Osobliwy artykuł przeczytałam. Nie bardzo wiem, co o tym myśleć. Może dlatego, że sama nie mam dzieci w placówkach, więc problem jest mi obcy.
A jak jest w Waszych szkołach i przedszkolach? Płaczcie nad brakiem makaronu ze śmietaną i z cukrem w jadłospisie?
Komentarz
a na obiad nadal są knedle ze śliwkami posypane cukrem a na podwieczorek kasza jaglana z musem malinowym i bitą śmietaną
Kocham telefony. :-)
MUSLI he, he.
Wczoraj na zebraniu okazało się ze przecież można przynosić z domu własną sól, żałuje ze na to nie wpadłam wcześniej - ale chyba nie zdawałam sobie sprawy z tego co dzieci musza znosić poki nie zapomnialam posolić ziemniaków ostatnio;)
U przedszkolaka wzrosła składka żywieniowa o 1,5 zl na dzień, bo zamiast cukru -- cukier trzcinowy, zamiast panierki - sezam
osobiście mi sie nie podobają te pomysły (jak większość narzuconych)
powinni lepiej likwidować one automaty z batonami
Już widze gromady dzieci nauczonych zdrowego żywienia dzięki bezsmakowemu jedzeniu w szkole.
Co do sklepików... Większość z nich upadnie. Rozumiem zakazać chipsów, żelek i coli bo to świństwo ale żeby dziecko nie mogło drożdżówki kupić? Nie widze też nic złego w sezamkach, rogalikach z dżemem a nawet, o zgrozo, pączkach. Jeśli dziecko zdrowo żywi się w domu to nawet codziennie zjadany pączek nic nie zaszkodzi. Za to w odwrotnej sytuacji: gdy dziecko w domu ma stały dostęp do cukierków i chipsów to zjedzenie suszonego banana na przerwie nic mu nie pomoże.
Bez sensu cała akcja.
Niestety, "kolejny krok w bok"
Rodzice płacą za zdrowe jedzenie, którego dzieci nie chcą jeść, oddajemy mnóstwo niezjedzonych posiłków. A po wyjściu z przedszkola dzieciak dostaje paczkę chipsów
Gdzie w tym sens?
Nasi nie jedli, bo do szkoły zawsze brali kanapki, ale jednak gro dzieci jest otylych, albo przynajmniej z nadwaga.
Jak z obiadami u nas - nie wiem. Mamy catering.
Całe te nowe przepisy to nic innego jak "absurd goni absurd"
W szkole Młodego (zespół szkół- gimnazjum, LO, liceum plastyczne i wieczorowa [dorosli tez sie doksztalcaja] ) nie ma już sklepiku, nie ma automatów- nawet wody nie mozna kupić!
Były automaty z herbata, kawa, cappuccino etc, teraz nie ma i tego
Ale..... widać całe rzesze młodzieży z kubkami i torbami z Maca, pobliski minimarket Dino oblegany, podobnie jak pobliskie żabki (ponoć zamawiają więcej "pizzerinek", wszelkich bułek, drożdżówek etc)
Wyjsć ze szkoły na przerwie to nie problem
Zjeść mozna po drodze do szkoły (czy z rana czy w drodze powrotnej ze sklepu).
Najśmieszniejsze jest to, ze widać (mało ) osoby palące przed szkoła (na całym terenie zakaz) ale bułki nie kupią w szkole
Lekcje są do ok 16 (najdłużej) w liceum, sporo osób dojeżdża.
przestali słodzić nie tylko kompot, herbatę, kakao - ale również budyń i kisiel
w szkolnej stołówce jest jeszcze gorzej - gotują ziemniaki czy kalafiora w wodzie bez soli - i dzieciaki nie chcą jeść (czemu się nie dziwię)
myślą, że jak sypną bez sensu garść przypraw, to "to coś" da się zjeść - z drugiej strony
ale oczywiście dla "gotowców" przemycono furteczkę - na 100g/100ml gotowych wyrobów może być użyte 10g cukru - czyli wszystkie słodkie mleka wpychane w szkołach ramach akcji "szklanka mleka" można jeś "bo zdrowe"
dodatkowo wszystko nadzorują miejscowe sanepidy - i co sanepid, to inne wytyczne - w ramach tych samych przepisów
(np. nasz sanepid stwierdził, że dosładzać dzieciom można wyłącznie miodem - ale intendenci stwierdzili, że za drogo - i dosładzania nie będzie)
reasumując - kolejny gniot w wykonaniu rządu platformersów - wprowadzony w ostatniej chwili (rozporządzenie wydano bodaj 1 września)
A na poważnie- na onecie ostatnio czytałam artykuł o tym jedzeniu przedszkolnym- jak to dzieci stały się nieszczęśliwe a rodzice jeszcze bardziej, bo wolà żeby dziecko zjadło chociażby przesłodzone i przesolone-ale zjadło.
Cieżko mi to pojąć. Jak można rozpaczać nad cukrem. Choć gdy takie nawyki żywieniowe są w większości polskich domów to jestem w stanie wyobrazic sobie niezadowolenie rodziców ze dziecko nie je w pkolu.
Wystarczyło mi pójść na zebranie do tegoż i usłyszeć od pani z grupy która z dużym sarkazmem poinformowała " zapewne słyszeli państwo o nowej modzie- mniej cukru mniej soli - tu spojrzenie z uśmieszkiem, niektórzy uważają ze to bardzo szkodzi, ale opinie są rożne.. "
Ręce opadły mi.
Względem soli - mogłabym dyskutować. Oczywiście, jeśli to będzie sól nieprzetworzona - np. kamienna zmielona, niewarzona.
Mnie z kolei ciężko pojąć, że rząd zamierza decydować o tym, co mają jeść moje dzieci.
Teraz dziecko nie może kupić sobie drożdżówki bo to zuo.
To przecież normalne, że właściciel decyduje.
Efekt jest taki, że robią zrzutę i ktoś idzie do marketu po batony, bo dzieciom w głowach się kręci zwłaszcza po w-f.
Co za manipulacja w pierwszym poście...
Podobna jak insynuacja w moim pierwszym zdaniu:)
Ciekawe, że niektórym nie przeszkadza, że władza narzuca co mają jeść nasze dzieci. A właściwie cudze dzieci...
Gdyby w przedszkolu mojego syna kucharki wpadły na pomyśl podawania niedosolonych potraw i niesłodzonych kompotów to już by była z tego afera.
Z tego co mówiła,to to są jasne wytyczne,że np. smażone może być tylko 2 razy w tygodniu,slodzić miodem zamiast cukrem.I tak się zastanawiam, na ile faktyczne przepisy są faktycznie kretyńskie i drastyczne, a na ile pewne panie kucharki się sfochały,że muszą coś zmieniać i te niesłone i inne potrawy to taki ich strajk....w stylu ja się dostosowyać nie będę..
Bez cukru nikt nie umarl a jak swiadomie sie decydujesz ze dziexko moze jesc batona to wystarczy mu je zakupic i zapakowac. Tylko nabto trzeba poswiecic czas i o tym pomyslec ps. Moja corka je slodycze ale w kontrolowanej ilosci
Tak, oczywiście czepiam się cudownego rządu i supermądrej pani Kopacz...