Nie rozumiem tego w ogóle, jeśli aktywność religijna jest szczera, oboje rodziców radośnie świętują rożne święta, modlą się wspólnie, to jak może być nadmierna ta religijność? Jakiś przykład konkretny proszę.
Życie wiarą i w konsekwencji katechizacja to podstawa. Myślę, że jeśli jest prawdziwe, autentyczne, nigdy nie zrazi. Ale wszyscy wiemy jak jest trudne:)
W Domowym Kościele przestrzegają czasami przed takim "uszczęśliwianiem" dzieci na siłę- rekolekcje, modlitwy wstawiennicze, różańce, spotkania ewangelizacyjne...Życie wiarą w rodzinie jest podstawą. Wszystko powinno stąd wypływać.
Zmuszać można dziecko tylko do mszy niedzielnej i w święta wg mnie, a w zasadzie postarać się żeby chodziło z zainteresowaniem, np. u nas pomaga Jasiowi jak ma tekst czytań przy sobie, wtedy się nie nudzi bo łatwiej mu przeczytać niż wysłuchać. Pomaga też jak dziecko rozumie po co to wszystko się robi.
Można pewnie przyplaszczyć nadmiarem praktyk religijnych, ale to naprawdę nadmiarem, i tylko praktyk. To znaczy: przymuszać do wielu aktów zewnętrznych, jednocześnie nie rozmawiając o życiu wewnętrznym. Takie przypadki widziałam: nie nadmiar wiary, tylko nadmiar religii.
Ale to kwestia indywidualna, są dzieci i młodzi ludzie, którzy bardzo lubią się długo modlić.
Mysle, ze zrazic mozna gdy dziecko nie rozumie. Gdy wymaga sie od niego praktyk, ktore nie ida w parze z ich rozwojem duchowym. A jesli rozwoj duchowy jest zbyt slaby jak na jakistam wiek to nasuwa sie pytanie czy jako rodzice dolozylismy wszelkich staran.
Osobiscie spotykam sie z sytuacjami rodzin, w ktorych malo sie rozmawia, malo sie podsyca, a jednoczesnie oczekuje sie od dzieci wszelkich nabozenstw itp. No i trudno sie dziwic ze mlodzi nie daja rady.
Z drugiej strony czytalam kiedys slowa prym.Wyszynskiego ktory mowil ze matka zmuszala go do rozanca a on liczyl seki na deskach.
Ja powyższy problem widywałem dość często w oazie. Jest związany nie tyle z wychowaniem religijnym, co z zaangażowaniem rodziców w działalność Kościoła, która odbywa kosztem kontaktu z dziećmi.
Ludzie mają urlop i zamiast jechać z dziećmi odpocząć, to prowadzą jakieś rekolekcje, a dzieci podrzucają do animatorów. W ciągu roku spotkania wieczorne (dzieci z opiekunką lub w drugim pokoju), dodatkowe "dni wspólnoty", kongregacje; niedzielna Msza Święta z każdym członkiem rodziny w innym miejscu kościoła zaangażowanym przy różnych funkcjach. A to wszystko oprócz pracy zarobkowej of kors, nierzadko dwojga rodziców.
Nie dość, że takie dzieci zrażają się do praktyk religijnych, bo mogą być niedopasowane, to jeszcze traktują je jako coś, co zabiera im rodziców. Nie dziwię się, że potem mają uraz do zaangażowania religijnego.
Jeszcze inaczej: trzeba zrównoważyć mówienie różańca z mówieniem "kocham Cię". I jedno i drugie nie na odczepne, ale w odpowiednim czasie i przestrzeni.
@Anawim akurat my byliśmy na kilku rekolekcjach, jesteśmy w DK i szczerze mówiąc, nie widzę by miało to zły skutek. Wręcz przeciwnie, bo - dzieci regularnie pytają kiedy w końcu pojedziemy na rekolekcje - starsi chętnie jeżdżą już na swoje
Nie mniej nie wykluczam problemu, ale raczej nie jest on jedynie rekolekcyjny/wspólnotowy. Wg mnie jest to problem, który opisałam post wyżej, gdy rozwój dzieci nie nadąża za oczekiwaniami rodziców.
@TiE mój najstarszy (10 lat) se chwalił swój pierwszy wyjazd bez rodziców. nad morze, z kolegami z ministrantury i xiędzem wikarym Można zatem połączyć.
@Anawim ok, ale to też nie jest jednoznaczne. Znamy rodziny zaangażowane na poziomie diecezjalnym i naprawdę wcale bym nie powiedziała by dzieci były zaniedbane. Ja - gdybym miała rozwinąć działalność - zaniedbałabym rodzinę, bo mnie sił fizycznie nie starcza. (Ale teraz piszę bardzo po ludzku, bo jak Pan Bóg ma wizje to i przysposobi i sił doda.)
Choć pewnie są i tacy co uciekają przed zyciem rodzinnym/małzeńskim w działalność wspólnotową. No, ale to jest wtedy jakieś oszustwo, kamuflaż i wiadomo, ze nigdy to dobre nie jest i nie będzie.
Trzeba też wziąć pod uwagę, że są bardzo różne dzieci. Jednym zaangażowanie rodziców będzie przeszkadzać, innym nie a wręcz rodzice wciągną ich w posługę i wszyscy będą szczęśliwi.
A co z konkurencją typu nabożeństwo /rekolekcje/pielgrzymka vs. film w tv/narty/zabawa z rówieśnikami?
--------------
nasi też łączą. Ostatnio byli z Przymierzem na nartach, a w wakacje na obozie. Dużo sportu, turystyki, plus codzienna Eucharystia, Anioł Pański na stoku, paca w grupkach.
@Savia ten pęd do zaangażowania świeckich w posługę sakralną się kończy wiadomo czym: negacją celibatu, żądaniami kapłaństwa kobiet i tym podobnym aberracjom. Nadrzędnym zadaniem rodziów jest wychowanie dzieci, nie aktywizowanie się we wspólnocie x/y/z
"Neofitami" jesteśmy co chwila a to po ślubie widzimy inaczej a to nową dietę odkryjemy a to wejdziemy w jakiś szkolny projekt a to urodzi nam się dziecko, które na początku jest genialne
tylko potem emocje opadają i zaczynamy twardo stąpać. Moment szaleństwa jest nieodzowny.
BTW o jakich neofitach Ty mówisz co to działają już na wyższym lewelu? Toć do tego trzeba kilku lat formacji = wyrośnięcia z neofictwa.
Czy turystyka/rekreacja sakralna to aby dobra droga? Jestem dla funu więc i Msza Św. obleci czy może jestem na Mszy Św. bo jest fun? To trochę modernistyczne.
Tomek, może się rypnie a może nie. Pytanie co rozumiesz przez rozrywkę a co przez ewangelizacje i jak to sobie konkretnie wyobrażasz. Nie widzę nic złego, ze podczas wycieczki do sanktuarium rozpala się ognisko i wspólnie na nim gotuje strawę.
Nie wiem, czy w temacie to bedzie-chyba jednak tak.
Miałam mamę (szkolną) bardzo zaangażowaną religijnie, bardzo rozmodloną, nieustannie podkreślającą swą i rodziny religijność.
Ciągle w kościele.
Dzieci 5
Kilkoro z nich z problemami.
Zaburzonych, wymagających diagnostyki, terapii.
Na wszystko odpowiedź-Bóg, jeśli chce uzdrowi. Taka wola Boża.
Każdą propozycję pomocy, dodatkowych zajęć itp. kwitowała: muszę to przemodlić
Jedna z córek szybko zasmakowała w towarzyskim życiu - mama, zamiast rozmawiać-do kościoła.
Każdy problem, zamiast rozwiązywać czy choćby spróbować-"załatwiała" modlitwą.
jak to ta córka określiła w rozmowie ze mną: nie mam matki, mam jakąś opętaną zakonnicę. Ona straciła poczucie rzeczywistości.
Córka zaszła w ciążę z jednym z największych bandziorów z osiedla. Wnuczka przyjęta z radością, przyjęcie jej poprzedziło zintensyfikowanie modlitw i wizyt w kościele. A wydawało się wcześniej, ze już "bardziej" nie można.
Generalnie teraz wygląda to tak, ze dzieci i mąż sobie, matka nieustannie w kościele. Ale przestała ich przymuszać do praktyk religijnych
Jak się praktyki religijne (choćby co niedzielna Msza Św) traktuje jako uciążliwy obowiązek, to coś jest nie tak. To lepiej se całkowicie odpuścić, a nie stwarzać świat schizofrenii
Czy ewangelizacja ubrana w atrakcyjny wyjazd turystyczny jest zawsze dobra?
-----------------
Dla mnie to jakieś połączenie niezrozumiałe.
Jeśli w ciągu dnia idę na Eucharystię, czytam Pismo św, słucham fajnej konferencji i jest to przeplatane wyjściem na lody, wyskokiem na rowery czy planszówką to nie widzę tu uatrakcyjniania czegokolwiek. Jest to znalezienie czasu i na to co cielesne i na to co duchowe. Zwyczajne życie. Tak wygląda nasza codzienność i w ciągu roku i na wakacjach.
A co twoje dziecko zapamięta. Ognisko czy sanktuarium? ------------------------- Moje zapamiętuje i jedno i drugie. O wszystkim opowiada z dużym zaangażowaniem.
@kociara ale to jest właśnie przykład na ucieczkę od życia rodzinnego. I nie przyczyną kłopotów były tu praktyki religijne tylko ucieczka. Ona mogłaby odbyć się gdzieś indziej: w pracę, w alkohol.
Komentarz
Ale to kwestia indywidualna, są dzieci i młodzi ludzie, którzy bardzo lubią się długo modlić.
Osobiscie spotykam sie z sytuacjami rodzin, w ktorych malo sie rozmawia, malo sie podsyca, a jednoczesnie oczekuje sie od dzieci wszelkich nabozenstw itp. No i trudno sie dziwic ze mlodzi nie daja rady.
Z drugiej strony czytalam kiedys slowa prym.Wyszynskiego ktory mowil ze matka zmuszala go do rozanca a on liczyl seki na deskach.
- dzieci regularnie pytają kiedy w końcu pojedziemy na rekolekcje
- starsi chętnie jeżdżą już na swoje
Nie mniej nie wykluczam problemu, ale raczej nie jest on jedynie rekolekcyjny/wspólnotowy. Wg mnie jest to problem, który opisałam post wyżej, gdy rozwój dzieci nie nadąża za oczekiwaniami rodziców.
Choć pewnie są i tacy co uciekają przed zyciem rodzinnym/małzeńskim w działalność wspólnotową. No, ale to jest wtedy jakieś oszustwo, kamuflaż i wiadomo, ze nigdy to dobre nie jest i nie będzie.
Trzeba też wziąć pod uwagę, że są bardzo różne dzieci. Jednym zaangażowanie rodziców będzie przeszkadzać, innym nie a wręcz rodzice wciągną ich w posługę i wszyscy będą szczęśliwi.
--------------
nasi też łączą. Ostatnio byli z Przymierzem na nartach, a w wakacje na obozie. Dużo sportu, turystyki, plus codzienna Eucharystia, Anioł Pański na stoku, paca w grupkach.
--------------
A u nas wychodziły takie problemy, że dobrze że dzieci nie słyszały. Ba, przy dzieciach nikt by się nie otworzył.
BTW przy dzieciach to ja mam problem by przeczytać ze zrozumieniem słowo pisane, a co dopiero by przez chwilę wejść w głąb siebie.
---------------------
W pełni się zgadzam. Nie mniej jeśli zaangażowanie we wspólnocie pomaga w życiu rodzinnym/małżeńskim automatycznie wspiera też wychowanie.
My byliśmy we wspólnocie 3 lata. Odeszliśmy. I... po roku zobaczyliśmy jak wiele straciliśmy, my i nasze dzieci. Wróciliśmy więc do DK.
"Neofitami" jesteśmy co chwila
a to po ślubie widzimy inaczej
a to nową dietę odkryjemy
a to wejdziemy w jakiś szkolny projekt
a to urodzi nam się dziecko, które na początku jest genialne
tylko potem emocje opadają i zaczynamy twardo stąpać.
Moment szaleństwa jest nieodzowny.
BTW o jakich neofitach Ty mówisz co to działają już na wyższym lewelu? Toć do tego trzeba kilku lat formacji = wyrośnięcia z neofictwa.
więc i Msza Św. obleci czy może jestem na Mszy Św. bo jest fun? To
trochę modernistyczne.
-----------
Wyjaśnij proszę, bo totalnie nie rozumiem.
A tak naprawdę nie wiemy jak dużo im ta lekcja da, jakie kroki wewnętrzne dzięki niej poczynią.
-----------------
Dla mnie to jakieś połączenie niezrozumiałe.
Jeśli w ciągu dnia idę na Eucharystię, czytam Pismo św, słucham fajnej konferencji i jest to przeplatane wyjściem na lody, wyskokiem na rowery czy planszówką to nie widzę tu uatrakcyjniania czegokolwiek. Jest to znalezienie czasu i na to co cielesne i na to co duchowe. Zwyczajne życie. Tak wygląda nasza codzienność i w ciągu roku i na wakacjach.
A co twoje dziecko zapamięta. Ognisko czy sanktuarium?
-------------------------
Moje zapamiętuje i jedno i drugie. O wszystkim opowiada z dużym zaangażowaniem.
I nie przyczyną kłopotów były tu praktyki religijne tylko ucieczka. Ona mogłaby odbyć się gdzieś indziej: w pracę, w alkohol.