AAby normalna rodzina, jeszcze lepiej chroniła dzieci i siebie przed przemocą należałoby w prosty sposób wyjaśnić w jaki sposób jest atakowana i kto jest agresorem. Myślę tutaj o tzw inżynierii społecznej, którą wręcz mistrzowsko opisuje https://melancholia.xyz/?trojkat-karpmana . Celnie i prosto. Więc tu z uwagą warto się przyjrzeć relacjom opisanym przez Karpmana. Jedyną zdrową osobą w tej relacji jest WYBAWCA. Bo istotnie tak jest, że człowiek ze swej natury jest dobrym stworzeniem i ma w sobie ogromne pokłady pragnienia dobra. Tak jest też często z naszą młodzieżą. Także tą pragnącą wejść w związek małżeński.
I zwróćcie uwagę co się dzieje z takim człowiekiem, który zostaje otoczony osobami z poczuciem winy/krzywdy. Prędzej czy później im ulega. Manipulatorzy często symulują swoje poczucie krzywdy. Wystarczy przywołać w pamięci np ludzi wyolbrzymiających swoje skrzywdzenie przez jakąś opcję polityczną. Takich ludzi "skrzywdzonych" przez Kościół łatwo znaleźć na marszach lgbt, a skrzywdzonych przez lgbt, na pielgrzymkach. Naturalną cechą człowieka z poczuciem krzywdy jest złość, dlatego Karpman nazwał go PRZEŚLADOWCĄ. Większość ludzi jednak nie chce prześladować nikogo. Dlatego jeżeli człowiek nie jest wyrachowanym manipulatorem, to po złości pojawia się w nim poczucie winy. Taka OFIARA też nie jest w stanie stworzyć prawidłowych relacji z drugim człowiekiem, gdyż ulega ona różnym negatywnym wpływom z zewnątrz. Jej poczucie winy paraliżuje większość zdrowych inicjatyw. Na przykład takich, które powstają w związku dwojga ludzi. Tu poczucie winy często jest mylone z głosem sumienia, którym Bóg obdarzył każdego człowieka jak gdyby kompasem. Jeżeli komukolwiek chciało się bliżej poznać naukę Jezusa, to poczucie winy jest tam wyraźnie i zdecydowanie potępione. Niestety bardzo prawdopodobne jest to, że wiele osób odchodzi z Kościoła, bo nie potrafi sobie poradzić z poczuciem winy. Bo naprawdę w dzisiejszych czasach brakuje osób, które chciałyby realnie poznać naukę Jezusa i zaprzyjaźnić się z Nim
Gdyby to było takie proste, że slub chroni przed przemocą, to psychiatrzy dziecięcy (przemoc psychiczna jest tez przemocą) już dawno by się przebranżowił a szpitale zostałyby zmienione na place zabaw.
Nie radzą sobie z poczuciem winy. Odcinają się od niej. Tylko robią to źle, bo złe mają wytyczne. Jest to zasługa wytężonej pracy wielu psycho-logów -analityków -terapetów -doradców.
Dla mnie analogiczne jest ze w luźnych związkach jest po to żeby w razie czego łatwiej było odejść. Chodzi o większe poczucie wolności. W tych związkach z regoly rodzi się zdecydowanie mniej dzieci. Najczęściej wcale i najczęściej takie związki z zamieszkaniem preferują młodzi przez kilka lat
Ślub to jest wzięcie na siebie większej odpowiedzialności. Dziecko tez Młodzi dorośli czesto chcą żyć tak żeby tej odpowiedzialności nie brać na siebie. Mieć większą swobodę. Ja zdania nie zmieniam. Może być ze histeryzyje. Też byłam młoda i wiem po koleżankach i po sobie czego chcieli niektórzy mężczyźni. Oczywiście że chcieli seksu, mieszkania razem bez szczególnych deklaracji. Coraz częściej tego chcą też kobiety, ale czasami jednej stronie uwiera
Z miłości i zeby mieć poczucie bezpieczenstwa. Tak trudniej odejść.
A może młodzi nie chcą by łączył ich papier tylko miłość. Ślub nie daje przecież gwarancji miłości. Natomiast podejście "trudniej odejść" często powoduje, że ludzie po ślubie przestają dbać o miłość. I faktycznie po czasie łączy ich glównie papier.
O tych badaniach pewnie slyszalas. Poza tym też były inne badania. Im dłużej mieszkanie przed ślubem tym jeszcze niższa satysfakcja z małżeństwa i większe ryzyko rozwodu.
A tu i tak mamy ten lepszy sort, bo ci, którzy mieszkali razem i rozstali się nie zawierając nigdy z tym partnerem ślubu, nawet nie są brani pod uwagę. Tak więc z tą miłością zamiast papierka też chyba jest gorzej.
Nie mam dostępu do badań ale ciekawe jest na Onecie. Sugerują że juz 70% par mieszka ze sobą przed ślubem.
No a reszta ta sama co w innych tego typu artykułach. Niestety bez względu na wiare lub jej brak ateisci( to nie ma statystycznego znaczenia) rozwodzą się później częściej niż pary religijne lub nie, które nie mieszkały że sobą przed slubem
Na Onecie próbują sobie to wytłumaczyć dlaczego tak się dzieje. Specjalnie dałam bardziej lewicowe źródło, bo takim wierzycie bardziej Podobno już po zaręczynach gdy już ślub jest w przygotowaniu nie ma to tak istotnego znaczenia. Najgroźniejsze jest mieszkanie razem bez planów na ślub w najbliższym czasie.
Nie mogę znaleźć wiele o liczbach o ile częściej doszło do rozwodu u par mieszkających że sobą przed ślubem, ale tu jest ze wg badań aż 73% małżeństw gdy mieszkali ze sobą przed ślubem się rozpada. To chyba coś przesadzone jest. No ale skoro wszędzie o tym mowa myślę że różnica między tymi dwiema drogami jest istotna.
Istnieje 50% prawdopodobieństwo, że związek ulegnie rozpadowi, jeśli przynajmniej jeden z małżonków zamieszkiwał wcześniej bez ślubu w porównaniu ze związkiem osób, które nie kohabitowały przed ślubem (L.L. Bumpass i J.A. Sweet).
? Chyba czegoś nie rozumiem. Jedna porównywana sytuacja daje prawdopodobieństwo 50%, to druga też tyle musi dawać.
Ja to zrozumiałam tak: jeśli jedno z nich mieszkal/a z kims wcześniej przed ślubem ( z była dziewczyna/ bylym) to już mają statystycznie 50% ryzyko wieksze że małżeństwo się rozpadnie z nowym partnerem w porównaniu jak nikt by nie mieszkał razem przed ślubem, ale są jakieś przypisy i można jakoś da się samemu sprawdzić. Smutne jest to że są różne badania, ale niestety podobne wnioski, mieszkanie przed ślubem sprzyja rozpadowi małżeństwa i to nawet z nowym partnerem z którym się nie mieszkało. Choć nie zawsze wierzę w badania to tu łatwo sprawdzić, bo to tylko statystyka. Wystarczy sprawdzić ile z rozwodników mieszkało wcześniej razem przed ślubem a ile nie, oraz ile z tych którzy nie mieszkali i mieszkali ich małżeństwo trwa np po 20 latach. Ilu z tych mieszkało więcej niż pół roku z kimś itd.
Rozwodow coraz więcej chyba około 30% ale w Danii już doszło do 70%. Wiecej w powtórnych związkach niż w pierwszych. Taki świat się szykuje bo sami często na to przymykamy oko u naszych mieszkających ze sobą przed ślubem dzieci. Kto ma.
@M_Monia ale tam nie ma "50% większe prawdopodobieństwo", tylko po prostu "istnieje 50% prawdopodobieństwo" w porównaniu do nie mieszkających.
Dziwi mnie przede wszystkim łączenie tego na zasadzie przyczyna-skutek. Jak dla mnie to obie kwestie, czyli wolne związki i rozejścia, to skutek tego samego. Jak ktoś nie widzi wartości w byciu z jedną osobą całe życie, to mu ślub zamiast mieszkania razem bez ślubu nie pomoże w zbudowaniu trwałego związku. A jak dla kogoś ta wyłączność w całym życiu jest istotna, to mu wspólne życie bez ślubu nie przeszkodzi.
No ale tak jest ze przed ślubem często mieszkają ci, którzy do ślubu jeszcze nie dojrzali a chcą mieć już seks na wyciągnięcie ręki. Chcą być ze sobą z bardziej uchylona furtka niż w malzenstwie. Stąd te statystyki
Z regoly gdy ktoś chce wyłączności i zakłada bycie razem do smierci to bierze choć cichy cywilny, bo tak po prostu jest rozsądniej choćby spadek, szpital itd.
Ślub jest decyzja poważniejsza niż tylko mieszkanie ze sobą, bo masz z tyłu głowy że jak się nie uda to będzie dużo załatwiania, sąd, gorsze nieprzyjemność i będziesz już rozwodnikiem a to gorzej wygląda itd. Czyli siła rzeczy od ślubu muszą się bronić te osoby które nie chcą poważniejszej decyzji jeszcze brać na swoje barki.
Mi się zdaje też że tak na chłopski rozum w konkubinatach gorzej się wychowuje dzieci, jest statystycznie częściej przemoc i więcej zdrad. Ale czy tak jest znów przydałyby się statystyki. Oczywiście nie twierdzę że nie istnieja udane wieloletnie konkubinaty, które po zawarciu ślubu np po 10 latach mieszkania razem nadal są udane. Istnieją ale rzadziej i pewnie są to te osoby które nie sprzeciwiałby się gdyby jedno z nich chciało ślub od razu przed zamieszkaniem.
Żeby uprawiać seks nie potrzeba wspólnego mieszkania.
Nie wiem czemu niektórzy tak szybko i łatwo wszytko sprowadzają do seksu? Chyba przez pryzmat własnych doświadczeń Moje wieloletnie doświadczenie obserwacji związków wokół pokazuje, ze najważniejsza jest chęć bycia ze sobą. To jest kluczowe. Śluby- ani sakramentalny ani cywilny nie dają gwarancji nierozerwalności związku.
Bycie rozwodnikiem nie jest dziś napiętnowane - i chwała za to, bo dzięki temu kobiety maja odwagę odjeść od przemocowca. Nie musza tkwić w chorym związku.
Stwierdzenie nieważności małżeństwa to dziś koszt ok 3-4 tys i o wiele krótsza droga.
I sam kościół wyszedł naprzeciw ludziom skracając ta procedurę Jak ludzie będą chcieli to będą trwać w związkach po smierć, niekoniecznie mając „papier”.
Przyszłam na forum naście lat temu.
Oj ile mi się oberwało ze mój długoletni związek nim wzięliśmy cywilny. Ile za sam cywilny wysłuchałam Dzis cześć z tych osób sama już po rozwodzie, inni jak się okazało szli we trójkę do ołtarza caly przekrój różnych, dziwnych historii, nie zawsze dobrych. Szkoda, ze tych dobrych rad nie potrafili i siebie zastosować
Gdy mieszka się oddzielnie ( często tacy młodzi mieszkają u rodziców) nie zasypia się razem więc siła rzeczy rzadziej uprawia się seks.
Bardzo mocno masz wyidealizowany obraz ciekaee skąd zatem tyle ciąż przed ślubem- bo to one najczęściej przyspieszają decyzje o ślubie Pewnie młodzi po łąkach hasali i się na bociany zapatrzyli
Wg innych statystyk ciąża jest częściej podczas mieszkania razem przed ślubem. Dawałam link można przeczytać. Później też jest ślub " z brzuchem" i kontynuacja mieszkania razem.
Komentarz
Dziecko tez
Młodzi dorośli czesto chcą żyć tak żeby tej odpowiedzialności nie brać na siebie. Mieć większą swobodę. Ja zdania nie zmieniam. Może być ze histeryzyje. Też byłam młoda i wiem po koleżankach i po sobie czego chcieli niektórzy mężczyźni. Oczywiście że chcieli seksu, mieszkania razem bez szczególnych deklaracji. Coraz częściej tego chcą też kobiety, ale czasami jednej stronie uwiera
https://polki.pl/zwiazki-i-seks/zwiazek,mieszkanie-przed-slubem-wyniki-badania,10418474,artykul.html
Tak więc z tą miłością zamiast papierka też chyba jest gorzej.
No a reszta ta sama co w innych tego typu artykułach. Niestety bez względu na wiare lub jej brak ateisci( to nie ma statystycznego znaczenia) rozwodzą się później częściej niż pary religijne lub nie, które nie mieszkały że sobą przed slubem
https://kobieta.onet.pl/zdrowie/zycie-i-zdrowie/rozwod/kiedy-mieszkanie-na-kocia-lape-zagraza-zwiazkowi-tlumaczy-psycholog/n7xs1ts
Podobno już po zaręczynach gdy już ślub jest w przygotowaniu nie ma to tak istotnego znaczenia. Najgroźniejsze jest mieszkanie razem bez planów na ślub w najbliższym czasie.
https://natemat.pl/111243,malzenstwa-jak-pralki-nie-testuj-przed-zakupem-nie-dla-mieszkania-razem-przed-slubem
@Beta tu masz bibliografię
https://www.szansaspotkania.pl/kohabitacja-przedmalzenska-w-swietle-badan-naukowych/
? Chyba czegoś nie rozumiem. Jedna porównywana sytuacja daje prawdopodobieństwo 50%, to druga też tyle musi dawać.
Smutne jest to że są różne badania, ale niestety podobne wnioski, mieszkanie przed ślubem sprzyja rozpadowi małżeństwa i to nawet z nowym partnerem z którym się nie mieszkało. Choć nie zawsze wierzę w badania to tu łatwo sprawdzić, bo to tylko statystyka. Wystarczy sprawdzić ile z rozwodników mieszkało wcześniej razem przed ślubem a ile nie, oraz ile z tych którzy nie mieszkali i mieszkali ich małżeństwo trwa np po 20 latach. Ilu z tych mieszkało więcej niż pół roku z kimś itd.
Rozwodow coraz więcej chyba około 30% ale w Danii już doszło do 70%. Wiecej w powtórnych związkach niż w pierwszych. Taki świat się szykuje bo sami często na to przymykamy oko u naszych mieszkających ze sobą przed ślubem dzieci. Kto ma.
Dziwi mnie przede wszystkim łączenie tego na zasadzie przyczyna-skutek. Jak dla mnie to obie kwestie, czyli wolne związki i rozejścia, to skutek tego samego. Jak ktoś nie widzi wartości w byciu z jedną osobą całe życie, to mu ślub zamiast mieszkania razem bez ślubu nie pomoże w zbudowaniu trwałego związku. A jak dla kogoś ta wyłączność w całym życiu jest istotna, to mu wspólne życie bez ślubu nie przeszkodzi.
Z regoly gdy ktoś chce wyłączności i zakłada bycie razem do smierci to bierze choć cichy cywilny, bo tak po prostu jest rozsądniej choćby spadek, szpital itd.
Ślub jest decyzja poważniejsza niż tylko mieszkanie ze sobą, bo masz z tyłu głowy że jak się nie uda to będzie dużo załatwiania, sąd, gorsze nieprzyjemność i będziesz już rozwodnikiem a to gorzej wygląda itd.
Czyli siła rzeczy od ślubu muszą się bronić te osoby które nie chcą poważniejszej decyzji jeszcze brać na swoje barki.
Mi się zdaje też że tak na chłopski rozum w konkubinatach gorzej się wychowuje dzieci, jest statystycznie częściej przemoc i więcej zdrad. Ale czy tak jest znów przydałyby się statystyki.
Oczywiście nie twierdzę że nie istnieja udane wieloletnie konkubinaty, które po zawarciu ślubu np po 10 latach mieszkania razem nadal są udane. Istnieją ale rzadziej i pewnie są to te osoby które nie sprzeciwiałby się gdyby jedno z nich chciało ślub od razu przed zamieszkaniem.
Moje wieloletnie doświadczenie obserwacji związków wokół pokazuje, ze najważniejsza jest chęć bycia ze sobą. To jest kluczowe. Śluby- ani sakramentalny ani cywilny nie dają gwarancji nierozerwalności związku.
Jak ludzie będą chcieli to będą trwać w związkach po smierć, niekoniecznie mając „papier”.
Dzis cześć z tych osób sama już po rozwodzie, inni jak się okazało szli we trójkę do ołtarza
caly przekrój różnych, dziwnych historii, nie zawsze dobrych. Szkoda, ze tych dobrych rad nie potrafili i siebie zastosować
ciekaee skąd zatem tyle ciąż przed ślubem- bo to one najczęściej przyspieszają decyzje o ślubie
Pewnie młodzi po łąkach hasali i się na bociany zapatrzyli
Później też jest ślub " z brzuchem" i kontynuacja mieszkania razem.