Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Ofiary Covid-19

11113151617

Komentarz

  • @andora

    Ma zaburzenia jedzenia, na szpitalnym wpada w anoreksję.
    Ja jej się wcale nie dziwię, bo będąc na jej miejscu też bym nie chciała żyć dłużej, aniżeli potrzeba do usamodzielnienia się syna.
  • @Klarcia w Polsce jakby poszła do szpitala to nie zjadłaby nic. Nie wiem jak jest w DE, ale u nas...
  • paulaarose powiedział(a):
    @Klarcia w Polsce jakby poszła do szpitala to nie zjadłaby nic. Nie wiem jak jest w DE, ale u nas...

    Wiem, jak straszne jest jedzenie w polskich szpitalach. Przed pandemią to mało komu przeszkadzało, bo można było pacjentów dożywiać, teraz jest masakra.
    Ale w Niemczech i chyba innych krajach też jest pod tym względem nie halo.
    Osoby chore mają to do siebie, że chce się im coś czego, akurat nie ma na stanie.
    Ja na szpitalne jedzenie nie narzekałam, Myszaty tylko na kolacje, bo były po niemiecku - jednak zawsze chcieliśmy coś dodatkowo sobie zjeść. Była otwarta kawiarnia, można było sobie zamówić w pizerii, albo kurczaka z rożna. Teraz nic, zero.
  • Klarcia powiedział(a):
    @andora

    Ma zaburzenia jedzenia, na szpitalnym wpada w anoreksję.
    Ja jej się wcale nie dziwię, bo będąc na jej miejscu też bym nie chciała żyć dłużej, aniżeli potrzeba do usamodzielnienia się syna.
    Rozumiem, że jest leczona, a szpital mimo to nie zaproponuje jej rozwiązania tej sytuacji? 
  • Ona przy wszystkich swoich dolegliwościach ma teraz jeszcze guz piersi, grozi tym, że zrobi się z tego nowotwór. W obecnej sytuacji szpital nie może jej nic zaproponować. Nie wolno przynosić pacjentom niczego z zewnątrz; nie chcą ryzykować covida w normalnym szpitalu.
    Można asystować przy umierających, ale na oddział wchodzi sią w kombinezonie.
  • 15 lat temu byłam w niemieckim szpitalu i jedzenie było bardzo dobre. Do dziś wspominam pudding z pokruszonym karmelem na deser. Tylko, że to jednak dawno było, może dziś jest inaczej.
  • Nie wiem jak jest teraz w szpitalach w De.
    Ale kiedy kilkanascie lat temu rodziłam tam syna istotnie bylo tak jak pisze @Elunia.
    I to w landzie, gdzie mieszka @Klarcia
    Podziękowali 1kika0
  • Klarcia powiedział(a):
    Ona przy wszystkich swoich dolegliwościach ma teraz jeszcze guz piersi, grozi tym, że zrobi się z tego nowotwór. W obecnej sytuacji szpital nie może jej nic zaproponować. Nie wolno przynosić pacjentom niczego z zewnątrz; nie chcą ryzykować covida w normalnym szpitalu.
    Można asystować przy umierających, ale na oddział wchodzi sią w kombinezonie.

    sorry ale albo nowotwor jest albo go nie ma. Jeśli guż łagodny typu włókniak to ja z takim chodziłam 15 lat pod kontrolą lekarską. Jak nowotór to trzeba wycinać. Więc to nie jest widzimisie, że moze będzie nowotór albo nie bedzie, jest biopsja i albo decyzja o wycięciu albo nie.
    Podziękowali 1Klarcia
  • W ub. roku była w Berlinie dwa tygodnie, opiekując się bratową męża. Leżała w szpitalu po operacji, przed naświetlania mi. Codziennie wizyta pracownicy socjalnej, wybór jedzenia na dzień następny,spory wybór. Również dania weganskie. Dla chorego onkologicznie, który przestrzega diety dużo gorzej. Np te deserki to często były owoce z puszki, w syropie. Inna rzecz, że mi kuchnia niemiecka po prostu nie smakuje i często nie dziwiłam się mojej podopiecznej, że nie zjadała. Jadła " na rozum".
    Podziękowali 1Klarcia
  • Mówiłam, że mnie i Myszatemu jedzenie smakowało, ale kolacje były dla nas nie jadalne. Po prostu nie cierpimy niemieckich wędlin. Córka ma zaburzenia jedzenia, łatwo wpada w anoreksję; jej szpitalne jedzenie nie smakuje, nawet, gdy ma wybór.
    Osoby z Polski tutejsze szpitale postrzegają jako luksus; mieszkańcy już inaczej.
    Lekarzy brakuje (opisywałam to), a tzw. baza hotelowa wygląda coraz gorzej. Bez wątpienia lepiej, aniżeli w krajach post komuny, ale...
  • Aneczka08 powiedział(a):
    Klarcia powiedział(a):
    Ona przy wszystkich swoich dolegliwościach ma teraz jeszcze guz piersi, grozi tym, że zrobi się z tego nowotwór. W obecnej sytuacji szpital nie może jej nic zaproponować. Nie wolno przynosić pacjentom niczego z zewnątrz; nie chcą ryzykować covida w normalnym szpitalu.
    Można asystować przy umierających, ale na oddział wchodzi sią w kombinezonie.

    sorry ale albo nowotwor jest albo go nie ma. Jeśli guż łagodny typu włókniak to ja z takim chodziłam 15 lat pod kontrolą lekarską. Jak nowotór to trzeba wycinać. Więc to nie jest widzimisie, że moze będzie nowotór albo nie bedzie, jest biopsja i albo decyzja o wycięciu albo nie.

    Problem w tym, że biopsję trzeba zrobić w szpitalu.
    Powiem jej, że Ty chodziłaś ze swoim guzem 15 lat, więc spokojnie może poczekać, aż znowu się zrobi normalnie.
  • Małgorzata32 powiedział(a):
    Nie wiem jak jest teraz w szpitalach w De.
    Ale kiedy kilkanascie lat temu rodziłam tam syna istotnie bylo tak jak pisze @Elunia.
    I to w landzie, gdzie mieszka @Klarcia

    Małgoś - kilkanaście lat temu, to tutaj było eldorado.
    Teraz położniczy nadal jest najlepszym z oddziałów. Są lekarze, położne i super baza hotelowa. 
    Pod względem opieki medycznej Niemcy pikują w dół. A wydaje się na to ponad 300 miliardów Euro rocznie.
  • @Klarcia przecież guz może być złośliwy, może niech idzie prywatnie? 
  • Klarcia powiedział(a):
    Aneczka08 powiedział(a):
    Klarcia powiedział(a):
    Ona przy wszystkich swoich dolegliwościach ma teraz jeszcze guz piersi, grozi tym, że zrobi się z tego nowotwór. W obecnej sytuacji szpital nie może jej nic zaproponować. Nie wolno przynosić pacjentom niczego z zewnątrz; nie chcą ryzykować covida w normalnym szpitalu.
    Można asystować przy umierających, ale na oddział wchodzi sią w kombinezonie.

    sorry ale albo nowotwor jest albo go nie ma. Jeśli guż łagodny typu włókniak to ja z takim chodziłam 15 lat pod kontrolą lekarską. Jak nowotór to trzeba wycinać. Więc to nie jest widzimisie, że moze będzie nowotór albo nie bedzie, jest biopsja i albo decyzja o wycięciu albo nie.

    Problem w tym, że biopsję trzeba zrobić w szpitalu.
    Powiem jej, że Ty chodziłaś ze swoim guzem 15 lat, więc spokojnie może poczekać, aż znowu się zrobi normalnie.
    ale ja byłam po biopsji więc wiedziałam co to jest. U nas biopsję robi się ambulatoryjnie
    Podziękowali 2isza AgaMaria
  • Nawet nie wiem jak to wszystko skomentowac
  • paulaarose powiedział(a):
    @Klarcia przecież guz może być złośliwy, może niech idzie prywatnie? 

    Z tego co wiem, to prywatnie jest tylko dla mających prywatne ubezpieczenie. Tutaj nie można iść sobie do lekarza prywatnie. Córce powiedziano, że biopsję tylko w szpitalu robią. Może w innych miastach jest inaczej, nie wiem.
    Teraz i tak zaraz zaczyna się okres świąteczny, to wszystkie Praxis będą zamknięte od 24 grudnia do 6 stycznia.
    W szpitalach będzie 50 proc. pracowników, lekarze tylko asystenci (odp. polskich rezydentów); operacje jedynie w zagrożeniu życia.
    Lżej chorzy pacjenci idą na przepustkę do domów, redukowana jest liczba otwartych oddziałów. Przerabialiśmy to z Myszatym. Raz był tak ciężko chory, że musiał na święta Bożego Narodzenia i Sylwestra zostać. Dali mi go tylko na Wigilię. Ale mogłam być z nim cały dzień do 24 w nocy, a w Sylwestra do rana. Zorganizowałam więc przyjęcie w szpitalu - biały obrus; ozdoby świąteczne, później sylwestrowe; pyszne, polskie jedzonko, na oddziale podgrzali w mikroweli. Dziwili się, że będzie jadł bigos i śledzie z cebulką. On już wtedy mógł jeść wszystko, ale lądowało szybko w worku.
    W Sylwestra piliśmy szampana bezalkoholowego, bo chciałam, żeby personel też wzniósł toast, a im alkoholu w pracy nie wolno.
  • Elunia powiedział(a):
    Wracając do tematu to Piotr Machalica zmarł dzisiaj na covid. Miał 65 lat, w weekend mu się pogorszyło, szpital i po chłopie.

    Na kogo wypadnie, na tego bęc. My (ponad 30 osób) przeżyliśmy to bez zbytnich wstrząsów. Nie wiadomo natomiast, czy później nie będzie jakiś powikłań.
  • Moja córka jest dorosła, wychodzę z założenia, że wie co robi. Zresztą, nigdy niczego jej nie narzucałam.
    Poza tym - wychodzę z założenia, że co ma być, to będzie. fajnie by było, gdyby pożyła do czasu usamodzielnienia się syna, ale .. nie traktuję śmierci jako ostateczności. Według mnie, wtedy dopiero rozpoczyna się pełnia życia.
  • Ale przeciez sama biopsja nie wymaga dlugiego pobytu w szpitalu.
  • No teraz to już naprawdę nie wiem jak to skomentowac..... 
  • edytowano grudzień 2020
    Jak to mowią?
    Tak mi się skojarzyło...

  • @asia bo ty  kochasz i dbasz o innych. Nie jesteś tak zaślepiona, że  widzisz wyłącznie czybek własnego nosa i innych nie traktujesz jak barany. Niech robią co chcą byle mi mojego własnego ego i poczucia wyższości nie zmącili. Dorośli są przecież.
    Podziękowali 1hipolit
  • Mam wątpliwości czy córka Klarci istnieje...
    To co tu czytam to stek bzdur. 

    A jeśli istnieje to sorry ale jesteście rodziną mocno zaburzoną. 
    Zastanawiałam się czy pisać tak ostre słowa, ale może w końcu się otrząsniesz.
    Czy w przypadku nowotworu złośliwego , jeśli bez leczenie zostanie córce 3mc życia , będziesz miała, satysfakcję że córka zakończyła żywot, a wnuk został półsierotą.
    Czemu walczyłaś o Myszatego a nie wyszłaś z założenia że co ma być to będzie.
  • Jednak zmuszenie dorosłych, którzy nie chcą się leczyć, to bardzo trudna sprawa jest tak w ogóle.
  • Tu nie chodzi o przymuszenie córki do leczenia. Ja rozumiem że można zaakceptować decyzję dorosłej osoby, ale nie rozumiem usprawiedliwiania. 
  • asia powiedział(a):
    I jeszcze jedno - gdyby moja córka nie mogła wykonać badań w miejscu zamieszkania to ja zamiast jechać na urlop, by przyjemnie spędzić święta, zrobiłabym wszystko by moi przyjaciele i znajomi pomogli mi dla niej te badania załatwić w Polsce, zamiast mnie gościć i zabawiać 

    Moja córka nie chce jeździć do Polski. A tym bardziej nie pojechała by tam na święta. Poza tym - aktualnie porusza się na wózku, z powodu tej stopy, ma tam jątrzącą się ranę. To akurat jest leczone, co kilka dni przychodzi do domu ekspert od ran i obserwuje proces gojenia.
  • Czemu walczyłaś o Myszatego a nie wyszłaś z założenia że co ma być to będzie. <

    Walcząc o Myszatego, nie zrobiłam nic, co było by sprzeczne z jego wolą.
    On mógł uniknąć wielu przykrości, a może nawet i życie uratować, gdyby robił regularnie kolonoskopię. 25 lat wstecz miał tam nowotwór, który został zoperowany. Miał przykazane kontrole raz do roku. Niestety, po upływie 10 lat już nie chciał iść.
    Próbowałam go namówić, ale jak miał już dosyć moich próśb, to dostawałam joby.
    Ustępowałam więc, w końcu doszłam do wniosku, że facet jest dorosły i wie co robi.
    Gdy już miał bóle, pozwolił załatwić sobie termin na badanie. Było już jednak za późno, a do tego okazało się, że inne raczysko siedzi na nerce. Razem podjęliśmy decyzję, żeby operowano oba organy za jednym razem. Byłoby O.K. gdyby nie błąd personelu.
    Wtedy pozbył się również jelita cienkiego.
    A później przyszedł nowotwór pęcherza - tutaj już pilnowałam, a on wreszcie zaczął mnie słuchać. Więcej na ten temat pisałam w innym wątku.

    A tak w ogóle - to często tutaj pisano, że "umrzeć trzeba". Dziwi mnie więc obecne poruszenie.
  • edytowano grudzień 2020
    @Klarcia to twoja sprawa, ale może jednak zaciągnij córkę do PL i tu zróbcie prywatnie badania? Ja rozumiem, że smierc kiedyś przyjdzie, ale nawet sam Pan Bóg wolał abysmy dozywali starości... Zwłaszcza jeśli ma dziecko. Bo kto się nim zajmie? Dom dziecka? 
  • edytowano grudzień 2020
    .
  • Naprawdę przykro się czyta to wszystko, naprawdę szczerze wspieracie i chcecie pomóc? Kilka osób tak, a kilka się wyżywa.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.