Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Komentarz

  • edytowano wrzesień 2020
    Edit. Jeszcze przeczyta ta rodzina 
  • edytowano wrzesień 2020
    Prokreacja tak, duzo dzieci tak ale myslenie o sobie i dzieciach juz poczetych tez. Nie o potencjalnych gdy sił brakuje na istniejące.
    A Kampania a Kanadzie tragiczna
  • edytowano wrzesień 2020
    Wydaje mi się że prawie kazda zmiana tendencji w społeczeństwie jest buntem przed tym co bylo kiedyś. Kiedyś rodziny były duże teraz ludzie wola małe. Kiedyś tradycja teraz nowoczesność w kwestii związków. Tendencje w społeczenstwie jeszcze mogą się zmienić chociaz dzisiaj idzie to być może w złym kierunku. 
  • Nowoczesne związki to są realne dramaty ludzi i ich dzieci ...
    Ale fakt jest taki, że coraz więcej ludzi dorasta w tych skomplikowanych okolicznościach ( rozwody, nowi partnerzy rodzicow, nowe rodzeństwo ..doprawdy przedziwne konfiguracje) i może Ci ludzie będą się między sobą rozumieć 
    Podziękowali 1In Spe
  • edytowano wrzesień 2020
    A jak ten koniec świata nastąpi? Bo ludzi będzie np. 500 mln zamiast 8 mld? No to cofniemy się zaledwie 500 lat. Negatywne zmiany w świecie, jakie temu będą towarzyszyć, mogą spowodować, że trend się odwróci. Tak, jak dziś ludzie wierzą, że szkodzą planecie rozmnażając się, tak wtedy znowu mogą się pojawić masowo ludzie uważający za swój podstawowy obowiązek spłodzić jak najliczniejsze potomstwo. 
    Zresztą nawet przy wskaźniku dzietności ok. 1 i tak cała operacja zajmie co najmniej 4 pokolenia, a jeszcze sporo brakuje do takiego wskaźnika.

    Alternatywnie to już mogą być czasy tak rozwiniętej biotechnologii i sztucznej inteligencji, że nikt nie będzie się przejmował tradycyjnymi formami dbania o ciągłość życia ludzkiego na ziemi. :) A rozmnażający sie tradycyjnie będą takimi freakami jak piorący w rzece. 
    Podziękowali 2Izka joanna_1991
  • edytowano wrzesień 2020
    ale póki co, cza dbać, choćby z obowiązku,
    choć, prawdę mówiąc, nasza niewiedz o świecie i przyszłości, może też wskazywać, że powyższy scenariusz jest nierealizowalny :)
  • Gdy patrzę na własne dzieci widzę światełko w tunelu. Jak to dobrze, że tyle ich narobiliśmy:)
    Podziękowali 2Klarcia In Spe
  • edytowano wrzesień 2020
    TecumSeh powiedział(a):
    Raczej nie o to chodzi autorowi, a o los kultury i cywilizacji łacińskiej, jak rozumiem. Że nas zadeptają niepiśmienne lub ledwopiśmienne ludy afrykańskie i arabskie, względnie Chińczyki.

    Ogólnie autor płacze że Zachód umiera.
    No, wschód też ma się nie za ciekawie ;-) Rosja się zapija na śmierć, w miejsce tambylców ochoczo wchodzą muzułmanie, albo Chińczyki. Japonia i Korea - wymierają. Chińczyki w zasadzie niby nie, ale polityką jednego dziecka trochę sobie problemów narobili - na pewno więcej niedługo będzie Hindusów.

    Ja się jednak bardziej o Polskę martwię. Bo ten Zachód coś zdycha i zdycha i zdechnąć nie może, bo budowana setki lat cywilizacja jeszcze się toczy siłą rozpędu. U nas tego rozpędu brak, bo nas nie było wtedy po prostu - więc dla nas taka sama polityka i obyczaje będzie gwoździem do trumny.
    Wielu prawicowych czy wierzących autorów narzeka na to, co się stało za dzietnością czy szerzej z seksualnością naszych czasów i wieszczy dramatyczny scenariusz i zastanawia się nad tym, czy można go odwrócić. A to jest naturalny skutek rosnącej liczby ludzi w społecznościach i zbudowania dobrobytu.

    Dzięki temu możliwy jest wybór bezdzietności, który kiedyś nie był możliwy. W małych społecznościach potrzebujemy troszczyć się o więzi ze spokrewnionymi bo one zapewniają przetrwanie. Dawniej to było plemię, na które ciągle czyhało zagrożenie. Każdy na własnej skórze czuł dlaczego musi troszczyć się o sąsiada i wychować dzieci. 
    W wiosce rolniczej poziom zagrożenia nie był tak wysoki, ale by przetrwać zimę też potrzebna była kooperacja na poziomie rodziny, a niekiedy całej wsi. Altruizm odwzajemniony.

    Dziś jest tyle ludzi i taki poziom dobrobytu, a wojny tak odległą w czasie historią, że nie ma naturalnego mechanizmu wzmacniającego potrzebę budowania więzi, czy zabezpieczenia własnego życia przez dzietność. W miejsce tego mamy ubezpieczenie oparte o anonimowe zależności w wielomilionowej społeczności. I nie chodzi tylko o emeryturę, ale też ubezpieczenie rentowe, zdrowotne (w tym psychoterapeutyczne :) ), od utraty pracy itd. Presja zaspokojenia podstawowych potrzeb związanych z przetrwaniem i bezpieczeństwem jest zdecydowanie mniejsza. Dlatego ludzie decydujący się na dzieci kierują się już innymi motywami. 

    Co zrobić, by znowu było jak było? Zniszczyć tę cywilizację lub pozwolić jej zdechnąć. Za cholerę nie idzie utrzymać dawnej dzietności i obecnego poziomu rozwoju. Jak będzie nas 500 mln i "cofniemy się w rozwoju" znowu będziemy żyli w małych odosobnionych społecznościach - gwarantuję, będziemy mieli świetność średniowiecznej Christianitas. 

    Nie wiem jak mają nas zadeptać ludy arabskie. Dzietność tam tak samo podąża za postępem materialnym jak wszędzie indziej. Taki prawicowy mit.
  • edytowano wrzesień 2020
    .
  • Dobry tytuł watku
  • edytowano wrzesień 2020
    ja tylko powtórzę swoją tezę

    im więcej ludzi, tym  łatwiej się żyje.

    świadczy o jej prawdziwości cała historia.
  • @Pioszo54
    ten argument ma sens, jeśli uznać, że warto ułatwiać sobie życie. (łatwość życia jako wartość).

    Jest to bardzo dobre wyjaśnienie obecnej sytuacji. Mamy dużo ludzi i wysoki poziom rozwoju, dzięki czemu możemy sobie pozwolić na komfort nierodzenia dzieci. Łatwiej jest niewychowywać niż wychowywać dzieci, co nie? Historia ostatnich 100 lat dobitnie o tym świadczy. Można mieć to, co kiedyś dawało posiadanie dzieci, ale zdecydowanie mniejszym wysiłkiem. 
    Podziękowali 1M_Monia
  • edytowano październik 2020
    Anawim powiedział(a):
    @Pioszo54
    ten argument ma sens, jeśli uznać, że warto ułatwiać sobie życie. (łatwość życia jako wartość).

    Jest to bardzo dobre wyjaśnienie obecnej sytuacji. Mamy dużo ludzi i wysoki poziom rozwoju, dzięki czemu możemy sobie pozwolić na komfort nierodzenia dzieci. Łatwiej jest niewychowywać niż wychowywać dzieci, co nie? Historia ostatnich 100 lat dobitnie o tym świadczy. Można mieć to, co kiedyś dawało posiadanie dzieci, ale zdecydowanie mniejszym wysiłkiem. 
    a czemuż tak nie uznać?
    przecież, z przyzwoitości cza się starać, by pozostawić świat w stanie niepogorszonym, czeba tylko tę łatwość przekierować na wychowanie potomstwa.
  • Pioszo54 powiedział(a):
    a czemuż tak nie uznać?
    przecież, z przyzwoitości cza się starać, by pozostawić świat w stanie niepogorszonym, czeba tylko tę łatwość przekierować na wychowanie potomstwa.
    Czemu nie uznać? Bo łatwość/trudność (i to, z czym ona się wiąże, z czego wynika) nie są celem samym w sobie. Celem jest dobro; niekiedy jego zdobycie jest łatwe, niekiedy trudne.
    Do momentu, kiedy ludzie upatrywali wartości w posiadaniu dzieci, dopóty byli gotowi zapłacić cenę, za to, czego pragnęli. Dziś też ludzie chcą dzieci, ale zmieniło się podejście - ze statystycznego (wiele dzieci, większa szansa przeżycia i sukcesu choćby tego jednego najlepszego, na który to sukces pracuje cała rodzina, by potem ten wybraniec odwdzięczył się reszcie), na taki, nie wiem jak to nazwać... może libertariański (każdy może być tym czym chce; decydujemy się na 1-2 dzieci i inwestujemy ile się da). Jeśli tym dzieckiem sukcesu jest dziewczynka, to jasnym jest, że czuję się co najmniej zobowiązana nie zaprzepaścić wysiłku poprzedniego pokolenia (zostać w domu i rodzić dzieci). Stąd lekko lepsze parametry dzietności w świecie zachodnim mają kraje z dobrym zabezpieczeniem socjalnym i około dziecięcym - czytaj kulturą żłobkowania. 

    I tak na koniec zwycięży dobór; ale przewidywania są nieoczywiste, bo może być tak, że dobór "techniczny" będzie miał większy wpływ niż dobór naturalny.
  • edytowano październik 2020
    nie no, jasne, może się to musi ewolucyjnie przewalić,

    ale mam wrażenie, że akcja edukacyjna, o tym, że wszyscy umierają i jakie z tego wynikają obowiązki, mogłaby ciut pomóc, nie widać tylko chętnych do mówienia rzeczy (pozornie) przykrych.
    Nie ma również chętnych do mówienia rzeczy radosnych, że dzieci są codziennym światłem, że łatwiej jest wychować gromadkę, niż jedynaka czy dwójkę, że ilość dzieci nie jest prostą sumą arytmetyczną, tylko tworzy inną, bogatszą, jakość, przekładającą się na sukcesy na wszystkich polach.
    Coś mam wrażenie, że Kościół i akcenty w religii są jakby obok "idźcie i rozmnażajcie się, czyńcie ziemię sobie poddaną", jakby zapomniano o tym przykazaniu, które tworzy kontekst naszej ziemskiej egzystencji. Jakoś stało się niewygodne.
    Podziękowali 1Izka
  • Anawim powiedział(a):


    I tak na koniec zwycięży dobór; ale przewidywania są nieoczywiste, bo może być tak, że dobór "techniczny" będzie miał większy wpływ niż dobór naturalny.
    Co to jest dobór techniczny i naturalny? I na co ma mieć wpływ?
  • Poszło mam 4 zywych dzieci i nie zgadzam się że latwiej wychować 4 niz 2
    Latwiej co najwyżej jednostkowo a sumarycznie trudniej jednak. Chyba ze latwiej bedzie jak podrosna.
  • Tylko ktos zabierze 2 do siebie to czuje ze odpoczywam.
  • Co nie zmienia faktu ze sa naszym szczęściem.
    Podziękowali 1In Spe
  • Aga85 powiedział(a):
    Co to jest dobór techniczny i naturalny? I na co ma mieć wpływ?
    Niezbyt sensownie napisałem. Powinno być: i tak zwyciężą cechy świadczące o lepszym przystosowaniu. Cecha dzietności może się okazać mniej istotnym przystosowaniem niż np. edukacja czy postęp techniczny.
    Podziękowali 1Aga85
  • Uściślając, dzietność imigrantów muzułmańskich (arabskich, afrykańskich i innych) w zachodniej Europie spada w okolice dzietności ludów tubylczych w drugim i kolejnych pokoleniach, czyli dopiero dzieci tych imigrantów mają "tylko tyle" dzieci ile rodowici Niemcy, czy Francuzi. W pierwszym pokoleniu tych dzieci jest wielokrotnie więcej, więc za chwilę nie będzie im potrzebny żaden radykalny ruch - szariat wprowadzą legalnie, demokratycznie wybrane władze. Bo w demokracji decyduje większość, czy ma to sens czy nie.
  • Ma to sens ze decyduje wiekszosc. 
  • M_Monia powiedział(a):
    Ma to sens ze decyduje wiekszosc. 

    Miałem na myśli, że decyzja jest podejmowana większością nawet jeśli jest bezsensowna, np. przegłosowane zostanie, że od dziś wszyscy mają się ubierać do pracy w strój Kermita z Ulicy Sezamkowej pod karą grzywny.

    Co do sensowności podejmowania decyzji państwowych większością głosów, czyli demokracji jako takiej, może nie będę się tu wypowiadał, bo poglądy mam kontrowersyjne, a tu nie miejsce na takie dyskusje.
  • Dużo imigrantów żyje w zamkniętych enklawach, gdzie żyją tak , jak u siebie, drugie i trzecie pokolenie dalej ma dużo dzieci, niektóre jednostki stamtąd uciekają, odchodzą, ale większość zostaje w tym szczelnym środowisku.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.