Polskie dzieci najrzadziej ze wszystkich krajów Unii chodzą do żłobków i przedszkoli. To utrudnia znalezienie równowagi między pracą a rodziną.
Do przedszkoli chodzi u nas 28 proc. dzieci. Nawet druga najgorsza pod tym względem Litwa jest o lata świetlne przed nami - tam ten odsetek wynosi 56 proc. Unijna średnia to 84 proc., a w krajach takich jak Belgia, Dania czy Francja do przedszkoli chodzą prawie wszystkie maluchy.
To dane z raportu Komisji Europejskiej, który ma być opublikowany w piątek.
Podobnie jest, jeśli chodzi o żłobki - gdy w Polsce korzysta z nich 2 proc. dzieci, w niektórych krajach jest to blisko połowa (w Danii nawet ponad 50 proc.). Unijna średnia wynosi 26 proc.
W Belgii, która znalazła się na czele przedszkolnego rankingu, by znaleźć miejsce w publicznym żłobku, trzeba się trochę postarać. - Radzę się zapisać, gdy będzie pani w trzecim miesiącu ciąży, bo czeka się blisko rok - słyszę w biurze mojej dzielnicy Schaerbeek. Mimo to do żłobków chodzi 40 proc. belgijskich dzieci, a do przedszkoli, których jest więcej, już praktycznie wszystkie - 98 proc.
Dla rodziców to m.in. dobre rozwiązanie finansowe. Za żłobek się płaci, lecz proporcjonalnie do zarobków, średnio ok. 300 euro. Minimalna pensja w Belgii to ponad 1,3 tys. euro.
- Przyprowadzam tu mojego synka, od kiedy skończył cztery miesiące - opowiada przed jednym ze żłobków w brukselskiej dzielnicy Schaerbeek Beatrice, mama 1,5-rocznego dziś malca. - Przy moich zarobkach sekretarki wynajęcie opiekunki byłoby zbyt kosztowne. Ale nie tylko dlatego. Myślę, że dobrze się nim tu zajmują - mówi.
Popularność żłobków w Belgii i innych krajach nie wynika wyłącznie ze względów finansowych. - Wielu rodziców, nawet tych, którzy mogliby sobie pozwolić na opiekunkę, woli oddać dzieci w ręce profesjonalistów. My mamy odpowiednie kwalifikacje, ubezpieczenie - mówi Sabine Hanson, wychowawczyni w żłobku w Schaerbeek.
Przyznaje, że są minusy takiego rozwiązania. - Na początku dzieciom jest trudno być bez rodziców, i to poza domem. Więcej chorują. Ale potem się przyzwyczajają - mówi. - Poza tym dzieci muszą kontaktować się z innymi. W przeciwnym razie, gdy pójdą do przedszkola czy szkoły, przeżyją szok - uważa.
Komisja Europejska w swym raporcie nie analizuje zalet i wad różnych firm opieki nad dziećmi. Zbadała jedynie, ile dzieci korzysta z form zorganizowanych. Zwraca uwagę, że dobrze funkcjonujący system żłobków i przedszkoli sprawia, że dzieci rodzi się więcej, a kobiety mogą pozostać na rynku pracy. "Dziś najwyższy wskaźnik urodzin jest w tych krajach, które zrobiły najwięcej, by ułatwić rodzicom znalezienie równowagi między pracą a rodziną" - pisze. To m.in. Francja i Skandynawia.
Podkreśla, że to, czy dziecko chodzi do żłobka lub przedszkola, "wpływa na rozwój kariery kobiet, na nadal istniejącą różnicę zarobków między kobietami i mężczyznami i na emerytury". Według wyliczeń raportu kobiety matki dzieci do 12. roku życia w prawie wszystkich krajach pracują rzadziej niż te niemające dzieci.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Komentarz
Bosz, straszne - nawet dla mnie.
Ta ... i największy wskażnik rozwodów. Dziecko od pierwszych miesięcy "podrzucane" do żłobka, czy opiekunkom nie umie tworzyć bliskich więzi z innymi w dorosłym życiu.
Do trzeciego roku życia dziecko ma być z matką i ojcem i kontakty z dziećmi ze żłobka do niczego są mu nie potrzebne , bo i tak w grupie jeszcze nie potrafi współdziałać.
Kiedyś w szkole słyszałam, że rozdzielenie matki i dziecka przed 3 rokiem powoduje nieodwracalne zmiany w mózgu dziecka i się z tym całkowicie zgadzam. Najpierw zmieniąją się opiekunowie jak rękawiczki a potem partnerzy życiowi, bo czym skorupka za młodu nasiąknie....
P
Powinny się tym zająć odpowiednie służby!
Efektem takiej polityki jest również to, że dzieci wychowuje państwo, a rodzic pracuje by zarobić w gruncie rzeczy nie na rodzinę tylko na ów państwowy aparat socjalny.
Mów po ludzku - w konkubinacie. To konkubina i konkubent, a nie partnerzy.
P
Paweł, szowinisto
A może Werce właśnie chodziło o partnerów dwóch vel partnerki dwie?
:bigsmile:
Czy można jednocześnie być związanym i wolnym ?? :shocked:
Współczuję. Kobieta na tym zawsze wychodzi gorzej.
:tooth:
P
ci ktorzy swiadomie decyduja sie na konkubinat maja w nosie czy nazwie sie ich partnerami, konkubentami, kochankami czy nie-Mezami, nie-zonami, a ci ktorzy zyja tak bo jakos tak wyszłoa a do usc im sie nie spiszy, no coz, sa moze pokrzywdzeni ale taki slub mozna załatwic w granicach jakis 200 zł, no moze ciut wiecej jak dojdzie wymiana dokumentów
Konkubina znaczy po prostu współmieszkanka. Konkubent - współmieszkaniec. Nazywajmy rzeczy i ludzi po imieniu.
emanuje od Ciebie polityczną poprawnością:shocked:
ale nie wszyscy widzą w tym zaletę
No właśnie Werka, no właśnie...W gębie jak widać mocna jesteś, czas jeszcze te złote myśli odnieść do samej siebie.
ale do meritum. jesli kobieta ma czworo czy piecioro dzieci z roznymi partnerami - bo czesto z braku wspolnego mieszkania nawet konkubentami ciezko ich nawac to taki twór społeczny tez nazwiemy rodzina i to wielodzietna bo dzieci wiele i to jest ta mniej 'zwykła' rodzina wielodzietna która mam na mysli - a przy okazji bedzie to tez przyklad mniej 'zwykłego' konkubinatu. szczrze mówiac chciałam zamiast mniej zwykły uzyc sformuowania patologiczny, ale jakos mi obrzydło to słowo. ja naprqawde zadko kiedy komus dosrywam, bo nie umiem, a zeby jeszcze wielodzietnym? gdyby nie to ze z jednym sobie nie radze nadal głosiłabym ze chce szóstke conajmniej
a ja wielodzietna jestem bo mam wiele rodzenstwa :P
zreszta spacery mi ni słuza - wyszłam sobie jeszcze jak wszyscy zdrowi byli do apteki i ledwo wróciłam, chyba mi zelazo spadło po tym porodzie
ty juz profesjonalstka w odchowywaniu osesków, to nie pamietasz jak sie człowiek trzesie nad pierwszym i jaki bywa zagubiony, zreszta ty pewnie nie byłas - wyobrazam sobie ze od dziecka byłas 'najmadrzejsza na swiecie' i pewna swego
i własnie chciałam ie przespac ale sasiedzi z gory bawia sie z dziecmi, dzieci nosza chyba chodaki i pewnie sa uczulone na kurz, bo dywanów u sasiadow brak, a ich ulubiona zabawa to głosne tupanie i rozrzucanie po podłodze drewnianych klocków. pewnie sa wielodzietni :bigsmile: