Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Maluchy na Mszy Świętej

edytowano kwiecień 2016 w Arkan Noego
Mam prośbę o radę. Nasze młodsze dzieci mają 2 i 3 latka. Zabieraliśmy je na Msze, gdy były "wózkowe", potem jak mieli bardzo nasilony etap eksploracji odpuściliśmy. Teraz próbujemy do tego wrócić, ale jest trudno. U nas nie ma Mszy specjalnie dla dzieci. Pół godziny maluchy jeszcze wytrzymują, ale dłużej już nie dają rady - kręcą się, wygłupiają, marudzą, że chcą do domu, najmłodsza ostatnio nawet wybiegła z kościoła. Próbowałam zabierać im książeczki, ale to działa tylko na chwilę.
Chciałam podpytać, jak to u Was wygląda? Zabieracie małe dzieci? Jak dają sobie radę?
«13

Komentarz

  • Zabieramy roczniaka i trzylatke ale nie mogą siedzieć obok siebie. Mama jednym w innej części kościoła tata w drugiej.
  • http://www.bognabialecka.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=29:mae-dziecko-na-mszy-w-wskazowki-praktyczne&catid=13:dla-rodzicow&Itemid=24


    Polecam te wskazówki. Od początku stosujemy i nie ma problemu póki co, ale na razie tylko jedno dziecko mamy - prawie 3-latkę.
  • edytowano marzec 2015
    Z Kajtkiem nawet do sklepu na pięć minut jest niezwykle trudno, odkąd przestał spać w wózku dzielimy się, mąż z częścią dzieci w południe, ja z częścią na wieczorną.
  • Saiadamy w ławce, dzieci bierzemy między siebie i pilnujemy żeby kotłowały się tylko tam. Zabawek żadnych nie dajemy - kościół to nie plac zabaw. Dużo pomaga tłumaczenie dlaczego w kościele trzeba się zachowywać w określony sposób. Czterolatek sporo już rozumie, więc zwykle biorę go na kolana i szeptem do ucha robię didaskalia do kolejnych części mszy. Mam wrażenie że to bardzo pomaga ostatnio jest grzeczny chociaż to tzw. "żywe dziecko".

    Wycie bez opamiętania oraz inne formy robienia trzody karane są wyjściem do przedsionka, w którym to przedsionku siedzimy karnie póki ostatnia osoba nie opuści kościoła.

    Tyle sposobów. Ale wychodzę z założenia, że nie można od takiego małego dziecka wymagać godziny pełnego skupienia, więc ograniczony zakres wiercenia się po prostu tolerujemy.
  • Sugerowałabym, w miarę możliwości, ograniczenie bodźców i skoncentrowanie dziecka na tym, co się dzieje przy ołtarzu. Książeczki, zabawki, przekąski, soczki, inne dzieci wokół - to wszystko bardziej szkodzi niż pomaga.
    Dodatkowo, za zachowanie zmuszające rodzica do wyjścia z dzieckiem powinna być kara, bo inaczej dziecko uczyni z tego sposób na skuteczne skrócenie swojej obecności w kościele.
    Wiele pożytku może być ze starszych dzieci dających dobry przykład. U mnie największe problemy z grzecznością w kościele były z najstarszym, który nie miał starszego rodzeństwa dla dobrego przykładu, a obce dzieci zwykle działały na niego demobilizująco - łażąc po kościele, bawiąc się, czy tarzając się po podłodze dawały mu jak najgorszy przykład i zachęcały do podobnych działań. Z tego powodu uważam, że tzw. "msza dziecięca" nie koniecznie jest dobrym pomysłem.
    Jeśli dziecko kompletnie nie jest w stanie wytrzymać na mszy zachowując się odpowiednio (nie chodzi o to, by siedziało na baczność, ale nie może swoim zachowaniem przeszkadzać innym lub stwarzać zagrożenia dla siebie czy otoczenia), to sugerowałabym na jakiś czas odpuścić i go tam nie zabierać. Nawet za cenę chodzenia osobno. W końcu dorośnie. A z wyprawy na niedzielną mszę można zrobić niedostępną dla dziecka atrakcję tak, żeby samo zechciało się tam wybrać. Wtedy zgodę można uzależnić od gotowości dziecka do zachowywania się odpowiednio.
  • edytowano marzec 2015
    My dokładnie tak jak @Kotek robiliśmy, pomaga szeptanie do ucha i opowiadanie co się dzieje, drapanie za uchem lub głaskanie po głowie, siedzenie u mamy na kolanach i przytulanie. Nie pozwalaliśmy łazić dalej niż powiedzmy metr od nas, pić, jeść , przynosić zabawek, leżeć itp
    . Jeśli było nieakceptowalne zachowanie delikwent był wyprowadzany na pogadankę przed kościół i wracał zwykle już skruszony.

  • Podłączę się do wątka: zabieracie wozkowe maluchy do kościoła? Kilkumiesięczne? Mój jest dość grzeczny nawet jak nie śpi, ale waham się ze względu na sezon grypowy, szaleje rotawirus, synek sąsiadów był w szpitalu i córka szwagierki przez rota. W kościele ludzi gęsto, kaszlą, prychają. Może lepiej iść na zmianę? Na razie chodzimy tylko na spacerki, po wsi, a do sklepów itp nie zabieram. Na mszy byliśmy już parę razy, choć zastanawiam się czy nie lepiej poczekać aż minie sezon największych zachorowań.
  • Myśmy do czasu, jak Zosia była jedynym maluchem na naszej wspólnotowej mszy radzili sobie z nią super - siedziała grzeczni, dostawała najwyżej książeczki do oglądania. Ale jak się pojawiła inna mama z wizją bardziej luźną, już niestety tak się nie da. Staramy się chociaż jedzenie ograniczać I bieganie po kazaniu jest zakazne, najwyżej już siedzi tylko na rękach.
  • my też gadżetów do kościoła nigdy nie braliśmy...czasem trzeba było dwoje najmłodszych izolować od siebie...czasem mąż brał malucha na rękę i pielgrzymował drogą krzyżową dookoła w środku kościoła...
    zawsze najmłodszym tłumaczymy, co teraz się dzieje...już 2-3 latek potrafi na chwilę się skupić...pilnujemy tych " chwil" w najważniejszych momentach Mszy Św...jak było źle w nawie bocznej pozwalaliśmy chwilę pospacerować.
    Pójście na "chór", zmiana perspektywy patrzenia też się nadawało...dzieci były zachwycone jak widziały cały kościół z góry...a warunkiem by pójść na chór była supergrzeczność, bo tam kameralna ilość ludzi + organista...na maluchy to działało
  • Zawsze chodzimy z dziećmi. Do tej pory ( 17 lat po po ślubie) zdarzyło się nam może że 3-4 razy być oddzielnie z mężem w Kościele z dziećmi. Być razem to priorytet.
  • a dla nas priorytet być z Chrystusem, stąd chwilowo podział konieczny.
    Z drugiej strony ma to plusy, w naszej świątyni ksiądz, który odprawia Mszę ma kazanie, czasem ja mam naukę dla mnie, a Krzysztof dla niego. W moim kościele macierzystym było jedno kazanie na cały dzień. ;)
  • Zabieramy małe dzieci i jak się im znudzi, to kicamy z nimi dookoła kościoła. Metoda mało ambitna, ale skuteczna. Z czasem poważnieją i chcą zostawać w środku dłużej.
  • Wyjście z kościoła jest nagrodą dla dziecka, a nie karą za złe zachowanie.
  • Dla mojego dwulatka wyjście było karą. Kiedy wróciliśmy był bardzo grzeczny.
  • Złe zachowanie by wystąpiło, gdybyśmy próbowali siłą trzymać dziecko w kościele. Do tego jednak nie dochodzi - ile się da jesteśmy w środku, a jak się już nie da, to na zewnątrz.
  • Nie mówię, że bym nie wyszła, bo tak do 2 lat to bywa różnie. Ale starsze to chyba na reprymendę i z powrotem.
  • Chętnie jeszcze Was poslucham.
    My ostatnio wymiekamy z prawie 4 latkiem, który jak dobrze pójdzie jest spokojny do połowy pierwszego czytania a potem juz musi się ruszac, a najchętniej biega wokół bocznego ołtarza. Trzymanie nie działa bo wtedy krzyczy. Co gorsza mamy mały kościół. A teraz jak jest ciepło to przed kościołem jest normalnie plac zabaw, wiec wyjście nie wchodzi w gre. Nie pomaga tłumaczenie. Zresztą przebieg mszy zna na pamięć i codziennie "odprawia" w domu. Nie pomaga to ze chce być ministrantem i żeby im sie przypatrywal, jak jest ministrantem na mszach wspólnotowych to wcale nie jest lepiej.
    A z drugiej strony chce iść i szykować sie do komunii.
    A młodszy patrzy i chce naśladować.
    Do tego zaraz nie będziemy mieć stosunku rodzice dzieci 2:2.
  • Starsze zachowują się bardzo dobrze - może dlatego, że lubią i Mszę i kościół i księdza? ;)
  • Chyba za dużo od mojego 3,5 latka wymagam... Zweryfikowałam swoje podejście dzięki Waszym wypowiedziom i teraz już wiem, że moje dziecko zachowuje się normalnie, a nawet nie do końca normalnie, bo czasami "za grzecznie" ;)
    Ale tak na serio- to stosujemy chodzenie na inne Msze niż "dziecięce", siadanie maksymalnie z przodu tak, żeby widział. Do tego K. chętnie siada mi na kolanach, więc ewentualny problem jest tylko w częściach "stanych" Mszy. I staram się mu na ucho tłumaczyć przebieg Mszy. A w planach mam jeszcze przerobienie z nim z Katechezy Dobrego Pasterza części o Mszy Świętej, żeby lepiej ją poznał.
  • Faktycznie ważne żeby dziecko widziało co się dzieje na ołtarzu. U nas kolosalna różnica na korzyść była między wielką betonową halą na Ursynowie a małą cerkiewką w Bieszczadach, gdzie we mszy uczestniczy raptem kilkudziesięciu parafian.
  • Coz, ja ostatnio bywam na mszach w naszej parafii i w parafii, w której syn bedzie przystępował do komunii. U nas jest maly, dosc tradycyjny kosciół, starsze dzieci same stoja gdzie trzeba (lub czasem siedza, jak jest duzo miejsc - rzadkość), mlodsze ze mną, jako, ze najmłodsza do spokojnych nie nalezy, wiec czasem bywa tak, ze w pewnym momencie zaczyna sie juz za bardzo krecic i wychodzimy na zewnątrz, ale tak z 50% czasu przynajmniej wytrzymuje. W innej parafii, miejskiej, jestesmy na mszy dla dzieci, bo to masza dla "komunistów" - duzo dzieci- z przodu przy ołtarzu, stoja na stopniach, siedza, w niektóych momentach w ogóle otaczają ołtarz, czesc dzieci bez kontroli rodziców (w tym i moje) źle sie zachowuje, co nakreca i inne, efekt taki, ze najmłodsza wyrywa sie do przodu i np. zaczyna tanczyc przed ołtarzem, skacze ze stopni, rozmawia itp. Zabrana na zewnatrz oddaje sie jednemu z ulubionych zajec, czyli bieganiu bez sensu w kółko lub grzebaniu patykiem w ziemi, ale przynajmniej nie przeszkadza innym. To nie jest tak, ze u nas zachowuje sie idealnie, zwlaszcza długie kazanie zaczyna ja nudzic, ale naprawde, jest znacznie mniej nieakceptowalnych zachowan. Czyli polecam niewielkie parafie i msze bez udziwnien.
  • U nas Msze 'dzieciece' sie nei sprawdzaly - za duzo atrakcji, ktore Marka nakrecaly. Chodzimy na zwykla Msze, nigdy nie bralismy zabawek ani innych cudeniek - jak mu sie nudzilo, to ogladal ilustracje w mszaliku. Nie pozwlalam na bieganie, lazenie - i jakos to zadzialalo. Nigdy nie mialam klopotu.
  • u nas po kilku miesiącach zmagania się z synem (2lata i 8 m-cy) chodzimy na zmianę. Ja z niemowlakiem w nosidle na poranną mszę a mąż na wieczorną. I, chociaż nie jest to zapewne idealne rozwiązanie, każde z nas ma szansę uczestniczyć w mszy w skupieniu. U nas nie pomagało nie zabieranie zabawek, siadanie pod ołtarzem itd. Nawet bez złego przykładu innych dzieci sam łaził, kładł się pod ołtarzem, przytrzymywany krzyczał - uparta dusza. I kończyło się to tak, że prawie całą mszę spędzałam pod kościołem z dwójką dzieci na rękach. Wyszłam z założenia, że czasem nie być razem jest lepiej. Mam nadzieję, że to tylko czasowe. No i ma wady, w Triduum na msze zamiennie chodzić się nie da - i tu ciężka próba dla nas.
  • Też z reguły chodzimy na zmianę. Będąc z dziećmi jednak całkiem nie można skupić się na słuchaniu i modlitwie, nie mówiąc już że innym może przeszkadzać czy rozpraszać zachowanie dzieci. Same maluchy niewiele wynoszą, a rodzice i otoczenie traci na ich obecności. Kościół mówi że dzieci do lat 7 nie mają obowiązku uczęszczać na Mszę Św, więc uznaje mądrość tej instytucji.
  • Obowiązku nie mają, ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie, żeby od małego dziecko nie miałoby uczestniczyć w tym, co ważne dla całej rodziny.
    U nas generalnie nie ma problemu. To przy pierwszym dziecku skakaliśmy jak głupki, picie, flipsy.
    Dużo tłumaczymy dzieciom, rozmawiamy o właściwym zachowaniu na Mszy Świętej. Chodzę ze wszystkimi na Mszę czasem w ciągu tygodnia.
    U nas najlepiej się sprawdza niezwracanie uwagi na dziecko. Oczywiście nie w tym sensie, że ono robi co chce, a ja udaję że nie widzę.
    Po prostu widzą, że jesteśmy skupieni, patrzymy na ołtarz, nie skupiamy się na nich.
    Jak trzylatek zaczyna przeszkadzać, natychmiast wychodzimy, co ostatnio zdarza się baaaaardzo rzadko. Myślę, że przykład tu mocno działa, patrzy na nas, na resztę rodzeństwa. Oczywiście nie ma mowy o przynoszeniu zabawek, piciu itd.
    Efekt - trzylatek bez problemu "wytrzymuje" np. Gorzkie Żale i zaraz po nich Mszę Świętą. Ludzie się dziwią - o matko, czym wy te dzieci faszerujecie, że takie grzeczne są?
    Niczym, od małego tłumaczymy, nie pozwalamy na żadne dziwne zachowania, staramy się często uczestniczyć we Mszy Świętej.

  • Msza Trydencka cicha. Ta cisza ich chyba paraliżuje. I niemal puste kościoły.
    Tak, wtedy są najgrzeczniejsze.
  • Nasz świat jest od roku zredukowany do własnego podwórka, kościoła i ewentualnie basenu. Wyjazd do kościoła jest atrakcją.
    Mąż rozkochał Z. w muzyce organowej. Małą nawiązała przyjazną relację z naszą Panią Organistką. Z księdzem zawsze zamienimy kilka zdań przed lub po. Prosimy o błogosławieństwo dla dzieci. Jak są u nas, to robimy foty i przypominam dzieciom.

    Już od 18 miesiąca było ok. Na dwa latka mogła wysiedzieć (ze złożonymi rękami!) całą Mszę św. z nowenną. Tak normalnie to dzikus i gaduła, więc zaszedł proces wychowawczy.
    Jak przeszkadzała to się wychodziło w warunki nudne. I "więziło" w wózku, no bo wiadomo, że w przeciwnym razie byłaby to raczej nagroda.
    Pomagało i pomaga tłumaczenie na ucho, co się dzieje.
    Żadnych pic, zabawek. Teraz bierze czasem swoją maskotkę. Albo zostawia ją mnie, bo mówi, że przytulanka musi zostać, bo będzie dzikusować ;)

    Wczoraj oczywiście (prawie) zaspaliśmy. Zosia się spłakała, że nie zdążymy.

    W domu bywają czytania, teraz nagrania Drogi Krzyżowej. Ja śpiewam (se se) pieśni wielkopostne.
  • Ja z kolei nie chodzę do przednich ławek z dziećmi, które nie potrafią się zachować. Oczywiście, że byłby to dla nich dużo lepszy punkt do obserwacji, ale w kościele są też inni wierni, którym nie chcę przeszkadzać.
  • Ostatnio nasz 8latek i 6latka spedzili cala Mszę Św. wspólnie w pierwszej ławce. Nawet na siku nie wychodzili.
    Za to maluchy nadrabiaja.ja mam pięć zalaman nerwowych.oddaje je w ręce ojca.one chcą do mamy i sie dra i w taki sposob mam okazję spotkac przy drzwiach Maćka :D
  • Gdybym miała taką możliwość - wymienialabym się z mężem. Nawet jak jest Msza jedna za drugą, a trzeba dojechać i trudno się rozdzielać - jedno chodzi koło kościoła, a potem zmiana.

Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.