straszne życiowe historie, a pięknych i
pozytywnych to już wcale nie.
No nie jest tak.
Małgorzata.
Jesteśmy normalna rodziną – jest u
nas wesoło, żartujemy, kłócimy się wszyscy razem, opowiadamy
sobie masę pozytywnych spraw, a czasem rozmawiamy o tych
trudniejszych. Wszyscy. Nie tylko ja.
I przyznam, że nasz syn (a czasem też
i mąż) lubią posłuchać sobie jak ja opowiadam różne historie.
Te trudne też ich ciekawią.
Może to dlatego, że prawie w ogóle
nie oglądamy telewizji, a może dlatego, że ja mam taki styl
"gawędowy", ale czasem jak nawijam jakieś opowieści, to
słuchają , wypytują, dogadują, komentują. Nieraz ironizują, jak to faceci.
Słowem: podoba się.
Nasz syn, jak był młodszy to czasem
wręcz domagał się, żebym zapodała jakieś skomplikowane historie
losów, bo go to ciekawiło.
Żadnych traum u niego nie widzę.
Normalny, wesoły, pozytywny chłopak,
który ma mnóstwo przyjaciół i bardzo kocha swoich rodziców
(oboje).
I wie, że jest przez oboje rodziców
kochany najbardziej na świecie, i widzi, jak bardzo nam na nim
zależy.
A my widzimy jak jego to buduje...
naprawdę.
A pozytywnych, pięknych historii też
sporo się dowiaduje, i próbuje rozczaić czemu tym się udało, a
tamtym nie. Niech główkuje. Przyda mu się to. Taka lekcja z życia.
Nie wspomnę już , że to wiązanie matki z synem kompletnie rozwalą na przyszłość jego relacje z żoną, bo mamusia jest jeszcze.
To najgorsza wersja przygotowania faceta do małżeństwa. Sorry.
Związek emocjonalny matki z synem , to porażka jego małżeństwa .
A tu się muszę nie zgodzić.
Znam dwóch panów, dość mi
bliskich, którzy, pomimo, że obaj naprawdę bardzo męscy (takie
koncentraty męskości, można powiedzieć) to noszą w sobie po dziś
dzień traumę braku bliskich kontaktów z matką.
Zarzucają swoim matkom, że skupiały się
na córkach, że nie zbudowały z synami relacji.
Że oni byli dla mam jakby dużo mniej
ważni.
Jeden z nich właśnie za to nie znosi
swojej siostry i mają oboje niestety bardzo złe relacje z powodu
jego zazdrości i wiecznego nieukojenia tego bólu, że mama to z nią
zbudowała bliską uczuciową relację, a z nim już nie.
Obaj panowie wykazują też brak
delikatności i empatii, niestety... i bywają dość szorstcy dla
swoich żon.
Tak jakby jakieś części ich
osobowości w ogóle nie rozwinęły się.
Naprawdę uważam, że dobry i mocny związek
emocjonalny matki z synem jest wręcz zbawienny dla jego późniejszych
relacji z kobietą (dziewczyną, żoną, córką).
Jak matka nie nauczy syna w odpowiednim czasie /wieku jak kochać, to potem , jak on dorośnie będzie już za późno, bo pewne procesy w psychice już się zakończyły i nie ma odwrotu.
Chłodne emocjonalnie matki synów, to nieszczęście późniejszych synowych.
I jeszcze napiszę tutaj (choć pewnie
ta moja wypowiedź spotka się z gwałtownym protestem, czy nawet
oburzeniem), że do niedawna martwiłam się trochę jak mój jedynak
poradzi sobie w relacjach z koleżankami w przyszłości, no bo nie
ma siostry , ani żadnej bliskiej osoby płci pięknej , ale w swoim
mniej więcej wieku.
Zwierzyłam się z tego mojej
przyjaciółce, która nawiasem mówiąc jest z rodziny bardzo
wielodzietnej i z którą ja miałam relację siostrzaną przez wiele
lat dzieciństwa i młodości.
Powiedziałam jej, że mój syn obraca
się właściwie wyłącznie w męskim świecie, bo albo z ojcem,
albo z kolegami taty, albo z licznym gronem kolegów własnych, a
dziewczynki zna tylko z widzenia i pobieżnych rozmów. Powiedziałam
jej zmartwiona, że on tak bardzo jest zanurzony w ten męski świat,
że dla niego dziewczyna to właściwie ... tajemnica.
Przyjaciółka krzyknęła: "To
dobrze! To bardzo dobrze, nie masz się czym martwić! Właśnie tym
bardziej będzie dziewczyną zachwycony , bo będzie przy niej
odkrywał inny świat. Mój siostrzeniec ma dwie siostry, obie
prawie w jego wieku i to wcale nie jest dobre, bo on jest wiecznie w
babskim świecie, słucha babskich ploteczek o fatałaszkach, o
koleżaneczkach, o makijażach, o fryzurach, wysłuchuje babskich
sprzeczek i te ciągłe emocje, humorki itp... już mu się to
wszystko przejadło... I on nie jest taki zbyt męski...
A taki facet, który żyje intensywnie
w męskim świecie i dziewczyna jest dla niego tajemnicą – jest
super i jest dzisiaj na wagę złota, bo mamy kryzys męskości i
wielu zniewieściałych facetów."
Tym zakończyła swój wywód,
wprawiając mnie w stan trwałej euforii.
Pewnie powiecie: no dobrze, ale ty Ida
sama go szkolisz jak to w babskim świecie jest.
I tak, i nie.
Jest różnica między zawracaniem
facetowi głowy tematyką wyżej wymienioną przez moją
przyjaciółkę, a między wychowaniem chłopaka na konkretnych
przykładach (z uwzględnieniem, że tak powiem, psychologii
niewieściej), w kierunku bycia dobrym i ofiarnym dla płci pięknej.
I przecież wiadomo, że nie robię tego permanentnie, tylko od czasu do czasu, jak się nadarzy okazja wychowawcza, że tak powiem.
A jeszcze jedna myśl, bo mnie uderzyło. Sama piszesz "tak samo ważne jest , żeby tata wprowadził córkę w specyfikę świata męskiego, zaznajomił ją z męskim rozumowaniem, itd.
To akurat wiem na pewno - wychowałam się bez ojca i zawsze w świecie męskim byłam jak dziecko we mgle. To mąż mnie wszystkiego nauczył, właśnie przez rozmowy, on mi przybliżył to ich rozumowanie i ich postrzeganie świata, ich zainteresowania.
Dla mnie to był kosmos.
Do dziś świat mężczyzn jest dla mnie fascynujący i arcyciekawy, właśnie dlatego, że nie miałam z nim do czynienia w dzieciństwie.
Dlaczego zatem, skoro widzisz jakie to dla Ciebie i męża było ważne i jednoczące - zabierasz to synowi i jego przyszłej żonie?
@E.milia, nie wiesz co mówisz, przepraszam, ale
...
To jest rana na całe życie, taki brak
ojca
Z mężem powinno się kontynuować
poznawanie świata facetów , a nie dopiero stawiać pierwsze kroki.
To tata powinien córkę wprowadzić w
tajniki męskiego myślenia i postrzegania, taki brak to nieraz
katastrofa i same kłopoty dla dziewczyny.
Ja miałam szczęście, ale wiele
takich dziewczyn jak ja trafia na ostatnich drani, bo nie potrafią
odróżnić, który się nadaje na męża, a który to trages i
katastrofa życiowa.
Niczego nie zabieram synowi.
Właśnie mu daję.
Miłość i zainteresowanie OBOJGA
rodziców, to psychiczny posag na całe życie.
Na szczęście mój mąż chyba myśli
tak samo.
Bo interesuje się synem bardzo i jest
aktywny w wychowywaniu go.
My oboje bardzo pracujemy nad dzieckiem. Taki mamy styl.
Może dlatego tak bardzo podoba mi się podejście forumowej @Anieli, bo ona wychowuje swoje dzieci do cnót. Pracuje nad nimi, urabia ich osobowość, ćwiczy charaktery. Ma wizję, cel i tworzy.
My też tak robimy - wychowujemy dziecko do cnót.
Tylko mój mąż nigdy by tego tak nie nazwał ...
On mówi o wyrobieniu charakteru, twardości i pracowitości u syna.
I tym się najbardziej kieruje w wychowywaniu go, takie ma cele.
Ja się zajmuję sferą duchowości i uwrażliwiania na innych. Plus sprawy edukacyjne. Plus pilnuję wypełniania zaleceń ojca, bo jestem więcej w domu niż on.
Ida, a ile ty masz dzieci? Bo w przypadku liczniejszych rodzeństw dzieci wpływają też wzajemnie na siebie. Nie tylko rodzice na dzieci, tych zależności i reakcji jest dużo więcej.
Komentarz
Dlaczego zatem, skoro widzisz jakie to dla Ciebie i męża było ważne i jednoczące - zabierasz to synowi i jego przyszłej żonie?
Ale w bonusie można dostać oglądających się młodych mężczyzn, zainteresowanych atrakcyjną mamuśką. Tak, że co tam komu buduje poczucie wartości.
"A co? Jak się wybrało to już nie można spojrzeć w menu?"
Nie rzeźbił prawie kobiet, bo ich fizjonomia była dla niego nudna. Wychowany wśród kamieniarzy w kamieniołomie, zachwycał się męska muskulaturą, uważając, że w kobiecie nie ma co rzeźbić czy malować, bo raptem kilka zaokrągleń.
No i trochę racji miał, jak się popatrzy na zdrowo wyrzeźbionego mężczyznę typu Apollo, to jest co podziwiać.
Chyba z tych powodów chcą mu przykleić łatkę kochającego inaczej z resztą.
Okazało się, że laski około dwudziestki zaczynają mi się wydawać dziecinne. Pierwszy raz w życiu poczułem, że niby młody a jakby coraz mniej.
Tak, że czekam cierpliwie na kryzys wieku średniego.
Tylko, że właściwie to Ty nie napisałaś o mnie, tylko jakby... o kimś innym.
Znów myślenie zero-jedynkowe: ona opowiada dziecku straszne życiowe historie, a pięknych i pozytywnych to już wcale nie.
No nie jest tak.
Małgorzata.
Jesteśmy normalna rodziną – jest u nas wesoło, żartujemy, kłócimy się wszyscy razem, opowiadamy sobie masę pozytywnych spraw, a czasem rozmawiamy o tych trudniejszych. Wszyscy. Nie tylko ja.
I przyznam, że nasz syn (a czasem też i mąż) lubią posłuchać sobie jak ja opowiadam różne historie. Te trudne też ich ciekawią.
Może to dlatego, że prawie w ogóle nie oglądamy telewizji, a może dlatego, że ja mam taki styl "gawędowy", ale czasem jak nawijam jakieś opowieści, to słuchają , wypytują, dogadują, komentują. Nieraz ironizują, jak to faceci.
Słowem: podoba się.
Nasz syn, jak był młodszy to czasem wręcz domagał się, żebym zapodała jakieś skomplikowane historie losów, bo go to ciekawiło.
Żadnych traum u niego nie widzę.
Normalny, wesoły, pozytywny chłopak, który ma mnóstwo przyjaciół i bardzo kocha swoich rodziców (oboje).
I wie, że jest przez oboje rodziców kochany najbardziej na świecie, i widzi, jak bardzo nam na nim zależy.
A my widzimy jak jego to buduje... naprawdę.
A pozytywnych, pięknych historii też sporo się dowiaduje, i próbuje rozczaić czemu tym się udało, a tamtym nie. Niech główkuje. Przyda mu się to. Taka lekcja z życia.
A tu się muszę nie zgodzić.
Znam dwóch panów, dość mi bliskich, którzy, pomimo, że obaj naprawdę bardzo męscy (takie koncentraty męskości, można powiedzieć) to noszą w sobie po dziś dzień traumę braku bliskich kontaktów z matką.
Zarzucają swoim matkom, że skupiały się na córkach, że nie zbudowały z synami relacji.
Że oni byli dla mam jakby dużo mniej ważni.
Jeden z nich właśnie za to nie znosi swojej siostry i mają oboje niestety bardzo złe relacje z powodu jego zazdrości i wiecznego nieukojenia tego bólu, że mama to z nią zbudowała bliską uczuciową relację, a z nim już nie.
Obaj panowie wykazują też brak delikatności i empatii, niestety... i bywają dość szorstcy dla swoich żon.
Tak jakby jakieś części ich osobowości w ogóle nie rozwinęły się.
Naprawdę uważam, że dobry i mocny związek emocjonalny matki z synem jest wręcz zbawienny dla jego późniejszych relacji z kobietą (dziewczyną, żoną, córką).
Jak matka nie nauczy syna w odpowiednim czasie /wieku jak kochać, to potem , jak on dorośnie będzie już za późno, bo pewne procesy w psychice już się zakończyły i nie ma odwrotu.
Chłodne emocjonalnie matki synów, to nieszczęście późniejszych synowych.
I jeszcze napiszę tutaj (choć pewnie ta moja wypowiedź spotka się z gwałtownym protestem, czy nawet oburzeniem), że do niedawna martwiłam się trochę jak mój jedynak poradzi sobie w relacjach z koleżankami w przyszłości, no bo nie ma siostry , ani żadnej bliskiej osoby płci pięknej , ale w swoim mniej więcej wieku.
Zwierzyłam się z tego mojej przyjaciółce, która nawiasem mówiąc jest z rodziny bardzo wielodzietnej i z którą ja miałam relację siostrzaną przez wiele lat dzieciństwa i młodości.
Powiedziałam jej, że mój syn obraca się właściwie wyłącznie w męskim świecie, bo albo z ojcem, albo z kolegami taty, albo z licznym gronem kolegów własnych, a dziewczynki zna tylko z widzenia i pobieżnych rozmów. Powiedziałam jej zmartwiona, że on tak bardzo jest zanurzony w ten męski świat, że dla niego dziewczyna to właściwie ... tajemnica.
Przyjaciółka krzyknęła: "To dobrze! To bardzo dobrze, nie masz się czym martwić! Właśnie tym bardziej będzie dziewczyną zachwycony , bo będzie przy niej odkrywał inny świat. Mój siostrzeniec ma dwie siostry, obie prawie w jego wieku i to wcale nie jest dobre, bo on jest wiecznie w babskim świecie, słucha babskich ploteczek o fatałaszkach, o koleżaneczkach, o makijażach, o fryzurach, wysłuchuje babskich sprzeczek i te ciągłe emocje, humorki itp... już mu się to wszystko przejadło... I on nie jest taki zbyt męski...
A taki facet, który żyje intensywnie w męskim świecie i dziewczyna jest dla niego tajemnicą – jest super i jest dzisiaj na wagę złota, bo mamy kryzys męskości i wielu zniewieściałych facetów."
Tym zakończyła swój wywód, wprawiając mnie w stan trwałej euforii.
Pewnie powiecie: no dobrze, ale ty Ida sama go szkolisz jak to w babskim świecie jest.
I tak, i nie.
Jest różnica między zawracaniem facetowi głowy tematyką wyżej wymienioną przez moją przyjaciółkę, a między wychowaniem chłopaka na konkretnych przykładach (z uwzględnieniem, że tak powiem, psychologii niewieściej), w kierunku bycia dobrym i ofiarnym dla płci pięknej.
I przecież wiadomo, że nie robię tego permanentnie, tylko od czasu do czasu, jak się nadarzy okazja wychowawcza, że tak powiem.
To jest rana na całe życie, taki brak ojca
Z mężem powinno się kontynuować poznawanie świata facetów , a nie dopiero stawiać pierwsze kroki.
To tata powinien córkę wprowadzić w tajniki męskiego myślenia i postrzegania, taki brak to nieraz katastrofa i same kłopoty dla dziewczyny.
Ja miałam szczęście, ale wiele takich dziewczyn jak ja trafia na ostatnich drani, bo nie potrafią odróżnić, który się nadaje na męża, a który to trages i katastrofa życiowa.
Niczego nie zabieram synowi.
Właśnie mu daję.
Miłość i zainteresowanie OBOJGA rodziców, to psychiczny posag na całe życie.
Na szczęście mój mąż chyba myśli tak samo.
Bo interesuje się synem bardzo i jest aktywny w wychowywaniu go.
My oboje bardzo pracujemy nad dzieckiem. Taki mamy styl.
Może dlatego tak bardzo podoba mi się podejście forumowej @Anieli, bo ona wychowuje swoje dzieci do cnót. Pracuje nad nimi, urabia ich osobowość, ćwiczy charaktery. Ma wizję, cel i tworzy.
My też tak robimy - wychowujemy dziecko do cnót.
Tylko mój mąż nigdy by tego tak nie nazwał ...
On mówi o wyrobieniu charakteru, twardości i pracowitości u syna.
I tym się najbardziej kieruje w wychowywaniu go, takie ma cele.