Celem nauki języka powinno być to, by można było się w nim komunikować. Twój argument Beta, że dziecko się ma nauczyć słówek, żeby moc robić na ten temat pracę plastyczne, bo inaczej nauczyciel nie ma jak pracować, to zamiana skutku z przyczyną. Celem lekcji języka powinno być nauczenie słówek, a nie robienie prac plastycznych z wykorzystaniem słówek. Kompletne pomieszanie pojęć. Nikt nie uczy się języka ojczystego w ten sposób, że dostaje listę słówek.
Moim zdaniem nieźle oddaje proces uczenia się języka np. Duolingo. Powtarzanie w kółko tych samych słówek i "nagroda" za dobre wykonanie zadań (normalnie nagrodą jest udana komunikacja).
To Ty mieszasz. Prace plastyczne są POMOCĄ w nauce a nie celem nauki. Dzieci robią plakat na dany temat i potem go prezentują po angielsku.
Jak można komunikować się bez znajomości słów w danym języku? W duolingo też przecież musisz nauczyć się na pamięć słówek, zwrotów. Program za Ciebie tego nie zrobi. A bez tego nie pójdziesz dalej.
Dobra, rok 2024, my żyjemy jednak już w pierwszym świecie, Beta ma dzieci w prywatnej szkole i płaci za to, żeby nauczyciel zadał listę słówek do nauczenia się. I jest zadowolona, i dziwi się, że to niby przestarzałe.
długa droga jeszcze przed naszą polską szkołą.
Czytaj może ze zrozumieniem. Nigdzie nie napisałam, że dziecko dostaje listę słowek do nauczenia, tylko że uczy się słówek. Dla Ciebie nauka na pamięć słów/zwrotów w szkole to przestarzała metoda, a jako nowoczesną podajesz duolingo, gdzie jest nauka na pamięć słów/zwrotów.
Nieśmiało zauważę, że metody stare bywają skuteczne.
akurat nauki języków, w dzisiejszych czasach, to nie dotyczy
ale, w edukacji jako całości, pomija się rzecz najważniejszą, czyli okres przedszkolny, od narodzin
i najmocniejszy popęd w życiu młodego człowieka - chęć usamodzielnienia się
Dotyczy, co mogę stwierdzić ponad 25 ucząc języka. I sama znając jeden perfekcyjnie, a dwa w stopniu komunikatywnym, jak również ucząc i obserwując wiele metod, stwierdzam, że wszystko zależy od ucznia i jego motywacji, oraz rodzaju inteligencji (mam na myśli sposoby uczenia się). Do wielu osób trafiają metody tradycyjne. Moje uczennice kochają notować, siedzą w pierwszych ławkach i zapisują słówka i struktury. Chłopcy wolą rozmowę, ale nie znając słówek , niewiele mogą powiedzieć. Są też fanatycy gramatyki. Bardzo pomaga oglądanie filmów po angielsku. Oni też dużo uczą się z gier oraz z czatów z graczami. Na pewno dziś mają większe możliwości na znalezienie skutecznej dla siebie metody. I prawda jest taka, że są też różne cele. Jeden chce zrobić certyfikat, inny zdać maturę, a jeszcze inny dogadać się. Stąd też różne metody, bo by zdać certyfikat i maturę na poziomie dwujęzycznym, trzeba trzaskać transformacje, itp.
na moje oko, filmy i gry wystarczają, przynajmniej na solidny początek;
w wystarczający sposób symulują znalezienie się w obcym językowo środowisku
Niekoniecznie wystarczają, bo podstawy pewne trzeba mieć, by zacząć oglądać i grać. Ale faktem jest, że bardzo pomagają. I jeszcze raz podkreślam - każdy ma inny cel. Do certyfikatu filmy i gry to za mało.
@beatak fajnie opisałaś Podoba mi się zwłaszcza "fanatycy gramatyki" Trafił mi się w domu taki, nieustannie mnie szokuje. Nieważne czy gramatyka polska czy obca, wszystko rozłoży i odpowiednio opisze przy użyciu słownictwa zupełnie zbędnego w normalnym życiu a czasem niezrozumiałego W każdym razie na tym dogłębnym zrozumieniu zasad gramatycznych buduje swoją znajomość języka i sprawność posługiwania się nim.
Celem nauki języka powinno być to, by można było się w nim komunikować. Twój argument Beta, że dziecko się ma nauczyć słówek, żeby moc robić na ten temat pracę plastyczne, bo inaczej nauczyciel nie ma jak pracować, to zamiana skutku z przyczyną. Celem lekcji języka powinno być nauczenie słówek, a nie robienie prac plastycznych z wykorzystaniem słówek. Kompletne pomieszanie pojęć. Nikt nie uczy się języka ojczystego w ten sposób, że dostaje listę słówek.
Moim zdaniem nieźle oddaje proces uczenia się języka np. Duolingo. Powtarzanie w kółko tych samych słówek i "nagroda" za dobre wykonanie zadań (normalnie nagrodą jest udana komunikacja).
To Ty mieszasz. Prace plastyczne są POMOCĄ w nauce a nie celem nauki. Dzieci robią plakat na dany temat i potem go prezentują po angielsku.
Jak można komunikować się bez znajomości słów w danym języku? W duolingo też przecież musisz nauczyć się na pamięć słówek, zwrotów. Program za Ciebie tego nie zrobi. A bez tego nie pójdziesz dalej.
Oczywiscie, ze trzeba znac slowa, zeby sie komunikowac. Ja krytykuję listę słówek do nauczenia się. Znaczenie po polsku plus pisownia. Dzieci siedmioletnie. A sama piszesz, że dzieci robią prace plastyczne i muszą się nauczyć słówek, bo pani nie ma jak prowadzić lekcji.
Mozg ludzki nie uczy się tak obcych słów, że ma listę kilkunastu czy kilkudziesięciu, i ma wkuc na pamięć.
Nieśmiało zauważę, że metody stare bywają skuteczne.
akurat nauki języków, w dzisiejszych czasach, to nie dotyczy
ale, w edukacji jako całości, pomija się rzecz najważniejszą, czyli okres przedszkolny, od narodzin
i najmocniejszy popęd w życiu młodego człowieka - chęć usamodzielnienia się
Dotyczy, co mogę stwierdzić ponad 25 ucząc języka. I sama znając jeden perfekcyjnie, a dwa w stopniu komunikatywnym, jak również ucząc i obserwując wiele metod, stwierdzam, że wszystko zależy od ucznia i jego motywacji, oraz rodzaju inteligencji (mam na myśli sposoby uczenia się). Do wielu osób trafiają metody tradycyjne. Moje uczennice kochają notować, siedzą w pierwszych ławkach i zapisują słówka i struktury. Chłopcy wolą rozmowę, ale nie znając słówek , niewiele mogą powiedzieć. Są też fanatycy gramatyki. Bardzo pomaga oglądanie filmów po angielsku. Oni też dużo uczą się z gier oraz z czatów z graczami. Na pewno dziś mają większe możliwości na znalezienie skutecznej dla siebie metody. I prawda jest taka, że są też różne cele. Jeden chce zrobić certyfikat, inny zdać maturę, a jeszcze inny dogadać się. Stąd też różne metody, bo by zdać certyfikat i maturę na poziomie dwujęzycznym, trzeba trzaskać transformacje, itp.
Piszesz jednak o młodzieży, nie dzieciach <10lat, prawda?
Moje dzieci nauczyły się języka obcego w dwa lata, przez długotrwałą (dwadzieścia godzin tygodniowo mniej wiecej polowe tygodni w roku) i sensowną ekspozycję. Były tez zmuszone się w nim komunikować. Miały bardzo mądre zajęcia, gdzie nie było listy słówek do nauczenia. Tymczasem kilkanaście lat nauki języka angielskiego w szkole skutkuje poziomem B1 na maturze podstawowej, o ile mnie pamięć nie myli. Nie pisze o Tobie personalnie. Ale to jest efekt nauczania w wielu polskich szkołach. Obstawiam, że z tym durnym duolingo czlowiek jest się w stanie więcej nauczyć niż na takich zajęciach. A mnóstwo dzieci chodzi do prywatnych szkół z większą liczbą godzin, ma korki z angielskiego - ci pewnie zdają maturę rozszerzoną. Metody nauczania języka obcego są przestarzałe. Dzieci nadal uczą się z książek, gdzie w kółko są tematy właściwe studentom i młodym doroslym? Pamiętam te upojne lekcje w wieku 14 lat, dyskusje o sportach ekstremalnych, wynajmie mieszkań i różnych rodzajach przestępstw. Było to fascynujące
Nieśmiało zauważę, że metody stare bywają skuteczne.
akurat nauki języków, w dzisiejszych czasach, to nie dotyczy
ale, w edukacji jako całości, pomija się rzecz najważniejszą, czyli okres przedszkolny, od narodzin
i najmocniejszy popęd w życiu młodego człowieka - chęć usamodzielnienia się
Dotyczy, co mogę stwierdzić ponad 25 ucząc języka. I sama znając jeden perfekcyjnie, a dwa w stopniu komunikatywnym, jak również ucząc i obserwując wiele metod, stwierdzam, że wszystko zależy od ucznia i jego motywacji, oraz rodzaju inteligencji (mam na myśli sposoby uczenia się). Do wielu osób trafiają metody tradycyjne. Moje uczennice kochają notować, siedzą w pierwszych ławkach i zapisują słówka i struktury. Chłopcy wolą rozmowę, ale nie znając słówek , niewiele mogą powiedzieć. Są też fanatycy gramatyki. Bardzo pomaga oglądanie filmów po angielsku. Oni też dużo uczą się z gier oraz z czatów z graczami. Na pewno dziś mają większe możliwości na znalezienie skutecznej dla siebie metody. I prawda jest taka, że są też różne cele. Jeden chce zrobić certyfikat, inny zdać maturę, a jeszcze inny dogadać się. Stąd też różne metody, bo by zdać certyfikat i maturę na poziomie dwujęzycznym, trzeba trzaskać transformacje, itp.
Piszesz jednak o młodzieży, nie dzieciach <10lat, prawda?
Moje dzieci nauczyły się języka obcego w dwa lata, przez długotrwałą (dwadzieścia godzin tygodniowo mniej wiecej polowe tygodni w roku) i sensowną ekspozycję. Były tez zmuszone się w nim komunikować. Miały bardzo mądre zajęcia, gdzie nie było listy słówek do nauczenia. Tymczasem kilkanaście lat nauki języka angielskiego w szkole skutkuje poziomem B1 na maturze podstawowej, o ile mnie pamięć nie myli. Nie pisze o Tobie personalnie. Ale to jest efekt nauczania w wielu polskich szkołach. Obstawiam, że z tym durnym duolingo czlowiek jest się w stanie więcej nauczyć niż na takich zajęciach. A mnóstwo dzieci chodzi do prywatnych szkół z większą liczbą godzin, ma korki z angielskiego - ci pewnie zdają maturę rozszerzoną. Metody nauczania języka obcego są przestarzałe. Dzieci nadal uczą się z książek, gdzie w kółko są tematy właściwe studentom i młodym doroslym? Pamiętam te upojne lekcje w wieku 14 lat, dyskusje o sportach ekstremalnych, wynajmie mieszkań i różnych rodzajach przestępstw. Było to fascynujące
Przez 9 lat uczyłam w podstawówce i gimnazjum . Moi uczniowie nie narzekali, większość wyjechała za granicę , bo to byli głównie sportowcy i do dziś piszą lub zagadują, mówiąc o swej wdzięczności za to, że dałam im przede wszystkim dobre podstawy. Metody dostosowywalam pod ucznia. Jednym potrzebne były zasady gramatyczne i lista pięknie wypisywanych słówek, a inni chcieli dialogów i filmików. Byli też tacy, którzy nie chcieli niczego .
Celem nauki języka powinno być to, by można było się w nim komunikować. Twój argument Beta, że dziecko się ma nauczyć słówek, żeby moc robić na ten temat pracę plastyczne, bo inaczej nauczyciel nie ma jak pracować, to zamiana skutku z przyczyną. Celem lekcji języka powinno być nauczenie słówek, a nie robienie prac plastycznych z wykorzystaniem słówek. Kompletne pomieszanie pojęć. Nikt nie uczy się języka ojczystego w ten sposób, że dostaje listę słówek.
Moim zdaniem nieźle oddaje proces uczenia się języka np. Duolingo. Powtarzanie w kółko tych samych słówek i "nagroda" za dobre wykonanie zadań (normalnie nagrodą jest udana komunikacja).
To Ty mieszasz. Prace plastyczne są POMOCĄ w nauce a nie celem nauki. Dzieci robią plakat na dany temat i potem go prezentują po angielsku.
Jak można komunikować się bez znajomości słów w danym języku? W duolingo też przecież musisz nauczyć się na pamięć słówek, zwrotów. Program za Ciebie tego nie zrobi. A bez tego nie pójdziesz dalej.
Oczywiscie, ze trzeba znac slowa, zeby sie komunikowac. Ja krytykuję listę słówek do nauczenia się. Znaczenie po polsku plus pisownia. Dzieci siedmioletnie. A sama piszesz, że dzieci robią prace plastyczne i muszą się nauczyć słówek, bo pani nie ma jak prowadzić lekcji.
Mozg ludzki nie uczy się tak obcych słów, że ma listę kilkunastu czy kilkudziesięciu, i ma wkuc na pamięć.
Nie, ja piszę, że praca plastyczna- jakaś wyklejanka/ rysunki, jest elementem nauki, nie jest to potrzebne pani do prowadzenia zajęć. Dokladnie to pani prowadzi naukę wg schematu- nowy dział, dzieci uczą się nowych słówek/zwrotów- nie w domu z kartki, a na lekcji. Ale nadal to jest nauka słówek, np. sporty, kolory, produkty spozywcze, dom itd. Na koniec mają pracę plastyczną, którą potem prezentują przed klasą + sprawdzian pisemny. Ta praca plastyczna jest po prostu pretekstem dla pani do sprawdzenia opanowania słownictwa w mowie. A dziecko przygotowując się do prezentacji powtarza przy okazji słownictwo z działu.
a tak swoją drogą, zna ktoś metodę Early Stage? Ja nie znam i mam parę pytań
Moje dziecko uczyło się tam dwa lata.
I na czym to polega?
W sumie na nauce na pamięć dialogów i piosenek, ogólnie dziecko miało nauczyć się wszystkiego, co bylo na płycie i w 2 książkach Całość oparta na wyraźnie i ładnie śpiewanych piosenkach, prostych, z powtarzalnym słownictwem, dialogi tez wszystkie na płycie, książki dobre, autorskie. Nauka intensywna, zajęcia były 2x w tygodniu chyba po 2,5 h, do tego dużo czasochłonnych zadań domowych, jakieś wycinanki, domina, pisanie, no i oczywiście nauka tych piosenek, wierszyków.
No widzisz, a ja krytykuje listę słówek do nauczenia w domu, wraz z pisownią
No takie czasy, że każdy rodzic uważa,że ma prawo podważać każda metodę edukacyjną. I że na edukacji zna się jak mało kto. Tym sposobem rozwalimy właśnie cały nasz i tak kiepski system edukacji pozwalając rodzicowi do decydowania w sprawach, w których raczej nie powinni być głosem decydującym. I bardzo mi się to nie podoba Lekarzowi jakoś nie patrzysz na ręce, nie oceniasz jego kompetencji czy zdolności oraz technik operacyjnych, podobnie jak producentowi żywności nie dyktujesz, jak ma robić makaron czy puszki groszku. Mechanikowi czy hydraulikowi też nie. No ale każdemu się wydaje,że może dyktować szkole,jak ma działać,bo każdy był uczniem i zna choć jednego ucznia
Edukacja to nie wypadek, zdarzenie losowe. Inaczej jest z planowym leczeniem czy zabiegami A w szkole? Jak raz pani profesor od polskiego zachoruje i w zastępstwie przyjdzie inny nauczycieli to raczej tragedii nie ma. Przy czym nadal dobrze, gdy można wybierać i decydować.
No widzisz, a ja krytykuje listę słówek do nauczenia w domu, wraz z pisownią
No takie czasy, że każdy rodzic uważa,że ma prawo podważać każda metodę edukacyjną. I że na edukacji zna się jak mało kto. Tym sposobem rozwalimy właśnie cały nasz i tak kiepski system edukacji pozwalając rodzicowi do decydowania w sprawach, w których raczej nie powinni być głosem decydującym. I bardzo mi się to nie podoba Lekarzowi jakoś nie patrzysz na ręce, nie oceniasz jego kompetencji czy zdolności oraz technik operacyjnych, podobnie jak producentowi żywności nie dyktujesz, jak ma robić makaron czy puszki groszku. Mechanikowi czy hydraulikowi też nie. No ale każdemu się wydaje,że może dyktować szkole,jak ma działać,bo każdy był uczniem i zna choć jednego ucznia
no cóż, najlepszą odpowiedzią na ten wpis są sukcesy uczniów w ED
Komentarz
E; choć może bardziej znałam, dawno nie miałyśmy kontaktu.
Jak można komunikować się bez znajomości słów w danym języku? W duolingo też przecież musisz nauczyć się na pamięć słówek, zwrotów. Program za Ciebie tego nie zrobi. A bez tego nie pójdziesz dalej.
ale, w edukacji jako całości, pomija się rzecz najważniejszą,
czyli okres przedszkolny, od narodzin
i najmocniejszy popęd w życiu młodego człowieka - chęć usamodzielnienia się
Do wielu osób trafiają metody tradycyjne. Moje uczennice kochają notować, siedzą w pierwszych ławkach i zapisują słówka i struktury. Chłopcy wolą rozmowę, ale nie znając słówek , niewiele mogą powiedzieć. Są też fanatycy gramatyki.
Bardzo pomaga oglądanie filmów po angielsku. Oni też dużo uczą się z gier oraz z czatów z graczami. Na pewno dziś mają większe możliwości na znalezienie skutecznej dla siebie metody.
I prawda jest taka, że są też różne cele. Jeden chce zrobić certyfikat, inny zdać maturę, a jeszcze inny dogadać się. Stąd też różne metody, bo by zdać certyfikat i maturę na poziomie dwujęzycznym, trzeba trzaskać transformacje, itp.
przynajmniej na solidny początek;
w wystarczający sposób symulują znalezienie się w obcym językowo środowisku
Podoba mi się zwłaszcza "fanatycy gramatyki" Trafił mi się w domu taki, nieustannie mnie szokuje. Nieważne czy gramatyka polska czy obca, wszystko rozłoży i odpowiednio opisze przy użyciu słownictwa zupełnie zbędnego w normalnym życiu a czasem niezrozumiałego W każdym razie na tym dogłębnym zrozumieniu zasad gramatycznych buduje swoją znajomość języka i sprawność posługiwania się nim.
Ja krytykuję listę słówek do nauczenia się. Znaczenie po polsku plus pisownia. Dzieci siedmioletnie.
A sama piszesz, że dzieci robią prace plastyczne i muszą się nauczyć słówek, bo pani nie ma jak prowadzić lekcji.
Mozg ludzki nie uczy się tak obcych słów, że ma listę kilkunastu czy kilkudziesięciu, i ma wkuc na pamięć.
Moje dzieci nauczyły się języka obcego w dwa lata, przez długotrwałą (dwadzieścia godzin tygodniowo mniej wiecej polowe tygodni w roku) i sensowną ekspozycję. Były tez zmuszone się w nim komunikować. Miały bardzo mądre zajęcia, gdzie nie było listy słówek do nauczenia.
Tymczasem kilkanaście lat nauki języka angielskiego w szkole skutkuje poziomem B1 na maturze podstawowej, o ile mnie pamięć nie myli. Nie pisze o Tobie personalnie. Ale to jest efekt nauczania w wielu polskich szkołach. Obstawiam, że z tym durnym duolingo czlowiek jest się w stanie więcej nauczyć niż na takich zajęciach. A mnóstwo dzieci chodzi do prywatnych szkół z większą liczbą godzin, ma korki z angielskiego - ci pewnie zdają maturę rozszerzoną.
Metody nauczania języka obcego są przestarzałe.
Dzieci nadal uczą się z książek, gdzie w kółko są tematy właściwe studentom i młodym doroslym? Pamiętam te upojne lekcje w wieku 14 lat, dyskusje o sportach ekstremalnych, wynajmie mieszkań i różnych rodzajach przestępstw. Było to fascynujące
Nauka intensywna, zajęcia były 2x w tygodniu chyba po 2,5 h, do tego dużo czasochłonnych zadań domowych, jakieś wycinanki, domina, pisanie, no i oczywiście nauka tych piosenek, wierszyków.
I bardzo mi się to nie podoba
Lekarzowi jakoś nie patrzysz na ręce, nie oceniasz jego kompetencji czy zdolności oraz technik operacyjnych, podobnie jak producentowi żywności nie dyktujesz, jak ma robić makaron czy puszki groszku.
Mechanikowi czy hydraulikowi też nie.
No ale każdemu się wydaje,że może dyktować szkole,jak ma działać,bo każdy był uczniem i zna choć jednego ucznia
Nie wybierasz lekarza, hydraulika sprawdzając, szukając opinie i poleceń?
Inaczej jest z planowym leczeniem czy zabiegami
A w szkole?
Jak raz pani profesor od polskiego zachoruje i w zastępstwie przyjdzie inny nauczycieli to raczej tragedii nie ma.
Przy czym nadal dobrze, gdy można wybierać i decydować.
Jak już jest grupa, to oczywiście jakoś się trzeba dogadać.
najlepszą odpowiedzią na ten wpis są sukcesy uczniów w ED
i tam byli zdecydowanie lepsi, niż uczniowie stacjonarni