... , przygotowujących się do egzaminów. Podzielcie się proszę swoim doświadczeniem, lepiej uczy Wam się w ciąży czy już z dzidzią przy cycu:cool:
Szukam potwierdzenia i rozgrzeszenia dla mojego przypadku...
W ciąży mam opór do skupienia i rozpracowania tematu nie do przeskoczenia...
A może to hormony i nie ma co walczyć?
Komentarz
A z mlodym przy cycu bylo jeszcze gorzej
Jeszcze trzy takie wpisy a będę zmuszona wylogować się z wielodzietnych i odkurzyć książki...
Ratunku:surfing:
A znów koleżanka w ciąży będąc właśnie wszystkie egzaminy na piątki zdawała :bigsmile:
Więc bierz się do pracy, będzie z głowy
Najgorzej jak rozpraszała mnie myśl o jedzeniu:bigsmile:
Teraz myślę tylko o pieluchach, mleku, kąpielach, kupkach...
Lepiej przyswajałam z maleństwem przy cycu chociaż więcej.rzeczy wówczas rozprasza myślenie o egzaminach.
Będąc w ciąży nie dałam rady uczyć się ani dojeżdżać na uczelnię, brałam dziekankę.
Wiedziałam, że to za ciężki temat dla mnie i nie przeskoczę go. Po ludzku trochę żal dyplomu i tytułu magistra ale dla mnie liczy się co zostało mi w głowie i w sercu po tych studiach. Mam w miarę dobrą sytuację bo jedne studia już mam, co prawda tylko licencjat, ale zawsze
w ciąży pracowałam na pełny etat a po pracy po obiedzie siadałam do pisania doktoratu. Napisałam przez ciążę i pierwsze miesiące życia Zosi. Nie miałam wtedy innych dzieci na wychowaniu - przyznaję. W 9. miesiącu na zwolnieniu już uczyłam się do egzaminu doktorskiego, wciąż pisząc. Jak Zosia się urodziła, pisałam nocami, tak do karmienia o 3.00, a w dzień odsypiałam razem z małą. Obroniłam się, jak młoda miała jakieś 8? miesięcy. A teraz ciągle siedzę w książkach, bo albo czytam i recenzuję, albo redaguję. I zwykle najłatwiej mi to przychodzi do czasu ukończenia pół roku przez dziecię. Potem to już nie jest takie proste, ale się da. Dla mnie to odskocznia i przyjemność. A jeszcze pieniądz jest.
Na początku to hormowny taką siłę dają, że można cuda na kiju wyprawiać
A już zdążyłam się natchnąć Waszą werwą i w drodze do lekarza opowiadałam mężowi jak to z robotą ruszam...
No a jak już się okazało, że będę mogła zdawać po porodzie to dopiero mi się zachciało uczyć
No i zagwozdkę mam, bo nie wiem, czy te, co mnie uczyły, to matkami były, czy nie?
:bigsmile:
Sorry za żarcik, ale czasem literówki taki fajny efekt dają, że ciężko się oprzeć.
Eee, nie. Mój mąż na ten przykład ma tak samo. Obronił się dwa miesiące po mnie. Jak wymiękam, to sobie myślę - Mój Boże, dwoje dzieci... to przecież połowa tego, co ma X, 1/3 tego, co u Y i 1/6 tego co u M:bigsmile:
I wystarczy. Siły wracają.
Ale dziękuję Wam. Też jestem z siebie zadowolona, choć dzięki Wam odczułam przez chwilę wręcz dumę
Dziś słuchałam czytań i pomyślałam, że muszę Wam coś dopisać: Chrystus gra tu wielką rolę. Staram się pamiętać o tym, że jeśli Bóg czegoś ode mnie chce, to da mi na pewno siły i czas i talenty, ale ja muszę dać z siebie wszystko. Czasem wydaje się to niemożliwe, ale zauważyłam, że jeśli nie wybiegam myślą zbyt daleko i nie zajmuję sie zbytnio efektami końcowymi, tylko tym, co tu i teraz, dziś jest do zrobienia, wtedy te drobne kroczki spokojnie składają się na milowe kroki. Nie warto kalkulować - dam radę czy nie, zdążę czy nie zdążę, dobrze to zrobię czy źle - tylko robić swoje, każdego dnia na maksa, bez odkładania. A Bóg pobłogosławi.
Wiśta wio!:bigsmile:
Uczyc sie moglam porzadnie wylacznie w nocy..... nie dawalam rady przy dziecieciu.
Potem odsypialam drzemkami.....
PODZIWIAM ja pewnie dawno bym już odpuściła