Z tego artykułu wynika, że ED jak każda inna forma nauczania ma swoje " plusy dodatnie" i " plusy ujemne" Ja nie mam porównania, bo moje dzieci uczą się w szkołach- publicznych + 1 na studiach płatnych, bo zaocznych.
Łof, baardzo jestem ciekawa zdania naszych praktykujących homeschoolersów... Bo jak dotąd nie spotkałam się z opisem ciemnej strony domowej szkoły, która była
Łof, baardzo jestem ciekawa zdania naszych praktykujących homeschoolersów... Bo jak dotąd nie spotkałam się z opisem ciemnej strony domowej szkoły, która byłaby aż tak ciemna, że oddaje się jednak stery szkole publicznej. Wszyscy mówią: no co ty, dwie trzy godziny dziennie, a potem normalne życie, z którego też uczyć się można... książek nie czytacie? na spacery nie chodzicie? dasz radę.
Choć z drugiej strony, na przykład ten fragment:
"Na pewno są edukatorzy, którzy potrafią swoje dzieci biegle nauczyć kilku języków obcych, historii, biologii, informatyki, fizyki i chemii, mają zaplecze laboratoryjne, boisko pod nosem i innych edukatorów po sąsiedzku, z którymi współpracują".
Albo wylejcie na mnie kolejne wiadro zimnej wody, albo potwierdźcie, że w domowej edukacji nie chodzi o to, żeby dzieci kształcić na omnibusów i ładować w nie wszelką możliwą wiedzę na poziomie niemal uniwersyteckim. Ile tych dodatkowych zajęć musi być, żeby rodzic nie wyrabiał?
Z jednej strony czuję niepokój, że wreszcie ktoś napisał szczerą prawdę o domowym. Z drugiej myślę, że trzeba dużej pokory i powściągliwości ambicji, żeby domowej podołać i nie zassać się na takim ładowaniu w dziecko jakby Cambridge w domu robiło. Bo wtedy to się musi sypnąć, i to już na drugiej klasie szkoły podstawowej.
Wiesz, jak sobie mysle, ze problemem ED w Polsce jest to, że to wszystko dopiero u nas raczkuje. Jak czytam blogi mam z US, które uczą w domach i mają do wyboru różne programy nauczania + duże zaplecze materiałów pomocniczych to ehh... można pomarzyć
Jeżeli przygotujecie się do tego zadania poważnie, będziecie konsekwentni-czemu nie? Skoro jesteś do tego przekonana nie powinnaś się przejmować opinią innych. Przypuszczam, że trzeba się sporo nagimnastykować, żeby móc wprowadzić to w życie, ale akceptacja innych wydaje mi się najmniejszym z problemów.
Uczucia mam ambiwalentne. To chyba zależy od motywacji, czy ED się uda czy nie... Mnie nie motywuje, to aby moje dzieci wytrzymały w biurze, czy zniosły złego szefa - myślę, że nawet jakby poszły na kurs "biurokracji" - jak to mój syn zauważył po przeczytaniu tej przygody - to i tak nie byliby szczęśliwi
Nie zauważyłam też wyścigu szczurów - w kl 1-3 nie ma ocen... ale nawet gdyby, to z kim ten wyścig - z dziećmi ze szkoły, z którymi widzimy się raz w roku?
Czasem spotykam mamy ok dwulatków -i słyszę jakie mają super scenariusze na ED... - takie podejście trochę mi to przypomina... do chemii i fizyki jeszcze kawał drogi - trochę szkoda się bać z takim zapasem
Szczerze mówiąc rozumiem obawy >otoczenia<, ale głośno bym nie wyrażała moich wątpliwości, chyba, że poproszona o zdanie. Uważam, że dojrzała, przemyślana przez całą rodzinę decyzja powinna zostać uszanowana. A na pewno nie można dyskredytować rodziców w oczach dziecka.
Myślę, że w Polsce niestety jeszcze wzbudza ED dużo negatywnych emocji. Jak odroczyłam jedno dziecko od obowiązku szkolnego, to też się nieźle nasłuchałam, jak to zabieram dziecku rok z życia. Szlak mnie trafiał. Jak to zabieram, daję rok na zdobycie dojrzałości. Ech, łapki opadają.
Ja myślę że taka decyzja, skoro już podjęta, musiała być przemyślana i zaplanowana.
Serio, znam rodziców, którzy zaplanowali coś takiego, przeprowadzili-tylko w trakcie okazało się, że nie wystarczy lubić książek czy mieć piątek z przedmiotu w szkole. I była lekko mówiąc- chała. Tak tylko wtrąciłam, osobiście wierzę, że większość przemyślała to i przygotowała się porządnie do zadania.
@Dorunia U mnie akurat w najbliższej rodzinie dwie osoby straciły rok życia-jadąc do amerykańskiej szkoły. I tez ludzie patrzyli na rodziców z politowaniem, że strata, że po co. A dla nich to była lekcja życia, świetnie się bawiły i dużo nauczyły.
E: taaaa, słyszałam rodziców...Zmieniam, bo przykro patrzeć
To mnie moja mocno kontrowersyjna młodość zaszczepiła na wszelkie społeczne fochy wręcz im więcej fochów, tym bardziej czuję, że jestem na właściwej ścieżce. Ważne, żeby sumienie mieć spokojne i z mężem takie samo zdanie.
@Agga, to co piszesz o scenariuszach ED... myślę podobnie, choć wyrocznią się nie czuję, bo dzieci ledwie paroletnie mam. My na razie ścieramy się z opinią dziwaków, bo z przedszkola nie korzystamy. Ale żebym się tym jakoś przejmowała??? Moja czterolatka ostatnio jakiejś pani tłumaczyła, że my mamy przedszkole takie domowe i jakby mama była w szpitalu, a tata był chory to tak, to musiałyby pójść do przedszkola, ale teraz nie. Dziecięca logika, ale dość słuszna...
"Z jednej strony czuję niepokój, że wreszcie ktoś napisał szczerą prawdę o domowym. "
--------------------
Jaka prawdę?
Przeciez oni prowadzili ED przez 2 lata z jednym dzieckiem w nauczaniu początkowym, a zrezygnowali, bo bali się o jakąś wyimaginowaną przyszłość syna. Chcieli tez mieć więcej czasu dla siebie, bo ED zbyt ich pochłaniała.
Wg mnie przesadzali z urozmaicaniem nauczania, co powodowało szybkie ich wypalenie i znudzenie dziecka.
Taja gruuby ten beton, oj gruby!I tak jak bardzo bym chciala pojsc w ED to nie wiem czy podolam z chociazby rodzinnym sprzeciwem.. ale u mnie dodatlkowo jeszcze nie ma zgody na to u meza wiec..plany odlegle.
Kinga ja tylko spotykam sie z powiedzmy lekkim zdziwieniem ze jak to, 3 lata skonczyl i nie poszedl do przedszkola??
O, MamaMika, ten drugi artykuł z innym nieco wydźwiękiem, o wiele bardziej pozytywnym, no ale to jeszcze przed zmianą zdania.
Ładnie pisze ta babeczka o sakramentach. Że poczuli się spokojni o dzieci w szkolnej rzeczywistości, skoro je oddali Jezusowi.
O ED myślę, bo nie chcę, żeby dzieci wlazły mi za wcześnie w bagno. Ale też ważny jest dla mnie, jeśli nie najważniejszy, taki laicki wymiar - obecna szkoła, program, relacje nauczyciel-uczeń kształtują człowieka na przygłupawy trybik w maszynie. To tak, jak pisze @agga - wcale nie niepokoi mnie myśl, że mi się dziecię nie znajdzie za biurkiem w biurze w jakiejś bezsensownej, automatycznej robocie. Ważniejsze jest, by miało poczucie, że własną pracą i zainteresowaniem jest w stanie nabyć każdą wiedzę i umiejętność.
Trochę zostałam źle zrozumiana beton społecznej nie akceptacji to jedno, ale z tym się wiąże też mała świadomość i wręcz niewykonalna chęć pomocy. To tak jak np. w krajach gdzie ED funkcjonuje długo jest wiele poradników, wskazówek i ogólnie nie zostajesz z tym sam. A u nas? Książki o ed owszem, ale widziałam tylko takie filozoficzne "czy ed jest dobra czy zła" "czy ed szkodzi czy pomaga" takie pitu, pitu... A merytorycznie to już kiepsko.. No ale ja teoretyk jestem, lekko zafascynowany samą ideą No i mam jeszcze mnóstwo czasu Tak, @Kowalka wiem wiem
No i ja taki typ jestem co to lubi pod prąd ale nie bardzo lubię się tłumaczyć (usprawiedliwiać). blee
ps. to samo mam wrażenie jest (w sensie betonu społecznego) z wczesną komunią.. no żesz, żeby nawet księżom tłumaczyć dlaczego mamy takie pragnienie?! wiem, wiem, też mam jeszcze czas :P
@annabe, na wsi mieszkam, tutaj ludzie serdeczni, zawsze tysiąc rad i ostrzeżeń mają Dzisiaj nas sąsiadka nakryła w pobliskich Niepołomicach, że do muzeum na Zamku idziemy - ależ zdziwiona była. Z dziećmi obrazy oglądać??
@annabe, na wsi mieszkam, tutaj ludzie serdeczni, zawsze tysiąc rad i ostrzeżeń mają Dzisiaj nas sąsiadka nakryła w pobliskich Niepołomicach, że do muzeum na Zamku idziemy - ależ zdziwiona była. Z dziećmi obrazy oglądać??
@Kajsa, też mnie to zaskoczyło. Te oceny to nie jest jakaś wyrocznia. Co mnie obchodzi, jak komisja to oceni? Byle puściła dalej i nie skrzywdziła - przecież to jest jakiś wycinek tylko wiedzy posiadanej. można dopracować, a można ocenić, jako wcale nie tak potrzebne.
Uczenie się pierdół na dost. i nie więcej też jest cenną bardzo umiejętnością
My jesteśmy od początku na ED, teraz syn jest w II klasie. I mamy problem z dyscypliną. Pracujemy nad tym. Tzn. mamusia się stara, a synek kombinuje, jak się nie poddać tym staraniom. Poszłam z dziećmi na lekcję angielskiego jako obserwator (chodzą 1x w tyg.) i wcale tam nie było lepiej, bym powiedziała, że gorzej. Myślę więc, że w naszym przypadku zwalenie problemu na szkołę i tak go nie rozwiąże. Planujemy dowozić (ach te kłopotliwe dojazdy.....) go na spotkania drużyny zuchowej. Z zajęciami dodatkowymi staramy się nie przesadzać, najlepiej organizować je w pobliskim zasięgu. Wychodzimy z założenia, że i tak dzieci dziedziczą uzdolnienia po przodkach i najważniejszy jest kontakt także "naukowy" z najbliższymi. Rozwijamy przede wszystkim te uzdolnienia, które sami mamy.
Ja zastanawialam sie nad ED, no a mojemu mezowi idea wyjatkowo sie podoba. Ale w naszym przypadku idea a zycie to dwie rozne sprawy. Po pierwsze ja bym musiala zrezygnowac calkowicie z pracy - czyli zostac nauczcielka, do czego nigdy nie mialam pociagu i zostawic to co lubie. Wydaje m sie, ze ogolnie pojetym humanistom chyba bywa z tym latwiej, choc moze sie myle. Po drugie - dyscyplina - czyli lekcje o okreslnych godzinach, przerabianie jakiegos materialu "na czas" - z dwojka moze bym sobie poradzila - z druga dwojka bylby problem, ze wzgledu na ich charaktery. Na lekcjach nalezalo by sie skupic na problemach uczonych dzieci, a nie na problemach najmlodszej siostry, ktora od roku jest na etapie "wiszenia na matce" jesli tylko ta matka jest w zasiegu, a pewnei jeszcze z rok tak bedzie. Pewne specyficzne zajecia - jezyki obce, muzyka - jezyki znamy zbyt slabo, muzyka - coz, lepiej nie mówic... Do tego zajecia sportowe - tu jednak trzeba by organizowac sie dodatkowo, dowozic itp, no i i tak nie bylo by tak intensywnie jak akurat w naszej szkole - a mlodym chlopcom sport naprawde dobrze robi
No i kolejna sprawa - ankieta wsrod dzieci wykazala, ze one absolutnie nie chca zmieniac szkoly, w co wlacza sie rowniez ED.
Czyli u nas problemem nie jest nauka jako taka, tylko sprawy dodatkowe...
Komentarz
Wielka szkoda, ze sie poddali !
Myślę, że uniknięciem "wyściugu" ad ocen, jest szkoła u Sawickich. Namor mylę się???
homeschoolersów... Bo jak dotąd nie spotkałam się z opisem ciemnej
strony domowej szkoły, która byłaby aż tak ciemna, że oddaje się jednak
stery szkole publicznej. Wszyscy mówią: no co ty, dwie trzy godziny
dziennie, a potem normalne życie, z którego też uczyć się można...
książek nie czytacie? na spacery nie chodzicie? dasz radę.
Choć z drugiej strony, na przykład ten fragment:
"Na pewno są edukatorzy, którzy potrafią swoje dzieci biegle nauczyć
kilku języków obcych, historii, biologii, informatyki, fizyki i chemii,
mają zaplecze laboratoryjne, boisko pod nosem i innych edukatorów po
sąsiedzku, z którymi współpracują".
Albo wylejcie na mnie kolejne wiadro zimnej wody, albo potwierdźcie, że w
domowej edukacji nie chodzi o to, żeby dzieci kształcić na omnibusów i
ładować w nie wszelką możliwą wiedzę na poziomie niemal uniwersyteckim.
Ile tych dodatkowych zajęć musi być, żeby rodzic nie wyrabiał?
Z jednej strony czuję niepokój, że wreszcie ktoś napisał szczerą prawdę o
domowym. Z drugiej myślę, że trzeba dużej pokory i powściągliwości
ambicji, żeby domowej podołać i nie zassać się na takim ładowaniu w
dziecko jakby Cambridge w domu robiło. Bo wtedy to się musi sypnąć, i to
już na drugiej klasie szkoły podstawowej.
Uważam, że dojrzała, przemyślana przez całą rodzinę decyzja powinna zostać uszanowana. A na pewno nie można dyskredytować rodziców w oczach dziecka.
Tak tylko wtrąciłam, osobiście wierzę, że większość przemyślała to i przygotowała się porządnie do zadania.
@Dorunia U mnie akurat w najbliższej rodzinie dwie osoby straciły rok życia-jadąc do amerykańskiej szkoły. I tez ludzie patrzyli na rodziców z politowaniem, że strata, że po co. A dla nich to była lekcja życia, świetnie się bawiły i dużo nauczyły.
E: taaaa, słyszałam rodziców...Zmieniam, bo przykro patrzeć
(To do wpisu aggi)
@Agga, to co piszesz o scenariuszach ED... myślę podobnie, choć wyrocznią się nie czuję, bo dzieci ledwie paroletnie mam. My na razie ścieramy się z opinią dziwaków, bo z przedszkola nie korzystamy. Ale żebym się tym jakoś przejmowała???
Moja czterolatka ostatnio jakiejś pani tłumaczyła, że my mamy przedszkole takie domowe i jakby mama była w szpitalu, a tata był chory to tak, to musiałyby pójść do przedszkola, ale teraz nie. Dziecięca logika, ale dość słuszna...
No nic. Piszcie, piszcie. Ciekawam, co na to @Namor i @Namorowa, @Agnieszka63, @Taw...
domowym. "
k.
Ładnie pisze ta babeczka o sakramentach. Że poczuli się spokojni o dzieci w szkolnej rzeczywistości, skoro je oddali Jezusowi.
O ED myślę, bo nie chcę, żeby dzieci wlazły mi za wcześnie w bagno. Ale też ważny jest dla mnie, jeśli nie najważniejszy, taki laicki wymiar - obecna szkoła, program, relacje nauczyciel-uczeń kształtują człowieka na przygłupawy trybik w maszynie. To tak, jak pisze @agga - wcale nie niepokoi mnie myśl, że mi się dziecię nie znajdzie za biurkiem w biurze w jakiejś bezsensownej, automatycznej robocie.
Ważniejsze jest, by miało poczucie, że własną pracą i zainteresowaniem jest w stanie nabyć każdą wiedzę i umiejętność.
Dzisiaj nas sąsiadka nakryła w pobliskich Niepołomicach, że do muzeum na Zamku idziemy - ależ zdziwiona była. Z dziećmi obrazy oglądać??
Uczenie się pierdół na dost. i nie więcej też jest cenną bardzo umiejętnością
My jesteśmy od początku na ED, teraz syn jest w II klasie. I mamy problem z dyscypliną. Pracujemy nad tym. Tzn. mamusia się stara, a synek kombinuje, jak się nie poddać tym staraniom. Poszłam z dziećmi na lekcję angielskiego jako obserwator (chodzą 1x w tyg.) i wcale tam nie było lepiej, bym powiedziała, że gorzej. Myślę więc, że w naszym przypadku zwalenie problemu na szkołę i tak go nie rozwiąże. Planujemy dowozić (ach te kłopotliwe dojazdy.....) go na spotkania drużyny zuchowej. Z zajęciami dodatkowymi staramy się nie przesadzać, najlepiej organizować je w pobliskim zasięgu. Wychodzimy z założenia, że i tak dzieci dziedziczą uzdolnienia po przodkach i najważniejszy jest kontakt także "naukowy" z najbliższymi. Rozwijamy przede wszystkim te uzdolnienia, które sami mamy.