Pytanie - jak 10 - 13 latki mają przeżyć trzytygodniowy obóz harcerski w leśnych ostępach bez wykarmienia całej istniejącej tam populacji kleszczy? Podobno w tym roku są bardzo liczne - kleszcze, a nie harcerki - i do tego zjadliwe. Naszej koleżance padły dwa duże, zdrowe i młode psy - właśnie odkleszczowo.
Jakieś propozycje? Mają się lać środkami chemicznymi na okrągło? Przy galopującym AZS to raczej średni pomysł. Indywidualne herbatki z czystka lub innego ziółka też raczej nie przejdą. Jakieś ziółka w tabletkach???
Komentarz
Córka była wyczulona na dokładne sprawdzanie ciała, naukę odpowiedniego usuwania stworów i obserwację po ewentualnym wyciągnięciu gada. Jak ją na odwiedzinach zapytałam czy i ile miała kleszczy, powiedziała, że po siódmym przestała liczyć...czasem było kilka na dzień...
To na co zwracali uwagę to to, że podobno na obszarze, na którym byliśmy kleszcze były niegroźne.
Nic nie złapałam.
A dziś rano zaliczyliśmy już wizytę w przychodni w celu wyciągnięcia kleszcza u córki. Podobno w mieście jeszcze nie są niebezpieczne.
Nadal tylko bardzo niewielki % kleszczy przenosi choroby, a i te zaraźliwe wyciągnięte szybko nie są groźne. Byle nie zaniedbać sprawy.
by zaaplikować
) O:-) <:-P
no to mi zrobiło dzień...będę każdemu powtarzać
Kiedyś byliśmy na obozie na którym drużynowa kupiła wypasiony środek na komary
no i wypsikała nim cały swój namiot
i nie mogła opędzić się od komarów
potem przeczytaliśmy ulotkę na której było napisane
"mocno spryskać szmatę i umieścić poza obozem"
Jakbym zobaczyła 50kleszczy to na miejscu dostałabym zawału