Koleżanki, Koledzy. Jak to jest w ED, jeśli dziecko jest z natury nieśmiałe?
Czy szkoła jest rzeczywiście dobrym miejscem na ... radzenie sobie z taka przypadłością?
Czy, jeśli w domu jest więcej rodzeństwa, to wystarczy, żeby wspólnie się edukując nabierały śmiałości wobec ludzi?
Ja myślę, że im mały człowiek dłużej w domu, pod skrzydłami rodziców, dziadków, rodzeństwa, wujostwa, etc., to silniej krzepnie jego fundament z którym wystartuje w dorosłą przyszłość. Konkretnie chodzi mi o kręgosłup moralny, etyczny, którego nie połamie koleżeństwo w szkole. Np. poprzez okrucieństwo dzieciaków i tego, co przyniosą z domu (wulgarność, brak szacunku wobec Boga). Wiadomo, że - koniec końców - człowiek trafia do społeczeństwa i jakoś sobie w nim radzi ale rzecz w tym czy lepiej żeby najpierw okrzepło i z tym twardszym fundamentem poszło w świat czy jak młoda gałązka na pierwszym silniejszym wietrze mogło się połamać.
Tylko co z ta nieśmiałością?
Komentarz
ciągle męczy mnie kontakt z obcymi ludźmi i przytrafiają się różne kiksy
Mogę na własnym przykładzie - zanim poszłam do szkoły (do 6 r.ż.) byłam bardzo śmiałym dzieckiem, mimo wychowania na zapadłej wsi i codziennych kontaktów tylko z nielicznymi osobami. W wieku szkolnym zrobiłam się bardzo nieśmiała i do tej pory mam z tym problem. Mam w tym zakresie obciążenie genetyczne. Niektóre z moich dzieci też to mają. One mają problem ze śmiałością niezależnie od tego, czy chodzą do szkoły, czy nie. Najśmielsza jest starsza córka, co nigdy nie chodziła do szkoły ani przedszkola. Teraz jest w I klasie podstawówki, a jest w stanie załatwić z obcymi ludźmi (i dorosłymi i dziećmi) samodzielnie więcej niż jej 11-letni brat (przypadek wyjątkowej nieśmiałości w kontaktach z obcymi i szkoła mu przez 2 lata nie pomogła). Najstarszy syn (13 lat) też nieśmiały (czteroletni staż w placówce oświatowej), choć już sobie pomału z tym radzi. Trzeci syn (9 lat), co do szkoły nigdy nie chodził - kompletnie niefrasobliwy w kontaktach z ludźmi - zna wszystkich we wsi, ma kolegów od lat 5 do 18 i o każdym coś wie... Za to nieogarnięty, jak przyjdzie coś załatwić - zawsze zapomni, o co miał zapytać, bo się zagada na inne tematy.
Reasumując - różnie jest i nie przeceniałabym roli szkoły w ośmielaniu dzieci do kontaktów interpersonalnych.