Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Mieszczuch na wsi?

edytowano czerwca 2011 w Ogólna
Doskwiera nam życie w wielkim mieście...

Czy urodzony mieszczuch z wielkomiejskimi dziećmi da radę przetrwac na wsi?
Czy dzieci sie dostosują, czy raczej wycofają w nowej rzeczywistości?
Ostatnio przymierzamy się do radykalnych zmian, ale dopadają mnie wątpliwości ze względu na dzieci...:confused:
(dodam, że zmiana raczej definitywna, tzn. palimy wtedy mosty...)

Jesli ktos z bloku przeniósl sie na wieś i żyje jeszcze, to proszę o garść przemyśleń, typu, co powinniście wiedzieć...:cool:

Ps. Znam opowieśc o facecie odśnieżającym podjazd....:tongue:
«13

Komentarz

  • tez mi sie to marzy, ale podjazdu nie chce mi sie odsniezac,
    dlatego planujemy wyprowadzic sie w cieplejsze rejony

    :cool:
  • ja mieszkałam w mieście.
    takim na 30 tys mieszkańców i się wyprowadziłam do Lublina, bo tam było za spokojnie :tongue:

    ale po slubie zamieszkałam na wsi
    co prawda w bloku, ale na wsi

    tyle , ze nasze dzieci urodizły się już tu, więc pewnie nie o moje dostosowywanie się do nowego miejsca ci chodzi
    :wink:

    Ty wiesz, że my Wam kibicujemy :)

    p.s. mam następny :wink:
  • To własnie przez Was!
    Śni mi sie walka z dzikimi psami, odpieranie ataków zazdrosnych autochtonów i dzieci zamknięte przy komputerach....a z drugiej strony, tyyyyyle plusów.

    dzieci nie podzielają naszego optymizmu....:confused:(edit: dziecko, najstarsze...)
  • psów dzikich tu nie ma

    za autochtonów nie ręczę :)

    dzieci są otwarte na nowe dzieci :)

    :wink:

    a ona i tak niedługo pójdzie do gimnazjum, i tak będzie zmieniać otoczenie

    w Żywcu jest niezłe, katolickie
  • Mieszkamy od roku na wsi i bardzo sobie to chwalimy.
  • Katolickie, mówisz...?
    No, dalej, dalej...czytam wlasnie o tych Waszych ziołach i marchewkach...
    Prawko by trza szybko zrobić...:gq:
  • Za jakieś dwa lata przeprowadzamy się do Buczkowic, to koło Bielska/Szczyrku. Powód decyzji - żeby dzieci miały zielono, a ja własny koperek z ogródka:wink: Dawaj, balum, dawaj...
  • O! Prawie po sąsiedzku!
    Mnie, tak właściwie, przeraża brak znajomych...długo się oswajam, zanim poczuję się komfortowo.
    Gdyby tak za płotem jakis orgowy wielodzietny....:bigsmile:
  • Coś w tym jest, też myślę o przeniesieniu się za miasto,jeszcze tylko przekonać męża.
  • Spokojnie da się przeżyć na wsi będąc z urodzenia mieszczuchem. Gorzej gdyby się chciało wrócić do miasta, depresja murowana. My uciekliśmy od tego zgiełku i jeśli przyjeżdżamy do miasta coś załatwić albo odwiedzić rodziców to mnie boli głowa, nie umiem wytrzymać tam długo.
  • [cite] prowincjuszka:[/cite]Spokojnie da się przeżyć na wsi będąc z urodzenia mieszczuchem. Gorzej gdyby się chciało wrócić do miasta, depresja murowana. My uciekliśmy od tego zgiełku i jeśli przyjeżdżamy do miasta coś załatwić albo odwiedzić rodziców to mnie boli głowa, nie umiem wytrzymać tam długo.

    ja właśnie tak mam, jestem ze wsi, mieszkam w mieście, tęsknię i zaczynam kombinować jakby tu najszybciej wrócić. Mąż mnie wspiera w kombinowaniu :bigsmile:
  • my tez kombinujemy jak nawiac z miasta, strasznie nas miejskie zycie meczy.

    na wsi nie jest lekko, ale miasto poprostu nie dla nas :confused:
  • lekko to nie było kiedyś, teraz jest zdecydowanie lżej :)
    znaczy się takie jest moje doświadczenie :)
  • Ech... Ja też chce na wioche:)

    Może być pod Żywcem :cool:
  • Ech... Ja też chce na wioche:)

    zapraszam na wiocha.pl :wink:

    :cool:
  • Ja pierdziu...Maciejka weź ostrzegaj, że wejście na te stronę grozi kalectwem lub śmiercią :surprised::tongue:
  • Sorry, ja czasem szybciej pisze niz mysle :bigsmile:
  • mnie, w takim typowym życiu na wsi przeraża tylko to, że wszędzie daleko. i czy pogotowie dojechałoby na czas? :bigsmile:
  • czy pogotowie dojechałoby na czas?
    jesli istniej potrzeba ciaglego kontaktu ze szpitalem, mozna zamieszkac przy szpitalu na peryferiach

    :cool:
  • no tak, ale to nie taka wieś, ino przedmieście :)
  • Zawsze coś.
  • Chyba przede wszystkim zależy to od tego gdzie i jak pracujesz i jaki typ życia prowadzisz. Moj mąż dużo pracuje, jakby miał tracić jeszcze dodatkowo 2-3 godz na dojazdy w obie strony, to byłaby masakra. Rozumiem, ze w okolicy admina mieszka sporo osób, które całymi grupami wyniosły sie poza Warszawę i cały ośrodek życiowy przeniosły niedaleko mIejaca zamieszkania. Nasi znajomi tak mieszkają i tylko znajoma jako jedyna z 5 rodzin pracuje na tzw etacie.
  • Ja też chcę na wieś...:cry::cry::cry:
  • Balumku,
    od listopada jestem wiochmenką. Wcześniej.... miasto miasto miasto.... do piątego pokolenia wstecz:) najtrudniej nam z tym, że nic nie umiemy wokół domu zrobić. Ale z czasem będzie pewnie lepiej.
    Dzieci mam małe, ale nawet dwulatka miała deprechę. Bo na wsi: nie ma placu zabaw, nie ma dokąd chodzić z wózkiem, dzieci trzeba szukać u nich w domu - nie poznaje się ich ot tak, pod progiem.
    Więc pierwsza przestroga: NIE PRZEPROWADZAJCIE SIĘ NA ZIMĘ! O mało nie zbźikowałam. Ciemno, zimno, bezludnie i same przeciwności. Nawet autem nigdzie się nie ruszyłam, bo zasypane po dach śniegiem:bigsmile:
    Wiosną zaczęłam jeździć, niemal codziennie:bigsmile: zaczęli wyłazić ludzie na drogę, poznałam sąsiadów, rozpoznałam sklepy, okoliczne targi, znalazłam ścieżki między polami na spacery, dzieci zaczęły szaleństwa wokół domu (na drzewo z placem zabaw!! po co nam on!). Drzwi otwieram rano i zamykam dopiero na noc. Kto przechodzi obok, to zagaduje.
    Zosia znalazła koleżanki i kolegów. Zupełnie inne dzieci niż w mieście.

    Wydaję o 1/3 mniej na zakupy. Wielu rzeczy - okazało się - nie potrzebuję, inne są tańsze. Mija ósmy miesiąc, a ja jak mam pojechać do Kraka czy choćby Wieliczki - słabo mi. Nie chce mi się ruszać z tej domowej oazy.

    Jak już się zresetowałam z miejskich potrzeb i pragnień, poczułam się o wiele spokojniejsza, nieskrępowana i szczęśliwsza. A lekarz, sklepy, szkoła, sąsiedzi... to trzeba omadlać. W mieście równie trudno o coś sensownego.

    Acha. Ja pracuję w domu. Nie muszę się z niego ruszać. Mąż jeździ, ale też nie narzeka. Tyle, że w weekend to nawet do kościoła wolałby piechotą (pieszo to musiałby z rana na jakąś popołudniową mszę sie wybrać:wink:)
  • No to i ja dołączam się z moją rodzinką do tych , którzy marzą o wsi. Od ok. 2 lat szukamy czegoś dla siebie, ale jak dotąd bez skutku. :neutral:
  • Mysle o blaskach i cieniach zycia na wsi i .....własnie wczoraj ugryzł mnie KLESZCZ!!! Jakis z niedzieli , na spodniach cierpliwie czekał....skubany.

    Dzieciom wyprałam wszystko z wycieczki, bo ...hmm, trzeba było. Ja sie nie wyciorałam, to i , w ramach oszczędnosci wody i gaci, nie prałam! A ten gad mnie haps! Świnia jedna (dobrze, że jedna...)! Mam czerwony placek i bąbel...czekam na objawy boreliozy...

    Ale nie zniechęcilo mnie to jeszcze! To dobry znak! Piszcie dalej.
    Kinga! Dzięki! Właśnie taki początek mnie przeraża z lekka i nie mozna przewidziec , ile potrwałby w naszym przypadku.
    Zrobiłam pierwszy krok ku świetlanej przyszłości:
    zapisałam się na prawo jazdy!!! (edit:i jeszcze obejrzalam projekty domków, cenniki budowlane, znalazlam inwestora i przegladam oferty kredytowe-schiza normalnie...)

    :df:
  • [cite] balum:[/cite]Mysle o blaskach i cieniach zycia na wsi i .....własnie wczoraj ugryzł mnie KLESZCZ!!! Jakis z niedzieli , na spodniach cierpliwie czekał....skubany.

    Dzieciom wyprałam wszystko z wycieczki, bo ...hmm, trzeba było. Ja sie nie wyciorałam, to i , w ramach oszczędnosci wody i gaci, nie prałam! A ten gad mnie haps! Świnia jedna (dobrze, że jedna...)! Mam czerwony placek i bąbel...czekam na objawy boreliozy...


    :df:


    Czerwony placek i bąbel to może być zwykła reakcja alergiczna.

    Zwykle w czasie wakacji kilka kleszczy wyciągam sobie, mężowi, dzieciom.
    Ale nie powiem, żebym to lubiła.
  • z tego co wiem, to klesz musi tak przynajmniej z 12 godzin siedziec, zeby zarazic.
  • Balum, nie da się ukryć. Jeśli myślicie o prawdziwej wsi, nie jakaś tam sielska noclegownia pod miastem:bigsmile:, to może być ciężko. Raczej na pewno będzie. To zmienia człowieka, mam takie wrażenie. My chcieliśmy, żeby nas zmieniło, a i tak dotkliwe to było nieco. I czasem wciąż jeszcze bywa.

    Pierś do przodu.

    A dom murowany? My postawiliśmy szkieletowy szwedzki, wszystkie zalety drewnianego. Główna to ciepły - za gaz zimą niemal symbolicznie zapłaciliśmy, w porównaniu z sąsiadami. No i stanął gotowy w rok.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.