Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

"Bez prawej nogi"

edytowano lipiec 2007 w Ogólna
l1.gif

Bez prawej nogi
Jarosław Jakubowski, poeta, krytyk literacki, dziennikarz

Dlaczego we współczesnej polskiej kulturze pierwsze skrzypce grają środowiska lewicowo-liberalne? Czy to kwestia medialnego rozgłosu, czy też wynik słabości konserwatystów?

Literaturę polską zdominowała dziś opcja lewicowo-liberalna. Tematy podejmowane przez pisarzy tego nurtu są w dużej mierze tożsame z programami ugrupowań lewicy laickiej. Przy czym na pierwszy plan nie wysuwa się, będąca dotąd wyróżnikiem lewicy, problematyka socjalna (bezrobocie, ubóstwo, patologie społeczne, emigracja zarobkowa), ale kwestie obyczajowe.

Dobry gej, zły katolik

Naczelne miejsce wśród problemów poruszanych przez pisarzy lewicowo-liberalnych zajmuje równouprawnienie â?? płci oraz orientacji seksualnych. Pierwszy nurt reprezentują: sztandarowa powieść z gatunku "gender", "Paris London Dachau" Agnieszki Drotkiewicz, a także "Małż" Marty Dzido, w nurcie drugim mieści się "Lubiewo" Michała Witkowskiego, uznana za "pierwszą polską powieść gejowską".

Równie chętnie penetrowanym przez pisarzy lewicowo-liberalnych obszarem jest polska obyczajowość, ze szczególnym uwzględnieniem katolicyzmu. Przykładem takiej literatury może być powieść Piotra Czerskiego "Ojciec odchodzi", będąca zapisem przeżyć młodego ateisty, który w dniu śmierci papieża Jana Pawła II zalicza kolejne krakowskie knajpy i nie szczędzi cierpkich uwag osobom wyrażającym swoją religijność. Wydawcą tej książki jest Korporacja "Ha!art.", ta sama, która ogłosiła konkurs na "krytyczną powieść katolicką".

Nośnym tematem dla pisarzy opcji lewicowo-liberalnej okazała się krytyka kapitalizmu. Celuje w tym Sławomir Shuty, autor popularnej powieści "Zwał", traktującej o pracowniku banku, który rzuca posadę i wybiera życie poza obrębem "wyścigu szczurów". Shuty, który przez wyjątkowo aktywne środowisko "Ha!artu" został wykreowany na głównego polskiego "antykonsumpcjonistę", jeszcze do niedawna intensywnie konsumował swój sukces, udzielając wywiadów kobiecym pismom i programom telewizyjnym.

Happeningów Shutego, biczującego się parówkami, nie można uznać za poważną alternatywę dla krytykowanego przez niego systemu. Podobny jest mechanizm zastosowany przez Dorotę Masłowską, która zarówno w swej głośnej debiutanckiej "Wojnie polsko-ruskiej pod flagą biało-czerwoną", jak i w nieco mniej popularnym "Pawiu królowej", ogranicza się do rozkładania na czynniki pierwsze języka mediów i show-biznesu.

Pupilkowie mediów

Niemniej to właśnie pokolenie 20-, 30-latków jest dziś głównym odbiorcą tego rodzaju literatury. Najbardziej krytycznie nastawieni do rzeczywistości studenci stanowią podatny grunt dla idei głoszonych przez literacką lewicę. Dysponuje ona ponadto kilkoma poważnymi ośrodkami, poprzez które może rozpowszechniać swoje utwory i poglądy. Wymienić należy wspomnianą już Korporację "Ha!art", a także redakcje "Lampy" i "Krytyki Politycznej".

Jednak prawdziwym pasem transmisyjnym dla idei generowanych przez te â?? mimo wszystko â?? niszowe środowiska są media ogólnopolskie, takie jak wysokonakładowa "Gazeta Wyborcza", ze swym feministycznym dodatkiem "Wysokie Obcasy", tygodniki "Polityka", "Przekrój" i "Przegląd". Zarówno "Gazeta Wyborcza", jak i "Polityka" stworzyły precyzyjne mechanizmy promujące "swoich", to znaczy lewicowo-liberalnych twórców. Nagrody "Nike" czy "Paszporty", a nawet same nominacje do nich są dziś dla pisarzy przepustkami do szerokiej świadomości społecznej.

Wystarczy wspomnieć Wojciecha Kuczoka, którego powieść "Gnój", krytykująca patriarchalną rodzinę, szybko doczekała się ekranizacji, nie mówiąc już o Dorocie Masłowskiej, będącej kimś w rodzaju dyżurnej satyryczki "Wysokich Obcasów". W ślad za mediami papierowymi idzie TVP Kultura, która zdążyła już przyznać swoje pierwsze nagrody. Kanał ten, wbrew oczekiwaniom, nie stał się czymś w rodzaju równoważnika dla lewicowego konglomeratu medialno-kulturowego. Pierwsze skrzypce jako prowadzący grają w nim, bądź grali, dziennikarze i publicyści związani z "Gazetą Wyborczą" i "Polityką".

Literaci reprezentujący omawiany przeze mnie nurt nie stronią od zaangażowania politycznego, mimo dość często deklarowanej "apolityczności". Ożywienie pod tym względem nastąpiło po dojściu do władzy prawicy, której hasła aktywniejszej polityki kulturalnej i historycznej państwa czy położenia nacisku na kwestie wychowania młodego pokolenia szczególnie zaniepokoiły kręgi lewicowo- -liberalne.

Nieobecny konserwatyzm

Siła tej opcji bierze się jednak nie tylko z medialnego rozgłosu, ale także z objawiającej się równolegle słabości konserwatystów. Dziś o jej kształcie decydują nieliczne i posiadające w większości niewielki zasięg ośrodki, takie jak redakcje "Frondy", "Arcanów", "Nowego Państwa" czy "Gościa Niedzielnego". Na pismo literackie o chrześcijańskim obliczu wyrósł w ostatnich latach "Topos", choć sopockiemu środowisku daleko do katolickiego fundamentalizmu. Nawet jeśli dodać do tych tytułów pomniejsze, powiedziałbym parafialne, inicjatywy, to i tak wszystkie razem wzięte nie mogą równać się pod względem "siły rażenia" z koncernem medialnym "Agory" czy mediami elektronicznymi, dalekimi w swych liniach programowych od konserwatyzmu.

W tej sytuacji nie może dziwić fakt, że najlepsza książka poetycka Wojciecha Wencla "Imago mundi" przeszła niemal bez echa, i to nie tylko dlatego, że media generalnie nie interesują się poezją. Media programowo wręcz pomijają milczeniem znaczące zjawiska z drugiej strony linii ideologicznego frontu. W najlepszym razie sprowadzają je do kategorii "dziwactwa", jak to się stało choćby z wypowiedziami Zbigniewa Herberta na temat Czesława Miłosza i Polski pookrągłostołowej. Bez umiaru natomiast nagłaśniane są przedsięwzięcia "swoich", choćby i nieudane, jak na przykład "Paw królowej" czy "Paris London Dachau".

Odbiorcy są systematycznie przyzwyczajani, że to, co "nasze", jest wartościowe, a cała reszta to chłam niewarty funta moheru, przepraszam, kłaków. Próby przebicia się do opinii publicznej przez ludzi o poglądach konserwatywnych, narodowych czy katolickich przypominają walenie głową w mur, przy czym mur ten jest pokryty hasłami głoszącymi tolerancję. Program "Warto rozmawiać", jawnie przyznający się do opcji katolicko-konserwatywnej, bije wszelkie rekordy jako audycja najczęściej atakowana przez liberalne, a więc niemal wszystkie media.

Koniec czasu Robinsonów

Zniechęceni panującą atmosferą intelektualnego uwiądu pisarze i poeci konserwatywni nie wychylają się poza bezpieczne opłotki swoich środowisk. Wencel uprawia swój ogródek we "Wprost", Szymon Babuchowski â?? w "Gościu Niedzielnym", Artur Nowaczewski â?? w "Toposie", czasem "Frondzie". Nie wiem, co się dzieje z Marcinem Cieleckim, który wydał świetny tomik "Czas przycinania winnic" i gdzieś mi zniknął. Ze starszych jest Jarosław Marek Rymkiewicz, który jednak niezwykle rzadko zabiera głos w sprawach publicznych (choć jeśli już zabiera, to psuje sporo krwi demoliberałom). Każdy z nich, podobnie jak niżej podpisany, stara się walczyć na własnym, lokalnym odcinku z dominacją jedynie słusznej linii. Każdy wykonuje swoją robotę literacką i popularyzatorską, ale wszyscy razem nie tworzymy drużyny, jakbyśmy nie rozumieli, że minął już czas samotnych Robinsonów.

Trzeba by jeszcze pomyśleć, w jaki sposób atrakcyjnie to opowiedzieć, "sprzedać". Przeżywanie własnej wiary i słabości, głoszenie Dobrej Nowiny są i pozostaną naczelnymi tematami "naszej" literatury, niezależnie od takiej czy innej mody. Ale czy â?? ujmując rzecz socjologicznie â?? stać nas na udawanie, że poza tym nie ma na świecie całej masy zjawisk nam obcych? Cóż z nimi począć? Przemilczeć czy może jednak zacząć podejmować rękawice rzucane przez "tolerancyjnych inaczej"?
Mówiąc górnolotnie: bój o polskie umysły i serca trwa i nabiera mocy. Opcja konserwatywna zaczyna go mocno osłabiona, rozproszona i nieskora do podejmowania wyzwań, jakie przed nią stoją. Wciąż nie objawiła nam się tradycjonalistyczna Masłowska, patriotyczny Shuty, nie ma prawicowego Kuczoka czy katolickiego Czerskiego. Poza jedną "Frondą", która z powodzeniem wykorzystuje styl działania Korporacji "Ha!art." do szerzenia treści chrześcijańskich, nie ma wyrazistego środowiska, które odgrywałoby rolę analogiczną do tej, jaką "po lewej" odgrywa choćby "Gazeta Wyborcza" czy "Polityka".

Przełamać monopol gigantów

Czy jest szansa na stworzenie wpływowego ośrodka myśli konserwatywnej, wokół którego mogliby się skupiać młodzi pisarze? Owszem, pod warunkiem wszak, że porzucą swoje nisze i wyruszą zdobywać przestrzeń publiczną.

Zgódźmy się bowiem co do tego, że to, co jest nieobecne w mediach ogólnopolskich, na dobrą sprawę nie istnieje, mimo że radzi sobie świetnie na poziomie lokalnego domu kultury, pisma regionalnego czy katolickiego. Pewną nadzieję na choćby próbę wyrównania rażącej dysproporcji w istnieniu publicznym daje nasilający się ostatnio proces pluralizacji polskich mediów. Medialne giganty, okrzepłe przez 18 lat niczym nieskrępowanej działalności, czują na plecach oddech konkurencji, choć nietrudno przewidzieć, że tanio skóry nie sprzedadzą.

Przetaczająca się dziś przez media dyskusja na temat "młodej kultury", wywołana poniekąd ukazaniem się "Ha!artowej" antologii "Tekstylia Bis", każe zadać pytanie: dlaczego w kraju konserwatywnym i zaściankowym, jak usilnie określa się Polskę w mediach nie tylko zagranicznych, pierwsze skrzypce w kulturze grają środowiska lewicowo-liberalne? Czy jest to paradoks pozorny, wynikający z błędnego rozpoznania, czy też rezultat słabości środowisk tradycjonalistycznych?

Komentarz

  • Szczerze przyznam, że pomimo mojego konserwatyzmu:tongue:przez większość artystycznych tekstów we Frondzie nie jestem w stanie przebrnąć. Ale już ich biblioteczka to rarytas. Chesterton taki, mmm.... Tylko, że wszystko odgrzewane - znośnych młodych nie ma.
    Ale Huelle? Straszliwie konserwatywny umysł, Ostatniej wieczerzy nie czytałam, ale poprzednie książki i felietony, wywiady - mówią same za siebie. Chwin?
    A Rylski Eustachy z jego wspaniałym Warunkiem?
    To nie jest tak, że o tych książkach milczano. Jak ktoś czyta tylko Wyborczą, to nic dziwnego, że reszta wydaje mu się dyskryminowana. To nawet jest fajny sposób. Nie czytam GW i tym sposobem omija mnie cały chłam filmowy i książkowy.
    Polecam Rzepę i Dziennik z dodatkiem Kultura:)
    A co do tego, że ludzie zaczytują sie Shutym i Masłowską - no, co zrobić, ze im bardziej coś jest "dla jaj", tym bardziej się ludziom podoba? Nieznośna tendencja do lekkości bytu... nie przejmowałabym się tym i nie upolityczniała faktu. Zawsze to, co trąci łatwizną, ma większe wzięcie.
  • >Nie czytam GW i tym sposobem omija mnie cały chłam filmowy i książkowy. <
    Jak nie czytasz, to skąd wiesz, że tam jest akurat cały chłam?? Tak a priori?
    To trąci tendencją do łatwizny w ocenie;))

    ----
    :bigsmile:
  • Jolu, wystarczy mi to, co widzę w witrynie kiosków i w Empiku:) albo jak słyszę, czym zachwycają się moi znajomi, bo w Wyborczej recenzja była...:whorship:

    Dla orientacji w gustach wystarczy porównać dawną serie promocyjną GW - literatura XX wieku, bodajże - z obecnymi noblistami w Dzienniku. I jakoś nie jestem zaskoczona, że Dziennik np. Daria Fo do swojej kolekcji nie wcisnął...
  • rozumiem, rozumiem,
    o gustach...itd.:)) tak naprawdę dyskusja musiałaby być o tym
    tak się chciałam podroczyć;)) bo wyłapałam nielogiczność, ale na poziomie semantycznym, że tak powiem;)
    Rozumiem założenia, ale wolę, że dyskusja była merytoryczna, a nie pod hasłem wyborcza be, inni cacy, bo raz, że to już przerabialiśmy na forum, a dwa, że tak szerzej to powazniej, a na poziomie gazet o wiele płyciej
    ale Twoje zdanie rozumiem szerzej oczywiście:)) dzięki za odpowiedź:))

    ---
    :bigsmile:
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.