początkowe spotkanie z panią na zastępstwie w klasie syna - wyszłam po niego na koniec lekcji na boisko - nauczycielka nie pozwoliła, żebym go zabrała, powiedziała, że dopiero w szatni, ok. szłam obok syna co wyraźnie jej się nie podobało (teraz jak się domyślam dlatego, że nie mogła krzyczeć na dzieci), chociaż pierwsze wrażenie i tak miałam, że jest agresywna, po powrocie syn poskarżył się, że wyjęła taśmę klejącą i do jednego z dzieci powiedziała, że jak nie przestanie rozmawiać to mu zaklei buzię i tak dwa razy, potem przypadkowo dowiedziałam się, od jednej z mam która przechodziła obok, że szarpała dzieci z klasy sześciolatków (ona przejęła właśnie klasę sześciolatków......) i tak się zastanawiam co zrobić....
Komentarz
Nie odpuszczaj, bo lepiej nie będzie.
Ja się nie tyle martwię o syna bo on jest w bardzo dobrej klasie, miał tylko zastępstwo z tą Panią i na wstępie było zaklejanie buzi .... syn z pewnością jakby się to zastępstwo powtórzyło i taka była sytuacja powie nam a tej pani, że tata przyjdzie i to jej zaklei buzie tylko szkoda mi tych sześciolatków, nie dość, że pierwsze kroki w szkole to szarpanie i nie wiadomo co jeszcze, zdecydowanie jestem zbulwersowana takim podejściem nauczyciela, porozmawiam jutro z dyrektorem i rodzicami.
Jak dziecko jest grzeczne, to żaden nauczyciel krzywdy mu nie zrobi. Niech rodzice lepiej przyjrzą się swoim pociechom.
A tak poważnie - z jakiego powodu mama odbiera dziecko z zajęć jeszcze w czasie ich trwania? Przyznam, nie rozumiem. Iść obok dziecka, skoro samo idzie z klasą do szatni?
Dlaczego od razu zakładasz, ze pani miała coś do ukrycia?
Namawianie do sprawdzania, co sie dzieje na lekcji? Oj, nie mam nigdy nic do ukrycia ale na pewno nie pozwoliłabym na coś takiego, jak sprawdzanie mnie, w jaki sposób prowadzę zajęcia.
Tak, najlepiej dyktafon, kamerkę, babcie pod okno i dziadka pod drzwi, mama i tata w te pędy do dyrekcji
matko
Z drugiej strony, na co rodzic pozwoli, to ma.
Jak rodzic i nauczyciel współpracują, nie ma porażki zazwyczaj. Nie z każdym nauczycielem i nie z każdym rodizcem da sie współpracować.
i nie z każdym dyr.
Nie mówię, że dzieci są idealne ( a moje to już na pewno) ale ja nie biję moich dzieci po twarzy i nie wyobrażam sobie ,żeby ktokolwiek to robił.
Uczniowie stażystę z fizyki obrzucali ogryzkami, założyli kosz na głowę, zagrozili też że jak im 5 nie postawi to wiedzą gdzie mieszka. Nauczycielowi od muzyki przestawiali malucha w krzaki żeby nie mógł znaleźć. Spalili wszystkie dzienniki lekcyjne pod koniec roku. Trzy razy w ciągu 4 lat była podpalana szkoła. Na wagarach zatrzymali przejeżdżający w pobliżu pociąg i obrzucili go kamieniami wybijając szyby. Wiem przynajmniej o 3 z mojej klasy którzy wylądowali w więzieniu, jeden popełnił samobójstwo.
Takie były realia za moich czasów Naprawdę niewiele się zmieniło.
Ale... Ostatnio opowiadala mi nauczycielka (bardzo fajna, delikatna, znam ja od lat), ze zazartowala, ze za jakies tam bledy to lanie spuści uczniowi i żeby sie szykowal itp. Potem dopiero dotarlo do niej, ze moglo to byc absurdalnie odebrane. Moze tak samo jak z ta tasma klejaca?
Zgadzam sie z Rusalka, czasem są poważne sprawy, czasem wkracza nadgorliwość rodzica...
Natomiast nie zawsze pani krzyczy na dzieci, bywa, ze trzeba niekiedy podnieść głos "do dzieci". Po prostu.
Pamiętam, jak sama kiedyś bardzo mocno uderzyłam dziecko w twarz "na odlew". Zupełnie przypadkiem, pokazywałam innemu dziecku coś w bardzo zamaszysty sposób i akurat kolejne biegło na oślep i nadziało się na moją wyrzuconą rękę. To było oczywiście niezmierzone, od razu zdzwoniłam do rodziców, ale dzieci opowiadały, jak pani uderzyła Wojtusia.
Kolejne teksty dzieci oraz rodziców - "nie rób czegoś, bo pani cię będzie wyzywała". Bardzo długo mi zajęło, bym pojęła, ze "wyzywać" = zwracać uwagę, upominać, (nawet nie krzyczeć), taki regionalizm dziwny, choć też nie zbyt powszechny.
Uważam, ze rodzic jak najbardziej ma prawo zwrócić się z uwagami do dyrekcji, jednak troszkę oponuję, jak rodzic każdą sytuację, która nie podoba mu się traktuje jako powód do "skargi" na danego nauczyciela, a jednak sam nie rozmawia z nim na dany temat, nie wyjaśnia, nie konfrontuje
W ogóle mamy jakąś dziwną "modę" - nie podoba mi się coś, nie wyjaśniam z nauczycielem, nie rozmawiam z nim na dany temat, ale od razu biegnę na skargę, zaczynam rozmawiać z innymi rodzicami na ten temat.
U nas też to jest dość powszechne, rodzice przychodzą z takimi głupotami, ze aż wstyd, naprawdę. Ale nie wyjaśniają wcześniej niczego z nauczycielem.
Przykłady z ostatniego tygodnia: bo pani nie rozdaje mleka sama, tylko dzieci same sobie biorą, bo ławki nie tak ustawione, bo dlaczego moje dziecko 2 dzień było na dworze bez kurtki...i to są skargi składane dyrekcji.
Dyrekcja cierpliwa, ja już mniej - zawsze proszę, aby cokolwiek najpierw wyjaśniać z nauczycielem, wychowawcą, potem proszę o kontakt.
Kogo Wy porównujecie?
Nauczyciela ktory ma co najmniej ponad 30lat i dziecko które ma powiedzmy 10lat. Nie mozna tłumaczyć agresji dorosłej osoby, przeszkolonej do pracy z dziecmi - złym zachowaniem tegoż.
Nie zauważyłam, dopuszcza się czytanie ze zrozumieniem
@kociara czytanie ze zrozumieniem dotyczy wszystkich
Chłopiec nie ma rodziców, mieszka w domu dziecka.
Jak moge pomoc?
Rozmawiać z siostrą,proboszczem, czy dyrekcją?
Moi młodzi ( którzy nie sa najgrzeczniejsi na świecie) są po prostu zgorszeni.
Podobno to nie jest pierwszy raz