Problem tkwi w tym, kto ma być odpowiedzialny za naukę dziecka Ustawodawca twierdzi, że szkołą (tak skonstruowane są przepisy) W szkołach prywatnych i w ED szkoła nie jest odpowiedzialna za naukę dzieci. I stąd różnice.
Niepubliczna podstawówka Zapewne selekcja. Zapewne minimalna ilość opinii i orzeczeń Świadomi edukacyjnie rodzice i uczniowie, rodzice stawiający wymagania i tego samego oczekujący od szkoły
Selekcja musi być, bo jest więcej chętnych niż miejsc. Jaki to ma związek z tym jak pracuje nauczyciel? To ile czasu po rozpoczęciu lekcji przychodzi nauczyciel, ile traci początkowego czasu lekcji na sprawdzenie obecności, zadań domowych, odpytywanie nie zależy od uczniów. To wyłącznie leży po stronie nauczyciela, a nie uczniów.
No więc to jest właśnie wyjaśnienie . W szkołach publicznych klasy są 30 osobowe a nawet i zdarza się,że więcej. Brak selekcji znaczy tyle,że masz w klasie dzieciaki z nizin społecznych rozumianych jako tw, gdzie edukacja nie jest wartością samą w sobie, i masz rodziców zdecydowanie świadomych edukacyjnie Masz też takich, którzy deklaracyjnie uważają edukację i wychowanie za istotne, ale w praktyce postępują tak, że oczekują od szkoły załatwienia wszystkich ich spraw. W placówce niepublicznej nie ma o żelowania os szkoły,że to ona będzie dokonywać ewolucji cyrkowych, byleby tylko uczeń zechciał chcieć. Tam nie ma obwiniania szkoly za wszystkie niepowodzenia ucznia. O opiniach i orzeczeniach oraz wymaganiach, jak to wszystko ogarnąć nawet pisać mi się nie chce Więc proszę,nie porównuj nieporównywalnego.
Edit. Są w klasach Twoich dzieci dzieci z Ukrainy?
Ale skoro to jest powodem, że szkoła nie uczy, to czemu to nie jest przedmiotem refleksji i zmian w edukacji, a ograniczanie podstawy? Czy ograniczenie podstawy zmieni coś w tym, że klasy są za liczne, że dzieci są mieszane w tych licznych klasach bez głowy?
Ale co to znaczy, że to "szkoła uczy"? Szkoła to nie system, który otworzy klapkę i zaprogramuje, a wiedza sama bez udziału ucznia wejdzie do głowy. Wybacz @Beta ale przy tym całym pierdolcu pt uczen nic nie musi to naprawdę nie ma za bardzo o czym dyskutować
@kociara To po co wg Ciebie uczeń chodzi do szkoły? Żeby nauczyciel mu powiedział czego ma się w domu nauczyć samodzielnie z podręcznika albo z korepetytorem? Nauczyciel powienien mieć wiedzę i potrafić ją przekazać uczniom. Jak szkoła nie uczy, to bez sensu uczeń do niej chodzi, bo tylko traci czas.
@kociara To po co wg Ciebie uczeń chodzi do szkoły? Żeby nauczyciel mu powiedział czego ma się w domu nauczyć samodzielnie z podręcznika albo z korepetytorem? Nauczyciel powienien mieć wiedzę i potrafić ją przekazać uczniom. Jak szkoła nie uczy, to bez sensu uczeń do niej chodzi, bo tylko traci czas.
to może przykład z dawnych czasów, jak pewien nauczyciel nauczył mnie rosyjskiego:
nie było internetu i yutuba, tylko książki i najefektywniejszym sposobem nauki była nauka na pamięć dialogów, z podziałem na role, oczywiście nauka odbywała się w domu, lekcji starczało jedynie na odpytywanie i przeczytanie następnego dialogu z zaznaczeniem akcentów; dla zaliczenia semestru trzeba było zaliczyć wszystkie dialogi
Tak naprawdę jedyne na co mamy realny wpływ to poziom wykształcenia naszych własnych dzieci. Jak uznamy, że się dziecko marnuje i rozleniwia umysł to powinniśmy je we własnym zakresie pogonić do książek. A przede wszystkim dać przykład i sięgnąć po coś papierowego a nie tylko po telefon. W samochodzie porozmawiać o historii, nazywać drzewa w lesie, nauczyć czytać mapę samochodową. I jakoś sobie te dzieciaki poradzą w życiu. Moja córka przeszła właśnie z ZHP do Skautów Europy - jestem pod wrażeniem tej organizacji, praktyczności zdobywanych sprawności i ogólnej atmosfery w grupie. Daj Boże jak najwięcej takich pozytywnych, pozaszkolnych akcji kształtujących młodzież.
Ja jestem za wyborem, a więc za nieograniczaniem subwencji na ED.
Subwencja jest na utrzymanie szkoły, opłacenie pracowników. Rodzice tych kosztów nie mają.
Ten socjalizm prowadzi do tego, że jeżeli
na jednego ucznia przypada miesięcznie z dotacji centralnej 644 zł, a
na innego ucznia w edukacji domowej - przy przeliczniku 0,2 - tylko 194
zł, to różnica jest ogromna.
Szkoły publiczne są dotowane dodatkowo przez samorząd nawet 2-krotnie przebijając stawki dla szkół niepublicznych.
W ED też mamy koszty edukacyjne, dlaczego mamy być nierówno traktowani, jak płacimy podatki tak samo?
Głupoty Piszo. Produkcja głupich obywateli, cofnięcie się w rozwoju i więcej różnic bo są rodzice którzy się nie zajmą nauka dzieci z własnej woli i wcale nie będzie to margines.
Będą jedynie szkolić się pod koniec roku pod same egzaminy. Poziom pracy wśród dzieci spadnie. Będą jeszcze mniej poświęcać czasu na naukę.
Głupoty Moniu. Szkoła nie ma czasu na naukę myślenia, rodzice nie uczą, bo chodzi do szkoły. A że więcej różnic- no więcej. Tacy jesteśmy, różnimy się. Jestem liberałem (z wiekiem coraz większym) - oddajmy ludziom wolność. Niektórych zabije, ale większość skorzysta. A że będą szkolić pod egzaminy -no i co z tego? To źle, że w tydzień nauczy się tego, czego w szkole uczy się po 45 min cały rok? Co to poziom pracy? Skoro ponoć źle jest i tak? Czy to źle poświęcać mniej czasu na naukę, a więcej na pieczenie, gotowanie, sprzątanie, łażenie po drzewach i zabawę w dom? Mam ED, pisze z własnych doświadczeń. Jedynie telewizor i komórkę zabrać/ograniczyć do minimum. Owszem, niektórzy nie będą robić nic. Niektórzy w końcu zaczną, inni nie. Trudno, zapłacą w życiu A potem będzie lepiej, jak przeminie to pokolenie...
To nie było na poważnie. Nikt nie zdecyduje się na takie rozwiązanie. Nikt go nie chce. Niewola jest wygodna, wikt i opierunek zapewniony.
Na pewnym etapie życia ma to swoje konsekwencje. Człowiek budzi się z ręką w nocniku jak Pinokio w krainie osiołków i odkrywa, że możliwości wyborów życiowych bardzo mu się skurczyły - przykładowo nie pójdzie na prestiżowe studia, tylko zostają mu prace fizyczne lub szkoły policealne.
Te wszystkie rozwiązania typu ED, prywatyzacja oświaty, bony edukacyjne - nie mówię, że tego nie powinno być -są fajne dla mniejszości uczniów - takich, których rodzice mają odpowiednią świadomość, czas i pieniądze. Dla reszty szansą jest publiczna edukacja na dobrym poziomie - bez niej będziemy mieć ogromne nierówności społeczne.
Siostra opowiadała o klasie siostrzeńca. Coraz więcej dzieciaków donosi orzeczenia wszelkiego rodzaju.
I potem całość jest robiona pod nich. Tym które chcą czegoś więcej, szybciej łapią, karze się stopować, bo każdy w klasie musi mieć warunki do nauki.
I ciągnie się w dół wszystkich. zamiast ciągnąć w dół, to można by tych, przez których się ciągnie oddelegować do szkoły specjalnej, klasy specjalnej, gdzie będą mieli wszyscy po nisko ale po równo.
Szkoda dzieciaków, którym się chce coś więcej, bo w końcu kiedyś mogą się zniechęcić.
I ja zdaje sobie sprawę, że są dzieci, które wymagają tej troski więcej ale nie jestem w stanie uwierzyć, że aż tylu ich jest.
A jak dziecko chodzi do szkoły, a i tak musi uczyć się potem i lekcje odrabiać albo jak było nieobecne w szkole i potem nadrabia w domu, to rodzice nie ponoszą kosztu dostarczenia prądu?
Spojrzałam w necie. Rodzice pisząc o kosztach ed piszą o platnościach za udział dziecka w różnych zajęciach, chodzeniu do teatru, na wystawy. I znowu- przecież dziecko chodzące do szkoły nie dostaje wejściowek na to. Nawet jak jest wyjazd klasowy, to szkoła tego nie sponsoruje. Jak rodzice chcą, aby dziecko gdzieś poszło, to muszą zapłacić ze swojej kieszeni.
Spojrzałam w necie. Rodzice pisząc o kosztach ed piszą o platnościach za udział dziecka w różnych zajęciach, chodzeniu do teatru, na wystawy. I znowu- przecież dziecko chodzące do szkoły nie dostaje wejściowek na to. Nawet jak jest wyjazd klasowy, to szkoła tego nie sponsoruje. Jak rodzice chcą, aby dziecko gdzieś poszło, to muszą zapłacić ze swojej kieszeni.
Spojrzałam w necie. Rodzice pisząc o kosztach ed piszą o platnościach za udział dziecka w różnych zajęciach, chodzeniu do teatru, na wystawy. I znowu- przecież dziecko chodzące do szkoły nie dostaje wejściowek na to. Nawet jak jest wyjazd klasowy, to szkoła tego nie sponsoruje. Jak rodzice chcą, aby dziecko gdzieś poszło, to muszą zapłacić ze swojej kieszeni.
Sprawdz jeszcze raz, kto dosraje subwencję na dziecko w ED
Po prostu każde dziecko powinno dostać taką samą pulę finansową na naukę (skoro już wszyscy się składamy na to w podatkach). Chcesz wydasz na szkołę, chcesz wydasz na kurs lub lekcje, książki lub komputer.
Tak, każdy płaci w podatkach i dlatego każde dziecko dostaje taką samą szansę na naukę w szkole publicznej.
Z której Ty nie korzystasz, bo Ci szkoła publiczna nie odpowiada. Ciekawe, co byś powiedziała, jakby i subwencje na placówki niepubliczne zostały obicete
To takie moje krótkie przemyślenia Jestem w trakcie remontu. Porownajmy fundusz na obowiązkową edukację z wypłatą ubezpieczenia. I tak, dajmy na to, twój ubezpieczyciel wycenił stratę (kasa na ucznia w sp) na x. zł I teraz są opcje: a) bierzesz kasę z ubezpieczenia i robisz remont w tej sumie, przez wskazanego przez ubezpieczalnie fachowca, miescisz się w kwocie i jesteś zadowolony albo nie- szkoła publiczna; b) uznajesz, że za te kwotę to się nie da, bierzesz co dają, dopłacasz po uważaniu do lepszego fachmana i lepsze wg Ciebie materialy - szkoła niepubliczna; x+n c) sam jesteś fachowcem, bierzesz co dają i albo dokladasz, albo nie i wydajesz po uwazaniu - to jest ED.
Ciekawe co byś powiedziała, jakby subwencja na placówki niepubliczne wzrosła do wysokości pozwalającej na brak czesnego
Jakby wzrosla tak też w placówkach publicznych, byłabym wniebowzięta E: Ale nawet w Twoim scenariuszu... sytuacja by się zmieniła, bo w prywatnych (wg Ciebie lepszych!) placówkach byłyby dzieci najzdolniejsze, a nie te, których rodziców stać.
@Skatarzyna a moze porównaj publiczną edukację do publicznej opieki zdrowotnej. Albo bierzesz co masz w ramach NFZ, albo płacisz ze swojej kieszeni, albo rezygnujesz w ogóle z danej usługi. Jak Ci nie pasują terminy, jakość w publicznej, to nikt Ci żadnego x nie wypłaci, żebyś mogła zapłacić komuś innemu albo leczyła się samodzielnie.
Może szkoły powinny działać analogicznie jak placówki medyczne. U mnie jest takie przedszkole działające na podstawie umowy z gminą. Jest prywatne, ale za pobyt dzieci płaci gmina, a nie rodzice.
Jeszcze dodajmy, że obecnie dotacja na dzieci w ED jest wypłacana szkole, która się nią opiekuje, a nie rodzicowi. Szkoły do 200 uczniów mają wskaźnik 0,8x, od 201 ucznia 0,2x.
Nauka blokami uważana jest obecnie za najbardziej nowoczesną formę. Moja siostra była na szkoleniu dla wykładowców akademickich w Wiedniu i tak tam mówiono. Chce przestawić Politechnikę Warsz. na ten tryb, ale ciężko idzie, bo najlepiej nic nie zmieniać (mimo, że uczy na najbardziej prestiżowym kierunku ).
Syn studiuje na uczelni pracującej blokami tematycznymi i ED dało mu b. dobre przygotowanie, dobrze też radzi sobie w pracy grupowej i to on rozdziela zadania swojej małej grupie, bo miał okazję ćwiczyć się w tym od wielu lat.
Jest bardzo nielogiczne i nieekonomiczne wspierać wysoką dotacją dzieci ukraińskie (których rodzice mogą nie płacić podatków w Polsce), a żałować polskim, naszym dzieciom nawet połowy.
Komentarz
Ustawodawca twierdzi, że szkołą (tak skonstruowane są przepisy)
W szkołach prywatnych i w ED szkoła nie jest odpowiedzialna za naukę dzieci. I stąd różnice.
Czy ograniczenie podstawy zmieni coś w tym, że klasy są za liczne, że dzieci są mieszane w tych licznych klasach bez głowy?
Szkoła to nie system, który otworzy klapkę i zaprogramuje, a wiedza sama bez udziału ucznia wejdzie do głowy.
Wybacz @Beta ale przy tym całym pierdolcu pt uczen nic nie musi to naprawdę nie ma za bardzo o czym dyskutować
nie było internetu i yutuba, tylko książki
i najefektywniejszym sposobem nauki była nauka na pamięć dialogów, z podziałem na role,
oczywiście nauka odbywała się w domu,
lekcji starczało jedynie na odpytywanie i przeczytanie następnego dialogu z zaznaczeniem akcentów;
dla zaliczenia semestru trzeba było zaliczyć wszystkie dialogi
klasa liczyła 36 uczniów
Moja córka przeszła właśnie z ZHP do Skautów Europy - jestem pod wrażeniem tej organizacji, praktyczności zdobywanych sprawności i ogólnej atmosfery w grupie. Daj Boże jak najwięcej takich pozytywnych, pozaszkolnych akcji kształtujących młodzież.
Jakie koszty edukacyjne macie przez to, że dziecko uczy się w domu?
Te wszystkie rozwiązania typu ED, prywatyzacja oświaty, bony edukacyjne - nie mówię, że tego nie powinno być -są fajne dla mniejszości uczniów - takich, których rodzice mają odpowiednią świadomość, czas i pieniądze. Dla reszty szansą jest publiczna edukacja na dobrym poziomie - bez niej będziemy mieć ogromne nierówności społeczne.
zamiast ciągnąć w dół, to można by tych, przez których się ciągnie oddelegować do szkoły specjalnej, klasy specjalnej, gdzie będą mieli wszyscy po nisko ale po równo.
Dużo różnych kosztów jest.
To jest problem z kategorii "dlaczego musze płacić na NFZ skoro przez lata korzystam tylko z prywatnej służby zdrowia"?
Ciekawe, co byś powiedziała, jakby i subwencje na placówki niepubliczne zostały obicete
Jestem w trakcie remontu.
Porownajmy fundusz na obowiązkową edukację z wypłatą ubezpieczenia.
I tak, dajmy na to, twój ubezpieczyciel wycenił stratę (kasa na ucznia w sp) na x. zł
I teraz są opcje:
a) bierzesz kasę z ubezpieczenia i robisz remont w tej sumie, przez wskazanego przez ubezpieczalnie fachowca, miescisz się w kwocie i jesteś zadowolony albo nie- szkoła publiczna;
b) uznajesz, że za te kwotę to się nie da, bierzesz co dają, dopłacasz po uważaniu do lepszego fachmana i lepsze wg Ciebie materialy - szkoła niepubliczna; x+n
c) sam jesteś fachowcem, bierzesz co dają i albo dokladasz, albo nie i wydajesz po uwazaniu - to jest ED.
No ale x powinien być ten sam.
E: Ale nawet w Twoim scenariuszu... sytuacja by się zmieniła, bo w prywatnych (wg Ciebie lepszych!) placówkach byłyby dzieci najzdolniejsze, a nie te, których rodziców stać.
Może szkoły powinny działać analogicznie jak placówki medyczne. U mnie jest takie przedszkole działające na podstawie umowy z gminą. Jest prywatne, ale za pobyt dzieci płaci gmina, a nie rodzice.
Leczę zęby na fundusz. Dopłacam za lepsze wypełnienie.
To akurat działa.