Hej, może ktoś coś poradzi, mam taki problem z córką (7 lat), że strasznie wybrzydza przy jedzeniu. Przez jakiś czas mówiła, że mięso fuj, więc myślałam, że po prostu preferuje dietę wegetariańską i kombinowałam tak, by dać jej kotleta sojowego albo z buraka czy coś z warzyw, gdy dla całej rodziny były filety z kurczaka albo zrazy - i dodatki jadła te same co inni. Na pewno nie je zup, które gotowane były na mięsie. Potem przekonałam się, że to jednak nie chodzi o wege.
Je schabowe w sosie z pieprzem (bez panierki) czy rybę bez panierki, strasznie też marudzi na moje gotowanie - często komentuje, że coś co ugotowałam to "śmierduch" lub "zawiera śmierduchy" przy czym śmierduch to np. bazylia albo imbir czy ser pleśniowy. Wiem, że potrafiłaby bez ograniczeń wcinać słodkie np. pierogi z jagodami czy naleśniki, te pojawiają się u nas rzadko. Rzadko kupuje słodycze, ale wiem że jak będzie miała dostęp to się nie powstrzyma. Tego problemu nie mam z jej siostrą ani ze starszym bratem, jedzą w miarę wszystko rozsądnie choć wiadomo czasem trzeba dopilnować. Zastanawiam się co robić, na ile dostosowywać się/na ile wymuszać jedzenie tego co przygotowałam, jak postawić rozsądne granice?
Komentarz
o ile było w domu,
mogli też chodzić głodni, jak nie chcieli jeść tego, co jest
Ja byłam dzieckiem brzydzącym się każdą żyłką w piersi kurczaka. Miałam i mam swoje smaki, pewnych potraw nie zjem bo nie lubię a jak pomyślę z czego to jest to w ogóle odruch wymiotny.
Myślę, że do pewnego stopnia to naturalne dla dzieci, klarują się smaki i gusta.
Patent z 7 daniami rewelacyjny @zapominajka
Mam wrażenie, że u nas chyba mąż bardziej wybredny niż dzieci. Są pewne rzeczy, których nie zje i już. Np. wątróbki czy inne podroby.
Dzieciom na pozwalam na wybrzydzanie. Zwłaszcza, jeśli chodzi o warzywa. Jak są jakieś dziwne i niespecjalnie zdrowe rzeczy, jak np. krewetki, to nie każe jeść, jak ktoś nie lubi. Ale zasadniczo nauczeni, że wszystko ma zniknąć z talerza. Chyba, że chodzi o coś, czego nie lubią do tego stopnia, że wywołuje to odruch wymiotny, jak np. kapary u młodszego syna.
Mam jednego takiego opornego, który oprócz pomidora nie zje żadnych warzyw. Nie mam pojęcia jak go nauczyć....
Ja w przedszkolu nie mogłam nawet podejść do stolika, na którym podawano na podwieczorek chleb z miodem (sztucznym) - sam zapach wywoływał u mnie odruch wymiotny. Długo nie chciałam miodu spróbować, nawet prawdziwego. Brzydziły mnie też kożuchy w zupie mlecznej podawanej na śniadanie - do tego stopnia, że kiedyś zwymiotowałam do talerza. Wkrótce zostałam zwolniona z jedzenia przedszkolnych śniadań - jadłam coś tam w domu przed wyjściem, a w przedszkolu w czasie śniadania siedziałam gdzieś w kąciku i mogłam się bawić.