Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Czy Franciszek przekręcił słowa JP2?

Czytam wpis ze strony https://breviarium.blogspot.com/2016/04/z-redakcyjnej-poczty-komentarz-do.html i staram się dojść, co Autor miał na myśli pisząc:

1. Okazało się, że biskup Rzymu wyjął z tekstu Jana Pawła II jedno zdanie, uciął je i umieścił w odwrotnym kontekście.
2. zmanipulowane tak, by zamiast zachęty do dużych rodzin służyło za ostrzeżenie przed zbyt dużymi rodzinami

Porównuję wypowiedzi i wciąż wychodzi mi, że Franciszek sparafrazował słowa Poprzednika nie zmieniając w niczym ich sensu.
Podziękowali 1Klarcia
«1

Komentarz

  • Odkąd został świętym B)
    MSPANC

    Dla Dajczaka wszyscy poprzednicy są mniej heretycy od obecnego w danej chwili papieża.
    Pamiętam, jak jechał po B16 jak po łysej kobyle, by po jego ustąpieniu całować go miłośnie w czółko i zacząć wylewać żale na kolejnego papieża.

    Tak, że kwestią czasu jest, kiedy powie coś dobrego o Franciszku. B)
  • Zajrzałem do Amoris Laetitia i od razu poczułem że muszę się odsiarczyć:

    (Casti connubii)
    1. DAR POTOMSTWA
    a. zrodzenie go
    Pierwsze więc miejsce pomiędzy dobrami małżeństwa zajmuje potomstwo. I zaprawdę sam Stwórca rodzaju ludzkiego, który w dobroci swej w dziele rozkrzewienia życia postanowił ludzi użyć jako pomocników swych, nauczał tego, kiedy, ustanawiając w raju małżeństwo, powiedział do prarodziców naszych, a przez nich do wszystkich przyszłych małżonków: "Roście i mnóżcie się i napełniajcie ziemię"(13). To samo znajduje św. Augustyn w słowach św. Pawła Apostoła do Tymoteusza(14): "Że celem rodzenia zawiera się małżeństwo, świadczy Apostoł w ten w sposób: Chcę, aby młodsze szły za maż. A jakoby wtrącono pytanie: Dlaczego? dodaje zaraz: "Aby dzieci rodziły i stawały się panami domu"(15).
    Jak wielkim dobrodziejstwem Bożym i błogosławieństwem małżeństwa jest dziecko, okazuje się z godności człowieka i celu jego najwyższego. Człowiek bowiem przewyższa już zacnością rozumnej swej istoty wszystkie inne stworzenia widzialne. Nadto Bóg pragnie, by ludzie rozmnażali się, nie tylko w tym celu, by istnieli i zapełniali ziemię, lecz daleko więcej w tym celu, by byli czcicielami Boga, poznawali Go, miłowali i posiadaniem Jego na wieczne czasy cieszyli się w niebie. Cel ten wskutek przedziwnego wyniesienia człowieka przez Boga do porządku nadprzyrodzonego przechodzi wszystko, co oko widziało, ucho słyszało i w serce człowieka wstąpiło(16). Łatwo stąd poznać można, jak wielkim darem dobroci Bożej, jak doskonałym owocem małżeństwa jest dziecko, zawdzięczające istnienie swe wszechmocy Bożej i współdziałaniu małżonków.
    Rodzice chrześcijańscy niech zastanowią się również nad tym, że zadaniem ich jest nie tylko rozradzanie i zachowanie rodzaju ludzkiego na ziemi, a nawet nie tylko wychowanie pewnej ilości czcicieli Boga prawdziwego, lecz powiększenie liczby dzieci Kościoła Chrystusowego, zrodzenie mieszkańców niebiańskich i domowników Bożych(17), by lud służbie Boga i Chrystusa poświęcony z dnia na dzień się pomnażał. A lubo małżonkowie chrześcijańscy, jakkolwiek sami uświęceni, uświęcenia na dzieci swe przelać nie mogą, (przecież przyrodzone rozmnożenie życia stało się drogą śmierci, którą grzech pierworodny przechodzi na potomstwo), to jednak w pewien sposób biorą udział w pierwotnym małżeństwie w raju, gdyż zadaniem ich jest, ofiarować Kościołowi własne swe potomstwo, które by przez tę płodną bardzo matkę dzieci Bożych odrodziło się przez kąpiel chrztu dla nadprzyrodzonej sprawiedliwości i stało żywym członkiem Chrystusowym, uczestnikiem życia nieśmiertelnego i ostatecznie dziedzicem chwały niebieskiej, do której wszyscy całym sercem tęsknimy.
    Jeżeli matka prawdziwie chrześcijańska to rozważy, pozna zaiste, że do niej odnosi się w wyższym i pełnym pociechy zrozumieniu słowo Zbawiciela: "Niewiasta... gdy porodzi dzieciątko, już nie pamięta uciśnienia dla radości, iż człowiek na świat się narodził"(18). Wyniesie się ponad wszystkie bóle powołania swego macierzyńskiego, ponad jego troski i ciężary i z zwiększeni, i świętszym prawem, niż owa matrona rzymska, matka Grachów, szczycić się będzie mogła w Bogu kwiecistym bardzo wieńcem swoich dziatek. I oboje małżonkowie uważać będą te dzieci, które skorym i wdzięcznym przyjęli sercem z ręki Bożej jako skarb powierzony im przez Boga, który zużyją nie tylko na korzyść swoją i ziemskiej swej ojczyzny, lecz który w dzień zdania rachuby z zyskiem Bogu oddadzą. 

    Od razu lepiej się czyta, dla mnie jest to nie tylko kwestia doktrynalna ale i estetyczna. Nie lubię nowej teologii bo jest pokrętnie mętna, mglista, jakby ktoś rzucił świecę dymną.

    Podziękowali 1kami79
  • Myślę, że problem z listem Tomka polega na tym, że on sam błędnie zrozumiał intencje JP2. Świadczy o tym fragment: "zamiast zachęty do dużych rodzin". List JP2 wcale nie zawiera takiej zachęty. List wyjaśnia katolickie podejście do wolności małżonków w decydowaniu o liczbie dzieci. Papież słusznie przewidział, że Międzynarodowa Konferencja o Populacji i Rozwoju będzie starała się tę wolność ograniczać. Nawiasem mówiąc, to w Kairze w 1994 roku wprowadzono pojęcie "zdrowie reprodukcyjne", które stało się pseudonaukowym argumentem na rzecz aborcji.

    W mojej ocenie zarzut manipulacji nie jest uzasadniony.
  • Co do "Casti connubii", to ta encyklika będzie za trzy dni obchodzić 90-te urodziny. Świat nie jest taki, jak w 1930 roku, Społeczeństwo jest inne, cywilizacja jest inna, relacje małżeńskie też są inne. I tak samo, jak Pius XI uznał w tym czasie encyklikę "Arcanum divinae sapientiae" Leona XIII z 1880 roku za nieaktualną, tak samo i my powinniśmy czytać dokumenty nam współczesne.
  • Myślę, że warto przeczytać wszystkie teksty dostępne tutaj: http://mamaroza.pl/biblioteczka/ i wyrobić sobie zdanie. Myślę, że niezależnie od kurtuazyjnych słów, Pius XI miał świadomość, że dokument jego poprzednika jest nieadekwatny nie tylko ze względów medycznych, ale też stylu i języka. Dopiero patrząc na całość można docenić ogrom wysiłku Karola Wojtyły, aby Kościół zrozumiał małżonków, poznał ich problemy i zaczął myśleć w kategoriach ich potrzeb. Wcześniej separacja obu stanów skutecznie to uniemożliwiała.

    Nawiasem mówiąc, ten problem widać także współcześnie w środowiskach, które ignorują nauczanie posoborowe i dla których wartość kobiety ogranicza się do tego, że może urodzić przyszłych księży,
    Podziękowali 1Polly
  • Są to środowiska zarządzające strychem, na którym po reformach przeprowadzonych w Kościele 50 lat temu postanowiono zgromadzić formy i treści, które wydały się przestarzałe.
  • Też nie czuję się zupełnie bezwartościowa tylko dlatego że nie urodziłam księdza ani dlatego że jestem kobietą. A tradycjonalizm katolicki tego nie naucza wcale. Piszesz o jakichś nadużyciach i postawie co poniektórych księży a nie o ogóle nauczania.
    Podziękowali 2Rogalikowa Katia
  • W ramach przypomnienia po co i dlaczego w małżeństwie rodzi się dzieci 
  • Kiedyś mi się wydawało, że "Casti Conubii" jest jedyną drogą do wielodzietności. Dopóki nie poznałem wielu rodzin wielodzietnych, które w ogóle nie słyszały o tej encyklice, a za to znały nauczanie Pawła VI, czy Jana Pawła II. I to nie tylko w środowiskach Opus Dei, Neokatechumenatu, wspólnot charyzmatycznych, Domowego Kościoła, Szensztatu czy Focolare, ale także "zwyczajnych" rodzin parafialnych, nigdzie więcej nie zaangażowanych.

    Ale mam też doświadczenia "in minus". Nigdzie indziej nie spotkałem tylu nieszczęśliwych matek wielodzietnych, co w Tradycji. I nigdzie indziej nie spotkałem ojców wielodzietnych, którzy porzucali swoje rodziny i odchodzili w siną dal. Dlatego właśnie nabrałem przekonania, że karmienie się wyłącznie nauczaniem z innej epoki jest błędem. Owszem, mogę wypełnić swój obowiązek i spłodzić liczne dusze nieśmiertelne na większą chwałę Bożą. Ale to dopiero początek tego zadania. Jeżeli nie wytrwam na posterunku, jeżeli nie oprę się pokusom, jeżeli zaniedbam miłość małżeńską - mój wysiłek reprodukcyjny wzmocni co najwyżej szeregi Strajku Kobiet. I nie jest to jakiś wymysł, tylko całkiem świeże doświadczenie spotkania na FB z córką pewnego znajomego z Tradycji, która napadła na mnie za obronę życia.

    Dlatego właśnie niesamowicie cieszy mnie, że Franciszek w AL przywołuje słowa Psalmu 127 o kołczanie pełnym strzał. To ten sam kołczan, który jest na dole strony w logo forum. Wielodzietność nie ma być smutnym obowiązkiem wynikającym ze współżycia bez antykoncepcji, ale radością i dumą, dowodem Bożego błogosławieństwa.
  • edytowano grudzień 2020
    > A tradycjonalizm katolicki tego nie naucza wcale. Piszesz o jakichś nadużyciach i postawie
    > co poniektórych księży a nie o ogóle nauczania.

    W Tradycji nie ma uniwersalnego Magisterium i każdy ksiądz, albo świecki lider z YouTube wyraża takie opinie, jakie uzna za stosowne.

    Wynika to zresztą z tego, że mając do dyspozycji encykliki sprzed 90 lat trzeba jakoś uzupełnić to, czego w nich nie ma. Dlatego jeden ksiądz każe Ci się spowiadać ze stosowania NPR, a drugi nie. Jeden uznaje kult Miłosierdzia Bożego, a drugi zabroni śpiewać Koronkę na pielgrzymce. Jeden powie, że o. Maksymilian Kolbe jest świętym, a drugi to przemilczy, bo nie uznaje posoborowych kanonizacji. To by mogło w sumie być zabawne, gdyby nie to, że wierni posłusznie realizują te wizje, choć obok jest Kościół, który to wszystko już dawno temu rozstrzygnął.

    Co do tej konkretnej opinii na temat kobiet, to zapewniam, że jej nie wymyśliłem.
    Podziękowali 3OlaOdPawla Polly Joannna
  • > Bo należało zachować stare i rozwinąć nowe

    I to się właśnie stało. Tu ujawnił się geniusz Wojtyły, który przetłumaczył Piusa XI na język zrozumiały dla człowieka współczesnego. Bez moralizowania, a za to pokazując cud ludzkiej płciowości, sens Bożego projektu i korzyść, jaką odnosimy, jeżeli przestrzegamy jego zasad.
  • Bogu dzięki nie każdy ma tak złe doświadczenia z Tradycją co Ty. Ja właśnie dzięki niej oraz poznanym w jej kręgach osobom pojęłam sens powołania małżeństwa do przyjmowania potomstwa w ilości przez Boga przeznaczonej oraz oddania się w pełni obowiązkom stanu bez szukania dróg samorealizacji zgodnie z dzisiejszymi trendami. Te trendy nie ominęły również Kościoła i katolików, w moim doświadczeniu Tradycja jest azylem, który chroni wiernych przed duchem tego świata i pokazuje im właściwy kierunek choć wiadomo, że nie chroni człowieka przed jego grzechem i pychą
    Podziękowali 1Małgorzata32
  • I jeszcze jedno. Przygotujcie się w myślach na rozmowę z dwudziestoletnią córką na temat "Co złego jest w antykoncepcji?". Wtedy się okaże, która encyklika jest pomocna, a która nie.
  • Jak się kiedyś spotkamy, to opowiem Ci o moich peregrynacjach :)
  • Okolice Otwocka.
  • Żaden ksiądz nie każe mi się konkretnie z czegoś spowiadać. Żaden o nic nie wypytywał w konfesjonale. To ja uznaję coś za grzech i go wyznaję. Myślę że problem leży w świeckich a nie w księżach i w tym że pytają księży o szczegóły pożycia małżeńskiego o czym tamci nie mają pojęcia. Ksiądz to nie wyrocznia jeśli chodzi o kształtowanie sumienia. Może udzielić wskazówek ale nie trzeba się do nich stosować. Grzechy ciężkie wynikają z Dekalogu i z prawa naturalnego. Nigdy mi nie przyszło do głowy żeby pytać księdza o npr albo antykoncepcję. 
  • kami79 powiedział(a):
    Bogu dzięki nie każdy ma tak złe doświadczenia z Tradycją co Ty. Ja właśnie dzięki niej oraz poznanym w jej kręgach osobom pojęłam sens powołania małżeństwa do przyjmowania potomstwa w ilości przez Boga przeznaczonej oraz oddania się w pełni obowiązkom stanu bez szukania dróg samorealizacji zgodnie z dzisiejszymi trendami. Te trendy nie ominęły również Kościoła i katolików, w moim doświadczeniu Tradycja jest azylem, który chroni wiernych przed duchem tego świata i pokazuje im właściwy kierunek choć wiadomo, że nie chroni człowieka przed jego grzechem i pychą
     Piszesz o kobietach czy o mężczyznach też? Oni też oddają się małżeństwu i dzieciom i nie myślą o samorealizacji?
  • To by mogło w sumie być zabawne, gdyby nie to, że wierni posłusznie realizują te wizje, choć obok jest Kościół, który to wszystko już dawno temu rozstrzygnął.

    I to jest moim zdaniem kluczowy problem. Nie jesteśmy zakonnikami i nie jesteśmy winni posłuszeństwa żadnemu księdzu, zakonnikowi itd. 
    W kwestiach wiary obowiązuje nas nauczanie Kościoła Rzymskokatolickiego. Podobnie w kwestii moralności.
    Nie żadnego odłamu, wspólnoty, parafii, księdza. 
    Ksieża mnie osobiście nie są potrzebni do nauczania. Zresztą wielu się do tego po prostu nie nadaje.  Są potrzebni do udzielania sakramentów. Nie uważam że mają monopol na  nauczanie religii, moralności, interpretacji, czy kategoryzowania grzechów i że są w tym temacie nieomylni i lepsi niż świeccy. Na wielu sprawach po prostu się nie znają i warto ich słuchać, ale wyciągać swoje wnioski a po pomoc jeśli jej potrzeba udawać się do ludzi, którzy mają wspólne problemy, czyli prowadzą zwykłe świeckie życie.
    Moim zdaniem powinniśmy być samodzielni w poszukiwaniu prawdy a nie opierać się na względnych autorytetach, mając od tego Tradycję, Biblię, świętych, encykliki i dokumenty, Katechizmy Kościoła Katolickiego itd. 
    Nie żyjemy w czasach kiedy czytanie było przywilejem kleru i bogaczy. Nie żyjemy w czasach gdzie dostęp do książek, dokumentów itd jest utrudniony.
    Ogólnie moim zdaniem powinniśmy się bardziej zająć życiem a nie teologią. Jeśli ktoś chcę zgłębiać tajemnice Boga teoretycznie to nie powinien zakładać rodziny i żyć w świecie, bo na to potrzeba dużo czasu i spokoju.


  • A wierni uczestniczący w tradycyjnych formach rytu uważają się częstokroć za bardziej świadomych. Podobnie członkowie rozmaitych wspólnot katolickich. Moim zdaniem do czegoś to zobowiązuje. Niekoniecznie do ślepego posłuszeństwa księżom, którzy tam posługują ale do używania swojego rozumu.
    Podziękowali 2Polly malagala
  • Spotkałam wspólnoty, które do nauczania KK tworzą jakby swoiste aneksy; a to nie wolno mieć w domu figurki słonia z trąbą do góry, a to ma być określona długość spódnicy, a to znowu nie wolno rozwijać przyjaźni np. z protestantem bo może stracisz wiarę, nigdy przenigdy nie ma zgody na npr... Ok, niech sobie w ramach KK dana wspólnota buduje własną tożsamość, ale niech to będzie na zasadzie dobrowolności. Niektórzy jednak wykroczenie przeciw takim dodatkowym zasadom traktują jako grzech ciężki. A narzucanie takich norm pod grzechem jest już nadużyciem i psuciem sumienia.
    Podziękowali 1malagala
  • > nie wolno mieć w domu figurki słonia z trąbą do góry

    Pewnie chodzi o czcicieli hinduskiego bożka Ganeśa. Fakt, że ma zawsze trąbę do dołu.


  • Maciek_bs powiedział(a):
    > nie wolno mieć w domu figurki słonia z trąbą do góry

    Pewnie chodzi o czcicieli hinduskiego bożka Ganeśa. Fakt, że ma zawsze trąbę do dołu.



    jestem pewna, że chodziło o trąbę do góry ;) Takiego z trąbą na dół można było mieć. Tak rozumiane unikanie pozoru zła prowadzi niechybnie do nerwicy.
  • @Wanda

    Możesz czytać kodeksy drogowe sprzed kilkudziesięciu lat, ale jeżeli chcesz bezpiecznie prowadzić samochód, to sięgasz po najnowsze wydanie. Oczywiście, że stary kodeks w dużej mierze zawiera się w nowym. Ale w nowym są rzeczy, o których w starym nikt nie myślał. Układanie życia rodzinnego według zasad sprzed 90 lat jest nierozsądne i sytuacje, które widziałem na własne oczy, to potwierdzają.
    Podziękowali 2Polly Joannna
  • Gdyby moi księża wiedzieli że czasem sama wychodzę do baru i siedzę z samymi chłopami na piwie to też pewnie mieliby zdanie że to grzech ciężki. Tylko że to moje sumienie i niczego nie nadużywam. Ani nie stwarzam pokus ani im nie ulegam. Ani nie widzę w tym zagrożenia dla mojego małżeństwa. Bo nie tam leży zagrożenie, że się odstresuje z sąsiadami. Moja najstarsza też usłyszała od lefebrystów że nie powinna pracować. W sumie to nie wiem czemu skoro chce i potrafi połączyć naukę z pracą. Pewnie chodziło o emancypację. Nie umniejsza to mojego szacunku do tradycji katolickiej, do starego rytu mszy świętej i sakramentów. 
    Do nauczania religii tak jak nauczają jej lefebryści, bo dają solidne podstawy teologiczne i uczą katechizmu. A najważniejsze jest wiedzieć w co się wierzy i czego naucza Kościół od wieków.
    A wiarę każdy wypracowuje sam. I sumienie każdy ma własne.
  • @Odrobinka, zasadniczo zgadzam się z tobą. Natomiast trzeba wziąć pod uwagę, że nie każdy potrafi to tak wyraźnie sobie rozgraniczyć. W pułapkę sekciarstwa w różnym wydaniu wpadają najczęściej młodzi, ludzie z problemami psychicznymi, po traumatycznych przejściach i ci, którzy wychodzą z szamba. Jeśli nie rozgraniczy się w formacji grzechu (na podstawie nauczania KK i są to kwestie ujęte dość precyzyjnie jednak) od dodatkowych wymagań wspólnoty, to potem dochodzi do takich sytuacji, że pani w średnim wieku wygania z Eucharystii nastolatkę z dredami. I na pewno robi to w przekonaniu, że broni szacunku do Jezusa i miejsca. Zresztą nie musi być aż tak drastycznie, wystarczy namolne przekonywanie jednej wierzącej koleżanki przez drugą, że grzeszy pocałunkiem z narzeczonym, bo jej wspólnota akurat uznaje, że tak absolutnie nie wolno.
    Potem niejednokrotnie ludzie stwierdzają, iż nie chcą mieć nic wspólnego z takim Kościołem i odwracają się. No tylko że Kościół nie zakazuje pocałunków przed ślubem ani dredów. Po prostu niektórym środowiskom się to nie podoba i robią z tego niemal przykazanie.
  • Przesłanki unikania kolizji drogowych też się nie zmieniły.

    Kościół mówi nam, jak dobrze przeżyć swoje życie mając powołanie do małżeństwa i jak wykorzystać dar płciowości. To jest bardzo cenne, bo wiele osób chce w tych kwestiach ściągnąć nas na błędną drogę. Ale dziwnym pomysłem jest preferowanie zaleceń z innej epoki, które nie odnoszą się do dzisiejszych problemów.
  • Odrobinka powiedział(a):

    A wiarę każdy wypracowuje sam. I sumienie każdy ma własne.
    Ja bałbym się mówić w ten sposób, nie dodając, że w oparciu o nauczanie Kościoła. Bo potem słyszę np " moje sumienie nie widzi nic złego w antykoncepcji", czy komentarze, że aborcję to każdy w swoim sumieniu...Dlatego też myślę, że źle jest gdy w ramach tego samego Kościoła są różne opinie,nie każdy jest wyrobiony i niektórych może to sprowadzić na manowce. Mam w rodzinie geja, jego mama ma całą plejadę duchownych, dzięki którym żyje w przekonaniu, że życie jej syna jest ok.
    Podziękowali 2Katia Joannna
  • Wanda powiedział(a):
    az strach pomyslec jak stary jest Dekalog!
    Owszem jest stary i nie sądzę, abyś chciała żyć w czasach, kiedy wprost regulował życie społeczne.

    Tematowi cudzołóstwa Stary Testament poświęca stosunkowo wiele uwagi. Szczególnie prawodawstwo Pięcioksięgu bardzo poważnie go traktuje, przewidując karę śmierci za naruszenie przykazania Nie cudzołóż (zob. Kpł 20,10; Pwt 22,22). Niewątpliwie jednym z głównych powodów takiego podejścia była ogromna wartość rodziny w biblijnym Izraelu. Należy przyznać, że tak konkretne, rygorystyczne ustawienie relacji kobieta i mężczyzny w niemałym stopniu przyczyniło się do zapewnienia trwałości rodzinie w Narodzie Wybranym. Sprawa nie jest jednak do końca jednoznaczna, ponieważ w rzeczywistości przykazanie Nie cudzołóż obowiązywało, ale nie wszystkich w równym stopniu. Ze względu na zwyczajową poligamię panującą w starożytnym Izraelu mężczyzna mógł posiadać wiele żon i zaciągał winę jedynie wtedy, kiedy wstępował w kontakt seksualny z kobietą zamężną. Kobieta zamężna natomiast tylekroć dopuszczała się cudzołóstwa, ilekroć wchodziła w kontakt płciowy z jakimkolwiek mężczyzną. Ponadto żonę traktowano jako własność męża, na równi z przedmiotami ruchomości lub nieruchomości, dlatego też grzech cudzołóstwa z kobietą zamężną traktowany był najpierw jako naruszenie cudzej własności. Aspekty miłości, czystości, uczuć schodziły na dalszy plan. Można zatem stwierdzić, że w patriarchalnym świecie Starego Testamentu cudzołóstwo rozumiano przede wszystkim jako wykroczenie żony niewiernej swojemu mężowi i właścicielowi.

    http://bractwoslowa.pl/18-obnazone-cudzolostwo-mt-527-30/
  • @Kajla ale no właśnie tak powinno być. Mam Dekalog, nauczanie kościoła i niepotrzebne jest rozkminianie każdego kroku. Jesteśmy dorośli i umiemy oceniać czy grzeszymy czy nie. Chyba każdy wie że grzeszy kiedy grzeszy.
  • No widzisz, młodzieniec o którym pisałam wyżej ocenia, że krzywdy nikomu nie robi i mając partnera do Komunii przystępuje. On w swoim sumieniu ocenił, mama przyklejała biskupem takie m i księdzem innym i gra.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.