mój 7 latek czasami, 14latka też często (żeby się nie uczć, to wymyśla porządki) @Bea@ mam parę opakowań plastikowych na kinderbale - dam radę, dzięki. Ale zagadnienie gdzie to znika mnie nurtuje na przyszłość
@Winda, znajomej syn wrzucał łyżeczki do pojemnika na wodę w odkurzaczu. Podobno wyglądało zjawiskowo z tego wynika, że znajoma musiała rzadko odkurzać )
Dla mnie to trudne, zwłaszcza ze trzeba dobrego przykładu i pracy nad tym dość systematycznej. A tu np. wchodzę do domu po spacerze, rzucam małe, bo 2 latek chce siku, zamykam psa bo z córką przyszły koleżanki, przypominam sobie o płaczącej, głodnej małej, po drodze nastawiam coś na obiad, odbieram telefon itd. W tym wszystkim sama zrzucam buty, zostawiam na wierzchu np. sól i inne itd. Wydaje dużo poleceń starszym dzieciom ale brakuje czasu by je wyegzekwować, a oni sami z siebie to rzadko. NO, ale może jak się odchowam z maluchów, to będzie łatwiej, tylko czy nie zapóźno. Podziwiam takie mamy, które z gromadką małych dzieci, umieją przypilnować porządku.
Podziwiam takie mamy, które z gromadką małych dzieci, umieją przypilnować porządku.
O znam taką mamę, cudowna dziewczyna, tylko na nic nie ma czasu, bo....... sprząta. no to może lepszy rozgardiasz i trochę luzu? Nie wiem, pewnie dorabiam teorię by poczuć się lżej.
jestem happy, w poniedziałek zaczęło się za przykładem sadzanie na sedes, a dziś już młody woła za każdym razem wszystko... i żadnego napinania i stresu, ot konsekwencja... 7 dni, a miało być 60
chyba każdy chłopak przechodzi taki czas w życiu, że nie sprząta i bałagani. mój tata-pedant jak był nastolatkiem nie raz był obrzucany przez swoją siostrę blizniaczkę swoimi nieuprzątniętymi gratami, które ja drażniły a on porzucał tu i ówdzie. miał se je wziąć choćby na głowe byle jej nie zagracały pokoju a z domu oboje są mega czystego, u mojej babci do dziś można ze spokojem jeśc z podłogi. jak był młodszy i nie chciał sprzątac zabawek to mu je babcia ładowała "do klapy" czyli po polsku z tyłu do gaci, hehe. a wyrósł na pedanta i czyścioszka (chociaż po pomieszaniu kawy zostawia brudną łyżeczke na blacie kuchennym od przeszło 30 lat i moją mamę odkąd pamiętam doprowadzało to do szału
Ja jestem z natury leniwa ale też z natury nie lubie bałaganu. Tylko w dzieciństwie i latach nastu lenistwo brało górę nad umiłowaniem porządku, a teraz nauczyłam się przezwyciężać lenistwo i utrzymuję porządek. Może to praca nad sobą, może miłość do bliźnich, a może odkryłam, że zmęczona wśród porządku jestem jednak szczęśliwsza niż nienapracowana w bałaganie... Sądzę, że sporo młodzieży tak ma w życiu i z tego wyrasta, pewnie mąż @Rogalikowa /y też. To tak na pocieszenie...
Ja jestem z natury leniwa ale też z natury nie lubie bałaganu.
zmęczona wśród porządku jestem jednak szczęśliwsza niż nienapracowana w bałaganie...
też tak mam. bałagan mnie rozprasza i drażni. nie jestem jakąś maniaczka sprzątania ale syfu nie zniosę (choć czasem jestem zmuszona, nie powiem w czyim mieszkaniu )
Sądzę, że sporo młodzieży tak ma w życiu i z tego wyrasta, pewnie mąż @Rogalikowa /y też. To tak na pocieszenie...
mój mąż jest nienaprawialny on nie ma złych nawyków, on to ma we krwi, hehe. ja po prostu minimalizuję straty
głuchą furię, do której mam niezdrową skłonność, wyładowuję sprzątając lub miotając sie po zamkniętych pomieszczeniach tak więc atmosfera domu pozostaje w miarę przyzwoita.
jeśli chodzi o naukę porządku to ja ciągle bazuję na tym co widzę: dzieci z pewnych niedobrych rzeczy (porządkowych) wyrastają i jako dorośli robią tak jak to widzieli w domu rodzinnym (mowa o normalnych, niepatologicznych domach). Ale! Ale jak w domu jest syf i przyzwolenie na syf i kompletne niezwracanie uwagi na to co powinno sie w domu robić, co to znaczy dbać o dom - nie ma bata, w późniejszym zyciu to się nie zmieni, taka osoba po prostu nie widzi pewnych spraw i bez ciągłego pokazywania palcem nie będzie widzieć.
i na odwrót, jeśli w domu jest porządek i dba sie o niego i jest to cos oczywistego, to potem to samo będzie oczywiste w zyciu dorosłym. nie znam bałaganiarzy, którzy wyszli z czystych domów. jak jest porządek to jest i dyscyplina, i regularność i podział obowiązków. tak to obserwuje w mojej rodzinie.
No to mój mąż jest szczególnym przypadkiem. U niego w domu błysk. Siostra pedantyczna do bólu, a on nie widzi i tylko reaguje na pokazanie palcem. Po prostu mu wszystko jedno dopóki nie utrudnia to funkcjonowania. Za to u mnie w domu był bajzel a ja pilnuje porzadku teraz. Moze jako kobieta jestem w tym wzgledzie reformowalna.
Mój robi bardzo dużo. Toalety, łazienka, podłogi sa jego. W kuchni duże sprawy (czyli np. obrać kosz jabłek, marchewek, cebuli) sa jego. Przy dzieciach bardzo dużo pomaga. Ale bałagan mu nie przeszkadza, chociaz wyrósł z domu gdzie było na tip top. Hmmm?????
A moze (znów do tego zmierzam) geny sa stokroć silniejsze niż nawyki i wszystko to syzyfowa praca? [poza rozwojem duchowym, bo tu uważam, że człowiek jest zawsze w wieku rozwojowym i geny nie determinują]
on nie widzi i tylko reaguje na pokazanie palcem. Po prostu mu wszystko jedno dopóki nie utrudnia to funkcjonowania.
no to łączmy się w bólu (bulu wg nowej ortografii POlskiej). z tym, że "utrudnione funkcjonowanie" u różnych osób znaczy co innego. mi np. utrudniają funkcjonowanie brudne majtki (niejedne) na podłodze, smieci pod łózkiem, stosy ubran wszędzie a znam osóbki, któreym nie spędzaja powyższe "drobiazgi" snu z powiek. a nawet bez żenady wpuszczają do takiego pokoju na nocleg spodziewanych od tygodnia gości.
ech.
ale ja znowu żale wylewam. dosyć. idę spać w moim czyściutkim mieszkanku hihi!
ło matko już tyle godzin! tym bardziej spadam!
PS a mężu mój, nie taki zły, da się przeżyć :P do końca długiego życia, mam nadzieję, da się przeżyć. amen.
Na tym wykładzie, o którym wspomniałam na początku, pani z Przedszkola przekonywała, że akurat "bałaganiarstwo" nie jest dziedziczne w sensie genów, jest natomiast efektem wyrobienia, lub niewyrobienia nawyku sprzątania po sobie (im wcześniej, tym lepiej).
Chyba nie ma osoby, która nie lubi porządku i czystości. Nawet te osoby, którym nie chce się sprzątać są zadowolone jak ktoś zrobi to za nie i mogą żyć w harmonijnym otoczeniu. Dlatego pytanie nie brzmi: "czy w domu męża było czysto i czy był porządek?" tylko:
- kto o ten porządek dbał?
- czy tylko mama i siostra?
- czy od chłopaka też się tego wymagało?
- czy miał w tym przykład ojca?
Mój mąż pochodzi z domu bardzo czystego. To była rodzina z 5 dzieci. Mama pracuje w sanepidzie, a tata bardzo pomaga jej w obowiązkach domowych. Codziennie odkurzanie, prasowanie wszystkiego, obiad z dwóch dań itd.
Porządniccy są wszyscy, (skoro całe dzieciństwo spędzili w czystym i poukładanym domu, to wiadomo, że do tego są przyzwyczajeni i do tego dążą), ale wydaje mi się, że prawdziwą szkołą nawyku sprzątania był wyjazd na studia i dbanie o porządek we własnym pokoju, kiedy nie robili tego już za nich rodzice.
Porządniccy są wszyscy, (skoro całe dzieciństwo spędzili w czystym i poukładanym domu, to wiadomo, że do tego są przyzwyczajeni i do tego dążą),
Ale skoro oboje rodzice sa porządniccy to i geny pewnie mają "te lepsze".
"bałaganiarstwo" nie jest dziedziczne w sensie genów, .
Pewnie tak, ale umiejetność "patrzenia bardziej", zauważania tego co nas otacza to już geny. To tak jak są osoby co zwracaja uwage na czyjś ubiór, na włosy itp, a sa tacy, którzy rozmawiaja i tego nie widzą (tak jak ja ). Podobnie myślę z bałaganem. Sa ludzie, którzy go po prostu nie widzą, nie zwracaja na niego uwagi... (nie mówie tu o totalnym syfie wokoło). I ja stawiam na to, ze mój mąż taki jest. W domu miał obowiązki, sprzatał (dlatego teraz sie nie burzy), ale sam z siebie niewiele widzi. Taka dziedziczna ślepota i na to leku nie ma. Tylko miłość. :x
ja mojemu 3 letniemu synowi codzienniie kilka razy od prawie 1,5roku mowie zeby wolal siku. bezskutecznie :-(
jesli Cie to niepokoi, to warto zbadac urologicznie. Na pocieszenie dodam, ze moj 4,5 - latek (prawie 5-cio latek) dopiero od niedawna sam chce i daje znac kiedy musi isc do toalety, wpadki ciagle jeszcze sie zdarzaja. A prob uczenia mielismy juz kilka.
Moj Maz stwiedzil dzisiiaj ze trzeba chyba pojsc do lekarrza zim, bo wg niego 3latek nie powiinien miec juz tego problemu. z tym sie niie zgoodze,ale o lekaarzu tez juz myslaalam. odkad zaczelismy go uczyc jjak mial 1,5roku to nigdy sam z siebie, ani razu nie zawolal. zawsze trzeba go pilnowac.
natomiiast mlodszy piekniie sie nauczyl trzymac i wolac,tylko od 1mca jest regres ii tez przestal sygnalizowac... a juz sie cieszylam ze choc jeden zalaatwiony..
Jak mojej nastolatce zwróciłam uwagę, że się ubrania walają po podłodze w jej pokoju, to mi powiedziała, że wszystkie koleżanki podziwiały jej idealny porządek w czasie wizyty i były nim zszokowane. Czyli przynajmniej dziecko wie, że nie wypada przyjmować gości w bałaganie... jeszcze trochę i dojdzie do perfekcji
W kwestii uczenia nawyków... dorosłych też pomaga łączenie dwu rzeczy. Kwiatki u mnie często schły, bo jestem potwornie roztargniona. Wiem, że coś podlewałam, ale nie pamiętam, gdzie i czasem rośliny w jednym pokoju dostają wodę 2 razy, a w drugim wcale "> Wymyśliłam więc, że ilekroć robię sobie herbatę (tak ze 100 razy dziennie;), sprawdzam, gdzie sucho, zaglądam też do psiej miski i króliczego kubka. B.skuteczna metoda
u mnie moja córka ostatnio narzeka dlaczego ona musi tyle zrobić ( ma kilka zabawek do złożenia), dlaczego sama? i czeka na mnie....... - denerwuje mnie to, ale ide.... ale jest też pozytywny efekt naszych zmagań: uczymy się składać ciuchy - sama składa bez marudzenia - spodobało sie to też młodszej ostatnio starsza sama pościeliła nam łożko w sypialni;)
ja mojemu 3 letniemu synowi codzienniie kilka razy od prawie 1,5roku mowie zeby wolal siku. bezskutecznie :-(
jesli Cie to niepokoi, to warto zbadac urologicznie. Na pocieszenie dodam, ze moj 4,5 - latek (prawie 5-cio latek) dopiero od niedawna sam chce i daje znac kiedy musi isc do toalety, wpadki ciagle jeszcze sie zdarzaja. A prob uczenia mielismy juz kilka.
Moj Maz stwiedzil dzisiiaj ze trzeba chyba pojsc do lekarrza zim, bo wg niego 3latek nie powiinien miec juz tego problemu. z tym sie niie zgoodze,ale o lekaarzu tez juz myslaalam. odkad zaczelismy go uczyc jjak mial 1,5roku to nigdy sam z siebie, ani razu nie zawolal. zawsze trzeba go pilnowac.
natomiiast mlodszy piekniie sie nauczyl trzymac i wolac,tylko od 1mca jest regres ii tez przestal sygnalizowac... a juz sie cieszylam ze choc jeden zalaatwiony..
moj szalony lekarz twierdzi, ze tak do 4-go roku zycia dzieci moga jeszcze w majtasy robic, szczegolnie chlopcy. Ja naprawde strasznie sie martwilam, bo to nie bylo tylko to, ze on nie sygnalizowal, ale nawet na nasze przypomnienia za Chiny nie chcial na kiblu usiasc. Krzyk, placz i mokre spodnie na koncu. Jakos w koncu przelamal sie w przedszkolu, pozniej w domu. Teraz w zasadzie jest juz ok, chociaz wpadki sie zdarzaja, szczegolnie w miejscach, ktorych on nie zna i nie wie (a moze boi sie) gdzie jest toaleta.
Moze probuj jakos przekupic? U nas na poczatku (jakis rok temu) nawet przekupianie nie skutkowalo, wiec zupelnie w to nie wierzylam, teraz a zadzialalo, a mlody juz czesto nie pamieta o nagrodzie (kawalek czekolady) tylko sam idzie. Wazne, zeby nagrode wybrac razem z dzieckiem, spytac sie, co konkretnie chce za to, a nie to, co my myslimy, ze bedzie ok.
To ja moze dopisze troche o moich doswiadczeniach;) Tez balam sie przekupywania, balam sie, ze tak juz zawsze bedzie. Ale bylm mocno zdesperowana (majtasy z kupa to naprawde silna motywacja ), wiec zaryzykowalam. Na poczatku wazne bylo, zeby on zawsze nagrode dostawal, nawet wtedy, kiedy ewidentnie poszedl siedziec na toalete tylko dla nagrody, a przy okazji jakas kropelka poleciala. Teraz domaga sie (i to tez juz nie zawsze) nagrody tylko po grubszej sprawie. On juz wie o co chodzi, wiec teraz ja nie pilnuje, zeby ta nagroda koniecznie zawsze byla, juz wyrobilismy w nim poczucie, ze korzystanie z toalety jest ok. Podobnie jest z przyspieszaniem wykonywania czynnosci przez niego: kupilismy klepsydry (latwiej mu pojac jak czas przemija) i dostaje np. 3 minuty na rozebranie sie i umycie rak. Na poczatku za kazdym razem nagroda, teraz sporadycznie. Synowi bqrdzo podobaja sie te klepsydry i sam uzywa do roznych czynnosci: mycie zebow, ubieranie, zabawa. Cel osiagniety
skojarzyło mi się, że my mieliśmy patent na pozytywkę (taką na sznurek) - naciągamy pozytywkę i dzieci mają wykonać zadanie zanim muzyka skończy grać, np. posprzątać klocki, rozebrać się do mycia itp. fajne jest to, że nie rywalizują wtedy ze sobą, które będzie pierwsze, tylko ścigają się z pozytywką, trochę jak gra kooperacyjna
Komentarz
(maluchy u mnie też robiły... a potem kiszka.)
@Bea@ mam parę opakowań plastikowych na kinderbale - dam radę, dzięki.
Ale zagadnienie gdzie to znika mnie nurtuje na przyszłość
Pytam, bo moze u maluchów to jest faza na pomaganie (i to żadna rewelacja) a potem znika ten zapał? Sama nie wiem...
Sądzę, że sporo młodzieży tak ma w życiu i z tego wyrasta, pewnie mąż @Rogalikowa /y też.
To tak na pocieszenie...
mój mąż jest nienaprawialny on nie ma złych nawyków, on to ma we krwi, hehe. ja po prostu minimalizuję straty
głuchą furię, do której mam niezdrową skłonność, wyładowuję sprzątając lub miotając sie po zamkniętych pomieszczeniach tak więc atmosfera domu pozostaje w miarę przyzwoita.
jeśli chodzi o naukę porządku to ja ciągle bazuję na tym co widzę: dzieci z pewnych niedobrych rzeczy (porządkowych) wyrastają i jako dorośli robią tak jak to widzieli w domu rodzinnym (mowa o normalnych, niepatologicznych domach). Ale! Ale jak w domu jest syf i przyzwolenie na syf i kompletne niezwracanie uwagi na to co powinno sie w domu robić, co to znaczy dbać o dom - nie ma bata, w późniejszym zyciu to się nie zmieni, taka osoba po prostu nie widzi pewnych spraw i bez ciągłego pokazywania palcem nie będzie widzieć.
i na odwrót, jeśli w domu jest porządek i dba sie o niego i jest to cos oczywistego, to potem to samo będzie oczywiste w zyciu dorosłym. nie znam bałaganiarzy, którzy wyszli z czystych domów. jak jest porządek to jest i dyscyplina, i regularność i podział obowiązków. tak to obserwuje w mojej rodzinie.
to chyba rozwiązanie tajemnicy
A moze (znów do tego zmierzam) geny sa stokroć silniejsze niż nawyki i wszystko to syzyfowa praca? [poza rozwojem duchowym, bo tu uważam, że człowiek jest zawsze w wieku rozwojowym i geny nie determinują]
ech.
ale ja znowu żale wylewam. dosyć. idę spać w moim czyściutkim mieszkanku hihi!
ło matko już tyle godzin! tym bardziej spadam!
PS a mężu mój, nie taki zły, da się przeżyć :P do końca długiego życia, mam nadzieję, da się przeżyć. amen.
tak sobie jeszcze pomyślałam, że wychowanie (pomimo genów) daje tyle, że w domu chętnie pomaga. :-)
Wymyśliłam więc, że ilekroć robię sobie herbatę (tak ze 100 razy dziennie;), sprawdzam, gdzie sucho, zaglądam też do psiej miski i króliczego kubka. B.skuteczna metoda
Tez balam sie przekupywania, balam sie, ze tak juz zawsze bedzie. Ale bylm mocno zdesperowana (majtasy z kupa to naprawde silna motywacja ), wiec zaryzykowalam. Na poczatku wazne bylo, zeby on zawsze nagrode dostawal, nawet wtedy, kiedy ewidentnie poszedl siedziec na toalete tylko dla nagrody, a przy okazji jakas kropelka poleciala. Teraz domaga sie (i to tez juz nie zawsze) nagrody tylko po grubszej sprawie. On juz wie o co chodzi, wiec teraz ja nie pilnuje, zeby ta nagroda koniecznie zawsze byla, juz wyrobilismy w nim poczucie, ze korzystanie z toalety jest ok.
Podobnie jest z przyspieszaniem wykonywania czynnosci przez niego: kupilismy klepsydry (latwiej mu pojac jak czas przemija) i dostaje np. 3 minuty na rozebranie sie i umycie rak. Na poczatku za kazdym razem nagroda, teraz sporadycznie. Synowi bqrdzo podobaja sie te klepsydry i sam uzywa do roznych czynnosci: mycie zebow, ubieranie, zabawa. Cel osiagniety