Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

Bojowa pieśń tygrysicy

2456716

Komentarz

  • Jednak coś napiszę. To jest w ogóle inna kultura, która przedkłada dobro grupy nad osobiste w sposób dla nas niewyobrażalny.

    A podsumowanie o braku "tego czegoś" - w punkt! Czego się spodziewać po wychowaniu, gdzie istotniejsze jest zdyscyplinowanie w osiąganiu celu od umiłowania celu? To jest wypaczona, z gruntu niekatolicka doktryna. To można co najwyżej zaaplikować wybiórczo - jako sposób na ćwiczenie radzenia sobie w obliczu trudności; ale znaj proporcje, mocium panie... i kolejność. Najpierw umiłowanie tego, co dobre, potem walka, potem radość.

    Jeśli komuś się marzy dziecko-pianista, to niech uczy je grać. Ale totalną porażką wychowawczą jest pominięcie miłości do gry (zdobytych umiejętności, występów, prestiżu, whatever). Jeśli ktoś nie potrafi ukształtować w dziecku miłości do gry, to po co kształtuje w nim zdyscyplinowanie w tym? Nie lepiej dyscyplinować tam, gdzie potrafi się w dziecku zaszczepić "to coś"? Po co robić coś bez miłości? Zdyscyplinowanie i waleczność nie zastąpią miłości. "Gdybym nie miał miłości, byłbym niczym".

    I dopiero teraz, po przyswojeniu powyższego, można napisać: miłość bez zdyscyplinowania nader często nie sięga celu, skoro tylko pojawią się jakieś trudności, i wygasa.
  • Jest przysłowie "Wer den Dichter will verstehen, muss in Dichters Lande gehen". Coś może się wydawać ciekawe jak się o tym czyta ale warto by było zobaczyć jak wygląda praktyka, i jaki jest ostateczny cel działań wychowawczych. Czy w tej książce jest coś o wywalaniu dzieci na śnieg jak się nie słuchają, bo coś mi się obiło o uszy?
  • No gdzieś te dzieci trzeba wywalać, nie mówię że nie, u mnie idą do swojego pokoju, ale słyszałam o przypadkach wywalania dziecka na śnieg bez ubrania wierzchniego. Generalnie sama jako nastolatka biegałam po śniegu boso w stroju do karate ale i mróz był mały i przebieżka nie długa.
  • Temat Chin jest bardzo ciekawy i mogłabym się rozpisać, ale pakuję się właśnie do wyjazdu ;) Napiszę tylko, że z doświadczenia kilku miesięcy studiów w HK zauważyłam, że ci Chińczycy to wcale nie są takimi geniuszami, jak by się mogło wydawać, mimo, że te kilkanaście lat byli wychowywani i uczeni w jakiś tam sposób. Ci najlepsi w grupie wybijali się właśnie dzięki pasji do przedmiotu.
    W okresie sesji biblioteki, korytarze i aule, pełne były studentów spędzających tam niemal 24h (jednych uczących się, innych śpiących) i tylko dostrzec można było te rozwieszone wszędzie plakaty "pamiętajcie, że stołówka i prysznice przy basenie otwarte są 24h na dobę"...
    Mimo całego tego włożonego (IMHO zmarnowanego) czasu, nie osiągają jakichś spektakularnych wyników, a przynajmniej nie takich, jakie nie mogłyby być spokojnie osiągnięte przez zdolnego (no i wiadomo- uczącego się) studenta z Europy. I to ci ostatni są często preferowani w selekcjach do stypendium doktoranckiego.

    @Joanna36 muszę zaznaczyć, że toalety miejskie otwarte 24h (bez pracowników), były idealnie czyste, czego nie można było już niestety zaobserwować po przekroczeniu granicy w Shenzhen.
  • Kiedy ja byłam nastolatką to był, takie białe, zimne i puchate. Teraz to najwyżej styropian z izolacji się sypie.
    Podziękowali 1Katia
  • Ale Hong Kong to chyba takie lepsiejsze Chiny. Bywałam we wsiach gdzie ludzie zbierali się żeby popatrzeć jak szczur przechodzi na druga stronę ulicy. Jak stałam z bagażami to zbierali się żeby popatrzeć na mnie i na moje bagaże. Takie kółeczko robili wokół.
  • No nie ma porównania, to dwa różne światy. Ale w HK dużo jest napływowych z Mainland China (np na moim wydziale stanowili większość), a i tak jest zachowany wysoki standard jeśli chodzi o czystość miejsc publicznych. Czyli albo system porządkowy idealnie działa, albo ci napływowi zachowują się inaczej niż u siebie.
  • Prawdopodobnie jest jak wszędzie, Chińczyk taki jak i inni ludzie, większość normalnych ludzi szybko przyzwyczaja się i szanuje czystość, do tego jest potrzebna kasa -ekipa sprzątająca i poczucie, że to objaw kultury, zostawić po sobie czystość. Gorzej w Indiach to wdrażać bo lepszym kastom nie wypada sprzątać po sobie, widziałam jak mała dziewczynka wpadała do przedziału, zamiatała podłogę, a lepsiejsze kastowo kobiety zasłaniały twarz, bynajmniej nie dlatego że kurz się wznosił, tylko żeby nie oddychać tym powietrzem co ta dziewczynka. Generalnie nie jest to najważniejsze czy kible czyste czy nie, przynajmniej w moim systemie wartości, ale chodzi mi o to ze Chiny to dużo ludzi i tylko niektórzy myślą o muzyce klasycznej, część robi zakłady czy szczur przebiegnie czy go rozjadą.
  • @Anawim- czyżbyś miał na myśli, że jednak nasz sensus catholicus jest the best?
  • @szczurzysko A czy to nie byla 'Azja od kuchni' - tem blog? jesli tak, to jest juz skonczony, bo sie przeniesli do USA...
  • Przypomniało mi się co właściwie chciałam powiedzieć. Bóg - ojciec, Kościół - matka. Ojciec powinien pamiętać, że buduje obraz ojcostwa w dziecku, jak ojciec jest nieobecny np. to człowiek może mieć długo takie wyobrażenie o Bogu, że jest ale gdzieś daleko,niezaangażowany. Podobnie z matką. Ocenię pozytywnie metody wychowawcze matki gdy mogłabym je dać jako przymioty Kościoła. Czyli wymagająca, zasadnicza, wyznaczająca cele, dająca nadzieję - tak. Żądająca perfekcji (szantażując odmową miłości), nieakceptująca słabości, poniżająca, wyszydzająca słabości - nie. Czuła, dająca ukojenie w zranieniu i porażce, dająca wzór i nadzieję na wyjście z każdej sytuacji - tak. Itd.
  • draconessa - tak, to ten
  • Z tym syfem to coś na rzeczy. Kolega był jako opiekun grupy studentów jakieś 3 lata temu i m.in. przywiózł kolekcję zdjęć wszelkiego brudu. Dość szokujące, a facet nie jedno w życiu widział. Jego ojciec, zbzikowany komunista, wysyłał go pociągiem na obozy konsomolcow(czy czegoś) w latach 80-tych pociągiem przez pół ZSRR.
  • I przede wszystkim był zszkowany fat alnym poziomem lokalnych, ksztslconych europejsko muzyków. Jechali z zespołem z naszego piździszewa, potrzebowali bodajże wiolonczelisty. Miejscowi nauczyciele nie potrafili
  • Ja postanowiłam przyjąć absolutnie inną taktykę od autorki. Daję link co mam na myśli, całkiem fajny blog.

    http://segritta.pl/nie-realizuj-marzen-twojego-dziecka/
  • ...grać um ta ta do walcow Straussa. Wreszcie im znaleziono wiolonczelistke kszralconą w Paryżu i ta była faktycznie 3 razy lepsza od zespołu.
  • Przeczytałam. Dla mnie ta książka jest generalnie przerażająca. Autorka zrobiła kilka złych rzeczy swojej rodzinie, swoim dzieciom i opowiada o tym z dumą. I po latach nie widzi tego, czego powinna sie wstydzić ani zagrożenia, które było tak blisko.


    Owszem, prawda: kocham, więc wymagam. Wymagam, bo wierzę, że cię stać. Jako zasada wspaniałe.

    W praktyce: ta kobieta kocha tylko siebie, swoją wizję przyszłości córek itp. I wierzy tylko w sukces mierzony zewnętrznymi środkami pomiaru, tj. medalami, miejscami w konkurach, ocenami. Koszmarne.


    Podziękowali 1Katia
  • a tu drobna ilustracja, do jakich rezultatów prowadzi zmuszanie do nauki religii, chodzenia do kościoła oraz do codziennej normy namalowanych obrazków

    image

    Bartłomiej Szostek Jeśli o tytuł chodzi:
    "Wybieleni krwią Baranka"

    (chwalątko) :)
  • =))
    właśnie, miałam coś napisać w tym wątku odnośnie sensu zmuszania do różnych rzeczy, ale Tata w sumie mnie wyręczył ;) dodam jeszcze, że autor powyższego obrazu stwierdził kiedyś, że chce się nauczyć grać na gitarze (nie wiem, ile miał lat, ze 13?). I się nauczył, sam całkiem, bez żadnego przymusu codziennie siedział i ćwiczył - bo chciał - wirtuozem może nie jest, ale gra z nut (które dla mnie wyglądają bardzo skomplikowanie ;) ) i naprawdę przyjemnie się go słucha
  • A tak w ogóle to sądzę, że w tym wszystkim obecność rodziców jest bardzo ważna - no nie wiem, może my z rodzeństwem byliśmy jakimiś szczególnymi przypadkami, ale sądzę, że to raczej to, ze rodzice po prostu spędzali z nami dużo czasu, przełożyło się na nasze różnorodne zainteresowania, rozwijane przez nas chętnie bez żadnego przymusu z zewnątrz. Ale to tylko taka moja teoria ;)

    Od małego, odkąd pamiętam, uwielbiałam rysować. Zostało mi to do tej pory - a dopiero na studiach podjęłam kształcenie w tym kierunku - i okazało się, że wcale nie jestem w tyle w stosunku do ludzi po gimnazjach i liceach plastycznych (może trochę - pół roku wystarczyło w zupełności, żeby nadrobić drobne techniczne zaległości). A nie wiem, czy szkoła/ zajęcia dodatkowe w tym kierunku na wcześniejszych etapach edukacji nie przytłumiłyby we mnie tej pasji.
  • Czy ta chińska matka ma męża? W sensie, że mieszka z nimi i wychowuje te dzieci razem z nią?
  • Myślałam, że opiera się o buuukiii...
  • @E.milia
    Mąż tygrysicy dostaje po dupie, bo - o zgrozo - chce grać z córkami w gry planszowe lub zabierać je do parków wodnych czy na mini-golfa.

    To jeden z moich ciężkich zarzutów wobec tej niewiasty: rozrywkowe zajęcia z tatą traktowane sa jak strata czasu: za to nie dostaje się medalu.
  • @Silesia, blog jest (tak się u nas mówi) "olé olé".
    :D
  • Nie czytałam ksiażki, wiec moze nie powinnam sie wypowiadac, ale nie wiem - czy tam tez polityka jednego dziecka jednak nie wypaczyła idei?
    -----------
    "Polityka jednego dziecka" nie ma nic wspólnego z tą książką, nie dotyczy tego przypadku, tamta rodzina z tym się w ogóle nie spotkała.
  • Nie chodzi o systematycznosc, o przekraczanie siebie, chodzi o to, ze dziecko ma byc lepsze od innych.
    --------------
    Własnie, że chodzi o o systematyczność i przekraczanie siebie, niejednokrotnie o tym pisze autorka, a dobre wyniki na konkursach mają mobilizować do dalszej pracy.
  • edytowano sierpień 2015
    Przeczytałam. Dla mnie ta książka jest generalnie przerażająca. Autorka zrobiła kilka złych rzeczy swojej rodzinie, swoim dzieciom i opowiada o tym z dumą. I po latach nie widzi tego, czego powinna sie wstydzić ani zagrożenia, które było tak blisko.
    --------------
    Nie zauważyłam, żeby zrobiła coś złego rodzinie. Może trochę przginała, namawiając m.in. córkę do spróbowania kawioru, ale w samą porę zrezygnowała ze skrzypiec i orkiestry, które córka kochała - dziecko miało wtedy zaledwie 12 lat i chyba chciało podkreślić swoją odrębność i samodzielność, do czego chińska matka się przychyliła.

    e: czasem chińskiej matce brakło wyczucia, np. zrezygnowały ze zwiedzania wyspy Krotos, będąc na tej wyspie, bo ćwiczyły na skrzypcach - na tym polegały te przegięcia.
  • Nie znam nikogo, kto by tyle czasu poświęcał na pracę z dzieckiem, jak chińska matka i podkreślam, że dzieciom to wychodziło na dobre.
  • edytowano sierpień 2015
    Jeśli komuś się marzy dziecko-pianista, to niech uczy je grać. Ale totalną porażką wychowawczą jest pominięcie miłości do gry (zdobytych umiejętności, występów, prestiżu, whatever). Jeśli ktoś nie potrafi ukształtować w dziecku miłości do gry, to po co kształtuje w nim zdyscyplinowanie w tym? Nie lepiej dyscyplinować tam, gdzie potrafi się w dziecku zaszczepić "to coś"? Po co robić coś bez miłości? Zdyscyplinowanie i waleczność nie zastąpią miłości. "Gdybym nie miał miłości, byłbym niczym".
    -------------
    @Anawim, chińska matka, jej córki i ojciec kochały muzykę i grę na fortepianie i skrzypcach, więc nie wiem o czym tak sie rozpisałeś :)
  • @Aniela, tak troche obok tematu.. Ta smiejaca ikonka, ktorej czesto uzywasz, sprawia w Twoich postach wrazenie szyderstwa. Jesli to niezamierzone, proponuje uzywac innego emotikonu.
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.