Temat przewija się w wielu wątkach tak przy okazji.
Ponieważ młodzi ludzie myślą, że tylko innych starość dotyczy, chciałabym tylko poprosić, byście tych starszych i starych starali się zrozumieć i pokochać.
Zrozumieć, że ci ludzie przeżyli i przeżywają duży skok cywilizacyjny. Kilka epok za nimi. Ci, którzy urodzili się przed wojną lub zaraz po niej żyli w dość prymitywnych warunkach (porównuję z obecnymi). Rozwój, który się dokonał w ciągu nawet dwudziestu ostatnich lat jest szokujący.
Wiedza, którą mają dziś młodzi ludzie na temat swego ciała, chorób, świata, właściwie na każdy temat jest ogromna w porównaniu z tą, którą oni mają. I nie można liczyć, że uda się im ją nadrobić.
Jest duża dysproporcja między tym, co na zewnątrz, co niesie świat a tym, co człowiek może - trudno oczekiwać zmiany sposobu myślenia, ogarnięcia mentalnego tej rzeczywistości, która w dodatku tak szybko się zmienia.
Dzisiejszy nawet czterdziestolatek nie pamięta czasów bardziej prymitywnych, bez telefonów, komórek, komputera i internetu.
I znowu - trudno za tym nadążyć mentalnie, psychicznie, umysłowo. Tym bardziej, że człowiek im starszy, tym trudniej się zmienia.
Każdy chce być w jakiś sposób potrzebny, zauważony i dlatego ludzie dzielą się wiedzą, doświadczeniem. Wybaczcie im, że wiedzą mniej. Może zamiast się na nich złościć, warto uśmiechnąć się, życzliwie pokiwać głową i przyjąć co mówią bez wprowadzania w życie. Oczywiście, warto przedstawić swoje racje, ale się o nie nie wykłócać i nie denerwować się z powodu ignorancji starszego człowieka.
Nie warto się przecież złościć na to, czego i tak nie można zmienić.
Proszę więc o ciepły uśmiech zrozumienia.
Komentarz
Nie mniej patrząc na mojego tatę czy tesciowa to wcale nie widzę braku przystosowania i braku wiedzy. Wręcz przeciwnie, mogą zawstydzić niejednego 40-latka. A to roczniki 36 i 43. Technicznie dostosowali sie idealnie. Wg mnie nie zalezy to od skoku rozwojowego w jakim sie żyje, tylko od typu człowieka. Są zadni wiedzy staruszkowie i młodzi - totalnie nierozgarnieci, ktorym nie pomoglo urodzenie sie 30lat temu.
Głaskanie jej i pobłażliwość mogą skutkować rozbiciem rodziny
Mam takie doświadczenie w pracy, że niejednokrotnie starsze osoby są bardziej zaradne i zorganizowane. A nawet jeśli nie umieją wysłać smsa czy obsłużyć internetu - świetnie sobie z tym radzą, zawsze znajdując kogoś, kto im pomoże - i są przy tym tak pełne wdzięku, że wcale się nie dziwię, że owijają sobie wnuków czy sąsiadów dookoła palca.
W grupach modlitwy wstawienniczej starsze panie mogą być prawdziwym skarbem. Zwłaszcza, kiedy się trzeba modlić nad młodymi, nad nastolatkami - często z rozbitych rodzin.
Natomiast jeśli ktoś był całe życie apodyktyczny czy roszczeniowy, to niestety, na starość nieraz bywa jeszcze trudniejszy
Boję się jaka ja będę;-)
ATSD czy Wy też zauważyliście, że pokolenie 50+, 60+ przerywa naturalny rytm pokoleniowy, który polega na zwróceniu się na swoje dzieci?
chodzi mi o to, że nasze prababcie były nastawione na pomaganie swoim dzieciom.
Nasze babcie nastawione na pomaganie naszym rodzicom.
A nasi rodzice nie są już w tym samym stopniu nastawieni na pomoc nam. Jest jakaś wyrwa pokoleniowa. Nasi rodzice się w dużej mierze zatrzymali na sobie.
(mówię o rodzicach pokolenia 25-35l mniej więcej, oczywiście nie o wszystkich)
Właśnie chciałam odpisać Berenice w innym wątku o tym jak moi rodzice od zawsze podkreślali, że chcą niezależności od dzieci.Ileż to razy słyszałam, że "wszyscy musimy się tak ustawić, aby każdy był samowystarczalny".Czyli ja mam też się od nich odchrzanić, a nie oczekiwać pomocy, nawet w oczywistych sytuacjach życiowych jak poród.
Co do wiedzy. Starsi ludzie ja maja ogromna, czasem jest ona uzyteczna, a czasem nie. Mysle, ze sama wiedze łatwo docenic. Trudniej, gdy jest wtlaczana na sile. I zazwyczaj o to toczą sie boje.
gdy pojedziemy w odwiedziny to jest chwila radości, rozmowy, a potem dziadek znika bo musi przeczytać kolejną książkę o Stalinie, a babcia zadzwonić do znajomych w sprawie następnej pielgrzymki
siedzę sama z dziećmi, widzę ich podczas posiłków, po kilku dniach wyjeżdżam rozgoryczona tak ,że nie mam ochoty się nawet żegnać
słowa naszej forumowej @Małgorzaty32 "nie można mieć wszystkiego"
co innego milczenie i nieobecność
Patrzę na moją mamę, zupełnie inną babcią była(jest) dla Jacka i łukasza - najstarsi z wnuków, dorośli i na miejscu, babcia opiekowała się nimi by ich mama mogła pracować, a zupełnie inną dla Jaja, którego WCALE nie zna, tyle co z opowieści, bo pobyć z nim, to już nie da rady...
Dla mnie z kolei jest niezrozumiałe, dlaczego niektóre dorosłe dzieci uważają, że obowiązkiem babci jest zajmować się wnukami. A z takim podejściem się spotykam. Czemu to dziadkowie maja nie skupiać się na swoich przyjemnościach i rozwoju skoro swoje dzieci odchowali?
Generalnie zgadam się z tym, co napisałaś o wyrwie pokoleniowej i skupianiu na sobie wielu osób.
Tylko taka niebezpieczna i smutna myśl mnie nawiedziła natychmiast: jacy będziemy my (choć ja raczej zaliczam się do tych starszych już ), jacy będziecie Wy na starość...?
Spójrz, jak obecni młodzi ludzie skupieni są na sobie już teraz...
dokładnie to !!!
jak już przyjedziemy to nie wpadnie na to, żeby po prostu "pobyć" z dziećmi
To trudny temat - znaleźć właściwe proporcje.
W najbliższym otoczeniu mam tak, że ze starszą osobą, z którą osobiście bardzo chciałabym przebywać więcej i która jest mi bardzo bliska - nie mogę. Za to mogę i kto wie, czy nie będę musiała zająć się osobą, która nam i trochę zła, i trochę dobra wyrządziła, ale nie ma między nami bliskiej relacji...
to my musieliśmy ja uczyć ,że można odmawiać
nie-dosyć ,że pomaga przy dzieciach, kiedy ja w pracy lub na rekolekcjach, to jeszcze pomaga we wszystkich pracach domowych...
ale ja od zawsze mam wewnętrzny stoper, żeby nas nie wyręczała
pilnuję tego mocno, żeby jej nie wykorzystywać
i ona zadowolona,że jest potrzebna i ja wdzięczna, chociaż ja mam bardziej wredny charakter i czasem jestem niemiła ... niestety
i jeszcze do tego ,co pisała @mamababcia- mąż ostatnio mówi do mnie : gdybym przed laty powiedział mojemu dziadkowi, że będą markety i w tych marketach sprzedają węgiel w workach , to by nie uwierzył ...
E: Dziadka mialam madrego, nie wiem czy uwierzylby w wegiel w workach