Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Jaki podatek spadkowy?

edytowano czerwiec 2007 w Ogólna
W dzisiejszej "Rzeczpospolitej" Jacek Żakowski broni idei wysokich podatków spadkowych, które uniemożliwią gromadzenie majątku rodziny na przestrzeni wielu pokoleń.

Istota współczesnego kołtuństwa jest doskonale widoczna, gdy Terlikowski stara się przerazić czytelników programem lewicy. "Ograniczenie do minimum prawa do dziedziczenia tego, co osiągnęli nasi rodzice i dziadkowie. Odebranie znaczącej części zarobków najlepiej zarabiającym, by ich dzieci nie miały szans większych niż dzieci bezrobotnych czy niechętnych pracy obiboków". To, co Terlikowski przypisuje bolszewii, która wedle kołtuńskiej narracji chce uspołecznić żony, dziś jest jednak programem lub oczywistością racjonalnej prawicy. Na czele ruchu na rzecz stuprocentowego (!) podatku spadkowego stoją najbogatsi umiłowanej przez polską prawicę Ameryki - z Gatesem i Buffettem. Nie chodzi im o pozbawienie dzieci osobistego dorobku rodziców (domów czy nawet jachtów), lecz o ratowanie przedsiębiorstw od roztrwonienia ich przez pokolenie playboyów.

Także nie bolszewicy, ale Kościół katolicki (w Polsce też) i wielkie konserwatywne ruchy i fundacje przewodzą w propagowaniu wyrównywania szans dzieci milionerów i "obiboków" oraz domagają się, by państwo więcej robiło w tej sprawie. Równe szanse i spójność społeczna to nie są wynalazki bolszewickiej lewicy, lecz podstawa konserwatywnego i liberalnego myślenia o świecie.

Terlikowskiemu pewnie nie mieści się to w głowie, ale pensję społeczną dla "obiboków" najmocniej propagował guru Reagana i Thatcher, liberalno-konserwatywny ekonomista Milton Friedman. I to nie z miłości do leni, ale dlatego, że państwo, społeczeństwo i rynek mogą funkcjonować sprawnie tylko wtedy, gdy nierówności trzymane są w bezpiecznych granicach, a system społeczny jest oparty na osobistych zasługach i drożny, co znaczy, że syn pucybuta ma realną szansę o własnych siłach zostać milionerem, a nad synem milionera wisi realna groźba, że - jeśli nie będzie się starał - skończy jako pucybut. Na tym polega demokratyczny kapitalizm w odróżnieniu od wymarzonego przez kołtunów rynkowego feudalizmu gwarantującego dziedziczenie pozycji społecznej.


Co o tym sądzicie? Czy państwo powinno zabierać naszym dzieciom to, co my wypracujemy, aby ustrzec je od zostania "playboyami"?
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.