Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Uwaga, Poznaniacy...

edytowano marzec 2007 w Polityka
Stowarzyszenie "Sternik" otwiera w Poznaniu swoje przeszkole. Warto się zainteresować, bo w ich placówkach zawsze jest wiele dużych rodzin.

Komentarz

  • Autor artykułu coś chyba pomieszał bo przedszkole, zgodnie z informacją na stronie Sternika wygląda na koedukacyjne podobnie jak Warszawskie. Chyba autorowi szkoła zlała się w jedno z przedszkolem.
  • no i zdaje się, że rozpoczęcie nauczania w placówklach "Sternika" wiąże się z opłatą, którą zdaje się można odsprzedać potem, na całą rodzinę co prawda, ale dosyć wysoką. W Warszawie to jest 15 tys zł. (o ile wiem).
    Czyli oprócz czesnego należy jeszcze i to wkalkulować w wydatki.
  • no ale w takim razie czy na pewno wielodzietni i to jeszcze z Poznania są dobrymi adresatami ogłoszenia?
    dane podane przez Ciebie w wątku bilet do kina od PiS dla wzorowej rodziny
  • Do tej pory nikt chyba poza mną z Poznania się nie odezwał, dlatego czuję się w obowiązku...
    Byliśmy z mężem na sobotnim spotkaniu "Sternika" - projekt jest rzeczywiście atrakcyjny, szczególnie dla takich jak my - znamy już z autopsji 4 przedszkola i 2 szkoły podst. Do tej pory nie znaleźliśmy instytucji z takimi propozycjami.

    Jeśli chodzi o względy finansowe, to zauważyłam, że w rodzinie wielodzietnej jest podstawowy problem - ilekolwiek by się miało można wszystko wydać, zawsze widać dno. I zawsze trzeba zastanawiać się na co wydać najpierw. Być może, wydając na szkołę, trzeba zrezygnować z zakupu samochodu lub szukać specjalnych źródeł finansowania. Kto nie ryzykuje - ten nie jedzie. Jolu, pisałaś kiedyś, że bycie matką wielodzietną to sport ekstremalny. Dla mnie przede wszystkim w dyscyplinie kasy. A o Sterniku myślę pomimo wszystko:bigsmile:
  • właśnie, sęk w tym, że edukacja może być inwestycją. Z tym, że wiąże się to raczej z postawą aktywną, typu biorę sprawy w swoje ręce i zastanawiam się jak najlepiej spożytkować to co mam dla dobra rodziny.
    Raczej nie stawiam na pomoc z zewnątrz, bo to zawsze zawęża pole spożytkowania pieniądza - jak wydawć na prywatną szkołę pieniądze z zasiłków? Biorac je raczej ustawiam się w pozycji petenta, skupiam się na wykazaniu, że brakuje. A inna sprawa, że niemożliwością jest by te zasiłki wystarczyły.
    Dlatego zdziwiłam się mimo wszystko ogłoszeniu "Strenika" tutaj, gdzie wiekszośc osób raczej ma odmienne zdanie, co dało sie zauwazyć w zlinowanym wątku (łącznie z Mackiem;).
    Inna sprawa, że 15 tyś to naprawdę dużo i według mnie może to byc suma zaporowa. Wydaje mi się tez, ze co innego Warszawa, a co innego mniejsze miasta, np. Poznań. Jeśli nie zaporowa, to na pewno wprowadzająca powazną selekcję.
    Co ciekawe moja rodzina z przygodami ze szkołami przeszła odwrotną drogę niż piszesz Danko. Dwoje ze starszych dzieci chodziło do niepublicznej szkoły przez jakiś czas. Mieliśmy mniejsze możliwości finansowe niz dzisiaj, ale jednak zdecydowalismy się (czesne około 1 tys zł za dwoje). Zrezygnowalismy z innych przyczyn. Problemy, z którymi nie mogła poradzić sobie owa niepubliczna szkoła udało się "ujarzmić" w publicznej.
    Pytanie o finasowanie edukacji dzieci to czesto (choć nie zawsze) pytanie o priorytety jakie się stawia na pierwszym miejscu.
  • Jednak myslę, ze jest to pewna dwoistość myślenia. Choć jestem w stanie zrozumiec założenia, to jednak ja na swój uzytek dążę do tego, żeby było bardziej jednolicie;)
    (taką filozoficzna dusze mam i nawet mam wrażenie, że chodzi tutaj o wspominany w dyskusjach rygoryzm moralny, choć moze byc, ze każdy go inaczej rozumiem, o zgrozo;)

    Kiedyś była na gazetowym "wychowaniu w wierze" dyskusja o szkołach publicznych i niepublicznych i tam pisałam o tej szkole. Dużo, więc wyręczę się linkiem
  • dla średniej? fajne myślenie;) Syn jest starszy. Testy kończące każdy z etapów robi się dla konkretnego rocznika. Ta szkoła będzie w przyszłym roku oceniana dopiero pierwszy raz, bo najstarsze dzieci dojdą do szóstej klasy. To musi dodawac stresu (pierwsze testy, pierwsze doświadczenia z prowadzeniem szkoły itd.). A jednoczesnie szkoła jest (staje się) dosyć elitarna, bo to jedyna tego typu propozycja w mieście.
    Nam zaproponowano pozostawienie córki w pierwszej klasie. Tego nie wolno robic bez porozumienia z poradnia pedagogiczno-wychowawczą, zaproponowano nam więc, zeby to było na naszą(rodziców) prośbę (dwoje dzieci z klasy tez dostało propozycje).
    Małgoska ma zdiagnozowana dysleksję, obecnie utrzymuje się na srednim poziomie klasowym (3 kl).
    ot i tyle.
  • Patrząc na warszawskiego Sternika, to rodziny wielodzietne są tam zdecydowanie nadreprezentowane. Niektóre z nich zaliczają się do takich "wielodzietnych bardziej" (największa jest chyba z ósemką o ile pamiętam).

    A preferencje podatkowe dla wielodzietnych są mi milsze niż zasiłki.
  • jedni zabrali dziecko, drudzy odmówili i postanowili iść normalnym trybem, to znaczy dziecko miało przejść do nastepnej klasy. Myśmy się zdecydowali zabrać, bo juz widac było, że kłopoty Małgoski nie znajduja odzewu w szkole, nie miałam mozliwości pogadac z pedagogiem/psychologiem. Sama zaczęłam wertować internet, bo zastanawiało mnie dlaczego córka ciagle literuje, pisze dziwnie, to znaczy w środku wyrazów wstawia duże litery, mylą jej się brzuszki (d=b itd. całkowicie przypadkowo stosuje otrografię, ze świeższych przykładów "duński" dwa dni temu napisała jako "tunizki"). Wyszło mi, ze to może dysleksja. Mimo, ze Małgoska zaczeła odstawać w tej pierwszej klasie, ja przez cały rok nie mogłam dogadac się z siostrą wychodząc poza zwyczajowe - trzeba więcej pracować, uczyć się więcej w domu. Zaczęła odstawać od grupy, bo skoro kompletnie jej nie szło w szkole, nie była więc brana do tablicy itd.
    Nie było sensu tego kontynułowac, a to osateczne załatwienie sprawy (także sposób rozmowy) przypieczetowało decyzję. Bałam się, że w publicznej szkole bedzie to samo, ze moze Małgoska faktycznie nie ma szans. Badania potwierdziły dysleksję. Publiczna szkola jest zobligowana do posiadania pedagoga, Małgoska chodziła i nadal chodzi kilka razy w tygodniu na zajęcia. Pani nauczycielka trafiła się (za porada kolezanki nauczycielki w tej szkole) bardzo ciepła, ale przede wszystkim z duzym doswiadczeniem i ...sama jako dziecko mająca podobne problemy. To było zbawienne - pierwszy raz usłyszałam - "proszę się nie przejmowac". Ona akceptowała, że Małgośka oddaje czystą kartkę na sprawdzianach. Punktacja to jedno - podawa była bardzo delikatnie Małgosce, tak, żeby wiedziała, że musi ptracować, a z drugiej strony była normalnie traktowana przez pania w grupie, chodziła do tablicy itd. Pamiętam, że czytani na minutkę wygladało tak: Małgoska - 8-10 wyrazów, czołówka klasy ponad 60. Pani z usmiechem Małgosiu zrobiłas postępy, czytasz dwa wyrazy wiecej, brawo.
    Nauka dla mnie taka, że najważniesze jest podejście tej pierwszej osoby, bedącej zaraz przy dziecku, ze system systemem, ale on może, ale nie musi pomóc. Szkoła w której były dzieci była dobra, języki, świetlica zajęcia dodatkowe, to wszystko było plusem, moja Małgośka nie miesciła się w ramach tej szkołe. I to tez jestem w stanie zrozumieć, ale zabolało, tym bardziej, że myśmy ze szkoła zwiazali się nie ze względu na prestiż, ale na kontynuację bycia w pewnym środowisku.
    Co dalej dzieje się z dziećmi. Jaś ma zdolności, szczególnie histotryczne, jak sobie dobrze radził tak sobie radzi dalej. Publiczna szkoła jest podłaczona pod system różnych konkursów, on bieże w tym udział, nauczycielka od historii wkłada dużo determinacji w prace z nim, ale i tak opiera sie przede wszystkim na jego jego zainteresowaniach. najstarsza dostała maksymalna ilośc pkt na tescie po 6 klasie (testy sprawdzane poza szkołą). Mnie trochę zmienił sie stosunek do "ram zewnatrznych" kształcenia dzieci - ważna osoba, która ma bezposredni kontakt, wzmacnianie zainteresowań dziecka, dom.
    Taka garść refleksji (ale sie rozpisałam, uff, ale sprawa jeszcze mnie dosyć dotyka).
    Sternik przemawia do mnie tradycją, spojrzałam na stronę i wiem, że działają już w Hiszpani całkiem długo. To są lata doświadczeń mozna było przećwiczyć metody, "przykroić" do dzieci.
    Ale jednak nie zdecydowałabym się raczej po moich doświadczeniach. Chyba, że poziom szkół publicznych bardzo by spadł (mam wrażenie, że Warszawa może się trochę różnić), ale u nas na "prowincji nie jest jeszcze najgorzej;).
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.