Serio? To chyba nie moje. W łóżeczku nie mają włączonego 'namierzania'. Śpią spokojnie. W łóżku naszym czują zapach i chcą czuć, że leżę obok. Ciągle namierzają, przez co nie zasypiają głęboko, bo mnie 'pilnuja'. I pisze to zupełnie serio. Śpię z dziećmi (bo tak!). Ale jak uda mi się je położyć do łóżeczka to one bardziej wyspane i ja też..
@J2017 a jak syn śpi w ciągu dnia? Może kładź się w dzień na drzemkę z dzieckiem. Ja tak robię, bo jestem nocny marek, w nocy się uczę, czytam,prasuje i rzadko chodzę spać przed 1 w nocy. Korzystam póki mogę. No i zrób sobie morfologię, może jak ja masz anemię co też nie ułatwia życia.
@Emilia, przepraszam, jeśli tak to odebrałaś. Nie o to mi chodziło. Naprawdę spodobała mi się ta troska, takie zgłębienie tej metody, bo ja przyjęłam po prostu to, co słyszałam od kilku osób.
A, to wybacz, bo ja wiele rzeczy o sobie mogę powiedzieć, ale dobrotliwa się w nich nie mieści, po prostu. Ad rem, naprawdę - można dziecku zaszkodzić długofalowo. A mama jest równie ważna co dziecko, i na pewno da się znaleźć rozwiązanie nie krzywdzące ani jej, ani dziecka.
Oczywiście lepiej, jak dziecko nie płacze niż jak płacze. Ale bywa różnie. Moje dzieci, zwłaszcza najstarsza, potrafiły być NIE-DO-WYTRZYMANIA. Noc w noc budziła się wielokrotnie i w ogóle nie zamierzała spać. Domagała się nie tyle piersi czy przytulania, ile intensywnego noszenia i bujania, a gdy po godzinie czy dwóch wydawało się, że przysnęła i umęczony rodzic próbował jak najdelikatniej, razem z przytulonym dzieckiem położyć się do łóżka, ono natychmiast się budziło i wszystko zaczynało się od nowa. Wymienialiśmy się z mężem w tej czynności, ale nieraz obydwoje byliśmy tym tak wyczerpani nerwowo, że kończyło się brutalnym wsadzeniem rozpaczającego wniebogłosy dziecka do łóżeczka przy akompaniamencie naszych klątw i złorzeczeń Oczywiście i to nie pomagało i po pewnym czasie któremuś z nas miękło serce i znów braliśmy rozdartego malucha w ramiona, bujając go i kołysząc aż się uspokoił. Nie wiem, czy metoda "kontrolowanego płaczu" coś by w tym przypadku dała, może nie, ale nie jestem pewna, czy byłaby dla dziecka bardziej stresująca niż to, co mu w najlepszej wierze serwowaliśmy. Tak mnie jakoś na wspominki wzięło Może po prostu byliśmy niedojrzali do roli rodziców.
A może po prostu wasze dziecko wymagało profesjonalnej pomocy w zintegrowaniu odruchów, bo przetrwałe odruchy (Moro czy ATOS) mogą dawać takie zachowania...
A gdzie takiej pomocy szukać? Chodziliśmy wtedy po lekarzach pediatrach, ale nic z tego nie wynikało. Niedługo nowy niemowlak w domu będzie, to może się taka wiedza przydać.
Ja jednak cieszę się ze tych dylematów nie mam i nie miałam bo przy trojaczkach wpadłabym w depresje z powodu niezaspokojenia ich potrzeb emocjonalnych.. większe wyrzuty sumienia mam teraz jak włączam im bajkę..
Jestem z tych, co snu potrzebują jak tlenu. Jak najbardziej uważam, że samopoczucie mamy jest ważne i nie wolno się zajechać. Na co dzień zostawiam sobie minimalny margines własnego komfortu, ale strzegę go jak lwica. Źle mi się śpi w łóżku z kimś innym niż mąż
Ten kontrolowany płacz odrzucił mnie i wydaje mi się to wręcz sadystyczne. Sto razy wolę jak odkłada się dziecko tak jak pisze @Bagata, bo przez chwilę nie masz siły, ale potem się ogarniasz i znowu masz niż takie wyrachowane skłanianie dziecka do kapitulacji. Nie umiałabym tak. Natomiast wierzę, mimo wszystko, w dobre intencje ludzi, którzy to stosują - po prostu tak ich nauczono.
Franio zasypia tylko na rękach, do łóżeczka jest odkładany, noc przesypia. Czasem wybudzi się, poskuczy chwilkę i śpi dalej. Mp3 z suszarką oddziela go od innych dźwięków i to mu pomaga. Nie wiem jak będzie w dalszej perspektywie, ile to może potrwać, tzn. to zasypianie tylko gdy jest bujany i zawsze poza łóżeczkiem. Nie wiem, bo starsi kładli się do łóżek, zasypiali i spali do rana. Jednak na pewno nie zamierzam zostawiać go zapłakanego i wymuszać samodzielne zasypianie. Trudno, przetrwam do czasu aż będzie na tyle duży, by dało się negocjować.
Niektóre dzieci mają silny lęk separacyjny, gdzieś tam mi mignęło, że może to być związane z zaburzeniami neurologicznymi, ale nie przeszukałam całego Internetu żeby to sprawdzić, moja Ulcia rozwija się prawidłowo, może warto się do tego neurologa dla świętego spokoju przejść ale nie mam innych zastrzeżeń poza tym, że jest z niej naręczny Mamoń, chyba, że zwiedza dom to ucieka ode mnie ile ma sił w czterech kończynach.
Komentarz
Ale bywa różnie.
Moje dzieci, zwłaszcza najstarsza, potrafiły być NIE-DO-WYTRZYMANIA. Noc w noc budziła się wielokrotnie i w ogóle nie zamierzała spać. Domagała się nie tyle piersi czy przytulania, ile intensywnego noszenia i bujania, a gdy po godzinie czy dwóch wydawało się, że przysnęła i umęczony rodzic próbował jak najdelikatniej, razem z przytulonym dzieckiem położyć się do łóżka, ono natychmiast się budziło i wszystko zaczynało się od nowa. Wymienialiśmy się z mężem w tej czynności, ale nieraz obydwoje byliśmy tym tak wyczerpani nerwowo, że kończyło się brutalnym wsadzeniem rozpaczającego wniebogłosy dziecka do łóżeczka przy akompaniamencie naszych klątw i złorzeczeń Oczywiście i to nie pomagało i po pewnym czasie któremuś z nas miękło serce i znów braliśmy rozdartego malucha w ramiona, bujając go i kołysząc aż się uspokoił.
Nie wiem, czy metoda "kontrolowanego płaczu" coś by w tym przypadku dała, może nie, ale nie jestem pewna, czy byłaby dla dziecka bardziej stresująca niż to, co mu w najlepszej wierze serwowaliśmy.
Tak mnie jakoś na wspominki wzięło Może po prostu byliśmy niedojrzali do roli rodziców.
Chodziliśmy wtedy po lekarzach pediatrach, ale nic z tego nie wynikało. Niedługo nowy niemowlak w domu będzie, to może się taka wiedza przydać.
https://polskatimes.pl/jak-nasze-pierwotne-odruchy-determinuja-cale-nasze-zycie/ar/11589995
Bardzo ciekawy, ale rzeczywiście można się nabawić niezłych schiz. Wiedza jest czasem błogosławieństwem, ale bywa i przekleństwem.