Przy dwójce mi się wydawało, że umiem sobie wyobrazić. Mam sześcioro obecnie, i jakby wyobraźnia już nie taka. Coś w stylu, po wyrwaniu wszystkich nóg mucha ogłuchła
Myślę, że nie ma zbytniej przepaści a między 3 a 4 dzieci. Może to zależy też od różnicy wieku między dziećmi. Np. dwójka dzieci, potem przerwa 10 lat i kolejna dwójka to dużo łatwiej jest wychowywać niż 4 dzieci co rok czy 2 lata. Teraz mam trzecie po dużej przerwie i jest luz ( żeby tylko lepiej spał w nocy), czwarte nie sprawiłoby teraz większej różnicy, tak myślę.O różnicy między 5 a 11 dzieci się nie wypowiadam.
u mnie była, trójka to były wolne elektrony, a czwarty zrobił z nich atom
Na co dzień, pięć razy w tygodniu od 6.00 do 15.00 mam na stanie córkę mojej siostry i nijak nie jestem w stanie powiedzieć, że wiem jak to jest z siódemka dzieci. Ja z szóstką dzieci nie wiem co to są nieprzespane noce, kolki, bolesne ząbkowanie itp. Wiem, że jeszcze wszystko może się zmienić ale na dzień dzisiejszy uważam, że mam bezproblemowe dzieci. Siostra jest w ciąży z trzecim dzieckiem i jest przerażona bo ona miała wszystko: kolki, ząbki, ciągle zapalenia i najważniejszy hardcore- niebywałą zazdrość starszej córki o młodszą. Dwa lata ciągłego pilnowania jej by nie zrobiła krzywdy młodszej siostrze. Nigdy nie wiadomo było czy ona chce przytulić, popchnąć czy zatopić zęby w młodszej siostrze. Podsumowując, uważam, że moje rodzicielstwo na razie jest zdecydowanie łatwiejsze przy szóstce dzieciaczków niż siostry przy dwójce.
Ja nie widzę problemu z "posiadania" dzieci. Dzieci to nie jest żaden problem. To radość
I może to jest ten najważniejszy "magiczny próg"? Może właśnie to niektórzy nieudolnie nazywają "mentalną wielodzietnością"? Bo w sumie nie chodzi o to, czy ma się dzieci dwoje, pięcioro, siedmioro, dziesięcioro, czy ile tam jeszcze. Kluczowe jest podejście do swojej dzietności.
To było moje zdanie. I ma się one zupełnie nijak do logistyki funkcjonowania z różną liczbą i konfiguracją dzieci, którą ciężko porównywać w jakichkolwiek dwóch rodzinach. Ja mam siódemkę bardzo łatwych w obsłudze (od pewnego wieku), zdrowych, samodzielnych dzieci, z najstarszym prawie dorosłym. Nie uważam, że mam trudniej niż ktoś kto ma jedno ale ze szczególnymi potrzebami.
Ja w ogóle nigdy nie uważałam , że mam trudniej niż inni. Ani , że łatwiej. Mam zupełnie normalną rodzinę gdzie systematycznie latami pojawiały się dzieci. I tyle.
No, widzisz, to ja mam podobne podejście. I w tym kontekście mogłabym powiedzieć, jak p. Agata w odniesieniu do Debory Brody, że mamy podobne doświadczenia. Podobne doświadczenia, jeśli idzie o odbiór swojego życia, a nie, jeśli idzie o codzienną logistykę. Ale zaraz ktoś mógłby się oburzyć, że jak to podobne doświadczenia, jak Małgorzata ma dwa razy więcej dzieci. No, ma! I jej życie jest inne niż moje. I inne niż każdej innej matki, nawet takiej, która również ma 14 dzieci. Jednak na poziomie mentalnym można poczuć pewną wspólność doświadczania - coś wspólnego w podejściu do życia - traktowanie swoich dzieci i swojej rodziny jako źródła radości, a nie źródła problemów.
Co nadal ma się nijak do doświadczenia życia w codzienności z mniejszą a więksZą liczbą dzieci
No, wygląda jakby nadal Ci się w ten poranek nudziło...
Sama dalej piszesz, że wszelkie porównywania są bezsensowne, bo każdy ma inną sytuację. Ja nie mam przekonania, że pani Agata pisała o tym, że ona czuje jedność doświadczeń z Deborą Brodą, jeśli idzie o codzienną logistykę. Ale przyznam uczciwie, że przeczytałam tylko ten fragment, który wkleiłaś w pierwszym poście. Może, gdybym przeczytała całość, to bym nabrała przekonania, że kobieta jakoś nieskromnie uważa, że ona doświadcza tego samego, co Debora i w sumie, to nie ma różnicy, czy ma się sześcioro dzieci, czy jedenaścioro, robota przy nich jest jednaka.
Chciałam napisać, że matka naściorga dzieci szybciej dogada się z matka piątki, niż matka piątki z matką zawsze jedynaka. Ale jednak nie. poczytałam komentarze. Cofam to.
To nie zależy od liczby dzieci. Niektórzy po prostu zawsze widzą to, co ich wyróżnia i oddziela od innych. Widać tutaj, panie znalazły to, co je łączy. Git.
Nigdy nie napiszę, że mam podobne doświadczenia gdy miałam 5 dzieci i jak miałam 12 . To nie są te same doświadczenia. Gdyż one się rozwijają.
Inne doświadczenia ma też matka trójki córek od matki trójki chłopców, inne matka czworga dzieci urodzonych rok po roku i inne matka czworga, które miała bliźniaki. W każdym przypadku doświadczenia się rozwijały. Liczba dzieci NIE JEST kluczową, ani jedyna , która decyduje w macierzyństwie o wspólnocie doświadczeń lub nie. Nie mówimy o rozwoju indywidualnego doświadczenia jednej osoby w ciągu powiększania rodziny. Mówimy o wspólnocie doświadczeń dwóch matek. Jako matka trójki mialam sporo wspólnych doświadczeń z przyjaciółką matką jedynaka. Jako matka piątki widzę też wspólne doświadczenia z matka siódemki. ALE. Te wspólne doświadczenia nie wynikają z liczby dzieci, tylko z okoliczności zgoła innych - chorób, miejsca zamieszkania, pracy w domu, a nawet posiadania w domu pralko-suszarki.
I znów wyszła durna licytacja na ilość dzieci, chyba nie potraficie inaczej gadać z ludźmi. Przykro.
Ponieważ rodzin 10+ (liczba wspomniana przez Ciebie wyżej) jest znikoma ilość w naszym kraju, śmiem twierdzić, że dogadujesz się z bardzo niewieloma osobami
Mnie osobiscie nigdy fakt posiadania jakiejs tam liczby dzieci, ale tez narodowość nie zbliżały. Sa nudni wielodzietni i bezdzietni bez polotu. Obecnie najblizszymi mi ludźmi (po mężu ) to o kilkanaście lat starsza bezdzietna parka, matka jedynaka (ateistka do tego) i ksiądz.
Przy czwartym jest juz wyjscie przed szereg. Jest coraz wiecej rodzin z trojka dzieci, z czworka juz nie powiedzialabym a z piatka to rzadko sie zdarza. Mamy znajomych z piatka i wiecej dzieci ale nie sa to ludzie z takiego najblizszego, codziennego otoczenia typu: osiedle, szkola/przedszkole/okolica.
Zdecydowanie trudniej było gdy miałam dwoje małych dzieci z małą różnicą wieku niż teraz z 3. Sztuczny problem dla mnie. Bardziej mi chodziło o to jak pewne osoby dają się przekonać innym z forum, że jednak nie mysla tego co myślą;)
Pobijcie się. ;-) Mader w cytowanym przez Ciebie fragmencie ona wspomina ze pod wieloma rzeczami mogłaby się podpisać bo doświadczenia podobne. To nie jest tożsame z "wszystko wiem i wszystko tak samo".. czepianie się rzeczywiście.. jakby już nie było czego :-)
Zawsze lubilam bardziej wielodzietne rodziny nawet jak mialam jedno. Stad moze to forum. Wolalam niz innych rodzicow jedynakow. Rodzice jedynakow, z ktorymi czesto mialam kolezenski kontakt, maja takie podejscie, ktorego nigdy nie mialam, pseudo jakosciowe, ktore nie odpowiadalo mi a tez bylo wymuszane na nas np przez rodzine. Np ze dziecko mysi miec duzo dodatkowych zajec, samo pokoj, ladne markowe ubrania, trzeba ciagle organizowac mu rozrywkę zeby sie rozwijalo. Oczko w glowie do jednego dziecka 2 babcie i 2 dziadkow. Robia tym krzywde dziecku i sobie bo stresuja się i jak tak mocno juz sie zestresuja to boja sie ze nie moga miec drugiego dziecka bo drugi raz nie wytrzymaja takiego poswiecenia.
kurde, ja nie wiem gdzie wy takich rodziców jedynaków znadujecie to znaczy ja nie wątpię że i tacy są ale w moim otoczeniu to tylko jacyś normalni się trafiają, bez przerostu ambicji przelewanej na dziecko.
Do niedawna wydawało się nam, że nasza sytuacja mieszkaniowa jest ok. Mimo szóstki dzieci każde ma swój pokój a ostatnio trend wśród znajomych by dziecko miało dwa pokoje- sypialnię i pokój dzienny, oczywiście z łazienką. Drodzy moi jak żyć Autorytet czy nie autorytet ale podziwiam @Malgorzata za "wylane" na co myślą inni o jej życiu. Ja dopiero teraz, po urodzeniu szóstego dziecka wyłączyłam funkcję"co ludzie powiedzą" i życie stało się prostsze, weselsze. Niestety do tego stanu dochodziłam latami.
Komentarz
nijak nie jestem w stanie powiedzieć, że wiem jak to jest z siódemka dzieci.
Ja z szóstką dzieci nie wiem co to są nieprzespane noce, kolki, bolesne ząbkowanie itp. Wiem, że jeszcze wszystko może się zmienić ale na dzień dzisiejszy uważam, że mam bezproblemowe dzieci.
Siostra jest w ciąży z trzecim dzieckiem i jest przerażona bo ona miała wszystko: kolki, ząbki, ciągle zapalenia i najważniejszy hardcore- niebywałą zazdrość starszej córki o młodszą. Dwa lata ciągłego pilnowania jej by nie zrobiła krzywdy młodszej siostrze. Nigdy nie wiadomo było czy ona chce przytulić, popchnąć czy zatopić zęby w młodszej siostrze.
Podsumowując, uważam, że moje rodzicielstwo na razie jest zdecydowanie łatwiejsze przy szóstce dzieciaczków niż siostry przy dwójce.
To nie zależy od liczby dzieci. Niektórzy po prostu zawsze widzą to, co ich wyróżnia i oddziela od innych. Widać tutaj, panie znalazły to, co je łączy. Git.
Nie mówimy o rozwoju indywidualnego doświadczenia jednej osoby w ciągu powiększania rodziny. Mówimy o wspólnocie doświadczeń dwóch matek.
Jako matka trójki mialam sporo wspólnych doświadczeń z przyjaciółką matką jedynaka. Jako matka piątki widzę też wspólne doświadczenia z matka siódemki. ALE. Te wspólne doświadczenia nie wynikają z liczby dzieci, tylko z okoliczności zgoła innych - chorób, miejsca zamieszkania, pracy w domu, a nawet posiadania w domu pralko-suszarki.
I znów wyszła durna licytacja na ilość dzieci, chyba nie potraficie inaczej gadać z ludźmi. Przykro.
To ja
No nie czuje
Drodzy moi jak żyć
Autorytet czy nie autorytet ale podziwiam @Malgorzata za "wylane" na co myślą inni o jej życiu. Ja dopiero teraz, po urodzeniu szóstego dziecka wyłączyłam funkcję"co ludzie powiedzą" i życie stało się prostsze, weselsze. Niestety do tego stanu dochodziłam latami.