Nasza starsza dwójka przechodzi ostatnio jakiś burzliwy okres w kontaktach między sobą. Gdy byli mali, nie widzieli swojej obecności tzn. syn i córka tak jakby byli obok siebie, nie bawili się ze sobą (rozumiem, że to było także uwarunkowane wiekiem i rozwojem obydwojga), potem był czas,że jedno bez drugiego żyć nie mogło. Teraz sobie notorycznie dokuczają, biją się, rzadziej się wspólnie bawią. (Chłopiec 6,5, dziewczynka 5 lat) Jak interweniować, gdy robią sobie nawzajem krzywdę aby nie zaszkodzić ich relacjom?
Komentarz
Jeśli tak, to idź z oseskiem do kuchni, nogi na stół i się Karmi napij.
A w temacie obecnym, naprawdę mam łobuzowi pozwilić tłuc siostrę?
Dwójka z reguły się będzie bić bez względu na płeć. To efekt rywalizacji między nimi. Najstarsza dwójka mimo nastoletniego wieku nadal się tłucze. Przy czym córka młodsza o dwa lata często wcale nie jest tą poszkodowaną. Przy bracie nabrała tężyzny i doskonale wyćwiczyła samoobronę. Najczęściej wkraczam kiedy któreś ewidentnie przegina, bądź kiedy się obrażają. Słownictwo przynoszone ze szkoły nie jest tolerowane przeze mnie.
ps. z moją starszą siostrą przestaliśmy się kłócić jak poszedłem do liceum
On uwaza ze jest dinozaurem/tygrysem/lwem i ją gryzie. Ta piszczy, smieje sie histerycznie i placze.
Probowalam wrzaskow (nie pomagają), stawiania do kąta (nie pomaga-wychodzi z kąta ), odseparowywania w 2 roznych pokojach (pomaga na chwile) ale potem mija znowu chwila i znowu ją gryzie.
Jakies pomysly? Tlumaczenie tez nie pomaga. Jak tylko padnie slowo wlączające tryb tygrysa, to koniec - "gryz", "zęby", "drapieznik", "kot" itp.
Nie wiem - moze ja powinnam jego pogryzc?
Czy zostawic ich zeby sobie sami dali rade?
I separacja.
Ew. "Porozmawiamy jak się uspokoisz".
Plus miejsce, gdzie można się zachowywać jak stado wściekłych pawianów. U nas łazienka.
Kiedyś być stosowny napis na WC, ale wc częściej potrzebne, niż łazienka, więc zmiana była.
k
A z tym, żeby nie wtrącać się starszym dzieciom w konflikt... Problemy niech rozwiązują sami, ale skąd mają wiedzieć, jak to robić? Sami nie nauczą się analizy, rozpoznawania uczuć innych, rozstrzygania sporów - bez tego są właśnie tylko wieczne wrzaski, piski i szarpania.
Nie rozwiązywać za dzieci sporów - to jest złota zasada. Ale druga złota to w chwilach spokojniejszych przegadywać wspólnie przyczynę konfliktu i to, jak się go załatwiło - czy jest OK? Czy mogło być lepiej? Czy ktoś płacze w efekcie? Czy można było poszukać jakiegoś trzeciego lepszego rozwiązania? To upierdliwe jest, ale jeśli jesteście z dziećmi - warto bardzo. Siedmiolatka może pertraktować z trzylatkiem jak dojrzała opiekunka. Zależy, czego do tej pory się nasłuchała i napatrzyła:)
Maluchy z wrzasku wyrastają. Starsi jak wrzeszczą - sami z tego nie wyjdą, to już nawyk.
Daj mu marchewkę albo kalarepę, jako mięso do rozszarpywania.
U znajomych pomogło - mieli syna, który gryzł wszystkie dzieci dokoła. Jak dali mu pęczek obranych marchewek to się kąsanie podzieliło, z przewagą na warzywa, a nie dzieci.
A ma ulubionego pluszaka - dinożarła? To niech jego ugryzie. Mój w tym wieku miał podobnie i większą wrażliwość i uczuciowość przejawiał wobec swojego pluszaka, niż innych dzieci.
Więc jak kogoś ugryzł, to kazałam mu ugryźć też Dina. I wtedy był płacz, że go to boli. Bardzo szybko zajarzył zależność, bo jak on nie chciał gryźć przyjaciela, to gryzłam go ja. Ja tam wrażliwa na pluszaki nie jestem
I dodam, że sposób kowalki uważam ze wszech miar bardziej wychowawczy
No i samemu nie można sobie wrzasnąć:)
Tylko Him nie ma ulubionego pluszaka - najbardziej lubi resoraki.
Gryzłam je chyba z nadmiernym entuzjazmem, bo mi wciąż nowe donosił.
Chyba właśnie zbyt fascynujące.
Jutro spróbuję z jedzeniem dla tygrysa, tylko muszę zakupić.