U nas matematyki uczy pani od kaszubskiego Nie wiem, czy wynika to z braków, czy służy zapewnieniu etatów zatrudnionym juz nauczycielom
Myślę że to raczej braki kadrowe. Żaden dyrektor raczej nie zatrudni na stanowisku np matematyka nauczyciela kaszubskiego tylko dlatego , żeby ten od kaszubskiego mial etat. Kuratoria bardzo tego pilnują. Zgody na takie podmianki muszą wydać. Oczywiście glowy nie dam Ha. Uczy języka polskiego - polonista angielskiego - anglista rosyjskiego-rusycysta kaszubskiego -????????
U nas matematyki uczy pani od kaszubskiego Nie wiem, czy wynika to z braków, czy służy zapewnieniu etatów zatrudnionym juz nauczycielom
Myślę że to raczej braki kadrowe. Żaden dyrektor raczej nie zatrudni na stanowisku np matematyka nauczyciela kaszubskiego tylko dlatego , żeby ten od kaszubskiego mial etat. Kuratoria bardzo tego pilnują. Zgody na takie podmianki muszą wydać. Oczywiście glowy nie dam Ha. Uczy języka polskiego - polonista angielskiego - anglista rosyjskiego-rusycysta kaszubskiego -????????
Pani skończyło studia podyplomowe i jest uprawniona do uczenia matematyki, wiec dla kuratorium jest ok. Poza tym uczy w szkole od dawna, więc trudno powiedzieć...
na stronach kuratoriów jest zakładka praca dla nauczyciela i wyświetlają się wakaty, można sobie wyszukać najlepiej sprawdzić ze swojej okolicy i zastanowić się czy tak w rzeczywistości jest czy nie
Osobiście uważam, ze problem braku nauczycieli jest rozdmuchany. Owszem nie zaprzeczam, że istnieje, ale skala to chyba science fiction. Zawsze brakuje tych samych: przedszkolanek, języki, świetlica, zawodowe
Pierwsze z brzegu kuratorium. Region, jak twierdzą Forumki, trudny komunikacyjnie, z przedmiotów wiodących koszmarnych braków nie ma, najpewniej przynajmniej połowa z tych godzin już zajęta. Kogo to bardziej wciąga można podzwonić popytać
U córki w technikum są nowe nauczycielki oraz zatrudnili emerytkę i wróciła do nauczania zawodowego przedmiotu W prywatnych szkołach, przedszkolach i żlobkach przyjmują już po licencjatach, w trakcie studiów i po przeszkoleniach kursach Stale widzę wakaty
U córki w technikum są nowe nauczycielki oraz zatrudnili emerytkę i wróciła do nauczania zawodowego przedmiotu W prywatnych szkołach, przedszkolach i żlobkach przyjmują już po licencjatach, w trakcie studiów i po przeszkoleniach kursach Stale widzę wakaty
W prywatnych mogą,w państwowych obecnie-dobra zmiana-w przedszkolu ,zerówce i klasach 1-3 może pracować tylko nauczyciel ,po studiach jednolitych magisterskich.
Czyli po 5 latach studiów.
Sam licencjat obecnie nie wystarcza.
Z moich obserwacji braki są głównie wśród nauczycieli konkretnych przedmiotów,
wśród nauczycieli języka czyli tam gdzie jest mniej godzin.
U mojego najmłodszego połączyli dwie klasy właśnie z powodu braku nauczycieli.
U nas matematyki uczy pani od kaszubskiego Nie wiem, czy wynika to z braków, czy służy zapewnieniu etatów zatrudnionym juz nauczycielom
Myślę że to raczej braki kadrowe. Żaden dyrektor raczej nie zatrudni na stanowisku np matematyka nauczyciela kaszubskiego tylko dlatego , żeby ten od kaszubskiego mial etat. Kuratoria bardzo tego pilnują. Zgody na takie podmianki muszą wydać. Oczywiście glowy nie dam Ha. Uczy języka polskiego - polonista angielskiego - anglista rosyjskiego-rusycysta kaszubskiego -????????
U nas kaszubskiego uczy pami od historii regionu. Pani katechetka i pani od wf.
Obowiązek wyższych studiów programowych przy nauczaniu w szkole podstawowej to przesada. Ważniejszy zapał i talent pedagogiczny. Wiedza na poziomie podstawówki jest serio do ogarnięcia na 4 semestrach podyplomówki. U mnie w szkole historii uczyła nauczycielka WF, kobieta z pasją. Kiedy pracowałam, a ona zabierał mi godziny, to się zżymałam, ale po latach widzę, że naprawdę nie trzeba 5 lat kwitnąć na historii, żeby dzieciom opowiedzieć, co jest w podstawie programowej. może się podkładam, ale taka prawda. Historii może uczyć każdy, kto potrafi uczyć. Daty może sobie zapisać na karteczce, jeśli nie ma pamięci do liczb W ed spokojnie ciągnęłam program z dzieciakami do końca 6-letniej podstawówki bez żadnego problemu, w gimnazjum/7-8 musiałam doczytać niektóre rzeczy, a w LO się poddałam, bo mi było szkoda czasu na taką chemię na przykład, której nie lubię. Córka uczyła się sama z pomocą - o zgrozo! - studentki chemii W szkole trzeba mieć talent do przekazywania wiedzy i ogarnięcia stada dzieciaków, niekoniecznie zainteresowanych przedmiotem. Przy tym opanowanie podstawy programowej z nauczanych przedmiotów to pikuś
Studia nie są po to by poznać czego się uczy... To, że dałaś radę nauczyć swoje dziecko, nie oznacza, ze dałabyś radę nauczyć 25 osób w klasie i zainteresować wszystkich... Wiem, że to utopia i najlepiej uczą ci co mają po prostu to coś we krwi, ale niestety nie każdy się z tym rodzi, tak jak pani sprzątaczka, o której pisałaś. Niektórzy muszą się tego nauczyć. Co do jakości nauczania na studiach to porażka, ale nie znaczy, że to niepotrzebne. Dwa ostatnie lata powinno być dużo różnych praktyk, podpatrywania, itd.
To, co piszesz o nauczaniu historii, to za przeproszeniem brednie. W nauce historii nie chodzi o pamięciowe opanowanie dat, ale przede wszystkim rozumienie zjawisk i procesów. Osoba, która dany temat zna słabo i jedynie wynotowała sobie na karteczce kilka dat, przekaże je uczniom do wykucia na pamięć. Ale czy będzie potrafiła nakreślić tło epoki, kontekst (np. społeczno-polityczny), związki przyczynowo-skutkowe? Czy będzie potrafiła przekazać tę wiedzę w sposób uporządkowany, z pasją? Takie podejście to jakby od razu zakładanie, że uczeń chce tylko wykuć minimalną ilość materiału, zdać i zapomnieć. Tylko to jest raczej pozorowanie nauki niż nauka historii.
Mam w tym roku 34 godziny tygodniowo. Bardzo trudno obsadzić wakaty, niektóre lekcję odbywają się na zasadzie zastępstw i nikt nie wie, kiedy to się zmieni. 1 września miałam jeszcze telefony w sprawie pracy, w tym sp i średnie.
@Zuzapola, nie pisałam o sprzątaczce. Chyba że to nie do mnie było. A co do praktyk, to masz je takie, jakie sobie załatwisz. Odsiedzisz swoje na nierzadko nudnych lekcjach prowadzonych przez sfrustrowanych nauczycieli (u jednego takiego z doktoratem, to myślałam, że umrę z nudów razem z uczniami), poprowadzisz kila, resztę wbiją ci w dzienniczek, jeśli masz znajomości i już. Dla mnie nauczyciel potrzebuje wykształcenia trochę jak pielęgniarka. Wiedza (nie potrzeba na nią aż 5 lat) i praktyka, praktyka, praktyka. Szkoda, ze nie ma medycznych szkół średnich i kolegiów nauczycielskich. Choć prawda jest taka, że nieważne, jak byśmy kształcili, to i tak, jeśli ktoś nie ma powołania, zrobimy z niego najwyżej rzemieślnika. Choćby miał doktorat. @Coralgol, jakie brednie? Chyba nie zrozumiałaś tego, co napisałam. Wiem, co jest ważne w nauczaniu historii. Studiowałam historię, mam specjalizację nauczycielską i śmiem twierdzić, że studia w sprawie nauczania niczego mnie nie nauczyły. Pisałam o datach na karteczkach, żeby uświadomić, że nie to jest najważniejsze. Może studia się zmieniły, ale mnie nikt nie uczył na nich rozumienia związków p-s, nie uczył metod (chyba że badawczych) nie rozwijał pasji, a na zajęciach z dydaktyki była... historia nauczania historii. Studia na najlepszym (wówczas) uniwersytecie w kraju. Wielu nauczycieli po studiach, dyplomowanych i ą,ę czyta na lekcjach podręcznik, zadaje pracę domową i odpytuje z dat. A bywa że na zastępstwo przyjdzie wuefista i tak opowie o husarii, ze dzieciaki chcą jeszcze i więcej. Sporo jest też pasjonatów, którzy wynoszą to z domu, od rodziców, którzy nie są historykami.
@matuleczka, czasem studia nie wystarczą. Wszystko zależy od nauczyciele i od przedmiotu. A w konkursach od doświadczenia, bo doświadczony nauczyciel wie, co może być, co było i jak są skonstruowane pytania. I nie twierdzę, ze podyplomówka zastąpi studia. Ani podyplomówka, ani studia nie zastąpią nauczyciela z pasją i powołaniem. Oraz doświadczeniem (o ile z czasem nie straci zapału).
Komentarz
Pani katechetka wf.
Nie wiem, czy wynika to z braków, czy służy zapewnieniu etatów zatrudnionym juz nauczycielom
Żaden dyrektor raczej nie zatrudni na stanowisku np matematyka nauczyciela kaszubskiego tylko dlatego , żeby ten od kaszubskiego mial etat.
Kuratoria bardzo tego pilnują.
Zgody na takie podmianki muszą wydać.
Oczywiście glowy nie dam
Ha. Uczy języka polskiego - polonista
angielskiego - anglista
rosyjskiego-rusycysta
kaszubskiego -????????
Jak duza miejscowość?
Poza tym uczy w szkole od dawna, więc trudno powiedzieć...
najlepiej sprawdzić ze swojej okolicy i zastanowić się czy tak w rzeczywistości jest czy nie
Zawsze brakuje tych samych: przedszkolanek, języki, świetlica, zawodowe
Pierwsze z brzegu kuratorium. Region, jak twierdzą Forumki, trudny komunikacyjnie, z przedmiotów wiodących koszmarnych braków nie ma, najpewniej przynajmniej połowa z tych godzin już zajęta.
Kogo to bardziej wciąga można podzwonić popytać
A zerknij na duze miasta. Wwa, Wrocław , Krakow.
W prywatnych szkołach, przedszkolach i żlobkach przyjmują już po licencjatach, w trakcie studiów i po przeszkoleniach kursach
Stale widzę wakaty
Pani katechetka i pani od wf.
U mnie w szkole historii uczyła nauczycielka WF, kobieta z pasją. Kiedy pracowałam, a ona zabierał mi godziny, to się zżymałam, ale po latach widzę, że naprawdę nie trzeba 5 lat kwitnąć na historii, żeby dzieciom opowiedzieć, co jest w podstawie programowej. może się podkładam, ale taka prawda. Historii może uczyć każdy, kto potrafi uczyć. Daty może sobie zapisać na karteczce, jeśli nie ma pamięci do liczb
W ed spokojnie ciągnęłam program z dzieciakami do końca 6-letniej podstawówki bez żadnego problemu, w gimnazjum/7-8 musiałam doczytać niektóre rzeczy, a w LO się poddałam, bo mi było szkoda czasu na taką chemię na przykład, której nie lubię. Córka uczyła się sama z pomocą - o zgrozo! - studentki chemii
W szkole trzeba mieć talent do przekazywania wiedzy i ogarnięcia stada dzieciaków, niekoniecznie zainteresowanych przedmiotem. Przy tym opanowanie podstawy programowej z nauczanych przedmiotów to pikuś
To, co piszesz o nauczaniu historii, to za przeproszeniem brednie. W nauce historii nie chodzi o pamięciowe opanowanie dat, ale przede wszystkim rozumienie zjawisk i procesów. Osoba, która dany temat zna słabo i jedynie wynotowała sobie na karteczce kilka dat, przekaże je uczniom do wykucia na pamięć. Ale czy będzie potrafiła nakreślić tło epoki, kontekst (np. społeczno-polityczny), związki przyczynowo-skutkowe? Czy będzie potrafiła przekazać tę wiedzę w sposób uporządkowany, z pasją? Takie podejście to jakby od razu zakładanie, że uczeń chce tylko wykuć minimalną ilość materiału, zdać i zapomnieć. Tylko to jest raczej pozorowanie nauki niż nauka historii.
Ale później to już tragedia.
@Coralgol, jakie brednie? Chyba nie zrozumiałaś tego, co napisałam. Wiem, co jest ważne w nauczaniu historii. Studiowałam historię, mam specjalizację nauczycielską i śmiem twierdzić, że studia w sprawie nauczania niczego mnie nie nauczyły.
Pisałam o datach na karteczkach, żeby uświadomić, że nie to jest najważniejsze. Może studia się zmieniły, ale mnie nikt nie uczył na nich rozumienia związków p-s, nie uczył metod (chyba że badawczych) nie rozwijał pasji, a na zajęciach z dydaktyki była... historia nauczania historii. Studia na najlepszym (wówczas) uniwersytecie w kraju.
Wielu nauczycieli po studiach, dyplomowanych i ą,ę czyta na lekcjach podręcznik, zadaje pracę domową i odpytuje z dat. A bywa że na zastępstwo przyjdzie wuefista i tak opowie o husarii, ze dzieciaki chcą jeszcze i więcej. Sporo jest też pasjonatów, którzy wynoszą to z domu, od rodziców, którzy nie są historykami.
I nie twierdzę, ze podyplomówka zastąpi studia. Ani podyplomówka, ani studia nie zastąpią nauczyciela z pasją i powołaniem. Oraz doświadczeniem (o ile z czasem nie straci zapału).