Czy Wy macie tak samo?
W Żninie rodzina wielodzietna jest jak eksponat muzealny czy odkryte szczątki dinozaurów.
Na Rynku Żnina stoi Baszta, a w niej ekspozycja muzealna. Jednak, aby jeść trzeba kupić bilety.
Pani w kasie ogląda matkę z trzema chłopcami, a w tle widzi ojca oddalającego się z dwoma córeczkami. Nie może spokojnie sprzedać nam biletów. Musi natychmiast powiedzieć, co o nas myśli:
- Tylko niech się pani nie obrazi - wypytuje - to ile ma pani dzieci?
- Trzech synów i dwie córeczki - wyjaśniam.
- A to pani mąż poszedł z dziewczynkami - pyta mnie dalej.
- Tak. One są za małe na zwiedzanie. Zawsze tak robimy, ja lub mąż idziemy zwiedzać muzea, a one pod opieką kogoś z rodziców idą na plac zabaw - dodaję.
- Przepraszam, że to powiem, ale nie wyglądacie na patologię, a macie tyle dzieci. Tu wielodzietne rodziny nie przychodzą zwiedzać muzeów. Zazwyczaj patologia ma tyle dzieci. Niech pani spojrzy tam ( i pokazuje mi pani ogródek piwny naprzeciwko Baszty). Oni siedzą i piją piwo, na obiad nie wydadzą 20 złotych, bo im szkoda.
Podziwiam państwa. A skąd przyjechaliście? - wypytuje dalej pani.
Wyjaśniam skąd przyjechaliśmy. Jednocześnie próbuję ogarnąć to, co przed chwilą usłyszałam. I mam wrażenie, że to mnie się tu ogląda jak jakiś eksponat. Brakuje mi tylko karteczki z podpisem z którego wieku pochodzę...
- I pani zajmuje się dziećmi w domu -drąży temat dalej.
- Tak.
- To był państwa wybór? Te dzieci -pyta dalej, a chłopcy powoli zaczynają się już nudzić, bo chcieliby wejść na Basztę.
- Tak. Przyjęliśmy wszystkie dzieci, którymi obdarzy nas Bóg -wyjaśniam.
- Oooo... Jak się pani odezwała do chłopców, to pomyślałam, że to "normalna" rodzina, a nie żadna patologia.
Cóż miałam powiedzieć. Kupiliśmy bilety, weszliśmy i obejrzeliśmy wszystko, co się dało zobaczyć. Schodzimy i na koniec pani życzyła nam udanych wakacji.
Podziękowaliśmy i wyszliśmy. Chłopcy chyba nie bardzo zrozumieli całą naszą rozmowę, a ja byłam trochę zaszokowana. Że tak wprost można wypytywać.
Inny obrazek. Idziemy ulicami Inowrocławia. Z naprzeciwka idzie starsza pani. Zobaczyła nas. Stanęła i zaczęła liczyć dzieci. Potem uważnie zlustrowała matkę tychże dzieci. Na koniec przystanęła i odprowadziła nas wzrokiem.
Cóż, widać wielodzietni na Kujawach to bardzo rzadki widok.
Komentarz
Dla.mnie czyste chamstwo i wścibstwo. Obawiam się, że w pierwszym odruchu powiedziałabym coś uszczypliwego.
Edit: Dopisek
A na Kujawach tak jak w całej Polsce
Dlaczego od razu napadać. Wielodzietni to kulturalni ludzie :-)
Ale tak swoją drogą, to wielodzietność = patologia skąd się bierze, prawda?
A tak naprawde, mimo ze patologie obserwuje z doskoku i na odleglosc (zarowno polska, jak i niemiecka), to mam wrazenie, ze juz juz ulatwienia dotarly nawet pod patologiczne strzechy i chec nieograniczonego rozmnazania sie juz od dawna w zaniku. W znaczeniu, ze zdarza sie, ale jednostkowo.
Niemniej ludzie porownuja ze swoja sytuacja i najlatwiej wykombinowac, ze albo jakis bogacz i go stac, albo wlasnie patologia. A ze w Zninie pewnie wiecej patologii niz Kulczykow, to pani wyciagnela proste wnioski, a tu nagle jej sie pojawilo nowe zjawisko na horyzoncie.
W Weronie i w Pizie poruszalismy sie tylko z mlodsza trojka, a i tak starsi Wlosi do nas podchodzili z gratulacjami. W miasteczku, w ktorym stacjonujemy, pelno jest rodzin z dziecmi, ale max dwojgiem, wiec nawet nasz pomniejszony sklad zwraca uwage ( starszacy chodza z grupa kolonijna).
Chcialam jeszcze cos pozytywnego o Wlochach napisac: widze tu wokol duzo rodzin z niepelnosprawnymi dziecmi, z zespolem Downa itp. W Anglii nie widzialam juz zadnych., ci tutaj zachowali jednak te podstawowa przyzwoitosc.
Sliczna historia. Jestem w stanie to sobie wyobrazic. W ogole mam jeszcze jedno przemyslenie - ze jakby jednego z drugim zrzedzacego brawaryste zawlec na plaze w sezonie, zeby sie opalil, wykapal i dotlenil, to zaraz by im depresja minela.
Aga, my tez wstepujemy to tu to tam na aperitif, i tez dzieci sa wszedzie mile widziane, tak niewymuszenie - stanowia normalna czesc spoleczenstwa i maja prawo uczestniczyc w jego zyciu. Fajne to.
Co innego, gdy ktoś życzliwie tylko gratuluje czy grzecznościowo zagaduje. Ale to się da odróżnić natychmiast.
) Moja siostra kiedyś odpowiedziała mojej sąsiadce na zdanie "to u Dominiki wszystkie dzieci w domu " odnośnie ilości posiadanego potomstwa,ze "zależy co ma na myśli mówiąc wszystkie"
Ta sama sąsiadka przypadkowo otwiera drzwi gdy sprzątam na korytarzu i zawsze głośno wzdycha "Ty to i ugotujesz i posprzatasz i dziećmi się zajmujesz.Wspaniala żona i matka" .Zawsze się zastanawiam po tym o co jej chodzi bo ona nigdy szczerze nie mówi.
W sedno.
Dość często znajomi zadają to pytanie "to ile jeszcze", nie ukrywam ze wpienia mnie ale ja jakos bardziej mam opory zeby znajomym dogadać niż obcym ludziom...
A Włosi kochają dzieci. Przekonałam sie o tym jak byłam kiedys z mamą i jednym naszym, wtedy półrocznym. Nie było osoby w autobusie która by nie zagadala, zwłaszcza przystojni mężczyźni w średnim wieku ;-) Każdy go zaczepił, zagadał, uśmiechnął sie. Pamietam ze pol autobusu kiedys sie śmiało jak młody z czegoś rechotał. No taka serdeczność ze aż nieswojo sie czułam ;-) u nas to dzieci bardziej przeszkadzają...
Ot, choćby wspomniane liczenie - dla mnie jest komplementem, a ktoś inny może je uważać za złośliwe. Tudzież pytanie: "A to wszystko pani?" Ja tego nie traktuję jak złośliwy komentarz. Raczej za przejaw zaskoczenia. Zwykle odpowiadam z dumą, że nie wszystko, bo ktoś jeszcze w domu został.
A że ludzie bywają wścibscy, to całkiem inna rzecz. To wścibstwo nie tylko wielodzietnych dotyka.