Fajny temat, fajna dziewczyna, myślałam, że będzie obalać te wszystkie banały o których powiedziała we wstępie, ale fragmenty wypowiedzi tych "ofiar" są równie banalne jak frazesy tych wcześniejszych autorytetów...
Przeczytałam ten reportaż i mysle ze opisane w nim teksty mogą narobić duzo szkód, zwłaszcza ze łatwo je przejaskrawić i przedstawić jako skrajnosc. Jestem trochę starsza niż bohaterki reportażu, ale w moich czasach licealnych określenia typu nadgryzione jabłko i rozpakowany prezent były dość popularne, zwłaszcza w kręgach oazowo-wspólnotowych. Do tego przekaz skromności w wydaniu stereotypowej dziewczyny z oazy.
Podobają mi się komentarze pod artykułem, są bardzo życiowe. Życie weryfikuje bardzo skutecznie nauczanie Kościoła w kwestii NPR. Niestety kosztuje to (chcąc nie mieć grzechów w tej sferze) po ślubie przez kilka lat wiele nerwów i frustracji młode małżeństwo, które chce być fair wobec nauki KK. Teraz po 14 latach małżeństwa kieruję się w tym względzie sumieniem i wreszcie czuję, że to jest właśnie to o co chodzi. Kościół dopisał do NPR ideologię z której chce mi się śmiać. Aby doprowadzić do normalności naukę KK o regulacji poczęć, współżyciu itp. trzebaby zrobić teraz absolutną rewolucję w KK. Po 14 latach w małżeństwie stwierdzam, że duchowni o tej dziedzinie życia nie mają kompletnie nawet bladego pojęcia.
@J2017 tekst i komentarze to pomieszanie z poplątaniem luźno zwiazane z nauczaniem Kościoła. Natomiast podważanie wartości czystości przedmałżeńskiej jest zwyczajnie szkodliwe. Co nie oznacza, że nie warto zadbać o własną edukację nim się wejdzie w małżeństwo. Jest trochę dobrych katolickich autorów.
@J2017 na współżycie czas jest wtedy, gdy jest gotowość na wzięcie współodpowiedzialności za drugą (i ew. trzecią) osobę. Jeśli taka para chce i potrzebuje czasu poznania się, to spokojnie 7 czy 9 lat może to robić (zaczynając od 14 czy 16 lat). Natomiast jeśli dorośli ludzie deklarują sobie wyłączność relacji, to nie wiem dlaczego mieliby zwlekać z małżeństwem aż tyle czasu (tzn. mogę to sobie wyobrazić, ale dzieje dię to zbyt często, a rzadko jest uzasadnione).
@J2017 dobrze, ze przed ślubem okazało się jaki z niego "wierny" mężczyzna. I nie wydaje mi się, żeby staż narzeczenski miał tu jakieś znaczenie. Kto wie czy potem dwutygodniowa abstynencja nie okazałaby się nie do zniesienia i nie znalazlaby się taka pani, która takich "przestojow" nie stosuje.
Sprawa jest bardzo prosta: każdy seks pozamałżeński jest grzechem.
Jest też aspekt psychologiczny, który sama, J2017 potwierdzasz. Piszesz, że masz wspaniałe wspomnienia z seksu ze swoim mężem przed ślubem. A teraz wyobraź sobie, że nie byłaś jego pierwszą, bo współżył wcześniej z kilkoma dziewczynami. Myślisz, że o nich zapomniał? Myślisz, że leżąc obok Ciebie w łóżku nie wspomina, jaki która miała biust, a jakie pośladki? Nie porównuje, z którą z Was seks dawał mu więcej przyjemności? A jak się pokłócicie, albo nie współżyjecie z innej przyczyny - że nie tęskni za tą, która mu zawsze "dawała" w ten czy inny sposób? Nie tylko Ty masz różne wspomnienia. Przyzwalając na seks przedmałżeński zgadzasz się na to, aby inne kobiety gościły w Twojej sypialni.
Sprawa jest bardzo prosta: każdy seks pozamałżeński jest grzechem.
Jest też aspekt psychologiczny, który sama, J2017 potwierdzasz. Piszesz, że masz wspaniałe wspomnienia z seksu ze swoim mężem przed ślubem. A teraz wyobraź sobie, że nie byłaś jego pierwszą, bo współżył wcześniej z kilkoma dziewczynami. Myślisz, że o nich zapomniał? Myślisz, że leżąc obok Ciebie w łóżku nie wspomina, jaki która miała biust, a jakie pośladki? Nie porównuje, z którą z Was seks dawał mu więcej przyjemności? A jak się pokłócicie, albo nie współżyjecie z innej przyczyny - że nie tęskni za tą, która mu zawsze "dawała" w ten czy inny sposób? Nie tylko Ty masz różne wspomnienia. Przyzwalając na seks przedmałżeński zgadzasz się na to, aby inne kobiety gościły w Twojej sypialni.
Sprawa jest bardzo prosta: każdy seks pozamałżeński jest grzechem.
Jest też aspekt psychologiczny, który sama, J2017 potwierdzasz. Piszesz, że masz wspaniałe wspomnienia z seksu ze swoim mężem przed ślubem. A teraz wyobraź sobie, że nie byłaś jego pierwszą, bo współżył wcześniej z kilkoma dziewczynami. Myślisz, że o nich zapomniał? Myślisz, że leżąc obok Ciebie w łóżku nie wspomina, jaki która miała biust, a jakie pośladki? Nie porównuje, z którą z Was seks dawał mu więcej przyjemności? A jak się pokłócicie, albo nie współżyjecie z innej przyczyny - że nie tęskni za tą, która mu zawsze "dawała" w ten czy inny sposób? Nie tylko Ty masz różne wspomnienia. Przyzwalając na seks przedmałżeński zgadzasz się na to, aby inne kobiety gościły w Twojej sypialni.
Ciekawe jak sobie z tym aspektem radzą owdowiali w ponownych związkach. Albo ludzie po nieważnych małżeństwach. Zresztą teraz kontakt z pornografią jest tak powszechny, że rzesza młodych jakoś musi sobie z takimi problemami radzić. Argument jan_u jest słuszny - Kościół głosi nadrzędną rolę rodziny i stąd współżycie należałoby zaczynać wtedy, gdy można przyjąć dzieci i je wychować. Problem w tym, że ludzie dojrzewają seksualnie wcześniej niż są w stanie założyć rodziny. Do tego współczesna kultura narzuca zdecydowanie więcej wymogów, które konieczne nie są, ale traktowane coraz powszechniej jako pożądane (ukończone studia, stabilna praca). W miszmaszu z późnym dojrzewaniem emocjonalnym, niechęcią do komplikowania sobie życia dziećmi, zaczyna być wesoło.
Kościół z konieczności musi szukać nowych dróg dla wiernych, by dojrzewali do proponowanych norm. Z konieczności - bo większość już się do tego nie stosuje, więc nie ma silnego społecznego nacisku na ich stosowanie; wręcz przeciwnie.
Na końcu to fragmenty tego artykułu? Jeśli tak, to strasznie zmanipulowany i antykościelny, jakbym czytała wp. Zgadzam się, że problem braku komunikacji istnieje, ale po tym, co obejrzałam, trudno mi uwierzyć w dobre intencje autorki. Coraz więcej kapłanów mówi o seksie otwarcie i bez uprzedzeń, bez cenzury, choćby Knotz czy Szustak. Gdyby chciała temat przedstawić uczciwie, wspomniałaby o nich.
Sprawa jest bardzo prosta: każdy seks pozamałżeński jest grzechem.
Jest też aspekt psychologiczny, który sama, J2017 potwierdzasz. Piszesz, że masz wspaniałe wspomnienia z seksu ze swoim mężem przed ślubem. A teraz wyobraź sobie, że nie byłaś jego pierwszą, bo współżył wcześniej z kilkoma dziewczynami. Myślisz, że o nich zapomniał? Myślisz, że leżąc obok Ciebie w łóżku nie wspomina, jaki która miała biust, a jakie pośladki? Nie porównuje, z którą z Was seks dawał mu więcej przyjemności? A jak się pokłócicie, albo nie współżyjecie z innej przyczyny - że nie tęskni za tą, która mu zawsze "dawała" w ten czy inny sposób? Nie tylko Ty masz różne wspomnienia. Przyzwalając na seks przedmałżeński zgadzasz się na to, aby inne kobiety gościły w Twojej sypialni.
Jak porównuje, to chyba mu brakuje czegoś i jest jakis głębszy problem. Bez przesady, ze jesli ktoś miał w życiu kilka związków a w nich także życie seksualne to stale je wspomina i porównuje. Oczywiście zakładając ze jest się w związku z kimś kogo darzy się uczuciem, a nie uprawia seks wyłącznie dla rozrywki i kolekcjonowania wrażeń
Na końcu to fragmenty tego artykułu? Jeśli tak, to strasznie zmanipulowany i antykościelny, jakbym czytała wp. Zgadzam się, że problem braku komunikacji istnieje, ale po tym, co obejrzałam, trudno mi uwierzyć w dobre intencje autorki. Coraz więcej kapłanów mówi o seksie otwarcie i bez uprzedzeń, bez cenzury, choćby Knotz czy Szustak. Gdyby chciała temat przedstawić uczciwie, wspomniałaby o nich.
Wspomniała o Szustaku i Knotzie w artykule. @Polly , nie przeczytałaś jej artykułu a wypowiadasz się. Moim zdaniem artykuł cenny, dobrze , że tego typu problemy zostały poruszone, pewnie wywiąże się dyskusja na temat. Najgorsze co może być, to zamiatanie ważnych problemów pod dywan i udawanie , że nic się nie dzieje, podczas gdy ludzie cierpią. Nie wiedziałam, że można mieć w małżeństwie takie problemy, jak te opisane w artykule Szymańskiej...
Wypowiedzi wysłuchałam. Wynudziłam się i wciąż nie wiem, o co chodzi. Tytuł wątku dość niepokojący, artykuł zablokowany. Czy autorka walczy z nakazem czystości przed ślubem czy ze stygmatyzacją tych, którym się to nie udało?
@Ida, dodałam słówko "jeśli". Robi dużą różnicę Choć może masz rację i faktycznie, powinnam wypowiedzieć się bardziej o nagraniu niż artykule i niech tak będzie. Nagranie trąci mi Hołownią, Gużyńskim, Bonieckim - taka sympatyczna awangarda w Kościele, co niby go broni, a jednak głównie krytykuje.
I cały czas podkreślam, że widzę problem, o którym ona mówi. Moim skromnym zdaniem, jednak przejaskrawia. A skutkiem przejaskrawienia ma być krytyka i bunt - tak ja to widzę. Może rzeczywiście w artykule jest inaczej.
Wypowiedzi wysłuchałam. Wynudziłam się i wciąż nie wiem, o co chodzi. Tytuł wątku dość niepokojący, artykuł zablokowany. Czy autorka walczy z nakazem czystości przed ślubem czy ze stygmatyzacją tych, którym się to nie udało?
Autorka W OGÓLE nie walczy z nakazem czystości. Nie wiem skąd autorowi wątka przyszedł taki tytuł do głowy.
Szymańska zwraca uwagę na głupi, niedojrzały i krzywdzący sposób mówienia o seksualności, jaki się utarł w naszym kochanym skądinąd Kościele. Sposób mówienia, który wywołuje psychiczne rany, często nie do uleczenia, ktory czasem wykrzywia życie wrażliwym i ufnym ludziom, zwłaszcza jeśli usłyszeli jakąś okropną głupotę w dzieciństwie.
Przeczytałam artykuł. Autorka pisze m.in. o głupiej retoryce ("nadgryzione jabłko" "wyżuta guma") wobec kobiet, które nie są dziewicami, o podwójnych standardach wobec kobiet i mężczyzn, obwinianiu wyłącznie kobiet o nieczystość mężczyzn, bo "prowokują", o ciągłym wpędzaniu ich w poczucie winy. Ludzie formowani do czystości w takiej retoryce dodarkowo bez żadnej naukowej wiedzy o seksualności czują się poranieni, popatrzcie na komentarze na youtube ile osób ma takie doświadczenia.
Beznadziejny artykuł. Brak jakiegokolwiek szerszego spojrzenia na problem, nakreslenia kontekstu. Ale może to specyfika reportażu?
Moim zdaniem nie jest beznadziejny. Mam wrażenie, że celem Szymańskiej jest zwrócenie uwagi na problem i zaproszenie do rozmowy na ten ważny temat. Wywołanie dyskusji. Jak widać po komentarzach - jest potrzebna i to bardzo. Myślę, że pora na zmianę sposobu mówienia o sprawach dot. seksu w Kościele. To wszystko, o czym mowa w artykule jest absolutnie nie do przyjęcia.
Przeczytałam artykuł. Autorka pisze m.in. o głupiej retoryce ("nadgryzione jabłko" "wyżuta guma") wobec kobiet, które nie są dziewicami, o podwójnych standardach wobec kobiet i mężczyzn, obwinianiu wyłącznie kobiet o nieczystość mężczyzn, bo "prowokują", o ciągłym wpędzaniu ich w poczucie winy. Ludzie formowani do czystości w takiej retoryce dodarkowo bez żadnej naukowej wiedzy o seksualności czują się poranieni, popatrzcie na komentarze na youtube ile osób ma takie doświadczenia.
Trudno dyskutować z doświadczeniami innych ludzi i absolutnie nie chciałabym ich negować, jednak mnie ten problem nigdy nie dotknął i nie dotyka. Żyję w czystości przed i małżeńskiej a jednocześnie dużej otwartości na radość życia. Być może zależy to od tego w jakim środowisku kościelnym jest się formowanym i ile ma się w sobie osobistej wolności i niezależności. Wydaje mi się, że właśnie duży stopień intelektualnej niezależności plus osadzenie w posłuszeństwie przykazaniom (nie interpretacjom przykazań i nie normom wyznaczonym przez daną społeczność) daje wolność, która broni przed tego typu zranieniami.
Dla przykładu. Moja koleżanka na studiach jeździła na rekolekcje z pewnym środowiskiem kościelnym, podczas których dbano, by równolegle z kobietami w sąsiednim domu nie przebywali mężczyźni. Dlaczego? Bo np. widok męskich koszul wiszących na sznurze do prania, mógłby je dekoncentrować i prowokować nieczyste myśli.
Ja, przez około 5 miesięcy przed ślubem, mieszkałam z narzeczonym (aktualnie mężem ) i wtedy jeszcze prawnie tylko moją adoptowaną córką, w moim mieszkaniu. Jasne, że od niektórych się nasłuchaliśmy. Jasne, że się wkurzałam. Ale nie zachwiało to mną absolutnie w niczym. Że pewnie i tutaj (jak wszędzie) komuś to się nie spodoba? Ano trudno. Gdybym miała te opisane w artykule rany, to bym pewnie o tym tu przezornie nie wspomniała, w obawie przed krytyką. Nie boję się jednak, bo jestem wewnętrznie wolna. Tak mnie w moim Kościele uformowano. A te 5 miesięcy było najpiękniejszym doświadczeniem czystości w moim życiu i za nic bym ich nie oddała.
Oczywiście nie do polecenia każdemu, to jasne. W krytykantach widzę natomiast nie tyle ludzi rugujących seksualność i zahamowanych w tej kwestii. Widzę raczej szeroko pojęty faryzeizm i lęk, który wygrywa z miłością i wolnością czystego serca. Myślę, że to z tym miewamy problem w Kościele i ocenie drugich niż z "demonizowaniem seksualności". Albo inaczej - drugie wynika z pierwszego.
Komentarz
https://www.tygodnikpowszechny.pl/odczarowanie-159944
Jest też aspekt psychologiczny, który sama, J2017 potwierdzasz. Piszesz, że masz wspaniałe wspomnienia z seksu ze swoim mężem przed ślubem. A teraz wyobraź sobie, że nie byłaś jego pierwszą, bo współżył wcześniej z kilkoma dziewczynami. Myślisz, że o nich zapomniał? Myślisz, że leżąc obok Ciebie w łóżku nie wspomina, jaki która miała biust, a jakie pośladki? Nie porównuje, z którą z Was seks dawał mu więcej przyjemności? A jak się pokłócicie, albo nie współżyjecie z innej przyczyny - że nie tęskni za tą, która mu zawsze "dawała" w ten czy inny sposób? Nie tylko Ty masz różne wspomnienia. Przyzwalając na seks przedmałżeński zgadzasz się na to, aby inne kobiety gościły w Twojej sypialni.
Nadinterpretacja......
Argument jan_u jest słuszny - Kościół głosi nadrzędną rolę rodziny i stąd współżycie należałoby zaczynać wtedy, gdy można przyjąć dzieci i je wychować.
Problem w tym, że ludzie dojrzewają seksualnie wcześniej niż są w stanie założyć rodziny. Do tego współczesna kultura narzuca zdecydowanie więcej wymogów, które konieczne nie są, ale traktowane coraz powszechniej jako pożądane (ukończone studia, stabilna praca). W miszmaszu z późnym dojrzewaniem emocjonalnym, niechęcią do komplikowania sobie życia dziećmi, zaczyna być wesoło.
Kościół z konieczności musi szukać nowych dróg dla wiernych, by dojrzewali do proponowanych norm. Z konieczności - bo większość już się do tego nie stosuje, więc nie ma silnego społecznego nacisku na ich stosowanie; wręcz przeciwnie.
Bez przesady, ze jesli ktoś miał w życiu kilka związków a w nich także życie seksualne to stale je wspomina i porównuje. Oczywiście zakładając ze jest się w związku z kimś kogo darzy się uczuciem, a nie uprawia seks wyłącznie dla rozrywki i kolekcjonowania wrażeń
Wspomniała o Szustaku i Knotzie w artykule.
@Polly , nie przeczytałaś jej artykułu a wypowiadasz się.
Moim zdaniem artykuł cenny, dobrze , że tego typu problemy zostały poruszone, pewnie wywiąże się dyskusja na temat.
Najgorsze co może być, to zamiatanie ważnych problemów pod dywan i udawanie , że nic się nie dzieje, podczas gdy ludzie cierpią.
Nie wiedziałam, że można mieć w małżeństwie takie problemy, jak te opisane w artykule Szymańskiej...
Autorka W OGÓLE nie walczy z nakazem czystości. Nie wiem skąd autorowi wątka przyszedł taki tytuł do głowy.
Szymańska zwraca uwagę na głupi, niedojrzały i krzywdzący sposób mówienia o seksualności, jaki się utarł w naszym kochanym skądinąd Kościele.
Sposób mówienia, który wywołuje psychiczne rany, często nie do uleczenia, ktory czasem wykrzywia życie wrażliwym i ufnym ludziom, zwłaszcza jeśli usłyszeli jakąś okropną głupotę w dzieciństwie.
Artykuł chyba nie jest zablokowany, tylko w Tyg. Powsz. należy zarejestrować się i bodajże 6 artykułów miesięcznie można przeczytać za darmo.
Moim zdaniem nie jest beznadziejny.
Mam wrażenie, że celem Szymańskiej jest zwrócenie uwagi na problem i zaproszenie do rozmowy na ten ważny temat. Wywołanie dyskusji.
Jak widać po komentarzach - jest potrzebna i to bardzo.
Myślę, że pora na zmianę sposobu mówienia o sprawach dot. seksu w Kościele.
To wszystko, o czym mowa w artykule jest absolutnie nie do przyjęcia.