Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

wielodzietni jak dinozaury

Czy Wy macie tak samo?

W Żninie rodzina wielodzietna jest jak eksponat muzealny czy odkryte szczątki dinozaurów.
Na Rynku Żnina stoi Baszta, a w niej ekspozycja muzealna. Jednak, aby jeść trzeba kupić bilety.
Pani w kasie ogląda matkę z trzema chłopcami, a w tle widzi ojca oddalającego się z dwoma córeczkami. Nie może spokojnie sprzedać nam biletów. Musi natychmiast powiedzieć, co o nas myśli:
- Tylko niech się pani nie obrazi - wypytuje - to ile ma pani dzieci?
- Trzech synów i dwie córeczki - wyjaśniam.
- A to pani mąż poszedł z dziewczynkami - pyta mnie dalej.
- Tak. One są za małe na zwiedzanie. Zawsze tak robimy, ja lub mąż idziemy zwiedzać muzea, a one pod opieką kogoś z rodziców idą na plac zabaw - dodaję.
- Przepraszam, że to powiem, ale nie wyglądacie na patologię, a macie tyle dzieci. Tu wielodzietne rodziny nie przychodzą zwiedzać muzeów. Zazwyczaj patologia ma tyle dzieci. Niech pani spojrzy tam ( i pokazuje mi pani ogródek piwny naprzeciwko Baszty). Oni siedzą i piją piwo, na obiad nie wydadzą 20 złotych, bo im szkoda.
Podziwiam państwa. A skąd przyjechaliście? - wypytuje dalej pani.

Wyjaśniam skąd przyjechaliśmy. Jednocześnie próbuję ogarnąć to, co przed chwilą usłyszałam. I mam wrażenie, że to mnie się tu ogląda jak jakiś eksponat. Brakuje mi tylko karteczki z podpisem z którego wieku pochodzę...

- I pani zajmuje się dziećmi w domu -drąży temat dalej.
- Tak.
- To był państwa wybór? Te dzieci -pyta dalej, a chłopcy powoli zaczynają się już nudzić, bo chcieliby wejść na Basztę.
- Tak. Przyjęliśmy wszystkie dzieci, którymi obdarzy nas Bóg -wyjaśniam.
- Oooo... Jak się pani odezwała do chłopców, to pomyślałam, że to "normalna" rodzina, a nie żadna patologia.

Cóż miałam powiedzieć. Kupiliśmy bilety, weszliśmy i obejrzeliśmy wszystko, co się dało zobaczyć. Schodzimy i na koniec pani życzyła nam udanych wakacji.
Podziękowaliśmy i wyszliśmy. Chłopcy chyba nie bardzo zrozumieli całą naszą rozmowę, a ja byłam trochę zaszokowana. Że tak wprost można wypytywać.

Inny obrazek. Idziemy ulicami Inowrocławia. Z naprzeciwka idzie starsza pani. Zobaczyła nas. Stanęła i zaczęła liczyć dzieci. Potem uważnie zlustrowała matkę tychże dzieci. Na koniec przystanęła i odprowadziła nas wzrokiem.

Cóż, widać wielodzietni na Kujawach to bardzo rzadki widok.
«134567

Komentarz

  • Ja bym odpyskowała...kiedyś pani z przedszkola zapytala gdzie mam dzieci i czy zamknęłam je w aucie...(bylo 30 w cieniu) odpowiedziałam ze jasne ze tak całą 6...niech sie smażą:)
  • Czytałam to na blogu... To Wasz blog??

    Dla.mnie czyste chamstwo i wścibstwo. Obawiam się, że w pierwszym odruchu powiedziałabym coś uszczypliwego.
  • Bardziej bym zareagowała na to liczenie dzieci i gapienie się.
  • edytowano lipiec 2016
    E tam, od razu odpyskować. Pani po prostu zyla z takim przeświadczeniem ze dużo dzieci to patologia, dobrze jej kulturalnie odpowiedzieliście. Nie jej wina ze w społeczeństwie taki obraz panuje. Z kultura przede wszystkim najlepiej odpowiadać na takie rozmowy.
    Edit: Dopisek
  • Nie generalizujcie proszę, pani w muzealnej kasie nie jest wszechwiedzącym okiem.

    A na Kujawach tak jak w całej Polsce :D
  • Ja z reguły grzecznie ale czasem juz nie mam siły.... Bo ile można, ile...chyba żeby zacząć się dziwić ludziom ze mają 2 i wiecie glosno pytać np no jak to? Tylko dwoje? Ech żartuję :)
  • @Agnieszka ile masz dzieci?
  • Jak liczą to mi nie przeszkadza ale jakby ktoś zapytał czy zajmuje się dziećmi to nie wiem co bym powiedziała :)
  • ludzie nieoczytani
  • Mnie też bawi takie liczenie. Niech sobie popatrzą i może coś tam w ich małych główkach się zmieni.

    Dlaczego od razu napadać. Wielodzietni to kulturalni ludzie :-)

    Ale tak swoją drogą, to wielodzietność = patologia skąd się bierze, prawda?

  • Mam wrazenie, ze bierze sie z przekonania, ze z kazdym nowym gachem trzeba, bo inaczej za szybko pojdzie w dluga. Poza tym, Kryska z Ryskiem sie ugadali pod monopolowym, Kryska ma juz jedno z Mietkiem, dwojke z tym Romkiem, co odsiaduje, podczas wyroku kolejne zrobil jej Zdzisiek. Rysiek byl kiedys marynarzem, to po kilkoro w kazdym porcie. Do tego jedno z ta blondyna, co potem do Wloch wyjechala, jedno z siostra Kaski, ktora teraz jest konkubina Mietka. I nawet jak z Kryska pierwszego oczekuja, to prosze, jaka to juz wielka familia...

    A tak naprawde, mimo ze patologie obserwuje z doskoku i na odleglosc (zarowno polska, jak i niemiecka), to mam wrazenie, ze juz juz ulatwienia dotarly nawet pod patologiczne strzechy i chec nieograniczonego rozmnazania sie juz od dawna w zaniku. W znaczeniu, ze zdarza sie, ale jednostkowo.

    Niemniej ludzie porownuja ze swoja sytuacja i najlatwiej wykombinowac, ze albo jakis bogacz i go stac, albo wlasnie patologia. A ze w Zninie pewnie wiecej patologii niz Kulczykow, to pani wyciagnela proste wnioski, a tu nagle jej sie pojawilo nowe zjawisko na horyzoncie.
  • Podejście zależy tez od miejsca. U nas na wsi w sklepie pani super i nie oburza się nigdy na dzieci ale w szkole czułam się już dziwnie obserwowana.
  • edytowano lipiec 2016
    W piątek w UCK starsza i bardzo do tej pory sympatyczna pani, gdy usłyszała, że mam sześcioro dzieci, stwierdziła, a nie zapytała: ale to z drugim mężem. Na co z uśmiechem odpowiedziałam, że z jednym i tym samym od prawie 30 lat. Zdziwienie gawiedzi ogromne. :D
  • No coz, my jestesmy glowna atrakcja obecnego wyjazdu, ale w pozytywnym sensie. Pan wlasciciel hotelu pokazuje nas wszystkim pracownikom (jestesmy we Wloszech). Dostajemy darmowe wino do obiadu i pare innych bonusow, Salvatore bije brawo dzieciom, kiedy zjedza cala porcje itd.
    W Weronie i w Pizie poruszalismy sie tylko z mlodsza trojka, a i tak starsi Wlosi do nas podchodzili z gratulacjami. W miasteczku, w ktorym stacjonujemy, pelno jest rodzin z dziecmi, ale max dwojgiem, wiec nawet nasz pomniejszony sklad zwraca uwage ( starszacy chodza z grupa kolonijna).
    Chcialam jeszcze cos pozytywnego o Wlochach napisac: widze tu wokol duzo rodzin z niepelnosprawnymi dziecmi, z zespolem Downa itp. W Anglii nie widzialam juz zadnych., ci tutaj zachowali jednak te podstawowa przyzwoitosc.
  • Tez z trojka stanowilismy atrakcje. A ze my nie do konca grzeczni na wakacjach, to zwiedzalismy np. namietnie bary z aperolem, w towarzystwie dzieci. Raz weszlismy do baru gejowskiego, nie zauwazywszy. Towarzystwo sie usztywnilo, pozapinalo kolnierzyki, wszyscy sie od siebie poodsuwali, a na koniec bili nam brawo i stwierdzili, lacznie z barmanem, ze oni to spieprzyli swoje zycie. Serio. I tez ciagle dostawalismy jakies bonusy, chocby wieksze porcje w lodziarni ;)
  • Powinni byc wdzieczni ze zostana wychowani na porzadnych ludzi i ktos bedzie na ich emeryture odkladal
  • :D
    Sliczna historia. Jestem w stanie to sobie wyobrazic. W ogole mam jeszcze jedno przemyslenie - ze jakby jednego z drugim zrzedzacego brawaryste zawlec na plaze w sezonie, zeby sie opalil, wykapal i dotlenil, to zaraz by im depresja minela.
    Aga, my tez wstepujemy to tu to tam na aperitif, i tez dzieci sa wszedzie mile widziane, tak niewymuszenie - stanowia normalna czesc spoleczenstwa i maja prawo uczestniczyc w jego zyciu. Fajne to.
  • edytowano lipiec 2016
    Nie pisałam, żeby odpowiadać chamsko, tylko że w pierwszym odruchu mogłabym odpowiedzieć uszczypliwie, to różnica. Uważam, że ludzi trzeba trochę wychowywać. Nie pojmuję, dlaczego (zwłaszcza) starsze osoby uważają, że mogą sobie wypytywać obcych tak otwarcie o wszystko albo wtrącać się (to już inna bajka). Mnie by przez usta nie przeszła wścibska uwaga wobec obcego człowieka, chociaż w glowie na jego temat mogę mieć milion domysłów i niejasności. Nie godzę się na to, żeby nieznajomi dywagowali w taki sposób nad moim życiem i uważam, że powinno się trochę ludzi gasić. Oczywiście nie zaraz z gębą, od tego jest inteligencja i klasa.

    Co innego, gdy ktoś życzliwie tylko gratuluje czy grzecznościowo zagaduje. Ale to się da odróżnić natychmiast.
  • @MamaKredka popieram.To Twoja sprawa.
  • MamaKredka, ja sie staram jednak zawsze usmiechac i glowe trzymac wysoko. Do zapieklego serca nie trafisz cita riposta. Zgryzliwie odpowiadam tylko ludziom juz jakos znajomym, jesli przeginaja w zartach. Najczesciej na pytanie "to ile jeszcze" odpowiadam cos w rodzaju "a jak tam twoja prostata?". Faceci rozumieja, przepraszaja i temat sie konczy ;)
  • Ja najbardziej nie lubię hasła: teraz już chyba wam wystarczy, macie wszystkich w domu itp. Ostatnio podrozowalismy tylko z najstarszą i wspólnie stwierdziliśmy, że czujemy się nieswojo, gdy jest nas tak mało ;-)
  • edytowano lipiec 2016
    Ja niestety nie jestem mistrzem cietej riposty.
  • Jeszcze nigdy nie trafił nam się niemiły komentarz albo zdziwienie. Same pozytywne reakcje gdziekolwiek jesteśmy.
  • edytowano lipiec 2016
    Mnie też rzucano hasła typu "wszyscy w domu" .Tylko nie kumam co to znaczy?
    :)) Moja siostra kiedyś odpowiedziała mojej sąsiadce na zdanie "to u Dominiki wszystkie dzieci w domu " odnośnie ilości posiadanego potomstwa,ze "zależy co ma na myśli mówiąc wszystkie" ;)

    Ta sama sąsiadka przypadkowo otwiera drzwi gdy sprzątam na korytarzu i zawsze głośno wzdycha "Ty to i ugotujesz i posprzatasz i dziećmi się zajmujesz.Wspaniala żona i matka" .Zawsze się zastanawiam po tym o co jej chodzi ;) bo ona nigdy szczerze nie mówi.
  • Pewnie o nic, po prostu wolno przyswaja.
  • Ukradnę z tą prostatą @Marcelina
    Dość często znajomi zadają to pytanie "to ile jeszcze", nie ukrywam ze wpienia mnie ale ja jakos bardziej mam opory zeby znajomym dogadać niż obcym ludziom...

    A Włosi kochają dzieci. Przekonałam sie o tym jak byłam kiedys z mamą i jednym naszym, wtedy półrocznym. Nie było osoby w autobusie która by nie zagadala, zwłaszcza przystojni mężczyźni w średnim wieku ;-) Każdy go zaczepił, zagadał, uśmiechnął sie. Pamietam ze pol autobusu kiedys sie śmiało jak młody z czegoś rechotał. No taka serdeczność ze aż nieswojo sie czułam ;-) u nas to dzieci bardziej przeszkadzają...
  • edytowano lipiec 2016
    Ludzie lubią się rozpędzać czasami z tymi pytaniami.Moj teść też potrafi tak przy dzieciach na tematy drażliwe.Zauwazylam pewna zbieżność wiekowa ,mlodsi ,młodzi ludzie już tak się nie interesują,nie zagłębiają.Razace są też sytuację w których starsze osoby potrafią o drugim człowieku swoją interpretację puścić dalej a to już mocno nie fajne więc coraz mniejsza ochotę mam by opowiedzieć coś komuś o nas.
  • A ja mam taką obserwację, że często to, czy komentarz, czy inne zachowanie ludzi na widok naszych dużych rodzin jest życzliwe, czy niemiłe jest kwestią bardzo subiektywną.
    Ot, choćby wspomniane liczenie - dla mnie jest komplementem, a ktoś inny może je uważać za złośliwe. Tudzież pytanie: "A to wszystko pani?" Ja tego nie traktuję jak złośliwy komentarz. Raczej za przejaw zaskoczenia. Zwykle odpowiadam z dumą, że nie wszystko, bo ktoś jeszcze w domu został.
    A że ludzie bywają wścibscy, to całkiem inna rzecz. To wścibstwo nie tylko wielodzietnych dotyka.
  • edytowano lipiec 2016
    Dubelek
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.