Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Jak nauczyć dziecko dobrych nawyków?

13567

Komentarz

  • To zależy od modelu. Jeśli porządnicki i sprząta w milczeniu, to jest to istny skarb.

    Chyba. Mówię teoretycznie, bo my oboje abnegaci, staramy się jak możemy, ale pretensji o naczynia w zlewie nie ma nikt.
  • Mam znajomą ktorej mąz lubi porządek który w jego domu robiła zawsze mama i siostra. On wraca z pracy, zasiada i wskazuje żonie miejsca pokryte nieczystością. To nie na moje nerwy ! ;) 
    Podziękowali 1MAFJa
  • To zależy od modelu. Jeśli porządnicki i sprząta w milczeniu, to jest to istny skarb.

    wow to chyba tylko w baśniach !
  • "miejsca pokryte nieczystością"... hehe
    u wielodzietnych to częściej należy szukać miejsc niepokrytych nieczystością, bo dzieci jakoś sprytnie orientują się, że właśnie było odkurzone i ziuuu pokruczą bułeczkę, albo coś w tym stylu...

    Myślę, a gdzieś też o tym czytałam, chyba w Apostolikowym Wychowywać dziecko między 1-3 rokiem życia,
    że podstawowy błąd, to jest nieuczenie nawyków właśnie w tym wieku, a zostawianie wszystkiego, w tym porządku, na wiek przedszkolny. Otóż, wtedy jest już trudniej, bo dziecko już przyzwyczajone do bałaganu lub do wyręczania przez dorosłego. A taki 2-latek jest naprawde przeszczęśliwy, ż może pomagać, sprzątać, być pożyteczny. I to jest takie naturalne wzmacnianie dobrej skłonności. Potem to jest "działanie wbrew złemu już przyzwyczajeniu". Sami, rodzice sobie dowalamy roboty.
    Największym szczęściem mojego 2-latka jest wynoszenie do kosza zasranej pieluchy młodszej siostry pokrzykuje przy tym A FUJ! ze śmiechem). Tymczasem starsze na taką prośbę pytają A DLACZEGO JA?
    Pytają, bo kiedy miały 2 lata, to nie było ani pieluch do wynoszenia ani ja ich za bardzo nie angażowałam do pomocy, bo się sama wyrabiałam.
  • edytowano październik 2012
    Windą, niestety, nie zawsze to tak działa. Z pracowitych dwulatków wyrastają czasem lenie. Najlepiej mieć zawsze dwulatka na stanie. ;) Jeden wyrasta, się "psuje" i jest "smęcony", to nowy działa sprawnie i szybko. :D
    Podziękowali 1Katia
  • U nas czasem pada hasło: "Nie mam siły" :D, ale jeszcze sprawnie działa i pomaga. ;) czasem mam kryzys tylko ;).
  • To zależy od modelu. Jeśli porządnicki i sprząta w milczeniu, to jest to istny skarb.


    wow to chyba tylko w baśniach !
    Ja mam takiego, tyle że wszelkie szalone zabawy (brudne), wolę robić z dzieciakami jak mąż jest w pracy. Nic tak nie szarpie jego nerwów jak upaćkana podłoga, która dopiero co na kolanach wyszorował - wolę dbać o jego stan psychiczny i jako taki spokój w domu. Także coś, za coś moje drogie.
  • Nie mam nic do powiedzenia w temacie - no! to sobie ulżyłam ;)
  • Wydaje mi się, że Honoracie nie chodzi o przekupstwo, tylko o samo zjawisko wyrabiania nawyków, ale może się mylę, dlatego czekam na rozwinięcie :)
    tak, własnie o to mi chodziło. mam kilka natrectw które czasami bardzo utrudniaja mi zycie chwilami, a wychodowane sa własnie w dziecinstwie w formie doraznych nawyków
  • Honorato myślisz, że wyrabianie dobrych nawyków, nie zawsze wychodzi nam (w przyszłości dzieciom) na dobre, bo np. coś zostaliśmy tak wyuczeni, że potem nie umiemy wrzucić na luz jak sytuacja tego wymaga (np. trzeba sie dostosować do drugiej połowy)?

    Ja się zastanawiam, czy w każdej rodzinie uczy sie takich samych nawyków, czy to jest uniwersalne. Czy jednak są sprawy które w jednej rodzinie uczy się tak (uznając za dobry nawyk) a w innych inaczej??????

  •  Podobnie jest z przyspieszaniem wykonywania czynnosci przez niego: kupilismy klepsydry (latwiej mu pojac jak czas przemija) i dostaje np. 3 minuty na rozebranie sie i umycie rak. Na poczatku za kazdym razem nagroda, teraz sporadycznie. Synowi bqrdzo podobaja sie te klepsydry i sam uzywa do roznych czynnosci: mycie zebow, ubieranie, zabawa. Cel osiagniety :D
    Hmmmm... Chyba muszę SOBIE nabyć parę klepsydr :\">
  • To zależy od modelu. Jeśli porządnicki i sprząta w milczeniu, to jest to istny skarb.



    wow to chyba tylko w baśniach !
    Ja mam takiego, tyle że wszelkie szalone zabawy (brudne), wolę robić z dzieciakami jak mąż jest w pracy. Nic tak nie szarpie jego nerwów jak upaćkana podłoga, która dopiero co na kolanach wyszorował - wolę dbać o jego stan psychiczny i jako taki spokój w domu. Także coś, za coś moje drogie.
    a gdzie takie cudo się uchowało? ;)
  • Na pdkrakowskiej wsi znalazłam, ale sami jego rodzice się dziwią, bo od małego po nich poprawiał, jakby coś nie dokładnie zrobili. Porządny w życiu i sprzątaniu, bez kompromisów i do tego urodziwy, ach się nachwaliłam. O ciemnej stronie osobowości zamilknę ;)
  •  O ciemnej stronie osobowości zamilknę ;)
    eee, nie ma chyba takiej w świetle tego, co o Mężu już napisałaś :)
  • edytowano październik 2012

    Ja się zastanawiam, czy w każdej rodzinie uczy sie takich samych nawyków, czy to jest uniwersalne. Czy jednak są sprawy które w jednej rodzinie uczy się tak (uznając za dobry nawyk) a w innych inaczej??????

    Ja do tej pory myślałam, że pewne sprawy po prostu są uniwersalne (np. utrzymywanie porządku wokół siebie, chociaż dla różnych rodzin może to cos innego oznaczać, sprawa jest moim zdaniem "stopniowalna", chodzi o generalna zasadę). w końcu juz jak w jaskiniach mieszkaliśmy to spaliśmy w jednym miejscu, sr...śmy w innych a jedliśmy jeszcze w innym (taką mam teorię i tego będę się trzymać ;) ).
    po prostu do pewnego czasu nie spotkałam rodziny w której byoby inaczej.

    do czasu....

    (patrz moje wcześniejsze wpisy ;) )

    niestety sprawy uważane przeze mnie za uniwersalne okazały sie nie byc powszechne.

    wracając do tytułowej sprawy: moim zdaniem konsekwencja i jeszcze raz konsekwencja. no i osobisty przykład (bez dwóch zdań).

    tak mi jeszcze przyszło do głowy: przeciez moje śląskie babcie i pra-pra-pra (a Ślązaczki słyną z tego, że maja wszędzie baaardzo czysto, w końcu chop z gruby (kopalni) brudnej wraca to chce w czystości przebywac a nie zaś w syfie) nie miały jakis super ekstra metod uczenia porządku rodem z nie wiadomo jakich eksperckich magazynów psycho i eko a jednak kolejne pokolenia wychowane należycie.

    a teraz trzeba jakies historyjki o butkach wymyślać, żeby dziecko łaskawie sprzątnęło po sobie??? 
  • lubię Cię czytać Rogalikowa
    a przy okazji podbiję ;)
  • my tu o jakimś sprzątaniu po sobie pitu pitu a konsumenci się sami nie wychowają. tak więc DO BOJU!
  •  przeciez moje śląskie babcie i pra-pra-pra (a Ślązaczki słyną z tego, że maja wszędzie baaardzo czysto, w końcu chop z gruby (kopalni) brudnej wraca to chce w czystości przebywac a nie zaś w syfie) nie miały jakis super ekstra metod uczenia porządku rodem z nie wiadomo jakich eksperckich magazynów psycho i eko a jednak kolejne pokolenia wychowane należycie.

    a teraz trzeba jakies historyjki o butkach wymyślać, żeby dziecko łaskawie sprzątnęło po sobie??? 
    Bo nie wszyscy sa ze Śląska. Moja rodzina ( w dominujacej połowie ;) ) z kresów wschodnich (Lwów i pogórze) a oni słyną z zamiłowania do "artystycznego pierdolnika" :D
  • Aha! To już wiem, skąd pochodzę ;)
  • Aha! To już wiem, skąd pochodzę ;)
    I nie ma co się stresować. Z genami nie wygrasz... :P


  • Bo nie wszyscy sa ze Śląska. Moja rodzina ( w dominujacej połowie ;) ) z kresów wschodnich (Lwów i pogórze) a oni słyną z zamiłowania do "artystycznego pierdolnika" :D
    nie, nie chciałam wyjść na  śląskiego ksenofoba :D . Bardziej mi chodziło o te babcie i inne pra pra bez nowoczesnych metod wychowawczych ale które (o dziwo!) świetnie sobie poradziły w kwestiach porządkowo-wychowawczych.

    a rodzinę na wschodzie też mam i to nawet na wsi (o jakie piekne wakacje u nich były! teraz przynajmniej wiem jak wygląda prawdziwa krowa, hehe!) i  pamiętam, że u ciotki seniorki to i myszy na bacznośc stały i po sobie śmieci wynosiły ;)

    a "artystyczny pierdolnik" to jeszcze nie syf ;)
  • edytowano listopad 2012
    Ha, ha. Mam rodzinę na Śląsku, bo mój mąż Ślązak i tam gro osób pedantycznych. Artyzm wschodni przy nich wysiada. ;) Ale! Jeszcze lepiej jest na Wielkopolsce. Idę przez salon, a szwagier (nota bene świetny facet) za mną z odkurzaczem. ;) No więc ja... szybciej idę. Tam ludziska to mają we krwi i spać nie pójdą, ale czysto będzie, zawala relacje towarzyskie, ale czysto bedzie... Co kraj to obyczaj.
    a rodzinę na wschodzie też mam i to nawet na wsi


    A w którym regionie? A może oni z zachodnich terenów pochodzą a na wschodzie tylko mieszkają? :D
  • to juz wiem czemu u nas ciagle syf i nijak porzadku utrzymac ie nie udaje. Bo my wszyscy kresowe geny mamy. (
    :))
  • edytowano listopad 2012
     Ale! Jeszcze lepiej jest na Wielkopolsce. Idę przez salon, a szwagier (nota bene świetny facet) za mną z odkurzaczem. ;) No więc ja... szybciej idę. Tam ludziska to mają we krwi i spać nie pójdą, ale czysto będzie, zawala relacje towarzyskie, ale czysto bedzie... Co kraj to obyczaj.

    W Wielkopolsce jakiś czas mieszkałam i rzeczywiście w domach czysto mają. Chociaż zauważyłam też, że np. domy (na zewnątrz) całe są oklejone rzeczami przydasiami (w nieokreślonej przyszłości). Wszędzie takich rzeczy "na zaś" pełno i na mnie to zawsze sprawiało wrażenie lekkiego chaosu.

    Moja rodzina mieszka w Krasnymstawie czyli tak na prawdę na zachodzie wschodu ;) a czy mieszkali tam od pokoleń to w sumie nie wiem, muszę zapytać. przypuszczam, że tak bo mieli dużo ziemi, z dziada pradziada (tak zawsze twierdzili) tylko część komuna zabrała a część jeden z drugim niefrasobliwy wujek zmarnowali, niestety.

    Muszę też przyznać, że Wschód (Rosja, Ukraina) rzeczywiście kojarzą mi się nie tyle z brudem tylko z takim, jak ja to nazywam, bylejactwem. Nie robi sie tam nic na sicher (tak na czysto i porządnie), jest tak po prostu byle jak. Byle by było jakoś tam. Taką postawę widać m.in. we Wrocławiu gdzie mieszkają głównie potomkowie przesiedleńców. NIby wszystko jest ładnie ale jakoś tak właśnie byle jak, nic schludnie. MOże wynika to też z faktu, że mieszkali tam przesiedleńcy (a teraz głównie ich potomkowie), którzy ciągle nie wiedzieli na czym stoją i czy za chwilę znów nie będą musieli gdzieś migrować. I to poczucie tymczasowości trochę zaważyło na tym, jak tam, nawet teraz, wygląda, "po co robić cokolwiek dokładnie jak nas stąd za chwilę mogą wyrzucić."

    Niedaleko Rybnika jest taka miejscowość Rudy, która przed wojną była juz za granicą, w Niemczech (swoja drogą część mojej rodziny też jest z Niemiec, tzn. są Polakami ale spod niemieckiego zaboru, po plebiscycie przenieśli się do Polski). No więc w tych Rudach jest tak czysto i schludnie jak w przeciętnej niemieckiej wiosce. mieszkają tam sami Polacy oczywiście ale  takie zamiłowanie do porządku i dyscypliny jest autentycznie poniemieckie. niesamowite jest to jak pewne nawyki pozostają niezmienne przez pokolenia.

  • Ale! Jeszcze lepiej jest na Wielkopolsce. Idę przez salon, a szwagier (nota bene świetny facet) za mną z odkurzaczem. ;) No więc ja... szybciej idę. Tam ludziska to mają we krwi i spać nie pójdą, ale czysto będzie, zawala relacje towarzyskie, ale czysto bedzie... Co kraj to obyczaj.

    Kurcze, rodowitą Wielkopolanką jestem z dziada pradziada (i jeszcze w sercu Wielkopolski mieszkam) i już teraz rozumiem, skąd tak mam, że to sprzątanie na pierwszym miejscu ;) Muszę mężowi to pokazać, to może bardziej wyrozumiały będzie, bo on napływowy i się dogadać czasem w tej kwestii nie możemy. Czy to tak trudno zrozumieć, że ja w nieładzie się duszę i muszę, po prostu muszę, mieć codziennie umytą podłogę ;)

    A co do tych "przydasiów", to już chyba bardziej ogólnopolska mentalność (dotyczy i moich rodziców i dziadków, jak i moich teściów, którzy są wybitnie kresowi z pochodzenia) - wydaje mi się, że trochę rozdmuchana przez poprzedni system gospodarczy.
  • Podbijam temat bo dzis siadlam i sie rozplakalam. W tamtym tyg 3 razy corka zeszytu w szkole nia miala i sie nie przyznala, az sprzatajac wyciagnelam go spod lozka, w piatek szukalam zeszytu - twierdzila ze pani nie oddala dzis znow spod lozka balagam wwyciagami widze zeszyt...patyczkow do szkoly nie wziela - tez porozrzucame po pokoju. Zero porzadku, codziennie maz albo ja sprzatamy po nich. Probowalam juz zebrania wszystkiego z podlogi i do smieci (placz histeria ale za 30 minut znow balagan), tablic mptywacyjnyvh, szlabanow...nie mam pojecia jak nauczyc ja sprzatac wokol siebie? To ten typ : spadla zabawka z biurka to bierze kolejna a tej nie podniesie
    Podziękowali 1Nika76
  • Te  mam ten problem.  

    Trzeba mieć jak najmniej rzeczy.  Wyrzucić, oddać wszystko, czego się nie używa (albo raz do roku).  
    Podziękowali 1Rogalikowa
  • Ciekawe, jak słowa zmieniają znaczenie. Teraz minimalizm jest traktowany jak coś pozytywnego, trendy itd., a w czasach "Idy sierpniowej" ojciec Borejko obraził się za takie określenie :tongue: 
  • Tylko ze one wlasnie rozwalaja tylko toco uzywaja. Reszta juz wyniesiona z powodu braku miejsca....
    Podziękowali 1Nika76
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.