Dla wyjaśnienia. O czymś niepokojącym mówiłam np. braku spokoju w podejściu do dzieci, zdenerwowaniu objawiającym się np. w słowach czy tłumaczeniu czegoś na tzw. odczepne. Jestem za spokojem. Przynajmniej w naszej rodzinie im spokojniej mówimy do dzieci, nie spieszymy się tym oni są spokojniejsi, chcą nas słuchać. Nie mówię o tym, że ktoś z nas jako rodzic jest mądrzejszy od drugiego. Ps. też skończyłam pedagogikę.
Brak spokoju mnie denerwuje a nie dzieci. Jak ktoś z natury nie jest spokojny to co ma dzieci nie miec? Dzieciom brak spokoju nie szkodzi, przynajmniej moim. Ja czasem wcale nie jestem spokojna w stosunku do dzieci. Zresztą to wszystko zależy też od temperamentu, wieku, charakteru dziecka itp. To mojego męża sprawa czy na dziecko swoje krzyczy czy nie. Ja mu mogę powiedzieć czy słusznie czy nie jeśli nie zna sprawy. Nie jestem wyznawczynią jakichs wielkich traum z dzieciństwa. Nie chcę też żeby moje dzieci były nie wiadomo jak spokojne. Ja tam lubię ruch, emocje, hałas. Nie zawsze mam też czas i ochotę na spokojne i dokładne tłumaczenie czegoś dziecku. Dzieci nie są dla mnie najważniejsze. Są ważne ale dokładnie zdaję sobie sprawę że są u nas na chwilę. I to co chcę dla nich to żeby były samodzielne, silne i odporne na rozmaite sytuacje życiowe. Jakbym była za spokojem tobym sobie innego chłopa na męża wzięła
tak odnośnie brawury ojców i nadopiekuńczości matek
rano przeczytałam jako jeden z nielicznych post Idy
popołudniu w naszej wsi był festyn z okazji dnia dziecka scenka pierwsza - ojciec z może sześcio-siedmio latką - wychodzą ze świetlicy - tam są 3 schodki ale zejść można też z innej strony - ok 40cm do ziemi od podestu - ojciec do córki: tylko nie skacz (z tych 40cm @-) ) bo sobie kostkę zwichniesz albo coś... scenka druga - idzie ojciec, babcia i dziadek, 4metry przed nimi dziewczynka może 5 lat - ojciec pokrzykuje żeby była ostrożna i nie podskakiwała
Nie nazwałabym tego wychowywaniem, bo to dorosły człowiek z ukształtowanym charakterem. Jednak w małżeństwie oddziaływujemy na siebie, rozmawiamy, tłumaczymy inny punkt widzenia i często zmienia się zdanie, zachowanie w różnych kwestiach, nie tylko dotyczących wychowania dzieci. Właśnie dlatego wychowujemy razem, jako mężczyzna i kobieta.
O rety ale taka właśnie rola ojca żeby robić rzeczy ryzykowne i zachęcać dziecko do przekraczania granic tego co potrafi/przełamywania lęków.
Ja czasem jak patrzę na zabawy mojego męża z dziećmi, to mam stan przedzawałowy. Ale jakoś przez cztery lata (bo tyle ma najstarszy) udało mu się ich nie utopić, nie połamać ani w żaden grubszy sposób nie ukrzywdzić.
Znaczy jest dobrze. A dzieciom takie przekraczanie własnych ograniczeń tylko dobrze robi.
Ja uważam, ze najlepiej ojcostwo realizuje się kiedy mama zostawia dziecko/dzieci z tata i to jest jedyna skuteczna najlepsza metoda! Naturalna!
Ten czas jest potrzebny dla niej samej by rozprostowac kregoslup od calodziennego pochylania sie nad dzieckiem i dla męża by miał okazje sam poznac własne dzieci..nie tylko ze slyszenia z opowiesci żony.
@Monira nie rozumiem. Mój mąż nie był nigdy zainteresowany takimi książkami, ale ostatnio stwierdził, że chętnie by coś przeczytał w duchu chrześcijańkim o byciu ojcem. Nie znaczy to że jest słaby. Słaby był ten Twój tekst.
Ja mysle, ze silny facet wie, ze robi dobrze. Nie ma rozterek, nie pyta sie jak wychowywac. Tak, jak za zadne skarby swiata nie spyta sie o droge Poradniki to chyba bardziej do kobiet pasuja.
No tak, inny facet moze wiedziec lepiej jak rozwiazac jakies rownanie, albo naprawic auto. Ale chyba zabilabym smiechem, gdybym zobaczyla meza w dziale poradniki “jak zyc“ w ksiegarni. No nie pasuje mi jakos. Rozumiem, ze facet czyta ogolnie madra ksiazke i wysnuwa sobie wnioski z niej. Ale typowy poradnik... no sorry.
Nie czytalam, ale czy to nie jest tez poradnik, tyle, ze w troche innej formie? No i kwestia, ktora mnie niezwykle ciekawi: czy facet kupil sobie ksiazke sam, czy kupila mu zona, bo ona uwaza to za bardzo interesujaca lekture. Wsrod moich znajomych w 100% druga opcja.
nie o to chodzi.. ale facet, który jakoś miota się w swoim ojcostwie, ale zgrywa twardziela, że wie wszystko najlepiej, z nikim nie pogada, nic nie przeczyta, wszystkie wie i jest super... no to sorry A potem jego żona żali się na forum:-)
i nie chodzi o to, że przeczyta książkę jak być super ojcem w weekend....
ale możne przeczyta gdzieś jakieś jedno zdanie, które w nim będzie pracować da mu inne spojrzenie, coś zmieni w sobie i swoim podejściu, będzie nad sobą pracował. Przełoży na swoje dzieci jeśli uzna że to mu jest potrzebne.
nie siedział nad poradnikiem, w każdy weekend i się uczył teorii ale warto poszerzać wiedzę, on możne taką książkę przeczytać/film obejrzeć raz na 15 lat i zapamiętać z niej jedno zdanie.
I owszem uważam, że kobieta ma dużą rolę w tym by mąż dojrzewał do ojcostwa... ma go wspierać ( z boku) motywować (dyskretnie), towarzyszyć i doceniać.
Książka o ojcostwie nie musi być wcale poradnikiem. Książki o kobietach też nie muszą być poradnikami. Nie czaję tego "śmiechu" waszego. Nie widzę nic ujmującego w tym, gdy dobry ojciec ma ochotę przeczytać jakąś książkę chrześcijańską o ojcostwie. No tak, może lepiej żeby kupował sobie motocykl w celu przedłużenia f*.
Oczywista oczywistość że każdy nabiera doświadczenia sam. Ale jest wiele rzeczy których się czasem nie widzi. Idąc tym tokiem -człowiek wierzący nie może sięgać po książki o wierze? 8-|
A dlaczego niektórzy mają takie ego i pychę, że uważają że wszystko wiedzą najlepiej i nie potrzebują się rozwijać, kształcić, czytać. Głupi nie czytają książek. Człowiek uczy się całe życie, jak ktoś uważa że nie potrzebuje poszerzać horyzontów czy zmieniać , ulepszać swoje zachowanie pod wpływem np uwag bliskich osób to ok.Trzeba mądrości i pokory by przyjąć krytykę, oczywiście konstruktywną. Nie chodzi też o to by przeczytać książkę i postępować zgodnie z nią, tylko właśnie rozwijać się i widzieć więcej. Mój mąż też nie czyta poradników, nawet swojego Korwina ksiązki o ojcostwie nie przeczytał(a ja tak) ale z dwóch postaw nie czytam bo po co, wszystko wiem najlepiej i chcę się czegoś dowiedzieć, spojrzeć na pewne sprawy z innej perspektywy- zawsze doceniam tą drugą.
Komentarz
Ps. też skończyłam pedagogikę.
Brak spokoju mnie denerwuje a nie dzieci. Jak ktoś z natury nie jest spokojny to co ma dzieci nie miec? Dzieciom brak spokoju nie szkodzi, przynajmniej moim. Ja czasem wcale nie jestem spokojna w stosunku do dzieci. Zresztą to wszystko zależy też od temperamentu, wieku, charakteru dziecka itp.
To mojego męża sprawa czy na dziecko swoje krzyczy czy nie. Ja mu mogę powiedzieć czy słusznie czy nie jeśli nie zna sprawy.
Nie jestem wyznawczynią jakichs wielkich traum z dzieciństwa. Nie chcę też żeby moje dzieci były nie wiadomo jak spokojne. Ja tam lubię ruch, emocje, hałas.
Nie zawsze mam też czas i ochotę na spokojne i dokładne tłumaczenie czegoś dziecku. Dzieci nie są dla mnie najważniejsze. Są ważne ale dokładnie zdaję sobie sprawę że są u nas na chwilę. I to co chcę dla nich to żeby były samodzielne, silne i odporne na rozmaite sytuacje życiowe.
Jakbym była za spokojem tobym sobie innego chłopa na męża wzięła
rano przeczytałam jako jeden z nielicznych post Idy
popołudniu w naszej wsi był festyn z okazji dnia dziecka
scenka pierwsza - ojciec z może sześcio-siedmio latką - wychodzą ze świetlicy - tam są 3 schodki ale zejść można też z innej strony - ok 40cm do ziemi od podestu - ojciec do córki: tylko nie skacz (z tych 40cm @-) ) bo sobie kostkę zwichniesz albo coś...
scenka druga - idzie ojciec, babcia i dziadek, 4metry przed nimi dziewczynka może 5 lat - ojciec pokrzykuje żeby była ostrożna i nie podskakiwała
no padłam, jak sobie zestawiłam z brawurą
O matko, to faktycznie! )
Niezła brawura )
No nie? )
Ja czasem jak patrzę na zabawy mojego męża z dziećmi, to mam stan przedzawałowy.
Ale jakoś przez cztery lata (bo tyle ma najstarszy) udało mu się ich nie utopić, nie połamać ani w żaden grubszy sposób nie ukrzywdzić.
Znaczy jest dobrze. A dzieciom takie przekraczanie własnych ograniczeń tylko dobrze robi.
Znacie jakieś naprawdę godne polecenia książki dla ojców?
matka zrzędząca jędza, która wtrąca się we wszystko i dyryguje i wylajtowany tatuś, który urwał się nie wiadomo skąd!!!
gdyby ojciec dorósł, matka też mogłaby być matką
Ten czas jest potrzebny dla niej samej by rozprostowac kregoslup od calodziennego pochylania sie nad dzieckiem i dla męża by miał okazje sam poznac własne dzieci..nie tylko ze slyszenia z opowiesci żony.
Poradniki to chyba bardziej do kobiet pasuja.
Rozumiem, ze facet czyta ogolnie madra ksiazke i wysnuwa sobie wnioski z niej. Ale typowy poradnik... no sorry.
No i kwestia, ktora mnie niezwykle ciekawi: czy facet kupil sobie ksiazke sam, czy kupila mu zona, bo ona uwaza to za bardzo interesujaca lekture. Wsrod moich znajomych w 100% druga opcja.
ale facet, który jakoś miota się w swoim ojcostwie, ale zgrywa twardziela, że wie wszystko najlepiej, z nikim nie pogada, nic nie przeczyta, wszystkie wie i jest super... no to sorry A potem jego żona żali się na forum:-)
i nie chodzi o to, że przeczyta książkę jak być super ojcem w weekend....
ale możne przeczyta gdzieś jakieś jedno zdanie, które w nim będzie pracować da mu inne spojrzenie, coś zmieni w sobie i swoim podejściu, będzie nad sobą pracował. Przełoży na swoje dzieci jeśli uzna że to mu jest potrzebne.
nie siedział nad poradnikiem, w każdy weekend i się uczył teorii ale warto poszerzać wiedzę, on możne taką książkę przeczytać/film obejrzeć raz na 15 lat i zapamiętać z niej jedno zdanie.
Nie czaję tego "śmiechu" waszego.
Nie widzę nic ujmującego w tym, gdy dobry ojciec ma ochotę przeczytać jakąś książkę chrześcijańską o ojcostwie.
No tak, może lepiej żeby kupował sobie motocykl w celu przedłużenia f*.
Oczywista oczywistość że każdy nabiera doświadczenia sam. Ale jest wiele rzeczy których się czasem nie widzi.
Idąc tym tokiem -człowiek wierzący nie może sięgać po książki o wierze?
8-|