Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Dla wrażliwców :)

Bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi
za waszą czułość w nieczułości świata
za niepewność wśród jego pewności
Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie innych tak, jak siebie samych

Bądźcie pozdrowieni
za to, że odczuwacie niepokój świata
jego bezdenną ograniczoność i pewność siebie

Bądźcie pozdrowieni
za potrzebę oczyszczenia rąk z niewidzialnego brudu świata
za wasz lęk przed bezsensem istnienia

Za delikatność nie mówienia innym tego, co w nich widzicie

Bądźcie pozdrowieni
za waszą niezaradność praktyczną w zwykłym
i praktyczność w nieznanym
za wasz realizm transcendentalny i brak realizmu życiowego

Bądźcie pozdrowieni
za waszą wyłączność i trwogę przed utratą bliskich
za wasze zachłanne przyjaźnie i lęk, że miłość mogłaby umrzeć jeszcze przed wami

Bądźcie pozdrowieni
za waszą twórczość i ekstazę
za nieprzystosowanie do tego co jest, a przystosowanie do tego, co być powinno

Bądźcie pozdrowieni
za wasze wielkie uzdolnienia nigdy nie wykorzystane
za to, że niepoznanie się na waszej wielkości
nie pozwoli docenić tych, co przyjdą po was

Bądźcie pozdrowieni
za to, że jesteście leczeni
zamiast leczyć innych

Bądźcie pozdrowieni
za to, że wasza niebiańska siła jest spychana i deptana
przez siłę brutalną i zwierzęcą

za to, co w was przeczutego, niewypowiedzianego, nieograniczonego

za samotność i niezwykłość waszych dróg

bądźcie pozdrowieni nadwrażliwi..

Kazimierz Dąbrowski (1902–1980) – polski psycholog, psychiatra i filozof
Podziękowali 2Mle Subiektywna
«1

Komentarz

  • @TecumSeh
    Samego siebie - owszem..
    Zresztą tu nie ma mowy o sobie.

    Chodzi o bliźnich, o tych Nadwrażliwych.
    Mam wielki szacunek dla ich bólu. Tylko tyle.
  • edytowano kwiecień 2016
    Znam, cenię, powracam co jakiś czas.
    Nadal jestem wrażliwcem. :)

    Edit: "O naśladowaniu Chrystusa" Tomasza A Kempis to lektura, która mnie w znacznej mierze ukształtowała już jako młodą dziewczynę. :)
  • Czy cierpieć to grzech?
  • edytowano kwiecień 2016
    Mnie zachwyciła radykalność.
    Edit: co.poradzę... ;;)
  • @TecumSeh - jeśli cierpienie należy eliminować, to dlaczego wielu świętych celowo się umartwiało? Błąd?
  • Ale to właśnie eliminacją cierpienia zajmuje się 3/4 ludzkości..
  • Pozostaje pytanie, czy wrażliwość, jest chorobą?
    Odbieram świat emocjonalnie intensywniej niż inni ludzie, ale przy odpowiednim stopniu dojrzałości mogę robić to świadomie i dobrowolnie (w pewnym stopniu nawet celowo). Cierpię, ale to cierpienie ma sens, bo prowadzi do głębszego zrozumienia bliźniego.
    Nadmierna wrażliwość nie musi się sprowadzać wyłącznie do nadwrażliwości na własnym punkcie. To charakteryzuje osobę niedojrzałą. Wrażliwość u osoby dojrzałej, choć wiąże się z cierpieniem, może mieć bardzo pozytywne owoce - np. w formie zaangażowania w działalność filantropijną.
    To było moje zdanie. Można się z nim nie zgadzać ;-)
  • W kwestii leczenia:
    Czy grzechem jest odmowa skorzystania z potencjalnie skutecznej terapii, gdy chory ma świadomość, że przy braku leczenia najprawdopodobniej wkrótce umrze?
    Czy grzechem jest chcieć umrzeć?
  • Na moje również tak. 
  • Jak bardzo wątpliwa musi być skuteczność terapii, by jej zaniechanie nie było grzechem?
  • Pewna moja babcia, na moje ludzkie oko prawdziwie święta osoba, modliła się o śmierć. Była wiekową osobą, ale nie schorowaną, i raczej nie cierpienia fizyczne ją do tego motywowały. Ona już bardzo tęskniła za Panem Jezusem.
    Zdaje mi się, że czasem zapominamy, że to nasze ludzkie życie na ziemi nie jest celem samym w sobie. Może nasze spojrzenie jest trochę skażone dzisiejszym światem, w którym trzeba leczyć się za wszelką cenę? Zdaje mi się, że dla wielu świętych to nie był życiowy priorytet.
    A z nadwrażliwością jest trochę jak z szóstym zmysłem. Myślę, że ona może być darem. 


    Podziękowali 1Katia
  • To chyba pytanie do etyków i filozofów?
    Przynajmniej na tym poziomie abstraktu, jakim operujesz.
  • W kwestii wrażliwości - uważam, że zbyt często mianem nadwrażliwości określa się po prostu wysoką wrażliwość. Moim zdaniem to bardzo istotne rozróżnienie - nadwrażliwość a wysoka wrażliwość.
    Ja sama jestem osobą bardzo, naprawdę bardzo wrażliwą - dotyczy to sfery psychicznej oczywiście, ale też częściowo fizycznej (np wysoka wrażliwość na bodźce dźwiękowe i wizualne). Ma to swoje minusy - częściej jestem zmęczona, wieloma sprawami zbyt się przejmuję itd., również bywam zbyt przeczulona na własnym punkcie. Ale z drugiej strony widzę w tym ogromne bogactwo, właśnie dzięki temu, że jestem tak wyczulona zarówno na to, co na zewnątrz, jak i to, co dzieje się w moim wnętrzu. 
    Bycie wysoko wrażliwym wcale nie oznacza rozlazłości i miękkości. Wydaje mi się, że często jest wręcz odwrotnie: trzeba znaleźć w sobie bardzo dużo siły, hartu ducha, czy jak to inaczej nazwać, by będąc tak wrażliwym, funkcjonować możliwie sprawnie we współczesnym świecie, który chociażby niezwykle dużą ilością bodźców i zmian nie sprzyja ludziom wrażliwym.
    Bardzo mnie bawi, gdy jako wolontariuszka hospicjum słyszę: "ja to bym nie mogła/nie mógł tak jak ty, zbyt wrażliwy jestem". Bawi i smuci, bo to pokazuje, że wrażliwość utożsamiana jest często ze słabością i nieumiejętnością radzenia sobie z emocjami, a to przecież nie tak, te rzeczy mogą się łączyć, ale nie muszą. Zawsze odpowiadam wtedy, że w takich miejscach wrażliwość jest niezbędna, bo bez niej nie da się skutecznie pomóc człowiekowi.
  • Katarzyna powiedział(a):
    Jak bardzo wątpliwa musi być skuteczność terapii, by jej zaniechanie nie było grzechem?
    Katechizm mówi (oczywiście mówimy o działaniach, które nie skutkują bezpośrednio śmiercią):
    "Zaprzestanie zabiegów medycznych kosztownych, ryzykownych, nadzwyczajnych lub niewspółmiernych do spodziewanych rezultatów może być uprawnione."

    Ale ocena pozostaje w gestii pacjenta przecież; można go przekonywać, ale jeśli jego ocena jest taka, że nie ma sensu walczyć, to co mu zrobisz? Postraszysz go piekłem, bo naukowcy oszacowali statystyczną skuteczność terapii na 10% i Twoim zdaniem jest współmierna do rezultatu? 
    Podziękowali 1Katarzyna
  • Czytałam książkę o wysoko wrażliwych dzieciach. Nie po drodze z nimi dzisiejszemu światu. Jednak gdy je dobrze prowadzić, fantastycznie się wychowują. Zapamiętałam że lubią od razu dobrze wypaść, bez błędu. U nich obserwacja poprzedza, akcję. Stąd stereotypy o wycofaniu itp. Za to wielu głupot rówieśników nie powielaja.
  • Moim zdaniem czasem kurczowe trzymanie się życia jest większym grzechem niż zaniechanie terapii. Czasem jest to niepogodzenie sie z własną śmiertelnością. To wszystko nie jest takie proste jak by się chciało. 
    Podziękowali 1Mle
  • Kiedyś w wątku o Alfim przytaczałem wypowiedź Piusa XII (w sumie dość szokującą pragmatyzmem).

    [obowiązek leczenia] wymaga zastosowania tylko środków zwyczajnych (zależnych od okoliczności, osób, miejsca, czasu, kultury,) tzn. środków nieobarczających żadnym nadmiernym ciężarem ani siebie samego, ani kogokolwiek innego. Surowsze zobowiązanie byłoby dla większości ludzi zbyt ciężkie i  uczyniłoby zbyt trudnym zdobywanie wyższych i ważniejszych dóbr.
    Życie, zdrowie, cała doczesna aktywność są w rzeczy samej podporządkowane celom duchowym. Skądinąd nic nie zabrania czynić więcej, aniżeli to, co jest ściśle konieczne dla utrzymania życia i zdrowia, pod warunkiem nie sprzeniewierzenia się ważniejszym obowiązkom.

    [...] na pierwszą część tego pytania trzeba odpowiedzieć twierdząco, zatem można odłączyć respirator u żyjącej osoby, nawet jeśli jej następstwem będzie zgon pacjenta. Gdyby jednak nie udzielono jeszcze choremu sakramentu, trzeba się starać o podtrzymanie oddychania do chwili spełnienia [świętego obrzędu].
  • Anawim powiedział(a):
    Ale ocena pozostaje w gestii pacjenta przecież; można go przekonywać, ale jeśli jego ocena jest taka, że nie ma sensu walczyć, to co mu zrobisz? Postraszysz go piekłem, bo naukowcy oszacowali statystyczną skuteczność terapii na 10% i Twoim zdaniem jest współmierna do rezultatu? 
    Widzisz, ja nie mam z tym problemu, żeby człowiekowi pozwolić odejść. Tylko się zastanawiam, czy to grzech przyjąć chorobę, jako sygnał od Pana Boga, że pora się zbierać z tego świata na spotkanie z Nim.
  • Pytanie, na ile chory adekwatnie ocenia swój stan. W przypadku depresji na pewno nie. W przypadku przewlekłego bólu być może również nie. I zamiast traktować to jako sygnał od Pana Boga należy zacząć leczenie, żeby człowiek mógł godnie żyć z chorobą. 
    Podziękowali 3Katia kawusiowa Subiektywna
  • A jeśli człowiek nie ma ochoty żyć nawet, jeśli nie doświadcza fizycznego bólu i nie ma depresji?
  • To znaczy, że ten ktoś ceni sobie coś bardziej niż życie. Pytanie, czy to coś:
    - jest więcej warte niż życie,
    - czy nie pociąga za sobą niewspółmiernego zła.

    Jak byłem mały to chciałem umierać, by siedzieć u Boga na kolanach i dowiedzieć się wszystkiego, czego się można dowiedzieć o świecie. Wyżej ceniłem takie życie pełne wiedzy, niż tutaj życie z niezaspokojoną ciekawością. Dziś zresztą oceniam to podobnie, tylko moja śmierć, jakby nie patrzeć, pociąga za sobą dużo zła, którego nie idzie godziwie chcieć.
    Podziękowali 1E.milia
  • Obawiam się, że w ten sposób patrząc zawsze można mieć wątpliwości, jak duże zło (tylko czy to zło, czy jedynie jakaś niedogodność dla innych ludzi?) jest możliwe do zaakceptowania. Może żadne? A jeśli tak, to możemy pozwolić świadomie godzić się na własną śmierć tylko ludziom, którzy są innym zbędni lub wręcz są dla nich balastem...
  • Katarzyna powiedział(a):
    A jeśli człowiek nie ma ochoty żyć nawet, jeśli nie doświadcza fizycznego bólu i nie ma depresji?
    Było pytanie o chorobę. Jesteśmy stworzeni do życia, najpierw doczesnego, potem wiecznego. Zauważ, że mistycy którzy chcieli umrzeć z miłości do Boga, żeby szybciej z nim być, z pokorą zgadzali się na życie ziemskie według woli Bożej.  Zatem zdrowy, z dobrze działającym sumieniem człowiek chce żyć, ku chwale Boga. I nie stawia swojego "nie mam ochoty" nad wolę Boga, który daje mu życie tu i teraz. Ale ja tu widzę raczej problem do obgadania ze spowiednikiem, bo z zarysu wydaje się problem natury duchowej, a nie fizycznej. 
    Podziękowali 3Katia Aszna Subiektywna
  • Spowiednik mówi tylko: Zaufaj Niepokalanej!
    Podziękowali 1Mle
  • Katarzyna powiedział(a):
    Spowiednik mówi tylko: Zaufaj Niepokalanej!
    Zaufałabym spowiednikowi. 
    Podziękowali 1Aneczka08
  • E.milia powiedział(a):
    Katarzyna powiedział(a):
    Spowiednik mówi tylko: Zaufaj Niepokalanej!
    Zaufałabym spowiednikowi. 
    i Niepokalanej.
  • edytowano grudzień 2018
    Skatarzyna powiedział(a):
    E.milia powiedział(a):
    Katarzyna powiedział(a):
    Spowiednik mówi tylko: Zaufaj Niepokalanej!
    Zaufałabym spowiednikowi. 
    i Niepokalanej.


     <3 
  • Tyle, że ufając można podjąć leczenie albo go zaniechać.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.