Witaj, nieznajomy!

Wygląda na to, że jesteś tutaj nowy. Jeśli chcesz wziąć udział, należy kliknąć jeden z tych przycisków!

misja rodziny?

Na fejsie rozgorzała dyskusja nt. rodzin jadących na misje. Argument za: ewangelizacja. Argument przeciw: zaniedbywanie obowiązków stanu.

Nie jestem specem od rodzin ;) więc tu zapytam: byliście kiedyś "na misjach"? Jak to wygląda? A może rozważacie kiedyś w przyszłości?

Komentarz

  • Ktoś z forum był, jak pamiętam. Tylko czy ona jest jeszcze, nie wiem.
  • No normalnie.  Jedzie się tam dokąd wyślą, wynajmuje dom/ mieszkanie,  dzieci chodzą do szkoły i w zależności od prawa ojciec pracuje lub nie. 
  • Tyle sama zgadłam :p Chodzi mi o ten misyjny element, jak to wygląda? Po prostu żyje się po Bożemu i tyle?
  • Żyje się po Bożemu. W zależności od charakteru misji albo się ewangelizuje na placach, głosi katechezy. 
  • Że się wtrącę. :blush: 
    Mi się wydaję że to wspaniały sposób na wspólne wakacje, z olbrzymim alibi.
  • apowojek powiedział(a):
    Żyje się po Bożemu. W zależności od charakteru misji albo się ewangelizuje na placach, głosi katechezy. 
    Łomatko! Wiem, że jestem dziwadłem, ale mnie "street preachers" zdecydowanie by odstręczali :p
  • W czasie SDM gościliśmy Hiszpana, który z rodziną jest na misji w Finlandii. Mówił, ze jak tam jechał 5 lat temu to myślał, ze nawróci wszystkich Finów ;)
    ale dziś widzi, ze to polega na tym głownie, że wrastasz w tamtą społeczność, bo masz sąsiadów i znajomych w pracy i żyjesz z pozoru jak oni. Ale nagle ciebie dotyka jakies cierpienie, cokolwiek- choruje Ci dziecko, żona ma wypadek, ciebie zwalniają z pracy albo kradną ci samochód i wtedy okazuje się, że reagujesz inaczej, niż oni. Nie dlatego, że jesteś lepszy czy bardzo sie starasz, ze grasz luzaka, ale dlatego, że Duch Święty cię umacnia i pozwala ci przyjąć to cierpienie bez złości i szemrania, bez dochodzenia sprawiedliwości. Pozwala im zobaczyć dzieki tobie, ze szczęście to coś wiecej niz zdrowie, pieniądze i święty spokój.
    I jesteś dla nich znakiem zapytania. Zaczynają cię pytać jak to możliwe, skąd masz na to siłę i mówisz mu o Chrystusie, który pokonał smierć. Że dzieki Niemu możesz żyć wtedy, kiedy normalnie byś umarł. I że ten Chrystus przychodzi właśnie teraz do niego, żeby mogl też tak żyć. 

    Taki banał, ale ludzie dzieki temu przychodzą do Kościoła. Nie do budynku, ale do grupy ludzi, wspólnoty, w której objawia sie żywy Bóg. Moze tez z czasem na msze św, ale w Finlandii to akurat trudne.
  • CART dzięki, to chyba istota misji rodzin :)
  • Tak mi się nasunęło: w życiu generalnie nie chodzi o to, żeby przeżywać wakacje. Życie to nie wakacje.
    Życie to misje.

  • Misje to nawracanie siebie a nie innych.
  • Już pisałam na FB, ale widzę to tak, że w końcu to jednostki tam jadą. Nie masy, nie tłumy jak po 2004 do UK. Ale własnie ci, którzy to przemyśleli. A jak coś jest generalnie nie dla wszystkich, to tym samym jest, albo może być, dla paru rodzin. No, nie dla mnie w każdym razie, dla nas nawet Neo nie jest opcją, żeby to delikatnie ująć.

    Chyba krytyka tego rodzaju wydarzenia nie szła w kierunku antyneońskim, ale anty - rodzinnym, wykorzenienie, stres dla dzieci, brak języka, itp. A to w końcu są rzeczy, które dotykają każdego emigranta. I nie ważne, czy pojedzie do Niemiec nie znając języka, czy do Władywostoku znając biegle rosyjski.

    I pojawił się motyw, że za chlebem to ok, bo to powinność ojca karmic dzieci. Tak, ale jak ktoś nie ma na chleb, to i na bilet nie ma, i na pierwsze miesiące życia tam. Ale jak ma mało w Pl, to albo jakoś ciągnie, albo chce sobie poprawić. Poprawić? Kosztem wykorzenienia, utraty ojczyzny? No właśnie, gdzie gromy na tych co wyjechali "za chlebem", a ich dzieci zapomniały języka i się "zbrytoliły"? 

    Mniejszą walkę o to toczą zapewne ci, co wyjechali w celach religijnych. Bo oni są czujni, mają świadomość zagrożeń. Ludzie na zachodzie wiarę albo tracą, bo polski katolicyzm "janowopawłowy" nie działa, jest smieszny, więc bardziej cool jest być katolikiem na styl zachodni, a wiemy jak to wygląda; albo podejmują wysiłek i wiarę swoją pielęgnują.

    Ale - tak mi przyszło na myśl - a mieszkam w kraju niekatolickim, może anty-katolickim nawet,  że i my na takiej misji może jesteśmy nie zdając sobie z tego sprawy?

  • Na początku wpisu o tym pomyślałam, @szczurzysko .
  • Też tak sądzę, Szczurciu :)

    Ja mam wątpliwości mniej "rodzinne", bo się nie znam :p ale właśnie od tej strony, czy to potrzebne. Ale to, o czym napisała Cart jest piękne.

    Hm...
  • A ktoś z Was myślał, żeby pojechać?
  • mysmy zawsze troche mysleli.. czesto na zmiane.. mi na razie przeszlo :)
  • Ja jestem jedynaczką. Ze względu na moich rodziców w zasadzie nie rozważam jakiejkolwiek emigracji. Najwyżej na 2-3 lata, gdyby była taka potrzeba (i póki rodzice sami sobie radzą), ale na dłużej na pewno nie.
  • Myśmy myśleli. FIDESCO wysyła właśnie na dwa lata. Na razie mamy misje na Podkarpaciu.
  • @jan_u a Wy z neo? 
    Jakos z inną wspólnotą Was kojarzę.
    I co robicie na Podkarpaciu, o ile to nie tajemnica?
  • @jan_u a wy juz przeprowadzeni?
  • My sie zastanawialiśmy i zrobiliśmy mały research. Wychodzi tak jak napisała @Cart&;Pud masz świadczyć życiem. Ale jedziesz w ciemno, praca na własna rękę, szkoła dla dzieci tez. Czasem masz łóżka, czasem materace, a czasem i bez tego. Trafić można w bardzo rożne miejsca ale z relacji ludzi którzy byli/sa wynika, ze Pan sie bardzo troszczy i pomaga. W końcu wart jest robotnik swojej zapłaty ;)

    u nas pomysł na razie odszedł w niepamiec bo rozeznalismy ze jednak nie, wiec ewangelizujemy raczej na placach... Zabaw :) ale tak to chyba wszyscy tutaj :)
  • to raczej nie chodzi o to ze lepiej.. tylko po prostu niechrzescijanie inaczej sie zachowuja szczegolnie w zdechrystianizowanych krajach od tych, ktorzy maja wiare. Ci sa postrzegani najpierw jako dziwaki czy wariaci- w takich wlasnie skrajnych sytuacjach cierpienia, czy zyciowych wyborow- nie wiem dlaczego to ma znaczyc ze sa lepsi.. tutaj w szpitalu tez z dziewczynami co leze wiekszosc ma poglady 2dzieci a na ile Bog da patrza raczej z przymruzeniem oka i zdziwieniem ze mam wszystkie zeby przy takim podejsciu i potrafie poprawnie sklecac zdania ;) podobnie w kwestii poronien.. sporo dziewczyn ma tu za soba - ale wiekszosc " nie chciala tego ciagnac,czy przez to przechodzic"( pochowek etc. )wiec podejscie pod tytulem, ze mam dzieci w niebie i to jeszcze z imionami to kosmos... inna sprawa to czesty u mnie brak odwagi mowienia o tymm wszystkim... ale na pewno lepsza sie nie czuje z powodu tego ze mialam te sprawy tak czy inaczej naswietlone , czy ze Pan Bog dal mi to przezyc w ten sposob.. jak sie jedzie gdzies daleko to przeciez wlasnie nie na zasadzie kaganca oswiaty religijnej dla" tych tepoli pogan"i ze my jestesmy lepsi, tylko zeby pokazac ze jest Pan Bog ktoremu mozna ufac w na prawde zyciowych kwestiach i sie nie zawiesc.. tak mysle..
  • Tak zapytam, bo mnie zastanowilo.

    Jesli rodzina wyjezdza na misje do tzw. normalnego (gospodarczo) kraju, gdzie ojciec rodziny podejmuje prace i rodzine utrzymuje, ew. z pomoca lokalnego systemu socjalnego, to jaka jest roznica miedzy rodzina, ktora rozeznala swoje powolanie misyjne, a zwyklym tlumem emigrantow zarobkowych, pracowych, z laczenia rodzin, ktorzy wprawdzie wyjezdzaja z reguly po cichu, ale tez zalatwiaja sobie wszystko sami, dorabiaja sie, a jednoczesnie rowniez swiadcza? Oczywiscie nie zawodowo, bo sobie nie wpisuja do cv, ze sa na misji, ale mimo zmiany miejsca zamieszkania wyznaja caly czas te same wartosci i wpajaja je dzieciom... Sila rzeczy stykajac sie z innymi ludzmi, chocby w sytuacjach wychowawczych, lekarskich, pracowych, swiadcza, tyle ze nie pisza sobie na czole "jestem misjonarzem".

    Jezeli rodzina wyjezdza do kraju, w ktorym nie moze uczestniczyc w normalnym zyciu spolecznym, a do tego ma bariere jezykowa i mentalnosciowa, nie pracuje, nie dzieli zycia swojego otoczenia, caly czas sila rzeczy jest inna i na chwile... to gdzie w tym ewangelizacja? Ok, nie mowie o staniu z fletem i Biblia na placu jak ewangelikalni kaznodzieje czy sekciarze. Raczej o pokazywaniu wlasnym przykladem, ze w normalnym, codziennym zyciu jest miejsce na Jezusa. Jak to ma wygladac, skoro ktos jest tak inny, nieprzystajacy i do tego na chwile?
  • Malgorzata powiedział(a):
    Tyle , że takie pisanie lekko , że się reaguje inaczej niż Oni tambylcy to trochę pyszne jest i niejako jakby lepsi byli od tamtych a nie są
    Jeśli tak zabrzmiało, to nie miało tak zabrzmieć ;)
    Chodzi mi o to, że to są jedyni katolicy wśród tubylców. Napisałam, że to Duch Święty pomaga im reagować inaczej, nie oni sami z siebie. Wiadomo, jak na trudne wydarzenia reaguje świat. Jeśli ktoś reaguje inaczej to albo jest idiotą, albo faktycznie Ktoś mu pomaga. To rodzi pytania. Ludzie z pracy i sąsiedzi widzą, że to nie idioci, bo żyją obok nich już kilka lat. To znaczy, że musi być  w tym coś więcej...

    O to mi chodziło.
  • @Malgorzata32 my w Emmanuelu, ale już ktoś pisał, że nie tylko neo jeżdżą.
    FIDESCO jeździ zawsze na zaproszenie biskupa z konkretnym dopasowaniem misji do kwalifikacji (również zawodowych) kandydatów. Dla każdego misja się znajdzie.
    Do tego tam jadą nie więcej niż dwie-trzy ekipy jedna po drugiej w celu rozruszania lub nauczenia lokalnej społeczności czegoś co będzie dalej żyło. Ten sposób mi odpowiada. Neo nie znam.
    Warto jednak pamiętać, że Duch Święty przekracza nasze nawet pobożne wyobrazenia.
    @Aneczka08 od czerwca jesteśmy w Brzozowie. Zobaczymy co dalej.
  • Wiecie co , po prawdzie to i w Polsce potrzebne takie misje. W sensie dawania świadectwa.
    Podziękowali 1Katia
  • Często z waszych opisów wynika, że wielu z was jest wspaniałymi misjonarzami.
  • Ojejuju powiedział(a):
    Młodzi ludzie z Tanzaníi , u nas na rynku ewangelizowali i dawali świadectwo. :-)
    Uch. Na pewno chcieli dobrze... ;)
    Podziękowali 1E.milia
Aby napisać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować.