[cite] Agnieszka Barbara:[/cite]Mnie to najbardziej te kilak lat powaliło... i odmowa ciężarnym... Bo trza by konsekwentnie odmaiwac także po narodzinach dziecka...
po narodzinach dziecka presja jakby opada
bo mleko sie rozlalo - dziecko sie bez slubu urodzilo wiec obciach 'we wsi' i tak jest i decyzja o slubie moze byc nieco bardziej podyktowana przemysleniem tematu a nie irracjonalna presja
inna spara ze w idealnym swiecie dzieci rodza sie tylko po slubie a sluby ludzie biora po to aby zawsze byc razem
dlugie narzeczenstwo to nie jest dobry pomysl - zdaje sie ze katecheta wylkadal mi ze powinno trwac max do roku - inaczej to narazanie sie na pokusy i mnie to przekonuje
O jeszcze jedna uwaga natury ogólnej.
Jednymi z najbardziej niebezpiecznych ludzi są - moim nieskromnym zdaniem - ci którzy mówią "mam prawo być szczęśliwy/a".
My tak z mężem nie raz rozmawialiśmy na te tematy, nasz romans trwał 3,5 roku w tym zalegalizowane narzeczeństwo ( od zaręczyn) 8 miesięcy i tak doszliśmy do wniosku , że to było o 3 lata za dużo tego odwlekania.
W sumie doświadczenia mam przykre z tego okresu, ludzie nas próbowali rozdzielać, skłócać , kompromitować oczywiście tak , żebyśmy się nie zorientowali. Niby wszystko cacy a coś się psuło. W sumie to były 3 lata dręczenia i właściwie wyjęte z życia jakby w jakimś letargu lub debilowatej argentyńskiej telenoweli. Histerycznego pilnowania przez jego rodziców, żebyśmy nie zmajstrowali jakiegoś ,, bękarta". Co było poniżające bo puszczalstwa nie mam w naturze. Ale byłam nieszczęśliwa gdy nas rozganiano. Potem to się przeniosło na małżeństwo.
Dlatego nie uważam, że długie narzeczeństwo jest gwarancją szczęścia.
Zrozumiałe jest dla mnie, że ty masz inną wizję doskonałego związku, odpowiednio ( cokolwiek to znaczy ) długi staż narzeczeństwa , następnie ślub kościelny i dopiero później dzieci .
Ale dlaczego z góry zakładasz, że te związki nie mają racji bytu?
statystyka swiadczy na ich niekorzysc
dlugie narzeczenstwo nie jest konieczne - chodzi raczej o sposób w jaki sie ten czas wykorzysta. to powinien byc czas rozwzenia decyzji, poznania sie ale bez płodzenia dzieci i bynajmniej nie antykoncepcje mam tu na mysli
fajnie ze jestescie juz 14 lat razem i niech wam sie dobrze dzieje - tylko ze małzenstwo to perspektywa jakis 60-70 lat az do smierci a 19 latkowie czesto nie potrafia myslec o 30 latkach inaczej niz 'starcy'
[cite] Agnieszka Barbara:[/cite]Mnie to najbardziej te kilak lat powaliło... i odmowa ciężarnym... Bo trza by konsekwentnie odmaiwac także po narodzinach dziecka...
po narodzinach dziecka presja jakby opada
bo mleko sie rozlalo - dziecko sie bez slubu urodzilo wiec obciach 'we wsi' i tak jest i decyzja o slubie moze byc nieco bardziej podyktowana przemysleniem tematu a nie irracjonalna presja
inna spara ze w idealnym swiecie dzieci rodza sie tylko po slubie a sluby ludzie biora po to aby zawsze byc razem
dlugie narzeczenstwo to nie jest dobry pomysl - zdaje sie ze katecheta wylkadal mi ze powinno trwac max do roku - inaczej to narazanie sie na pokusy i mnie to przekonuje
W moim regionie pochodzeniowym (Dolny Śląsk) jest zasada, niepisana oczywiście, że w momencie kiedy się zaręczasz w ciągu roku bierzesz ślub i tyle.
Zaręczyny, to jest poważna decyzja, prosisz o rękę kobietę, z którą chcesz spędzić resztę życia, jak już poprosiłeś, ona się zgodziła, to po co to odwlekać?
Co do artykułu ja myślę, że to jest kolejna propaganda, żeby "najechać" na Kościół, żeby wskazać jaki on zły jest i wymagania jakie stawia i że najlepiej to w konkubinacie żyć przynajmniej jest wygodnie.
Ten artykuł, to stek bzdur jest kompletnych.
Ja nie zakładam, ja wiem, że człowiek niedojrzały podejmuje nieprzemyślane decyzje. W wieku osiemnastu czy dziewiętnastu lat większość z nas jest niedojrzała.
Spotkała w życiu niejedną panią lat 25 - 33 np. jedno dziecko lat 7 - 10, mąż gdzieś, zagranicą np., związek rozpadł się i już Ona ni to panna, ni mężatka, rozgoryczona, rozczarowana, szuka kogoś. I znajdzie. I to jest życie w grzechu przez lata. Szczerze współczuję.
Jedną z form krzywdzenia jest utwierdzanie kogoś w błędnych przekonaniach.
Jeśli zgrzeszyłem to idę gdzie trzeba nazwać rzeczy po imieniu - i wcale nie jest miło ani przyjemnie. Gdybym utwierdzał się w przekonaniu, że "wszystko cacy jest" to tylko sam siebie bym krzywdził.
...siebie samego i innych - ludzi na których wpływ ma moje życie.
Co nie znaczy zaraz, że sam tak żyję dokładnie w prawdzie. Ja też nieraz potrzebuję ko... tzn. wytłumaczenia :bigsmile: że coś jednak było źle.
Kościół się mota..już tak mocno nagiął się do ludu, że ponosi porażke za porażką.
Ludzie nie mają pojęcia PO CO bierze się ślub. Nauki przedmałżeńskie w większości parafii to żenada. Pary chodzą tam tylko po kolejne stempelki.
Osoby poważnie zainteresowane sakramentem same wyszukują wartościowych nauk ..ale nie oszukujmy się dla większości par to poprostu strata czasu.
Moja znajoma niedługo wychodzi za mąż za 20 lat starszego Pana i świadkować im będzie dwóch homoseksualistów. Przecież to kpina. Cały ten ślub powinien im udzielić ksiądz przebieraniec bo to i tak bez żadnej wartości. Ona sama wogóle nie chodzi do Kościoła.
Teraz świat rządzi się prawem ludzkim a nie Boskim. Ludzie uważają że wszystko im się należy. Eliminuje się z życia niewygodne sytucje i okoliczności bo psują dobry nastrój.
Bardzo mi się podoba stwierdzenie Lukasza: Jednymi z najbardziej niebezpiecznych ludzi są - moim nieskromnym zdaniem - ci którzy mówią "mam prawo być szczęśliwy/a".
Ja bym tylko rozróżnił dwa określenia
- Kościół i
- ludzie Kościoła
bo to wcale nie znaczy to samo, chociaż czasem ktoś może - wypowiadając się nieprecyzyjnie - używać ich zamiennie.
Jasne jest, że to co robią niektórzy ludzie Kościoła może skutkować karykaturalnym wyobrażeniem o Kościele u części widzów.
Ale jeszcze trzeba w takim razie rozróżnić na ludzie kościoła - kler
i ludzie chodzący do kościoła- wierni
bo widzowie to chyba cała reszta -niewierzących , wierzących inaczej itp.
"Jak ktoś mówi "..., ale my jesteśmy szczęśliwi" to wprost przyznaje, że obiektywna sytuacja nie jest dobra i musi sobie dorabiać teorię i protezować dobre samopoczucie."
Lukaszu nie muszę dorabiać żadnej teorii , być może ciężko Ci w to uwierzyć, ale ja naprawdę jestem szczęśliwa i taki też jest mój związek!!
________________________________________
"Ale masz świadomość, że wyrządziliście Waszemu synowi dużą krzywdę poczynając go bez ślubu?"
Nie sądzę Łukaszu , żeby urodzenie dziecka przed ślubem było dla niego samego krzywdzące .
Wyobraź sobie, że nie spotkały Go z tego powodu żadne przykrości , nikt nie biegał za nim wołając bękart, w przedszkolu a potem w szkole nie siedział w "oślej ławce" z etykietą "ten inny" .
Nie ma gorszych i lepszych dzieci.
To jakie będą nasze dzieci zależy od nas od rodziców jakie wartości im przekażemy,jak ich wychowamy i jakie zasady wpoimy.
A czy ten ważny sprawdzian został zaliczony to okaże się jak nasze dzieci trochę podrosną , pokażą to nam swoim życiem .
Miliony dzieci na świecie rodzi się zanim ich rodzice pójdą do ołtarza i jakoś ani prasa ani telewizja nie trąbią o krzywdzie tych dzieci.
lepszym rozwiązaniem byłoby "pozbyć" sie tego dziecka, potem pobiec do ołtarza i 9 m-cy później urodzić już w sakramentalnym związku?
Albo wcisnąć się w białą sukienkę , gorsetem zamaskować brzuch i udawać,że to wzdęcie po kapuście?
_________________________________________
"No jasne, po cholerę sakrament, prawda?
Mam nadzieję, że Wasz syn nie jest najważniejszym świadkiem tej chorej konstatacji albo, że ta Twoja / Wasza postawa się zmieni - oby jak najszybciej."
Nasz syn jest właśnie świadkiem naszej miłości i jej największym owocem !
I nie zamierzam nic a nic zmieniać w swoim życiu !
Zrozumiałe jest dla mnie, że ty masz inną wizję doskonałego związku, odpowiednio ( cokolwiek to znaczy ) długi staż narzeczeństwa , następnie ślub kościelny i dopiero później dzieci .
Ale dlaczego z góry zakładasz, że te związki nie mają racji bytu?
Honorata:
"statystyka swiadczy na ich niekorzysc
dlugie narzeczenstwo nie jest konieczne - chodzi raczej o sposób w jaki sie ten czas wykorzysta. to powinien byc czas rozwzenia decyzji, poznania sie ale bez płodzenia dzieci i bynajmniej nie antykoncepcje mam tu na mysli"
niestety nie miałam możliwości wglądu w te statystyki ,jeśli takie istnieją .
Przypatrując się znajomym i rodzinie głownie tym parom które się rozstały, dochodzę do wniosku,że nie ma znaczenia czy ich związki były rozpoczęte jak należy - narzeczeństwo, ślub, dzieci - czy falstartem- dzieci a potem ślub - czy też tym którzy w ogóle ślubu nie mieli , że nie żadnej reguły, że ślub kościelny jest gwarantem wspólnego życia aż do śmierci,jeśli dorośli ludzi z jakiś tam powodów nie chcą już być ze sobą to nikt i nic ich nie zmusi do tego.
Znam wiele byłych już par ze ślubem kościelnym, znam też takich , którzy nawet o żadnym ślubie nie chcą słyszeć i są szczęśliwi w swoich związkach już od wielu lat.
Znam również takich , którzy rozwiedli się tylko i wyłącznie po to, żeby co miesiąc wpadało parę zł do budżetu domowego, ona oficjalnie jako samotna matka, on ojciec nie płacący alimentów, więc są zasiłki , a na co dzień kochająca się rodzina , rodzą się nawet dzieci , które są chrzczone a i rodzinka co niedzielę okupuje pierwsze ławki w kościele.
Każdemu człowiekowi należy się szacunek ale jeśli miałabym się licytować , kto zasługuje na większy , to raczej wybrałabym parę żyjącą na "kocią łapę" mającą nie ślubne dzieciaczki - bo oni przynajmniej nie żyją w obłudzie.
Wiecie po czym poznać od razu , że ludzie, którzy robili to bez ślubu są nieszczęśliwi ?
Po tym, że jak są zaproszeni na cudzy ślub to wpatrują się w pannę młodą i usiłują u niej znaleźć oznaki ciąży gadając cały czas na weselu, ze na pewno bierze ślub bo musi.
A jak się dziecko urodzi rok po ślubie to będą się upierać, że na pewno ktoś je o 3 miesiące przenosił....
Osobiscie uzważam, że nawet w tej czysto ludzkiej rzeczywistości dziecko wychowywane w konkubinacie jest krzywdzone przez rodziców. Bo nie ma ochroy prawnej. Ludzie niewierzący też powinni brać śluby, cywilne, oczywiście, by chronić dzieci, które pochodzą z tych związków.
[cite] Berenika:[/cite]Osobiscie uzważam, że nawet w tej czysto ludzkiej rzeczywistości dziecko wychowywane w konkubinacie jest krzywdzone przez rodziców. Bo nie ma ochroy prawnej. Ludzie niewierzący też powinni brać śluby, cywilne, oczywiście, by chronić dzieci, które pochodzą z tych związków.
ale ma szanse dostac sie do przedszklola pańswowego
zastanawiam sie o jakich to zasiłkach dla samotnych pisze hipolit. wg mojej wiedzy - a niestety jestem 'w temacie' i wkurza mnie kiedy ktos zaczyna rozprawiac o tych mitycznych zasiłkach dla samotnych... sa one owiane podobna tajemnica jak te wszystkie zasilki ktore otrzymuja wielodzietni 'zyjacy na koszt' 'normalnych' podatników
Tylko, że tu "gra" toczy się nie o zasiłki ani żadne pieniądze, tylko o zbawienie... Ale ludzie wolą udawać, że tego problemu nie ma, bo "są szczęśliwi"...
Ładne mi szczęście,, dobrze mi z tobą jestem taki szczęśliwy ale nie jestem pewny czy chcę być z tobą na zawsze, bo może mi się jeszcze ktoś fajniejszy trafić ":devil:
@hipolit Z moich prywatnych obserwacji wśród znajomych wynika że pary które nie mają ślubu twierdząc, że papierek nie jest im do szczęścia potrzebny, rozstają się dużo częściej. Dzieci niestety zazwyczaj też nie są żadną przeszkodą.
Statystyki zdaje się mówią to samo, chociaż nie mam pod ręką linka ale może ktoś wklei. Pamiętam, że na naukach przedmałżeńskich cytowano nam badania, z których wynikało, że częstotliwość rozwodów wśród małżeństw wierzących, praktykujących i wspólnie się modlących jest wielokrotnie niższa niż wśród par które deklarują się jako wierzące ale nie praktykują, nie mówiąc o parach żyjących na kocią łapę.
I o to właśnie chodzi: sakrament małżeństwa to nie szopka z białą sukienką i papierem tylko wielka Łaska, coś w rodzaju pieczęci Bożego błogosławieństwa dla związku.
Ale też tą Łaskę trzeba pielęgnować, trzeba o nią dbać. To tak jak z zasianiem ziarna: jak nie będziesz go podlewać to nie wykiełkuje a jeśli nawet, to zaniedbane prędzej czy później uschnie i zdechnie. A troskliwie pielęgnowane wyrośnie w piękne drzewo - tym mocniejsze im starsze.
A jeżeli chodzi o Twoje osobiste doświadczenia: tak jak pisze Berenika - oceniasz rzeczywistość wyłącznie ludzką.
Zasiłki dla samotnych matek- 170 zł na jedno dziecko, nie więcej jak na dwoje dzieci- w sytuacji gdy ojciec dzieci nie żyje, lub jest nieznany.
Wiele par podaje w dokumentach - ojciec nieznany- właśnie dla takich zasiłków i innych profitów i to jest straszne i smutne.
Znam parę- 3 dzieci, w metrykach wpisane ojciec nn, i właśnie ów ojciec poznał kogoś innego i lepszego?.S prawa trafiła do sądu, o ustalenie ojcostwa. Najstarszy ma 10 lat, najmłodsza pół roku. A ile jest takich par?
[cite] Olesia:[/cite]Tylko, że tu "gra" toczy się nie o zasiłki ani żadne pieniądze, tylko o zbawienie... Ale ludzie wolą udawać, że tego problemu nie ma, bo "są szczęśliwi"...
[cite] KotekMamrotek:[/cite]
........ tą Łaskę trzeba pielęgnować, trzeba o nią dbać. To tak jak z zasianiem ziarna: jak nie będziesz go podlewać to nie wykiełkuje a jeśli nawet, to zaniedbane prędzej czy później uschnie i zdechnie. A troskliwie pielęgnowane wyrośnie w piękne drzewo - tym mocniejsze im starsze.
Komentarz
bo mleko sie rozlalo - dziecko sie bez slubu urodzilo wiec obciach 'we wsi' i tak jest i decyzja o slubie moze byc nieco bardziej podyktowana przemysleniem tematu a nie irracjonalna presja
inna spara ze w idealnym swiecie dzieci rodza sie tylko po slubie a sluby ludzie biora po to aby zawsze byc razem
dlugie narzeczenstwo to nie jest dobry pomysl - zdaje sie ze katecheta wylkadal mi ze powinno trwac max do roku - inaczej to narazanie sie na pokusy i mnie to przekonuje
Jednymi z najbardziej niebezpiecznych ludzi są - moim nieskromnym zdaniem - ci którzy mówią "mam prawo być szczęśliwy/a".
W sumie doświadczenia mam przykre z tego okresu, ludzie nas próbowali rozdzielać, skłócać , kompromitować oczywiście tak , żebyśmy się nie zorientowali. Niby wszystko cacy a coś się psuło. W sumie to były 3 lata dręczenia i właściwie wyjęte z życia jakby w jakimś letargu lub debilowatej argentyńskiej telenoweli. Histerycznego pilnowania przez jego rodziców, żebyśmy nie zmajstrowali jakiegoś ,, bękarta". Co było poniżające bo puszczalstwa nie mam w naturze. Ale byłam nieszczęśliwa gdy nas rozganiano. Potem to się przeniosło na małżeństwo.
Dlatego nie uważam, że długie narzeczeństwo jest gwarancją szczęścia.
dlugie narzeczenstwo nie jest konieczne - chodzi raczej o sposób w jaki sie ten czas wykorzysta. to powinien byc czas rozwzenia decyzji, poznania sie ale bez płodzenia dzieci i bynajmniej nie antykoncepcje mam tu na mysli
fajnie ze jestescie juz 14 lat razem i niech wam sie dobrze dzieje - tylko ze małzenstwo to perspektywa jakis 60-70 lat az do smierci a 19 latkowie czesto nie potrafia myslec o 30 latkach inaczej niz 'starcy'
W moim regionie pochodzeniowym (Dolny Śląsk) jest zasada, niepisana oczywiście, że w momencie kiedy się zaręczasz w ciągu roku bierzesz ślub i tyle.
Zaręczyny, to jest poważna decyzja, prosisz o rękę kobietę, z którą chcesz spędzić resztę życia, jak już poprosiłeś, ona się zgodziła, to po co to odwlekać?
Co do artykułu ja myślę, że to jest kolejna propaganda, żeby "najechać" na Kościół, żeby wskazać jaki on zły jest i wymagania jakie stawia i że najlepiej to w konkubinacie żyć przynajmniej jest wygodnie.
Ten artykuł, to stek bzdur jest kompletnych.
Ja nie zakładam, ja wiem, że człowiek niedojrzały podejmuje nieprzemyślane decyzje. W wieku osiemnastu czy dziewiętnastu lat większość z nas jest niedojrzała.
Spotkała w życiu niejedną panią lat 25 - 33 np. jedno dziecko lat 7 - 10, mąż gdzieś, zagranicą np., związek rozpadł się i już Ona ni to panna, ni mężatka, rozgoryczona, rozczarowana, szuka kogoś. I znajdzie. I to jest życie w grzechu przez lata. Szczerze współczuję.
Jeśli zgrzeszyłem to idę gdzie trzeba nazwać rzeczy po imieniu - i wcale nie jest miło ani przyjemnie. Gdybym utwierdzał się w przekonaniu, że "wszystko cacy jest" to tylko sam siebie bym krzywdził.
...siebie samego i innych - ludzi na których wpływ ma moje życie.
Co nie znaczy zaraz, że sam tak żyję dokładnie w prawdzie. Ja też nieraz potrzebuję ko... tzn. wytłumaczenia :bigsmile: że coś jednak było źle.
Ludzie nie mają pojęcia PO CO bierze się ślub. Nauki przedmałżeńskie w większości parafii to żenada. Pary chodzą tam tylko po kolejne stempelki.
Osoby poważnie zainteresowane sakramentem same wyszukują wartościowych nauk ..ale nie oszukujmy się dla większości par to poprostu strata czasu.
Moja znajoma niedługo wychodzi za mąż za 20 lat starszego Pana i świadkować im będzie dwóch homoseksualistów. Przecież to kpina. Cały ten ślub powinien im udzielić ksiądz przebieraniec bo to i tak bez żadnej wartości. Ona sama wogóle nie chodzi do Kościoła.
Teraz świat rządzi się prawem ludzkim a nie Boskim. Ludzie uważają że wszystko im się należy. Eliminuje się z życia niewygodne sytucje i okoliczności bo psują dobry nastrój.
Bardzo mi się podoba stwierdzenie Lukasza:
Jednymi z najbardziej niebezpiecznych ludzi są - moim nieskromnym zdaniem - ci którzy mówią "mam prawo być szczęśliwy/a".
- Kościół i
- ludzie Kościoła
bo to wcale nie znaczy to samo, chociaż czasem ktoś może - wypowiadając się nieprecyzyjnie - używać ich zamiennie.
Jasne jest, że to co robią niektórzy ludzie Kościoła może skutkować karykaturalnym wyobrażeniem o Kościele u części widzów.
i ludzie chodzący do kościoła- wierni
bo widzowie to chyba cała reszta -niewierzących , wierzących inaczej itp.
http://www.areopag21.pl/tradidi_quod_et_accepi/artykul_140.php
Wzruszające i takie prawdziwe.
"Jak ktoś mówi "..., ale my jesteśmy szczęśliwi" to wprost przyznaje, że obiektywna sytuacja nie jest dobra i musi sobie dorabiać teorię i protezować dobre samopoczucie."
Lukaszu nie muszę dorabiać żadnej teorii , być może ciężko Ci w to uwierzyć, ale ja naprawdę jestem szczęśliwa i taki też jest mój związek!!
________________________________________
"Ale masz świadomość, że wyrządziliście Waszemu synowi dużą krzywdę poczynając go bez ślubu?"
Nie sądzę Łukaszu , żeby urodzenie dziecka przed ślubem było dla niego samego krzywdzące .
Wyobraź sobie, że nie spotkały Go z tego powodu żadne przykrości , nikt nie biegał za nim wołając bękart, w przedszkolu a potem w szkole nie siedział w "oślej ławce" z etykietą "ten inny" .
Nie ma gorszych i lepszych dzieci.
To jakie będą nasze dzieci zależy od nas od rodziców jakie wartości im przekażemy,jak ich wychowamy i jakie zasady wpoimy.
A czy ten ważny sprawdzian został zaliczony to okaże się jak nasze dzieci trochę podrosną , pokażą to nam swoim życiem .
Miliony dzieci na świecie rodzi się zanim ich rodzice pójdą do ołtarza i jakoś ani prasa ani telewizja nie trąbią o krzywdzie tych dzieci.
lepszym rozwiązaniem byłoby "pozbyć" sie tego dziecka, potem pobiec do ołtarza i 9 m-cy później urodzić już w sakramentalnym związku?
Albo wcisnąć się w białą sukienkę , gorsetem zamaskować brzuch i udawać,że to wzdęcie po kapuście?
_________________________________________
"No jasne, po cholerę sakrament, prawda?
Mam nadzieję, że Wasz syn nie jest najważniejszym świadkiem tej chorej konstatacji albo, że ta Twoja / Wasza postawa się zmieni - oby jak najszybciej."
Nasz syn jest właśnie świadkiem naszej miłości i jej największym owocem !
I nie zamierzam nic a nic zmieniać w swoim życiu !
Ale dlaczego z góry zakładasz, że te związki nie mają racji bytu?
Honorata:
"statystyka swiadczy na ich niekorzysc
dlugie narzeczenstwo nie jest konieczne - chodzi raczej o sposób w jaki sie ten czas wykorzysta. to powinien byc czas rozwzenia decyzji, poznania sie ale bez płodzenia dzieci i bynajmniej nie antykoncepcje mam tu na mysli"
niestety nie miałam możliwości wglądu w te statystyki ,jeśli takie istnieją .
Przypatrując się znajomym i rodzinie głownie tym parom które się rozstały, dochodzę do wniosku,że nie ma znaczenia czy ich związki były rozpoczęte jak należy - narzeczeństwo, ślub, dzieci - czy falstartem- dzieci a potem ślub - czy też tym którzy w ogóle ślubu nie mieli , że nie żadnej reguły, że ślub kościelny jest gwarantem wspólnego życia aż do śmierci,jeśli dorośli ludzi z jakiś tam powodów nie chcą już być ze sobą to nikt i nic ich nie zmusi do tego.
Znam wiele byłych już par ze ślubem kościelnym, znam też takich , którzy nawet o żadnym ślubie nie chcą słyszeć i są szczęśliwi w swoich związkach już od wielu lat.
Znam również takich , którzy rozwiedli się tylko i wyłącznie po to, żeby co miesiąc wpadało parę zł do budżetu domowego, ona oficjalnie jako samotna matka, on ojciec nie płacący alimentów, więc są zasiłki , a na co dzień kochająca się rodzina , rodzą się nawet dzieci , które są chrzczone a i rodzinka co niedzielę okupuje pierwsze ławki w kościele.
Każdemu człowiekowi należy się szacunek ale jeśli miałabym się licytować , kto zasługuje na większy , to raczej wybrałabym parę żyjącą na "kocią łapę" mającą nie ślubne dzieciaczki - bo oni przynajmniej nie żyją w obłudzie.
Po tym, że jak są zaproszeni na cudzy ślub to wpatrują się w pannę młodą i usiłują u niej znaleźć oznaki ciąży gadając cały czas na weselu, ze na pewno bierze ślub bo musi.
A jak się dziecko urodzi rok po ślubie to będą się upierać, że na pewno ktoś je o 3 miesiące przenosił....
I tym samym dają do zrozumienia, że traktują ją/jego poważnie.
zastanawiam sie o jakich to zasiłkach dla samotnych pisze hipolit. wg mojej wiedzy - a niestety jestem 'w temacie' i wkurza mnie kiedy ktos zaczyna rozprawiac o tych mitycznych zasiłkach dla samotnych... sa one owiane podobna tajemnica jak te wszystkie zasilki ktore otrzymuja wielodzietni 'zyjacy na koszt' 'normalnych' podatników
Z moich prywatnych obserwacji wśród znajomych wynika że pary które nie mają ślubu twierdząc, że papierek nie jest im do szczęścia potrzebny, rozstają się dużo częściej. Dzieci niestety zazwyczaj też nie są żadną przeszkodą.
Statystyki zdaje się mówią to samo, chociaż nie mam pod ręką linka ale może ktoś wklei. Pamiętam, że na naukach przedmałżeńskich cytowano nam badania, z których wynikało, że częstotliwość rozwodów wśród małżeństw wierzących, praktykujących i wspólnie się modlących jest wielokrotnie niższa niż wśród par które deklarują się jako wierzące ale nie praktykują, nie mówiąc o parach żyjących na kocią łapę.
I o to właśnie chodzi: sakrament małżeństwa to nie szopka z białą sukienką i papierem tylko wielka Łaska, coś w rodzaju pieczęci Bożego błogosławieństwa dla związku.
Ale też tą Łaskę trzeba pielęgnować, trzeba o nią dbać. To tak jak z zasianiem ziarna: jak nie będziesz go podlewać to nie wykiełkuje a jeśli nawet, to zaniedbane prędzej czy później uschnie i zdechnie. A troskliwie pielęgnowane wyrośnie w piękne drzewo - tym mocniejsze im starsze.
A jeżeli chodzi o Twoje osobiste doświadczenia: tak jak pisze Berenika - oceniasz rzeczywistość wyłącznie ludzką.
Wiele par podaje w dokumentach - ojciec nieznany- właśnie dla takich zasiłków i innych profitów i to jest straszne i smutne.
Znam parę- 3 dzieci, w metrykach wpisane ojciec nn, i właśnie ów ojciec poznał kogoś innego i lepszego?.S prawa trafiła do sądu, o ustalenie ojcostwa. Najstarszy ma 10 lat, najmłodsza pół roku. A ile jest takich par?