Doskwiera nam życie w wielkim mieście...
Czy urodzony mieszczuch z wielkomiejskimi dziećmi da radę przetrwac na wsi?
Czy dzieci sie dostosują, czy raczej wycofają w nowej rzeczywistości?
Ostatnio przymierzamy się do radykalnych zmian, ale dopadają mnie wątpliwości ze względu na dzieci...
(dodam, że zmiana raczej definitywna, tzn. palimy wtedy mosty...)
Jesli ktos z bloku przeniósl sie na wieś i żyje jeszcze, to proszę o garść przemyśleń, typu,
co powinniście wiedzieć...:cool:
Ps. Znam opowieśc o facecie odśnieżającym podjazd....
Komentarz
dlatego planujemy wyprowadzic sie w cieplejsze rejony
:cool:
takim na 30 tys mieszkańców i się wyprowadziłam do Lublina, bo tam było za spokojnie
ale po slubie zamieszkałam na wsi
co prawda w bloku, ale na wsi
tyle , ze nasze dzieci urodizły się już tu, więc pewnie nie o moje dostosowywanie się do nowego miejsca ci chodzi
Ty wiesz, że my Wam kibicujemy
p.s. mam następny
Śni mi sie walka z dzikimi psami, odpieranie ataków zazdrosnych autochtonów i dzieci zamknięte przy komputerach....a z drugiej strony, tyyyyyle plusów.
dzieci nie podzielają naszego optymizmu....(edit: dziecko, najstarsze...)
za autochtonów nie ręczę
dzieci są otwarte na nowe dzieci
a ona i tak niedługo pójdzie do gimnazjum, i tak będzie zmieniać otoczenie
w Żywcu jest niezłe, katolickie
No, dalej, dalej...czytam wlasnie o tych Waszych ziołach i marchewkach...
Prawko by trza szybko zrobić...:gq:
Mnie, tak właściwie, przeraża brak znajomych...długo się oswajam, zanim poczuję się komfortowo.
Gdyby tak za płotem jakis orgowy wielodzietny....:bigsmile:
ja właśnie tak mam, jestem ze wsi, mieszkam w mieście, tęsknię i zaczynam kombinować jakby tu najszybciej wrócić. Mąż mnie wspiera w kombinowaniu :bigsmile:
na wsi nie jest lekko, ale miasto poprostu nie dla nas
znaczy się takie jest moje doświadczenie
Może być pod Żywcem :cool:
zapraszam na wiocha.pl
:cool:
jesli istniej potrzeba ciaglego kontaktu ze szpitalem, mozna zamieszkac przy szpitalu na peryferiach
:cool:
od listopada jestem wiochmenką. Wcześniej.... miasto miasto miasto.... do piątego pokolenia wstecz:) najtrudniej nam z tym, że nic nie umiemy wokół domu zrobić. Ale z czasem będzie pewnie lepiej.
Dzieci mam małe, ale nawet dwulatka miała deprechę. Bo na wsi: nie ma placu zabaw, nie ma dokąd chodzić z wózkiem, dzieci trzeba szukać u nich w domu - nie poznaje się ich ot tak, pod progiem.
Więc pierwsza przestroga: NIE PRZEPROWADZAJCIE SIĘ NA ZIMĘ! O mało nie zbźikowałam. Ciemno, zimno, bezludnie i same przeciwności. Nawet autem nigdzie się nie ruszyłam, bo zasypane po dach śniegiem:bigsmile:
Wiosną zaczęłam jeździć, niemal codziennie:bigsmile: zaczęli wyłazić ludzie na drogę, poznałam sąsiadów, rozpoznałam sklepy, okoliczne targi, znalazłam ścieżki między polami na spacery, dzieci zaczęły szaleństwa wokół domu (na drzewo z placem zabaw!! po co nam on!). Drzwi otwieram rano i zamykam dopiero na noc. Kto przechodzi obok, to zagaduje.
Zosia znalazła koleżanki i kolegów. Zupełnie inne dzieci niż w mieście.
Wydaję o 1/3 mniej na zakupy. Wielu rzeczy - okazało się - nie potrzebuję, inne są tańsze. Mija ósmy miesiąc, a ja jak mam pojechać do Kraka czy choćby Wieliczki - słabo mi. Nie chce mi się ruszać z tej domowej oazy.
Jak już się zresetowałam z miejskich potrzeb i pragnień, poczułam się o wiele spokojniejsza, nieskrępowana i szczęśliwsza. A lekarz, sklepy, szkoła, sąsiedzi... to trzeba omadlać. W mieście równie trudno o coś sensownego.
Acha. Ja pracuję w domu. Nie muszę się z niego ruszać. Mąż jeździ, ale też nie narzeka. Tyle, że w weekend to nawet do kościoła wolałby piechotą (pieszo to musiałby z rana na jakąś popołudniową mszę sie wybrać)
Dzieciom wyprałam wszystko z wycieczki, bo ...hmm, trzeba było. Ja sie nie wyciorałam, to i , w ramach oszczędnosci wody i gaci, nie prałam! A ten gad mnie haps! Świnia jedna (dobrze, że jedna...)! Mam czerwony placek i bąbel...czekam na objawy boreliozy...
Ale nie zniechęcilo mnie to jeszcze! To dobry znak! Piszcie dalej.
Kinga! Dzięki! Właśnie taki początek mnie przeraża z lekka i nie mozna przewidziec , ile potrwałby w naszym przypadku.
Zrobiłam pierwszy krok ku świetlanej przyszłości:
zapisałam się na prawo jazdy!!! (edit:i jeszcze obejrzalam projekty domków, cenniki budowlane, znalazlam inwestora i przegladam oferty kredytowe-schiza normalnie...)
:df:
Czerwony placek i bąbel to może być zwykła reakcja alergiczna.
Zwykle w czasie wakacji kilka kleszczy wyciągam sobie, mężowi, dzieciom.
Ale nie powiem, żebym to lubiła.
Pierś do przodu.
A dom murowany? My postawiliśmy szkieletowy szwedzki, wszystkie zalety drewnianego. Główna to ciepły - za gaz zimą niemal symbolicznie zapłaciliśmy, w porównaniu z sąsiadami. No i stanął gotowy w rok.