Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

NPR jest OK?

1131132134136137141

Komentarz

  • no widzisz - ledwo napisałaś a już Cię cytują:

    http://rebelya.pl/discussion/19797/wielka-ustawka-w-krakowie/#Item_40

    :bigsmile:
  • aj kurde to chyba zaczne uwazac co pisze, okaze sie ze jutro moi znajomi to w mailu znajda :shamed::wink:
  • [cite] pustynny_wiatr:[/cite]ja sie rozpisalam jakby mi za to placili, a mozna bylo tak zwiezle i krotko :cool:
    Ty się lepiej od razu przyznaj która gazeta :wink:
  • pustynny_wiatr, piękne wejście w mocnym stylu :bigsmile:

    Pustynna Burza :clap:
  • Sprobuje wkleic, aby od razu otwieral sie link tutaj
  • chyba skądś znamy autorkę tego artykułu?
  • Nie jest trochę przeredagowany przypadkiem?:wink:
  • Rozwalił mnie ten fragment:

    Co na pewno jest wolą Bożą?

    Skąd jednak wiadomo, że plan Boży zakłada wypracowanie 300% prokreacyjnej normy przez każdą rodzinę?

    Jak pisałam, nie można uzasadniać każdego poczęcia, jak i każdego zbliżenia, wolą Bożą. Zatem nieograniczona liczba poczęć nie musi być automatycznie współpracą z Bogiem. To małżonkowie decydują się na poczęcia współżyjąc w fazach płodnych, ale skąd mniemanie, że taka jest wola Boża wobec każdej rodziny? To nie wynika z nauki Kościoła.

    Małżeństwa są różne, mają swoje historie życia i zranień, różne etapy dojrzewania duchowego, a więc i inne miary hojności, odmienne charyzmaty. Bywa, że rodzina i nie-uboga, i zdrowa, a patologiczna. Kościół radzi zważać także na gotowość psychologiczną (HV 10), czego Kinga zdaje się nie uwzględniać. Może to właśnie postawa rezygnacji z NPR-u i powoływania dzieci do życia gdy tylko fizjologia pozwala â?? â?žnie pozwala działać Boguâ?, gdyż jest współpracą z samą naturą, a nie Bogiem?

    Czy aby Autorka nie projektuje na wszystkich swojej wielkodusznej postawy serca, spragnionego wielu dzieci, nazywając ją nakazaną przez Kościół? Własnej, pięknej miary oczekując od wszystkich? Uważam bowiem, że postawa prezentowana przez Panią Kingę jest jak najbardziej szlachetna i godna podziwu! Jest opcją drogi do Boga, jeśli małżonkowie czują się do niej wezwani.

    Wyobrażam sobie, że osoby, które z góry założą sobie wielodzietność i jej pragną, faktycznie nie potrzebują NPR-u! Jednak droga odkryta przez Autorkę nie jest jedyną uznaną przez Kościół i nie jest wpisana w przysięgę małżeńską. Jest autonomicznym wyborem tych małżeństw, które taką wolę Bożą odczytują wobec siebie.


    Przykazanie, które Jezus nam pozostawił, to : â?žmiłujcie się wzajemnie, tak jak ja was umiłowałem.â? Możemy być więc pewni, że po śmierci będziemy sądzeni z miłości, a nie z ilości dzieci. I może się zdarzyć, że matka jedynaka egzamin z miłości zda lepiej niż matka dziesięciorga, forma realizacji tego przykazania jest bowiem dowolna. Co nie znaczy, że Bóg nie podpowiada, nie zaprasza, nie wskazuje drogi... Jednak ostatecznie pozwala decydować człowiekowi (wszakże Archanioł Gabriel pytał Maryi, czy przyjmie Syna â?? odszedł od Niej, gdy wyraziła zgodę) i idzie potem z nim w tym wyborze. Są kobiety, które decydują się na małą ilość dzieci, za to rozdają się na wielką skalę poza domem, lub uświęcają na inny sposób (i znów przykład Matki Bożej!).


    Wanda Półtawska wraz z Janem Pawłem II tworzyła teologię małżeństwa. Trzy ciąże. Czy w innym razie mogłaby oddać się służbie ludziom, Kościołowi i Papieżowi, do której była najwyraźniej powołana? Inaczej musiałaby oddać się służbie wyłącznie własnej rodzinie. Czy może â?? przywołując przykład Pani Kingi â?? powinna mieć wyrzuty sumienia, że nie poczęła trzynaściorga, bo to ostatnie mogłoby być drugim Kazimierzem Majdańskim?
    [autorka bierze za pewnik, że ciąże pani Półtawskiej są wynikiem planowania a nie przyjęcia tylu dzieci, ile dał Bóg]

    Cóż za absurdalny argument! Wszakże Bóg powołuje z tego, co ma! Wie o każdym dziecku, jakie zaistnieje wskutek naszego wyboru, a nie wymyśla naprzód wirtualnych istnień, którym jacyś egoiści nie dają się począć, bo prokreację kończą na dwunastym.

    Zatem plan Boży nie wytycza nam z góry liczby poczęć, jaką mamy odkryć, lecz daje natchnienia ku miłości, ku czynom prowadzącym nas ku temu, co najlepsze z perspektywy zbawienia. Kinga Wenklar pisze, że â?žmałżeństwo to służba Bogu, który pragnie obdarzać życiemâ?. Myślę, że w pierwszym rzędzie chce obdarzać miłością, a życiem dopiero jako jej owocem. Jego celem nie jest maksymalne mnożenie nas, ale bardziej nasze otwarcie na wartości, w tym właśnie na miłość, hojność, wielkoduszność, których skutkiem może być m.in. otwarcie na życie.
    [autorka WIE co jest a co nie jest celem Boga - ciekawe skąd]

    Gdyby życie poprzedzało miłość w hierarchii ważności, w jakiej sytuacji znalazłyby się kobiety bezpłodne, bezdzietne? Znów byłyby, jak w czasach biblijnych, bezwartościowe, zepchnięte na margines i przeklęte? Tak, na forum wielodzietni.org, gdzie podzielany jest pogląd Pani Kingi Wenklar, miałam przykrość usłyszeć, że jestem gorsza (i tu wiele określeń i krzywdzących domysłów), bo miałam wtedy tylko jedno dziecko.

    Warto tu przytoczyć myśl D. von Hildebranda: â?žPłodność małżeńska odzwierciedla głębsze znaczenie: dzielenie się swoim życiem, gorące pragnienie oddania się współmałżonkowi i gotowość podjęcia także cierpienia, aby ukochana osoba mogła prawdziwie żyć. Każde małżeństwo, w którym miłość realizuje się w ten sposób, staje się płodne â?? nawet jak nie ma własnych dzieci.
    Poważnym błędem jest takie traktowanie płodności, które ogranicza kobiety jedynie do biologicznego macierzyństwaâ?.

    Zatem duża liczba dzieci sama w sobie nie jest wartością i nie zbawia [św. Paweł bzdury zatem publikuje na łamach Pisma św.]; ewangelicznie ważne jest to tylko, by stać się darem â?? każdy na swój sposób. A miłość nie przekłada się tylko na ilość dzieci, ale także na inne sfery naszych czynów (bliźni, ubodzy, praca naukowa dla prawdy, służba innym talentami, modlitwa, etc).

    Możemy być więc pewni, że wolą Bożą jest, byśmy żyli Ewangelią; konkretnie wskazane dobro mamy także w przykazaniach. Inne wartości, w tym wielodzietność, są już indywidualnie odkrywane.
  • chcialabym by pani W. Półtawska przeczytala te wywody na jej temat. Ciekawe czy by sie zgodzila !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
  • To w takim razie rozumiem, że katoliccy bioetycy bez sensu się tak rzucają o aborcję. Wszak dziecko z gwałtu poczęte na pewno nie poczęło się z woli Bożej, to może i lepiej, żeby się nie urodziło.

    Serdecznie gratuluję. I jeszcze z całego serca życzę, żeby p. Dracena sobie znalazła jakieś inne pole aktywności, niż tak pojmowana "praca naukowa w służbie prawdzie", bo robi kuku sobie i innym.
  • A mi osobiście coś zgrzyta w tym zdaniu p. Półtawskiej, że "Kościół nigdy nie nauczał planowania". A czym w takim razie są kursy przedmałżeńskie na taką skale preferujące npr???
  • Po pierwsze przyznaję bez bicia, że nie zdążyłam przeczytać jeszcze całego wątku (jestem na jakiejś 20 stronie...), ale chciałam dorzucić coś od siebie:
    Otóż zauważyłam pewien argument ze strony NPR o tym, że trudem jest powstrzymać się od współżycia w fazie płodnej i że dzięki temu małżeństwo uczy to wstrzemięźliwości. Z tego wynikałoby, że wielodzietni cały czas współżyją...
    Tak więc przyszło mi do głowy, że przecież w ostatnich miesiącach ciąży chyba się nie współżyje... poza tym zaraz po porodzie też nie, zwłaszcza przy CC. I to może być ładnych kilka miesięcy... to jest dopiero wstrzemięźliwość!

    A tak w ogóle nie mam jeszcze męża więc na razie tylko sobie wyobrażam mój przyszły model rodziny, staram się przemyśleć wiele spraw.
    I ta wasza otwartość wydaje mi się spójna z waszą wiarą (osobiście należę do grupy 'letniej' a może lepiej 'szukającej').
    W tym sporze z NPR jesteście ewidentnie górą właśnie dzięki przejrzystości waszego życia, zrozumiałych argumentów i braku niedopowiedzeń.
    Pozdrawiam serdecznie ! :smile:
  • Myślę, że statystycznie małżonkowie otwarci na życie współżyją rzadziej, niż planujący rodzinę z NPR. Właśnie dlatego, że przyjmowanie kolejnych dzieci w sposób naturalny ogranicza aktywność w łóżku. Różnica jest taka, że ofiara, jaką w ten sposób składamy wprost wynika z posłuszeństwa Bogu i odpowiedzialności za wypełnianie celów małżeństwa. Natomiast "planujący" zwyczajnie rezygnują z jednej przyjemności, żeby mieć inną, większą. Czyli np. nowy telewizor, czy wakacje w Egipcie zamiast kilku stosunków.
    Podziękowali 1Katia
  • :thumbup:
  • A zazwyczaj się mówi, że Ci wielodzietni, to tacy rozpasani seksualnie...:confused:
  • No bo niektórzy projektują na wielodzietnych swój seksoholizm. :tongue:
  • Wystarczy posłuchać Knotza...
  • [cite] Olesia:[/cite]A zazwyczaj się mówi, że Ci wielodzietni, to tacy rozpasani seksualnie...:confused:
    no tak, tak sobie wyobrażają:bigsmile:
  • [cite] Milagro:[/cite]Po pierwsze przyznaję bez bicia, że nie zdążyłam przeczytać jeszcze całego wątku (jestem na jakiejś 20 stronie...), ale chciałam dorzucić coś od siebie:
    Otóż zauważyłam pewien argument ze strony NPR o tym, że trudem jest powstrzymać się od współżycia w fazie płodnej i że dzięki temu małżeństwo uczy to wstrzemięźliwości. Z tego wynikałoby, że wielodzietni cały czas współżyją...
    Tak więc przyszło mi do głowy, że przecież w ostatnich miesiącach ciąży chyba się nie współżyje... poza tym zaraz po porodzie też nie, zwłaszcza przy CC. I to może być ładnych kilka miesięcy... to jest dopiero wstrzemięźliwość!

    A tak w ogóle nie mam jeszcze męża więc na razie tylko sobie wyobrażam mój przyszły model rodziny, staram się przemyśleć wiele spraw.
    I ta wasza otwartość wydaje mi się spójna z waszą wiarą (osobiście należę do grupy 'letniej' a może lepiej 'szukającej').
    W tym sporze z NPR jesteście ewidentnie górą właśnie dzięki przejrzystości waszego życia, zrozumiałych argumentów i braku niedopowiedzeń.
    Pozdrawiam serdecznie ! :smile:
    W ciąży można współżyć do dnia porodu o ile nie jest to ciąża zagrożona.
  • i o ile ma się jeszcze ochotę :wink:
  • Irkub, myślałam, że w pierwszych tygodniach po porodzie jest ciężko ze współżyciem.
    Przed porodem rzeczywiście słyszałam, że można, ale nie zawsze.
    Poza tym dochodzi jeszcze zmęczenie w pierwszych miesiącach po porodzie spowodowane płaczącym dzieciątkiem.
    Generalnie chodziło mi o to, że nie dajecie wrażenia jakiegoś chorobliwego współżycia od rana do wieczora - bo to po prostu niemożliwe przy gromadce dzieci :wink:
    No i podoba mi się to, że możecie (oczywiście poza wyżej wymienionymi sytuacjami) wybierać momenty, kiedy to oboje mają na to ochotę, bez dyskryminowania kobiety (ktora zwykle największą ochotę ma w fazie płodnej i osiąga wtedy dzięki temu największą przyjemność).
    Właśnie to mnie nie przekonuje w NPR- że mówi się, że to jest szkoła wstrzemięźliwości dla mężczyzny itd, ale tak naprawdę co to za problem powstrzymać się przez kilka dni. Za to dla kobiety ta metoda może być wyjątkowo przykra, odebrać całkowicie radość i odbić się w końcu negatywnie na mężu (takie były niektóre świadectwa osób na stronie o NPR, choć jest ich mało- widocznie cenzura działa).
  • Milagro....
    jakby delikatnie napisać...czego oczekujesz?... że każdy Ci teraz napiszę, ile i kiedy razy współżyje? Właściwie to jest taka sfera, gdzie uogólnianie nie wyszłoby na dobre, a do tego znowu wyszedł by z tego NPR.
  • Myślę, że Milagro chodzi raczej o to, że wielodzietność oznacza w praktyce o wiele więcej wstrzemięźliwości niż w "heroicznym" NPRze.
  • Arletta, przepraszam, chyba źle się wyraziłam... chodziło mi dokładnie o to, o czym mówi Agnieszka- czyli, że zwolennicy NPRu mówią, jakie to piękne tak uczyć się wstrzemięźliwości, a tak naprawdę to właśnie wielodzietni mogliby ich tego uczyć...
  • Chciałam jeszcze tylko dodać fakt, że wg niektórych zwolenników NPRu, można począć dziecko bez woli Boga. Ale wg takiego mniemania takie dziecko nie posiada duszy... bo przecież Bóg od zawsze znał imię każdego z nas i każdego dzieciątka i w momencie poczęcia daje nieśmiertelną duszę.... Czyli w dzieciach 'nieplanowanych' nie ma woli Boga więc nie mają one duszy, nie są Jego dziećmi i Jegi stworzeniami, tylko ludzkimi??!!
    Wiem, że dochodzę do absurdu, ale twierdzenie, że Bóg może kogoś nie chcieć jest bardzo niebezpieczne. Wiele osób mogłoby przez jedno takie zdanie stracić kompletnie wiarę - dzieci nieślubne, dzieci poczęte w wyniku gwałtów, dzieci ogólnie nie objęte 'rozeznaniem'. Przeraża mnie, to, że niektórzy w obronie własnych racji rzucają quasi heretyckie stwierdzenia.....
  • Milagro juz to przerabialismy - hitler dzielil ludzi na lepszych i gorszych, ale robil to jawnie z piana na ustach, a tu mamy... biale rekawiczki i rozum!
  • [cite] Małgorzata32:[/cite]A mi osobiście coś zgrzyta w tym zdaniu p. Półtawskiej, że "Kościół nigdy nie nauczał planowania". A czym w takim razie są kursy przedmałżeńskie na taką skale preferujące npr???
    Przepraszam bardzo ale ja nigdy nie słyszałam nakazu stosowania npru ani instrukcji użycia termometra, paluchów itp zeszytów w kratkę z ust księdza. Ksiądz wychodzi z wykładu bo nie będzie słuchał przecież o jakiejś fizjologii bo go może zwyczajnie obrzydzać ( to nie on się żeni) no i wtedy pałeczkę przejmują panie instruktorki.
Ta dyskusja została zamknięta.