Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Drugi kwietnia...

edytowano kwiecień 2007 w Arkan Noego
image

Jak zapamiętaliście Jana Pawła II? A może Jego postać i nauczanie miało wpływ na to, że dziś macie duże rodziny? Zapraszam do kilku słów refleksji.
«1

Komentarz

  • Przypomniano mi wątek na forum wychowaniu w wierze. Wtedy, 3.04.2005 tak się dzieliłam moimi spotkaniami z papieżem:

    Obraz 1-y: jestem na studiach w trójmieście; ma przyjechać papież.
    W akademiku toczą się dyskusje na ten temat. Jakieś bilety, wejściówki
    na spotkanie. Byłam wtedy trochę zagubiona. Nie pamiętam dokładnie.
    Chciałam pójść. Papież nie był jeszcze dla mnie kimś bliskim, ale
    chciałam pójść... I poszłam... Spotkanie z młodzieżą na Westerplatte.
    Mój kolega witał wtedy papieża :-) To, co papież mówił, dotarło do mnie
    dopiero niedawno. Byłam wtedy przejęta, ale myślę, że bardziej samym
    byciem z tyloma młodymi wierzącymi w tym samym miejscu... To poczucie
    wspólnoty, do której mnie ciągnęło, mnie, której brakowało w domu
    poczucia wspólnoty wiary...

    Obraz 2-gi: pielgrzymka papieża do Polski w 1999. Papież po raz pierwszy
    w naszym mieście - to cud :-) A nasza Anula ma 3 m-ce i nie mogę iść
    na spotkanie, a może udałoby się być tak blisko... (po znajomości ;-)))
    Było mi przykro... i wtedy, jeszcze przed spotkaniem u nas, gdzieś
    poprzedniego dnia, papież pozdrawia na koniec tych wszystkich, którzy
    szczególnie na to pozdrowienie czekają... (wzruszam się, jak to piszę)...
    Wiecie, poczułam się, jakbym spotkała się z nim sam na sam...

    Obraz 3-ci: to obraz ostatniej Paschy papieża, obraz przechodzenia z
    ziemi przez śmierć do ... życia już na zawsze.

    Obraz 4-y: to modlitwa do Boga razem z papieżem, który już tam jest...
    To prośba o Miłosierdzie dla moich rodziców, o ich nawrócenie. To
    prosta wiara w świętych obcowanie. Bo ja wierzę, że papież modli się
    nadal :-)

    Boże, dziękuję ...
  • Właśnie wróciłam ze Mszy Świętej w intencji naszego ukochanego Ojca Świętego. To jedne, co mogłam dzić dla tego człowieka zrobić. Moje uczestnictwo w tej liturgii to moje dziękczynienie dla Niego. Tylko tyle... Wzruszyłam się ogromnie. Dlatego siadam i próbuję odpowiedzieć sobie na pytanie, kim tak naprawdę był dla mnie Jan Paweł II i jaką rolę odegrał w moim życiu. A muszę stwierdzić, że była to rola niemała. Dlatego chcę podzieliść się z Wami osobistym świadectwem.
    Jan Paweł II. Człowiek legenda....
    Tak się składa, że byłam wczoraj z mężem w kinie na "Tryptyku rzymskim". Obrazy z tego filmu mam na żywo przed oczami, tak jak postać tego wielkiego człowieka â?? Karola Wojtyły. Jedno, co przychodzi mi na myśl, to stwierdzenie, że to najbardziej niesamowity gość, jakiego znam. Brak słów, aby opisać ten geniuszâ?? Jan Paweł II to ktoś bardzo mi bliski. Tak naprawdę, to zaistniał w moim życiu zanim zaczęłam rozumieć, kim On właściwie jest.
    Pierwszy obraz Jana Pawła II, jaki wyrył się w mojej pamięci to obraz człowieka z podniesionymi rękami na balkonie Bazyliki Św. Piotra oglądany na ekranie czarno-białego telewizora- obraz, który po tylu latach bardzo rozmazuje się w mojej pamięci. Za to wciąż żywy pozostaje podekscytowany głos mojego ojca, że mamy papieża Polaka â?? głos pełen radości i niesamowitej dumy. Jako kilkuletnie dziecko niewiele z tego rozumiałam. Ale gdzieś w głębia swego dziecięcego serca czułam, że dzieje się coś ważnego.
    1979 rok â?? to rok mojej Pierwszej Komunii Świętej i rok pierwszej pielgrzymki papieża Polaka do ojczyzny. Pamiętam, że te daty niemal się zbiegły. Pamiętam, że ksiądz mówił o tym wydarzeniu na lekcjach religii. Pamiętam udekorowane okna obrazkami papieża. Wśród strzępów wspomnień jest też wspomnienie, jak rodzice wybierali się do Warszawy, aby wziąć udział w spotkaniu na Placu Zwycięstwa. Tylko tyle tych wspomnieńâ??O tym, co się wówczas wydarzyło dowiedziałam się znacznie później.
    Inne wspomnienia dotyczą strzałów na Placu Świętego Piotra. Kiedy zatroskany ojciec oznajmił z wielkim bólem w głosie, że ktoś chciał zabić papieża. Później było śledzenie doniesień z Rzymu poprzez słuchane ukradkiem radio Wolna Europa. Wciąż niewiele rozumiałam. Rzym był gdzieś tak bardzo daleko jak jakaś obca planeta. I niby kto i dlaczego miałby chcieć zabić Papieża? Jednak myślałam, że jest to ktoś ważny, skoro cały świat tak się nim przejmuje.
    Dalsze lata osiemdziesiąte to czas szkoły podstawowej. W międzyczasie jakaś kolejna pielgrzymka papieża do ojczyzny, w której uczestniczyłam. Ale bardziej jako widz. Bo ze spotkania w Lublinie pamiętam jedynie drewniane ogrodzenia, masę ludzi i fakt, że trzeba było iść dość daleko na pieszo. Tylko tyle. Oczywiście papież coś tam mówił i ludzie nawet go słuchali z zaciekawieniem. Ale nie ja. To wszystko działo się obok. Znacznie ciekawsze było miasto Lublin, w którym ja â?? dziecko ze wsi- miałam okazję być po raz pierwszy w życiu.
    Później długo, długo nic. Aż do spotkania z Papieżem w Częstochowie na Światowych Dniach Młodzieży. Człowiek był już znacznie starszy i bardziej świadomy. Po dotarciu na Jasną Górę w pieszej pielgrzymce wraz i innymi młodymi ludźmi koczowaliśmy u stóp wałów jasnogórskich długie godziny. Pamiętam już dobrze to spotkanie. Pamiętam, co mówił Jan Paweł II do młodych. Pamiętam tę niesamowitą atmosferę tego spotkania i głośno brzmiące słowa pieśni "Abba Ojcze"
    Kolejne spotkanie z Janem Pawłem II to spotkanie już na studiach. To spotkanie z bardzo trudnym dziełem pt "Miłość i odpowiedzialność", przez które ciężko było przebrnąć. A później była lektura Familiaris Consortio i kolejnych encyklik. Zaczęło się moje bliższe poznawanie Karola Wojtyły poprzez jego dzieła, obcowanie z nim i z jego filozofią życiową i w końcu zafascynowanie tym człowiekiem. Wraz z tym poznawaniem intelektualnym pojawiło się głębokie pragnienie, aby móc kiedyś spotkać się z nim osobiście.
    Los zrządził, że w1995 roku po raz pierwszy w życiu pojechałam do Rzymu. Okazją były święcenia kapłańskie szkolnego kolegi mojego przyszłego męża, a ja zostałam zaproszona do towarzystwa. Cóż trafiła się taka okazja, więc się skorzystało. Ten kilkudniowy pobyt w stolicy chrześcijaństwa, to przede wszystkim była okazja do zwiedzania. No, ale być w Rzymie i nie widzieć papieża? Mieliśmy zobaczyć i zobaczyliśmy. To była audiencja środowa. A my wśród tłumu ludzi w sektorach, bardzo wówczas podekscytowani. Bo udało się tak blisko zobaczyć przejeżdżającego Ojca Świętego. Był na wyciągnięcie ręki. To dopiero była atrakcja! No i udało się też zrobić zdjęcia, którymi można się było pochwalić znajomym. To był taki pierwszy kontakt fizyczny z Janem Pawłem II, który już na dobre zagościł w moim sercu
    Następne spotkanie to to w Warszawie z roku 1999. Już jako mieszkańcy stolicy mieliśmy okazję słuchać Jana Pawła II w Ogrodzie Saskim. Ten papież był już o wiele bliższy niż jeszcze kilka lat wcześniej. Później przyszedł jubileuszowy rok 2000 i wszystkie wydarzenia, które ze sobą niósł. Bacznie obserwowaliśmy jak nasz papież wprowadza chrześcijaństwo i świat w trzecie tysiąclecie. Zupełnie niespodziewanie w ostatnich dniach tego roku znaleźliśmy się znów w Rzymie. Nie łatwo było z dwójką małych dzieci, zupełnie nie młodym już polonezem przy grudniowych mrozach przedrzeć się przez Alpy i przejechać pół Europy. Ale udało się jeszcze w owym świętym roku przejść przez wszystkie święte drzwi i bezpośrednio wysłuchać papieskiego błogosławieństwa noworocznego Urbi et Orbi. Z tej szaleńczej wyprawy wracaliśmy tak bardzo szczęśliwi. I jak się później okazało wracaliśmy w "powiększonym" gronie. Bo dokładnie dziewięć miesięcy później- w końcu września urodziła się nasza Weronika. Czyżby to zasługa Ojca Świętego? Myślę, że pośrednio zdecydowanie tak! Mieliśmy nawet pomysł, żeby naszą rzymiankę ochrzcić w Watykanie, ale nie udało się.
    Jan Paweł II stał się nam bardzo bliski. Jak ktoś z rodziny. Może to głupio zabrzmi, ale zdarzało się, że gościł w moich snach. Zwykle był chory, a ja jako pielęgniarka opiekowałam się Nim. I to był dla mnie niewątpliwy zaszczyt. Ale to tylko snyâ?? Ze snów rodziły się marzenia. Albo może odwrotnie- to sny były odbiciem marzeń. Moim marzeniem było spotkanie z Papieżem. A marzenia mają to do siebie, że czasami potrafią się spełniać.
    Rok 2004. Znów zupełnie nie zaplanowany wyjazd do Włoch. Szalony pomysł( a może potrzeba serca). Zbieg okoliczności. Pomocni i życzliwi ludzie. Noclegi w domu Corda Cordi. I znów znaleźliśmy się na tym ogromnym placu otoczonym kolumnadą Berliniego. Tym razem z trójką maluchów. Niedzielna msza beatyfikacyjna z udziałem papieża, jakich wiele w tym miejscu. Zupełnie przypadkowo ( a może nie) spotykamy zakonnika w białym habicie. Na pytanie "Pollaco?", odpowiada: "Od urodzenia!" To nie kto inny, ale Ojciec Hejmo. Na środową audiencję generalną zostajemy wprowadzeni przez niego do sektora bardzo blisko ołtarza. Dzieci padają w niespotykam marcowym upale, najmłodsza śpi całą audiencję. A my mamy niesamowitą okazję widzieć Ojca świętego z takiej odległości, nieświadomi tego, co się za chwilę wydarzy. Nieświadomi, że to jedynie krok od spełnienia największego marzenia. Po skończonej audiencji "wybrańcy" podchodzą do tronu Ojca Świętego. Patrzymy z zazdrością. Serca zaczynają mocniej bić. My też dostajemy znak, że możemy podejść po błogosławieństwo. To niesamowite wrażenie. Pochylona sylwetka starca w bieli okrytego czerwony płaszczem powoli się przybliża. Konsternacja. Co powiedzieć? Natłok myśli. Podchodzimy. Zostajemy przedstawieni. Najpierw Ojciec Święty kolejno błogosławi dzieci. Zdaje się, że są wystraszone, zwłaszcza najmłodsza wyrwana z głębokiego snu. Czas zatrzymuje się w miejscu. Nie jestem w stanie powiedzieć słowa. Ściskam papieską dłoń. Nie trzeba nic mówić. Patrzę w oczy człowieka, który odmienił świat. Głębia jego spojrzenia przeszywa mnie. A jednocześnie czuję niesamowitą więź z tym człowiekiem. Nie mam poczucia jak długo to trwa. Wciąż ściskam jego dłoń. Po dobrej chwili uświadamiam sobie, że trzeba pocałować pierścień rybaka. Z osłupienia wyrywa mnie czyjś ponaglający głos, że trzeba iść dalej. Odchodzimy. Ale to spotkanie wcale się nie kończy. Ono trwa nadal. To papieskie spojrzenie czuję na sobie do dziś. Dla tej jednej chwili warto żyć. Z tego spotkania pozostają też zdjęcia robione przez papieskiego fotografa i osobiste błogosławieństwo dla nas i naszych dzieci oprawione w ramki. I właśnie nad tym błogosławieństwem chcę się jeszcze chwilę zatrzymać. Będąc w kolejnej ciąży znów w snach spotkałam tego kochanego człowieka. Gdy pełna obaw zastanawiałam się, że dziecko to nie zostało pobłogosławione, bo przecież nie było go wtedy na świecie, otrzymałam zapewnienie, że o nim papież też pamięta. Że błogosławiąc nas, pobłogosławił wszystkich. Ktoś by powiedział:"Sen maraâ??" Dla mnie jednak był to bardzo wymowny sen.
    W końcu dzień 2 kwietnia 2005. Tego pamiętnego dnia -
    "2 Kwietnia o 21.37 Aniołowie chwycili za młoty i kilofy...
    ...w pośpiechu rozbijali mury, aby poszerzyć Bramy Niebios. Tak WIELKI człowiek jeszcze nie wchodził do Nieba."
    Gdy nadszedł 2 kwietnia 2005 roku mieszkaliśmy w Niemczech. Dlatego obca nam była ta atmosfera towarzysząca odchodzeniu tego wielkiego człowieka. Tam tego tak się nie przeżywało. Jedynie w telewizji śledziliśmy to, co działo się w Rzymie i tę niesamowitą jedność ludzi w Polsce. To nas ominęło. Tam nikt nie palił zniczy. Było cicho i spokojnie. Tak jakby ta śmierć przeszła niezauważona. Nasze uczestnictwo u pogrzebie Jana Pawła II też było niemożliwe, choć tylu znajomych z Polski wybrało się w tych dniach do Rzymu i choć bardzo by się chciało tam być. Cóż, siła wyższa! Byłam w ostatnim miesiącu ciąży. Trzy tygodnie później urodził się nasz syn Paweł Jakub. Pozostało jedynie śledzić te wydarzenia na ekranie telewizora. Tego dnia były łzy â?? łzy wzruszenia. Była też cicha refleksja.
    Pól roku później oddaliśmy hołd temu Świętemu człowiekowi na jego grobie.
    Dziś mija dwa lata, odkąd Jan Paweł II odszedł do Domu Ojca. Dziś mieszkamy od kilku miesięcy z powrotem w Polsce. I chyba dopiero dziś tak naprawdę poczułam klimat tego odejścia, gdy mogłam zjednoczyć się z wieloma ludźmi ma wspólnej modlitwie. Miałam okazję wspólnie z tymi ludźmi zaśpiewać "Ojcze Święty, my jesteśmy twą nadziejąâ??" i ukochaną "Barkę". Miałam okazję jeszcze raz zastanowić się jak wiele dobrego ten człowiek uczynił dla mnie, mojej rodziny i dla wszystkich ludzi. I choć nie identyfikuję się z pokoleniem JP II, to wiem na pewno, że Jan Paweł II to największy człowiek naszych czasów. Dla mnie to niezaprzeczalny autorytet moralny. To człowiek skała! To wyrocznia w wielu kwestiach, do której można się odnieść z zamkniętymi oczami. W przypadku wątpliwości, pytam, co On ma do powiedzenia w tej sprawie. Zwykle w jego słowach znajduję wielką mądrość i miłość.
    Jan Paweł II to człowiek święty. A ja jestem po swojemu wdzięczna Bogu, że dane mi jest żyć w tych czasach i dane mi było bezpośrednio dotknąć tej świętości.

    Maćku, dziękuję Ci za poruszenie tego wątku. Dzięki niemu miałam okazję dać ujście moim emocjom. Mogłabym pisać jeszcze dużo, ale pora kończyćâ??.
  • Maćku, pięknie to ująłeś. Krótko i na temat. Dwa wydarzenia. Z każdego z nich wyłania się obraz ojca wskazującego swoim dzieciom właściwą drogę. Ojca, który jest dla swoich dzieci przewodnikiem. A nad tym wszystkim dominuje obraz Ojca Świętego- Jana Pawła II, który był ojcem i przewodnikiem całych pokoleń.
    Na koniec piszesz: "Jedno pokolenie minęło". A mi przyszła w tym momencie taka refleksja do głowy- ciekawe, co nasze (te starsze) dzieci będą pamiętały z tych wydarzeń po latach?

    I jeszcze jedna myśl. Zazdroszczę Ci takiego ojca. Ja wyrastałam w cieniu ojca, który był wspaniałym człowiekiem. Ale był dotknięty dramatem choroby alkoholowej. A to bardzo zaburzało relacje w naszym domu. Dlatego może jestem przeczulona na punkcie ojcostwa. Zresztą nawet swoją pracę magisterską poświęciłam roli ojca w rodzinie. Mój ojciec nie żyje od 17 lat. A ja usilnie wierzę, że tam osobiście spotkał Jana Pawła II- człowieka, który tak go fascynował.
  • Już sporo napisałam o Janie Pawle II w moim życiu. Wydawać by się mogło, że ten wątek został stworzony właśnie dla mnie. Ale jak tu nie pisać, kiedy mam wrażenie ogromnej ingerencji tego człowieka w nasze życie.
    Kolejna refleksja z dnia dzisiejszego. Mąż rano wyjechał na kilka dni w zagraniczną delegację. Zawsze zabierał ze sobą na drogę jakąś lekturę A dziś mnie zaskoczył. Bo kiedy się pakował poprosił mnie o.....zdjęcie papieża. Czy to nie dziwne? Poważny facet pojechał na poważną konferencję reprezentować Polskę i zapragnął aby ten człowiek mu towarzyszył.
    Przyznaję, że jestem zaskoczona..... Czyżby moje uwielbieni dla Jana Pawła Ii było udzielające?
    Ale pewnie jeszcze nie raz Jan Paweł II mnie zadziwi.
  • Bardzo się bałam,że jak moje chłopaki podrosną i wejdą w okres buntu to będzie mi truno znależć autrytet na tyle realny ,żeby go przeciwstawić współczesnym idolom.w noc śmierci PAPIEŻA dotarła do mnie stara prawda,że to czego szukam gdzieś daleko mam cały na wyciągnięcie ręki...
  • Odgrzebuję "stary" wątek". Może ktoś jeszcze chciałby coś dopisać czy podzielić się swoim świadectwem....
  • Ja mam dwa obrazy
    1. przeczytałam że papież najbardziej modlił się za małżeństwa które pragna mieć dzieci, chcę żeby wspierał nas modlitwą o powiększenie rodziny
    2. wzruszenie które mnie ogarnia na spotkaniach z papieżem (tych osobistych - Kraków i Gliwice), ale też tych pośrednich - teksty, filmy; obserwuję to też u moich bliskich i nie tylko. Mam wrażenie że to kontakt świętością sprawia, ze człowiek czuje się "miękki", szuka tego, co dobre.
  • Moj tato,ktory zmarl na raka jak mialam 18 lat byl fizycznie podobny do Jana Pawla II i dla mnie jeden i drugi tato zostawili przepiekne slowa; bardzo lubie czytac zapisaki mojego taty jak i wszysko co zostawil JanPawel II i wcielac powoli w zycie.Modle sie za nich i wierze,ze obydwaj przebywaja u Pana.
  • Znów przyszła pora, aby odgrzebać ten wątek...
    Może ktoś zechce coś dopisać.
    Dla mnie ten dzień już zawsze będzie szczególny. Tak jak szczególną osobowością był dla mnie Jan Paweł II.

    Wieczny odpoczynek racz Mu dać Panie...
    +++
  • Jak Papież był w Polsce w 1999 roku był to akurat mój rok maturalny i nasz ksiądz na religii mówił, że to rok łaski bo Papież do nas przyjeżdża.
    Nie byłam specjalnie wierząca czy religijna, ani specjalnie zbuntowana... ot taka letniość, nie odkryłam jeszcze tego, że wiarą można na prawdę żyć.
    Mimo to, z uwagą śledziłam Msze papieskie sprawowane w różnych miejscowościach (to była długa pielgrzymka), nie wiem czemu ale mnie ciekawiły i coś mnie do nich ciągnęło.
    Powoli słowa JPII wlewały mi się do serca, właściwie wtedy na prawdę po raz pierwszy się w nie wsłuchiwałam. Pamiętam że wzruszały mnie do łez.

    W czasie spotkania w Wadowicach, kiedy Papież rozmawiał z tłumem zgromadzonych tam wiernych i wspominał lata młodości, pomyślałam że on tak bardzo Polskę kocha, ale dla Boga zgodził się byc tak bardzo od niej daleko i w ogóle że Bogu oddał całe swoje życie...
    Zapytałam też siebie tak na poważnie (po raz pierwszy w życiu):
    - czy ja robię cokolwiek dla Boga?

    Później było jeszcze wiele różnych wydarzeń, Bóg postawił na mojej drodze dobrych ludzi, wiele rozmów, spowiedzi... ale ta pielgrzymka Papieża, to był początek.

    Rzeczywiście był to dla mnie Rok Łaski, który przygotował grunt pod rok kolejny - 2000 - zwany rokiem łaski i nawrócenia...
  • A ja spoglądam na duże zdjęcie Jana Pawła, które kupiliśmy cztery lata temu na Placu Piłsudskiego, po nabożeństwie w intencji zmarłego Papieża. I myślę sobie, że teraz dopiero zaczynam rozumieć sens posługi Piotra, która trwa w każdym Wikariuszu Chrystusa, tworząc nieprzerwany łańcuch od dwóch tysięcy lat. Przyjęcie tej godności sprawia, że jakby mniejsze znaczenie zaczynają mieć indywidualne cechy tego, czy innego człowieka, a nadrzędne staje się to, że prowadzi Kościół.
  • Napisaliście wspaniałe świadectwa
    Mnie często ściska w gardle jak sobie przypomnę o Janie Pawle II a teraz najlepiej bym płakał jak bóbr i właśnie w takie dni przypomina mi się Jego twarz którą widziałem w telewizorze.
    Ta twarz i te słowa z Placu Zwycięstwa w Warszawie i wiedziałem jako 13-sto letni chłopiec że nic już nie będzie takie samo ,że mamy wsparcie i stało się komuna upadła.
    13.05.1981r dramat kto podniósł rękę na NASZEGO PAPIERZA ,strach w oczach modlitwa w kościołach no i cud on żyje.
    Stadion 10-cio lecia Warszawa na to spotkanie jechałem z Gdyni 24 godz. warto było przeżycie ogromne mino że stałem na płycie stadionu i tak byłem bliżej niż inni co stali na koronie stadionu.
    Potem Gdańsk zaspa ja i moja przyszła żona tuż tuż 100 m od ołtarza może ludzi ,chyba całe trójmiasto się zjechało ,wspaniałe chwile pełne nadziei.
    Sopot hipodrom już wtedy z trojką dzieci i Oazie Domowego Kościoła ,wtedy zrozumiałem że za mało Go słucham i czytam .Nie zapomniany przejazd z hipodromu w Sopocie do Katedry w Oliwie,
    na pewno się na mnie spojrzał i pobłogosławił ,ogromna radość ,był w samochodzie na wyciągnięcie ręki ,wszystko zajaśniało od jego szat ,nogi misę ugjeły .
    Kwiecień 2005 gdzieś w sercu wiedziałem że odejdzie jeszcze nie wiedziałem że będzie mi tak żal,
    nie zapomniana chwila zamknięcia kart Biblii nie wytrzymałem pękłem.
    Niewiedzę rodaka w naszej ojczyźnie który byłby tak wielki ,jestem z tego dumny że z mojego kraju wyszedł taki człowiek .
    Chwała i dziękczynienie Bogu Ojcu za Karola Wojtyłe.
    Piotr
  • <--- Fotka z pogrzebu. Ja wiem... pisac nie muszę.
  • ....zazdroszczę Wam wszystkim którzy słuchali i słyszeli te istotne ,ważne,rzeczy które mówił,przekazywał Papież, ja chyba byłam za młoda i głupia żeby coś zrozumieć ,teraz próbuję to nadrobić-ale to nie łatwe :shamed:

    A
  • Nie przesadzaj Aniu też jesteś pokoleniem JPII. Pokoleniem które nie znało innego papieża.

    Powiem szczerze z tego co mówił JPII niewiele rozumiałem. Ludzie za komuny czekali aż papież zacznie o polityce i Solidarności. Dlatego słuchali jego kazań w tamtym czasie. Po przesileniu Papież stał się ludziom niepotrzebny zachłysnęli się wolnością, każdy chciał się dorabiać. Mieć to co mają na zachodzie, bo teraz już można mieć tylko trzeba się tego dorobić lub załatwić ukraść cokolwiek.
  • Dziś rano córka przed pójściem do szkoły włączyła film (przypadek?) "Karol- człowiek, który został papieżem". Akurat załapałam sie na jedna z ostatnich scen filmu- tę autentyczną, gdzie Jan Paweł II po raz pierwszy przemawia z balkomu bazyliki Św Piotra. I normalnie się poryczałam jak bóbr. Bo z dzieciństwa doskonale to wszystko pamiętam. I pam iętam emocje, które temu towarzyszyły, choć w swoim kilkuletnim umyśle jeszcze niewiele z tego rozumiałam...

    Dlatego podbijam wątek! Może ktoś jeszcze się dopisze, złoży jakieś świadectwo...
  • Też mam portret Jana Pawła II w kuchni, cały czas obiecuję sobie zakup obrazu małego, do pokoju. Tak na poważnie wtedy pierwszy raz publicznie płakałam.
  • Moje pierwsze spotkanie - jeszcze z Karolem Wojtyłą - do dziś żal i refleksja - każda chwila jest jedyna i trzeba ją przeżyć na maxa. 1978 rok , maj, z duszpasterstwem akademickim po tradycyjnej pielgrzymce majowej na Jasną Górę pojechaliśmy na dwa dni do Krakowa. Szalone tempo odwiedzania ważnych miejsc, mnie prozaicznie zaczęło burczeć w brzuchu, potem mdlić, potem już byłam wściekła na każde "jeszcze tu ...i tu...i tu wstąpimy" . W podziemiach Wawelu odśpiewaliśmy "Boże coś Polskę", jeszcze ze słowami "racz nam wrócić..." , budząc popłoch u innych turystów, wychodzimy i ksiądz mówi " teraz na obiad". I nagle, pokazując na sylwetkę wysokiego, szczupłego kapłana woła "patrzcie, kto idzie! Lecimy" No i polecieli, śpiew, uściski, zdjęcia...szał .A ja wściekła, gest Kozakiewicza, siadłam na krawężniku, głodna jestem i żadnemu księdzu machać nie będę. Jak już ta szopka się skończył , w drodze na obiad pytam mojego męża przyszłego, kto to był. A on zdziwiony " jak to, nie wiesz? Karol Wojtyła, był u nas w DA w zeszłym roku. No tak, ciebie jeszcze nie było". Tak mnie ominęła okazja , pierwsza, kontaktu z Osobą.
  • 1979 rok, też z DA pojechaliśmy do Warszawy. Najpierw oczekiwanie na placu Trzech Krzyży na przejazd, potem Msza św. na Placu Zwycięstwa, następnego dnia na nogach od 3 rano, bo mieszkaliśmy gdzieś na Pradze, trzeba było pieszo dojść do kościoła św. Anny. Byłam w poczcie sztandarowym, mieliśmy miejsce blisko ołtarza, zrobiliśmy album ze zdjęć z wizyty K. Wojtyły w DA i szalony pomysł - w czasie procesji z darami podejdziemy do Papieża i wręczymy. No i szok, Papież po Homilii wyjeżdża do Gniezna, Mszę kończy ktoś inny, nawet nie pamiętam. Po mszy ksiądz ładuje poczet do auta i pędzimy do Gniezna.
    No i tam robi mi się słabo, decyzja,że nie mogę ryzykować wielogodzinnego stania na baczność, w krzakach zdejmuję granatową spódniczkę, daję ją rezerwowej...
  • 1983 rok, dołączamy do akademickiej pielgrzymki na Jasną Górę. Do dziś pamiętam niesamowity klimat czuwania na szczycie.
    1987 początek ciąży z najmłodszym. Ruszamy do Gdańska. Tą Mszę bardzo przeżyłam, ze względu na Maluszka, który był z nami, niesamowity klimat i słowa papieża.
    1991 - Koszalin, mąż został z dziećmi, pojechałam z koleżanką, bardzo źle się wtedy czułam fizycznie, jak powiedziałam E co jest grane, powiedziała,że jestem wariatką, ale chęć bycia z Papieżem dała mi kopa, wracałam jak nowonarodzona.
    1997 - wraz ze znajomymi jedziemy do Gniezna. K pracuje jako marketingowiec, zna boczne drogi, podjeżdżamy prawie pod samo miejsce Mszy św. Trafimy do sektora "bułka i herbata", atmosfera pikniku, jak to boli, już nie to,ze przeszkadzają, ale że nie słuchają, lekceważą...
  • 1999 zabieramy dzieci swoje, dwoje cudzych, wbijamy się na chatę rodzinie w Trójmieście i w prawie 20 - osobowej grupie idziemy na hipodrom. Ta Msza, to impuls dla naszych znajomych - decydują się na małżeństwo, słowa "nie lękajcie się miłości" dodają im skrzydeł, w sierpniu jedziemy na wesele.. Następnego dnia rano idziemy raz jeszcze na hipodrom, Papież stąd odleci helikopterem do Pelplina. Wokół lądowiska niewielki tłumek, stoimy w drugim rzędzie od barierek, wszystko ok dopóki nie przyjeżdża samochód policjantów, robią kordon i figę widać. Wołam głośno " prosimy nie zasłaniajcie," KUCAJĄ. Dostają brawa.
    W czasie ostatniej pielgrzymki Papieża byliśmy poza Polską, rowerami jechaliśmy do Wilna.
    Ponieważ często wakacje spędzamy na kajakach, co rusz spotykamy "szlaki Jana Pawła II". W czasie spływu Rurzycą rozmawialiśmy z człowiekiem, który pamiętał Biskupa, modlącego się między drzewami.
    Wciąż mam poczucie,że zbyt mało znam nauczanie JP II, często jest "nie na moją głowę".
    Małgorzato, dziękuję Ci za odświeżenie wątka i za to,co o Janie Pawle napisałaś.
  • Dzień po śmierci Jana Pawła II,moja kuzynka poszła z naszą rodzinką na mszę św,wyszła z kościoła zapłakana,powiedziała,że w życiu czegoś takiego nie doświadczyła.Od tamtej pory wiele się zmieniło w jej życiu.Nawróciła się.
  • JPII mial b.b.b. duzy wplyw na to ze zostalismy malzenstwem, ale to dluga hystoryja
  • [cite] ProMama:[/cite]JPII mial b.b.b. duzy wplyw na to ze zostalismy malzenstwem, ale to dluga hystoryja[/quote

    opowiedz prosze
  • Dla nas Ojciec Święy Jan Paweł II to szczególna Osoba, bo 2 kwietnia 2005 przyjęliśmy Sakrament Małżeństwa.
  • Witaj AgaMaria!!!
    I gratulacje z okazji niedawnej rocznicy!:fi:
  • Podbijam!
    Wprawdzie nie drugi kwietnia, ale wątek jak najbardziej na czasie.
    Może ktoś zechce coś dopisać?
    Sama mam na to ochotę, ale czasu brak...
  • Dziś drugi kwietnia.
    Kolejna rocznica...
  • Ale to jeszcze nic pewnego.
    W sensie daty. Bo, że kanonizacja będzie, to nie ma cienia wątpliwości.

  •  Już bym chciała się wybrać na koanonizację. Myślałam dziś o tym, idąc na poranną Mszę św.


Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.